Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

mBank się myli. Potrzebujemy atomu i merytorycznej debaty o energetyce jądrowej

mBank się myli. Potrzebujemy atomu i merytorycznej debaty o energetyce jądrowej Autorka ilustracji: Julia Tworogowska

Atom. Za, a nawet przeciw – tak zatytułował swoją niedawną analizę mBank. Jest to zaskakujące stanowisko. W momencie gdy po wielu latach debat rozpoczęto prace nad budową polskiej elektrowni jądrowej, autorzy dokumentu wzywają do ponownego zastanowienia się nad sensem tej inwestycji. Jednak ich analiza ma poważne braki merytoryczne, opiera się na nieuzasadnionych założeniach i pomija faktyczne problemy energetyki jądrowej.

Głos ekspertów i lokalnej społeczności

Przede wszystkim w analizie mBanku brak jakichkolwiek odniesień do proatomowych stanowisk eksperckich, np. Komitetu Problemów Energetyki PAN czy Komitetu ds. Zmian Klimatu PAN. Mamy w Polsce liczne grona specjalistów, które analizują rolę energetyki jądrowej i jej znaczenie dla transformacji energetycznej. Nie trzeba więc wymyślać koła na nowo.

Każda duża inwestycja infrastrukturalna, która nie posiada lokalnie mocnego poparcia społecznego, musi mierzyć się ze sprzeciwem mieszkańców (zjawisko znane pod angielskim akronimem NIMBY – Not In My Back Yard). Problem ten dotyczy nie tylko elektrowni jądrowych, często tak samo jest w przypadku inwestycji w lądowe farmy wiatrowe czy fotowoltaiczne. Nie jest to jednak przeszkoda nie do przezwyciężenia.

Polecam autorom analizy rozmowę z ludźmi, którzy mieszkają w okolicach elektrowni jądrowych w Wielkiej Brytanii czy USA. Ich częstym lękiem, który widać w wielu przypadkach, jest obawa, że im ktoś tę elektrownię zamknie, co będzie finansową tragedią dla regionu, podobnie jak miało to miejsce w przypadku zamykanych w Polsce kopalń (np. w Wałbrzychu).

Głośno było niedawno o uchwale rady miejskiej Konina. Samorządowcy, wobec niejasnej polityki władz centralnych, jednogłośnie i ponad podziałami poparli projekt budowy elektrowni jądrowej Konin-Pątnów w swojej gminie. Widać więc, że lokalne społeczności potrafią wręcz lobbować za atomem i sytuacja nie różni się tu szczególnie od problemów, które napotykają inwestycje w inne rodzaje energetyki.

Perspektywa giełdy czy troska o przyszłe pokolenia?

Bardzo dużym merytorycznym błędem analizy mBanku jest powoływanie się na wyliczenia Lazarda (amerykańskiej firmy konsultingowej – przyp.red.) odnośnie do kosztu wytworzenia energii (LCOE, czyli uśredniona wycena kosztów energii) w kontekście rozmowy o tym, czy Polska potrzebuje atomu. Lazard wylicza LCOE na podstawie jednego projektu – amerykańskiej elektrowni Vogtle’a, z perspektywy pojedynczego inwestora, z założeniem idealnie stabilnej sieci energetycznej i szybkiej amortyzacji. Dodatkowo dla odnawialnych źródeł energii wartości są uśrednione z bardzo wielu geograficznych lokalizacji.

Absolutnie nie jest to narzędzie, które dostarcza odpowiedzi polityce energetycznej państwa, co sam Lazard podkreśla w suplementach do swoich raportów. Nie uwzględnia ono kosztów systemowych polegających na bilansowaniu systemu energetycznego, które są znaczące przy niektórych technologiach. Tak samo drogie są zresztą potencjalne braki energii dla odbiorców. Wyliczenia nie obejmują również wszelkiego rodzaju kosztów zewnętrznych, związanych z polityką społeczną czy zmianą sposobu wykorzystania terenu. Szerzej o ograniczeniach tego narzędzia pisałem kilka lat temu dla biznesalert.pl.

Wart uwagi jest również wątek analizy dot. SMR. Małe reaktory modułowe wciąż realnie nie istnieją, a analitycy mBanku opierają się chyba tylko na materiałach reklamowych firm, które chcą je sprzedawać. Namawiałbym ich do większej ostrożności.

SMR nie są „dostępne z półki”, choć rzeczywiście tak się je reklamuje. W istocie składać się będą z tak samo dużych objętościowo i masowo elementów konstrukcyjnych, jak elektrownie wielkoskalowe. Według ekspertów przepytanych rok temu przez Polski Instytut Ekonomiczny uruchomienie takiego obiektu w Polsce mogłoby nastąpić dopiero w okolicach 2038 roku.

Budowa BWRX-300 w Stawach Monowskich koło Oświęcimia nie będzie znacząco odbiegać od tego, co powstanie w Koninie czy nad Bałtykiem. Ba – może być potencjalnie trudniejsza ze względów technologicznych i ekonomicznych, nad którymi autorzy się nie pochylili. Ich budowa będzie przeprowadzana w oparciu o te same przepisy prawne. I jeśli nawet, ze względu na mniejszą moc, będą one mniej kosztować, to z tej samej przyczyny będą również mniej dochodowe.

Opóźnienia to zmora nie tylko atomu

Analiza mBanku podkreśla również ryzyko opóźnień charakterystyczne dla inwestycji w atom. Rzeczywiście, energetyka jądrowa ma dziś problem z realizacją projektów na czas i w założonym budżecie. Ale w Europie prawie wszystkie duże projekty infrastrukturalne cierpią na tę przypadłość. Przykład berlińskiego lotniska jest najbardziej drastyczny: budżet przekroczono trzykrotnie, a oddanie inwestycji opóźniło się o 10 lat.

Autorzy dokumentu jako przykład opóźnionej inwestycji infrastrukturalnej przekornie wybrali Zakopiankę. Ale czemu nie Gazoport lub Baltic Pipe, które w porę uratowały nas przed gazowym szantażem Rosji? ’

Budowa dużych rzeczy trwa długo i jest skomplikowana, ale to nie znaczy, że nie są one potrzebne lub że alternatywy leżą gotowe na półkach sklepowych. Postępujących zmian klimatu nie uda nam się powstrzymać bez potężnych inwestycji infrastrukturalnych. Wobec tego nie mamy wyjścia, musimy na nowo nauczyć się budować duże rzeczy na czas i w budżecie.

Wobec tak dalekiej perspektywy czasowej inwestycji zagrożeniem wg autorów analizy  mógłby być potencjalny brak paliwa związany z wyczerpywaniem się światowych złóż uranu. Jednak paliwa jądrowego wystarczy nam na dużo dłużej, niż zakładali analitycy mBanku, bo wskazany okres 100 lat to mniej więcej tyle, na ile mamy uranu przy obecnych cenach i uwzględniając tylko znane złoża. Proste porównanie odpowiednich raportów OECD i MAEA (redbook 2022 i 2002, kategoria RAR 130 USD/t) wskazuje, że przez minione 20 lat znane zasoby uranu wzrosły i to w tych samych kategoriach cenowych, zidentyfikowano też droższe w wydobyciu (choć nadal tanie) złoża.

Bezpieczeństwo niejedno ma imię

Jak zawsze w przypadku energii atomowej emocje wzbudzają kwestie bezpieczeństwa energetycznego. Autorzy dokumentu przeanalizowali problem na kilku płaszczyznach. Trudno jednak zrozumieć, na jakiej podstawie twierdzą, że „rozproszone sieci są bezpieczniejsze”.

Pouczający jest przykład Ukrainy, która w pierwszych 6 miesiącach wojny utraciła jedną, okupowaną przez Rosję elektrownię jądrową, a jednocześnie, na skutek fizycznej grabieży, stracone zostało 90% mocy wiatrowych i połowa fotowoltaiki. Dziś zniszczone są prawie wszystkie węglowe jednostki wytwórcze, a resztka energetyki całego kraju stoi dosłownie na kilku reaktorach jądrowych, które ratują wszystkich przed blackoutem.

Wobec tego uznanie sieci rozproszonych za bezpieczniejsze wymaga jakiegoś mocnego uzasadnienia, a przynajmniej konsultacji z ekspertami Operatora Systemu Przesyłowego. Teza, że „elektrownia atomowa ma sens w krajach bezpiecznych militarnie” zupełnie się w świetle wojny w Ukrainie nie broni.

Oprócz ataku kinetycznego wspomniany jest również cybernetyczny. Ale jestem bardzo ciekawy, jak analitycy mBanku widzą konkretnie realizację takiego ataku na odciętą fizycznie od Internetu nastawnię elektrowni jądrowej? Jak by to miało wyglądać w praktyce? W najgorszym scenariuszu rezultatem byłoby wyłączenie reaktora, ale jak to zrobić?

Równolegle, na podstawie własnego doświadczenia ze branży OZE, chciałbym zauważyć, że o wiele bardziej powinniśmy obawiać się o nasz rozproszony system fotowoltaiki (oparty na technologiach IoT). W takich sieciach dosłownie wszystkie nowe inwertery mogą być zdalnie aktualizowane z Chin. Urządzenia, które odpowiadają za coraz większy procent naszej energetyki, nie tylko same często „dzwonią do domu”, ale też w teorii pewnego dnia mogą zostać masowo zmuszone do zadania, które naszym operatorom systemu energetycznego spędzi sen z powiek. Skąd więc taka stronniczość w kwestii cyberbezpieczeństwa wśród autorów analizy mBanku?

Przynajmniej od czasów Czarnobyla jednym z głównych zagrożeń żywych w powszechnej świadomości są poważne awarie reaktora. Autorzy trzeźwo zauważają, że prawdopodobieństwo takiej awarii jest znikome, jednocześnie wskazując, że budowa nowych reaktorów mimo wszystko zwiększa je w skali globalnej.

Jest to całkowicie błędne założenie. Porównajmy tę tezę z rozwojem lotnictwa cywilnego, które od dekad, z roku na rok jest coraz bezpieczniejsze w przeliczeniu na pasażerokilometr. Ba – także bezwzględna liczba śmiertelnych wypadków jest niższa niż w latach pięćdziesiątych. A homologacja i nadzór nad nowoczesnymi elektrowniami jądrowymi to dużo bardziej wymagające procedury niż te w lotnictwie.

Odnośnie do zagrożeń dla środowiska, nie jest jasne, na czym polegają rzekome mankamenty chłodzenia morskiego. Nasza jądrówka będzie 300 metrów od Bałtyku, na wzniesieniu, nie grozi jej więc podniesienie poziomu morza. Zrzut cieplejszej o 10°C wody będzie realizowany 3 km od linii brzegowej. Temperatura morza podniesie się o 1°C w promieniu maksymalnie kilkuset metrów. Historycznie w Bałtyku chłodzono aż 20 reaktorów na raz, a nadal pozostawało to homeopatycznie małą ilością ciepła w porównaniu ze strumieniem energii ze Słońca, jaki corocznie ogrzewa nasze morze.

Kwestia sinic namnażających się w punktowo cieplejszej wodzie, podnoszona przez organizacje antyatomowe, jest szczegółowo modelowana w ramach postępowania środowiskowego w GDOŚ. Jest prawdopodobne, że dzięki wybudowanej przez elektrownię jądrową oczyszczalni ścieków okoliczne gminy zostaną skanalizowane, co znacznie zredukuje poziom biogenów spływających do morza i sinic będziemy tam obserwować mniej, a nie więcej.

Druga strona medalu

Co ciekawe, w omawianym tekście brakuje, moim zdaniem, autentycznych ograniczeń i wad energetyki jądrowej, które powinny być wymienione.

Budowa elektrowni atomowych wymaga stabilności legislacyjnej, politycznego zaparcia oraz długofalowego planowania, które w Polsce nie mają bogatej historii. I problemem wcale nie jest, jak przedstawia to mBank, kultura techniczna, której w naszym kraju nie brakuje, choć z punktu widzenia ekonomistów może nie jest to takie oczywiste. Pamiętajmy, że atom z powodzeniem realizują kraje globalnego Południa, więc tego typu projekt jest zdecydowanie w polskim zasięgu, mimo iż sukces w żadnej mierze nie jest gwarantowany.

Dużą przeszkodą dla energetyki jądrowej w Europie jest kilka dekad jawnie antyatomowej polityki realizowanej w całej Unii Europejskiej. Łańcuchy dostaw zostały zerwane, przemysł jądrowy podupadł, a kadry są już po zmianie pokoleniowej i w dużej mierze do odbudowania.

Komisja Europejska włączyła co prawda atom do Taksonomii Zrównoważonego Rozwoju i Net Zero Industry Act, ale z licznymi i dość kuriozalnymi obostrzeniami. Atom wciąż traktowany jest w Unii jak brzydkie kaczątko i nie może być np. finansowany ani z KPO, ani z funduszy pochodzących z ETS czy programu REPowerEU.

Bieżące decyzje Komisji Europejskiej odległe są od technologicznego agnostycyzmu, którego wymagałaby realizacja obiektywnie sprawiedliwych warunków dla różnych czystych technologii. Przykładowo, w ostatniej decyzji dla czeskiej elektrowni jądrowej Dukovany KE wyraźnie przedstawiła swoje wymagania co do priorytetowego dostępu energii z OZE do sieci przed atomem. Elektrownia jądrowa ma bowiem, w rozumieniu Komisji, ustępować miejsca źródłom odnawialnym, co de facto jest bardzo mocnym wsparciem dla energetyki gazowej kosztem atomu.

Na weryfikację takich decyzji przyjdzie jeszcze czas, ale dziś utrudniają one w Unii realizację nowych mocy jądrowych. Takie kwestie absolutnie powinny znaleźć się w bankowej analizie.

***

Dyskusja na temat energetyki jądrowej jest potrzebna, tak jak potrzebne są w niej głosy strony antyatomowej, która patrzy inwestorom i decydentom na ręce. Jednak analiza mBanku nie dostarcza żadnych nowych argumentów. Nie jest to tekst ani dobry, ani ponadczasowy, do czego być może aspirował.Co gorsza, ukryte jest w nim nieme założenie, że wdrożenie alternatyw dla atomu będzie proste, łatwe i przyjemne, co jest nieprawdą.

Debata Atom. Za, a nawet przeciw rozstrzygnęła się w Polsce w dniu wybuchu wojny w Ukrainie, podobnie zresztą było w innych krajach Europy. Atom budują lub planują budować Francuzi, Holendrzy, Brytyjczycy, Szwedzi, Finowie, Polacy, Czesi, Słowacy, Rumuni, Bułgarzy i Słoweńcy, a w swoim najnowszym długookresowym planie przedstawionym Komisji Europejskiej nuklearne ambicje ogłosili nawet Włosi.

Bezpieczeństwo energetyczne, brak alternatyw, możliwość magazynowania paliwa jądrowego wiele lat do przodu, aspekty geopolityczne i polityczne poparcie dla atomu dają dziś tej technologii szansę na nowe rozdanie. Czy i jak z niej skorzystamy, zależy od nas samych, ale niezbędne jest przesunięcie debaty na nowe pola dyskusji, ponieważ stare i dawno nieaktualne argumenty niewiele już dziś do niej wnoszą.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.