Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Mordy, gwałty i prowokowanie Iranu. Co do diabła wyczynia Netanjahu?

Mordy, gwałty i prowokowanie Iranu. Co do diabła wyczynia Netanjahu? autor ilustracji: Julia Tworogowska

O ile zdecydowana odpowiedź Izraela na bestialski atak Hamasu z 7 października 2023 roku nikogo nie dziwi, to poziom eskalacji konfliktu i wciąganie w niego wszystkich sąsiadów państwa żydowskiego już tak. Motywacje Benjamina Netanjahu, szefa izraelskiego rządu, są zimne i pragmatyczne. Jego decyzjom biernie przygląda się Zachód, patrząc przez palce na kolejne zbrodnie wojenne Izraela, a przy okazji zrażając do siebie opinię publiczną i Globalne Południe.

Działania Izraela tłumaczone wojną, atakiem terrorystycznym Hamasu czy zagrożeniem z terytoriów Libanu i Syrii przekraczają zwykłą zuchwałość. Poza regularnymi bombardowaniami obiektów cywilnych, w wyniku których giną tysiące dzieci (przy czym na Ukrainie według ONZ zginęło ich kilkaset, oczywiście przy znacznie większej liczbie poległych żołnierzy), hamulce już dawno puściły nie tylko izraelskim dowódcom wojskowym, ale i żołnierzom.

Na początku sierpnia nagrali gwałt na Palestyńczyku; nagranie rozsyłali znajomym, a kiedy kilku z nich zostało aresztowanych, doszło do buntu. Kilka dni później w izraelskiej telewizji jeden z dziennikarzy argumentował, że gwałty na Palestyńczykach powinny być zinstytucjonalizowane.

Jarosław Kociszewski argumentuje, że „dyskusja pokazuje głębię polaryzacji, czy otchłani, którą w Izraelu otworzyła ta wojna”. Nie jest jednak ona wyjątkiem, który Izraelczycy by jednogłośnie potępili. W tych samych dniach izraelski minister finansów stwierdził, że zagłodzenie Palestyńczyków może być „uzasadnione i moralne”.

Tymczasem o ile świat oburza się na ten festiwal dehumanizacji, Stany Zjednoczone pod koniec lipca zaprosiły Netanjahu po raz czwarty na wygłoszenie mowy przed połączonymi izbami Kongresu. Przemówienie było co chwilę  przerywane owacjami na stojąco w wykonaniu amerykańskich senatorów, zaś w jego trakcie można usłyszeć o bohaterstwie izraelskich żołnierzy czy przywództwie Izraela w kampanii wobec Iranu.

Recydywiści u władzy

Jeszcze niedawno Izrael zmagał się z ogromnymi protestami na tle nieudolnej reformy sądownictwa, przepychanej w dość brutalnym stylu przez rządzącą koalicję pod przywództwem Benjamina Netanjahu, co krytykowano na Zachodzie. Pisałem o tym w listopadzie na łamach Klubu Jagiellońskiego. Z dzisiejszej perspektywy można zauważyć, że (przy uszanowaniu ofiar tego konfliktu) dla rządzącego Likudu agresja Hamasu była w politycznym sensie manną z nieba.

Przypomnijmy krótko: wyłoniony w listopadzie 2022 roku rząd Izraela pod przewodnictwem Benjamina Netanjahu był piątym gabinetem w przeciągu zaledwie czterech lat. Netanjahu tym samym powrócił do władzy po półtorarocznej przerwie, a jego gabinet – sformowany z często dalekich od siebie ugrupowań,  powstawał w atmosferze skandalu związanego z personaliami kandydatów na ministrów, nierzadko obciążonych zarzutami karnymi bądź skazanych w przeszłości.

Sam Netanjahu od 2020 roku jest obciążony zarzutami karnymi w trzech różnych sprawach o korupcję i nadużycia władzy. W opinii Izraelczyków nie daje to utworzonej przez niego koalicji mandatu do rządzenia, a tym bardziej przeprowadzania poważnych zmian ustrojowych, jak w przypadku daleko ingerującej w kompetencje sądów reformy wymiaru sprawiedliwości zaproponowanej przez rząd Likudu. Niestabilność rządzącej koalicji, masowe protesty społeczne i dezorganizacja służb – to wszystko składało się na polityczny krajobraz Izraela sprzed 7 października.

Pytania o cel tej wojny

Netanjahu znalazł się w patowej sytuacji: koalicja trzeszczała pod wpływem protestów, a kontrowersyjne zmiany stwarzały ryzyko utraty stanowiska i pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. Właśnie w tym momencie Hamas przypuścił zaskakujący atak na Izrael i skierował na niego oczy całego świata. Dlaczego ta krwawa kampania wojenna trwa już od ponad 10 miesięcy?

Dysproporcja sił między Izraelem a Hamasem jest znacząca, zresztą możliwości w zakresie unicestwiania dowolnych celów w regionie zostały już przez Izrael wielokrotnie udowodnione. Pomimo tego armia izraelska posuwa się do przodu bardzo wolno i – co najważniejsze – cel operacji wojskowej Izraelskich Sił Zbrojnych w Strefie Gazy (deklaratywnie m.in. odzyskanie zakładników) coraz bardziej się rozmywa.

Wygląda to wręcz tak, jakby wojna i powolne unicestwianie Hamasu i Palestyńczyków zamieszkujących Strefę Gazy były celem samym w sobie, o czym świadczą ww. przejawy bestialstwa i akcji, które z militarnego punktu widzenia nie mają żadnego uzasadnienia.

Deeskalacji nie ma i nie będzie

Pomimo że to Hamas ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za najbardziej krwawy atak w historii państwa żydowskiego i wybuch wojny, to właśnie Izrael jest stroną, która ten konflikt podtrzymuje, eskaluje i rozszerza go na cały region. Pierwotnym celem odwetu ze strony Izraela była Strefa Gazy, jednak obecnie działania zbrojne (choć na mniejszą skalę) obejmują także terytoria Zachodniego Brzegu, Libanu, Syrii, Jemenu i Iranu, a w konflikt zostali wciągnięci Iran z jego sojusznikami (Hezbollah, jemeńscy Huti) i z drugiej strony Stany Zjednoczone czy w mniejszym stopniu Wielka Brytania.

I chociaż – jak pisze Marek Matusiak na łamach Ośrodka Studiów Wschodnich – pole konfliktu zostało rozszerzone przez „solidarnościowe” ostrzały terytorium Izraela przez Iran i sprzymierzone z nim ugrupowania propalestyńskie, to Izrael jest stroną, która podsyca napięcie w regionie i która nie jest zainteresowana deeskalacją. Widać to zwłaszcza w przypadku ostrzelania irańskiego konsulatu na terenie Syrii czy zabójstwa jednego z liderów Hamasu Ismaila Haniji.

Warunkiem wstępnym do deeskalacji konfliktu jest jednak zawieszenie broni w Gazie, na co premier Izraela nie chce się zgodzić, chociaż nawet Hezbollah zapowiedział wstrzymanie ostrzałów, jeśli się to wydarzy. Sprawia to wrażenie, jakby Netanjahu po prostu nie był zainteresowany zakończeniem wojny i odbiciem zakładników, gdyż to on wydaje zgody na eliminację celów na terytorium innych państw, m.in. Iranu czy Libanu. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka, a tego ewidentnie chce Netanjahu, eliminując liderów politycznych wrogich ugrupowań i zabijając cywilów w Strefie Gazy.

Zimny pragmatyzm

W świetle przedstawionych faktów nasuwa się tylko jedna odpowiedź na pytanie o powody eskalacji konfliktu przez Izrael, a jest nią sam premier Benjamin Netanjahu. Netanjahu w fotelu premiera, sterujący koalicją rządową z formalną większością w Knesecie był bowiem w stanie za każdym razem przeforsować dla siebie immunitet na czas pełnienia funkcji.

Może on zatem ochronić się przed postawionymi mu zarzutami karnymi. Tak też należy interpretować zawiązywane przez Likud z pomniejszymi partiami koalicje, będąc gwarantem jego politycznego przetrwania z dala od aresztu i sal sądowych.

Biorąc pod uwagę siłę armii, najwyższej klasy zachodni sprzęt i jakość służb wywiadowczych, pacyfikacja Hamasu w otwartym starciu nie musiałaby trwać tak długo. Bibiemu na rękę jest jednak bardziej podpalanie całego regionu i eskalacja. Tym bardziej że „dzięki” uderzeniu Hamasu w Izraelu wprowadzony został stan wojenny, co jak wiadomo uniemożliwia przeprowadzenie wyborów i zmianę władzy.

Politykom znany jest efekt zjednoczenia narodu wokół władzy w trudnych czasach konfliktu czy innych zagrożeń. Jak pisze izraelski dziennik Haaretz, Netanjahu przed 7 października nie cieszył się tak wysoką popularnością, jak dzisiaj. Rozszerzając konflikt na kolejne regiony Bliskiego Wschodu, przysparza sobie zatem popularności w społeczeństwie i odsuwa od siebie groźbę zmiany u sterów władzy.

Interesy Polski a sprawa wojny Izraela

Za samym Netanjahu Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania, który wzbudził gniewne reakcje USA, ale oklaski na Globalnym Południu. W sierpniu Republika Południowej Afryki oskarżyła Izrael o ludobójstwo w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości z poparciem Turcji, która zerwała stosunki handlowe z Tel-Awiwem.

Coraz więcej pomruków krytyki wobec Izraela pojawia się również w Europie (np. Niemcy zapowiedziały, że aresztują Netanjahu, jeśli pojawi się na ich terytorium, z szacunku dla praworządności – w przeciwieństwie do USA).

Te kraje, jak i wiele innych na Globalnym Południu, mają znaczenie dla Polski i Zachodu w kontekście polityki i sankcji wobec Rosji. Jerzy Haszczyński w Rzeczpospolitej zwraca uwagę, że niezachwiane poparcie amerykańskiej administracji dla rządu Izraela, czyli premiera Netanjahu w koalicji z rasistami i skrajnymi nacjonalistami, może odbić się czkawką Waszyngtonowi również w kontekście szukania sojuszników w konflikcie z Iranem, Rosją, a w dalszej perspektywie także z Chinami.

To wszystko wpisuje się w szerszy trend upadku wiarygodności Zachodu jako strażnika moralności, praworządności i równości państw wobec międzynarodowego prawa. Izrael kompromituje wartości, którymi Zachód szermuje wobec rozwijających się państw i wokół których próbuje nawet budować sojusze w Azji (autorytarny ośrodek chiński vs. demokratyczny blok przyjaciół USA).

Dla władz państw Globalnego Południa to wyraźny dowód podwójnej moralności Zachodu, krytykującego i sankcjonującego Rosję za inwazję na Ukrainę, a jednocześnie bezrefleksyjnie stojącego za Izraelem, nawet w obliczu jego zbrodni wojennych.

W Polsce mieliśmy do czynienia z próbką izraelskiej dyplomacji, kiedy to ambasador Izraela w Polsce Jakow Liwne po zabójstwie polskiego wolontariusza w Strefie Gazy przez Siły Obrony Izraela nie tylko nie przeprosił, ale wręcz zaatakował polskich polityków i standardowo oskarżył Polaków o antysemityzm.

Brak refleksji ze strony USA, jedynego państwa zdolnego wpłynąć na politykę Izraela, już dziś osłabia wysiłki polskie i sojusznicze na rzecz zwalczania wpływów rosyjskich, uderzania w rosyjskie łańcuchy dostaw czy egzekwowania antymoskiewskich sankcji. Tel-Awiw zresztą sam chętnie handluje z Moskwą.

Szkodzi to zarówno Polsce, UE, jak i Stanom Zjednoczonym. Zanim się obejrzymy, „jedyny bastion demokracji na Bliskim Wschodzie” doprowadzi do sytuacji, w której jedynym sojusznikiem Zachodu będzie Izrael.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.