Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Nick Cave to największy mistyk naszych czasów

przeczytanie zajmie 10 min
Nick Cave to największy mistyk naszych czasów Nick Cave and the bad seeds; live Paladozza, autor zdjęcia: Alessandro Bonvini źródło: wikimedia commons; Creative Commons Attribution 2.0

Nick Cave jest muzycznym mistykiem, który odrzuca racjonalny świat, by w dźwiękach szukać bram metafizyki. To rockowy kaznodzieja widzący w swych pieśniach prawdziwe przepowiednie, zapowiedzi wydarzeń, które dopiero nadejdą. Cave swoją muzyką woła o Tajemnicę, transcendencję, Boga. Gdy przeżywa chwile zwątpienia, upada i zaczyna wątpić, to woła jeszcze głośniej i jeszcze bardziej przejmująco. Dziś w szeroko rozumianym przemyśle muzycznym nie ma drugiej tak niezwykłej postaci.

„I don’t believe in an interventionist God” – tymi słowami rozpoczyna się jedna z najsłynniejszych pieśni Nicka Cave’a. Nie był to jedynie chwytliwy wers, ale – jak się zdaje – autentyczne wyznanie artysty. Sam muzyk przyznawał, że piosenki z albumu The Boatman’s Call są jednymi z jego najbardziej intymnych, które „zbyt wiele o nim ujawniają”.


Przytaczam ten utwór, aby już na samym początku zasygnalizować napięcie między wiarą a zwątpieniem, wokół których obraca się religijność Cave’a. To właśnie styk tych dwóch światów jest kluczem do zrozumienia tego artysty. Wiele lat po napisaniu Into My Arms w rozmowie z Newsweekiem muzyk w następujących słowach przyznał, że nie wierzy w nieśmiertelność duszy: „Jestem otwarty na to, co czeka nas po śmierci, ale mam okropne przeczucie, że niestety nic tam nie ma”.

Czy Bóg mieszka w zwątpieniu?

W wywiadzie rzece z 2022 r., wydanym pod tytułem Wiara, nadzieja i krwawa łaźnia, muzyk stwierdził, że wątpienie i niepewność są jego „życiowym napędem”. Z kolei w rozmowie z Polityką przekonywał, że „jako istoty ludzkie musimy zastanawiać się nad kwestią boskiej egzystencji”.

„Ostatnią rzeczą, jakiej pragnę, to dowodów na to, że Bóg nie istnieje. Wszystko byłoby wówczas bardzo nudne”wskazywał Cave. Mówił też, że wiara jest dla niego „dzikim tańcem” między pewnością a zwątpieniem. Właśnie tę nierównowagę uznaje on za esencję religii.

W przywoływanym już wywiadzie rzece muzyk podzielił się jedną z najciekawszych myśli na ten temat. Uważał, że wątpienie jest nieodłączną częścią wiary, nie jej zaprzeczeniem, ale dopełnieniem. Cave przyznał, że „jest pewien rodzaj sceptycyzmu, który nie osłabia, ale nawet wzmacnia wiarę. To kowadło, na którym wykuwa się silna wiara”. Dodał, że „wielkim darem Boga dla ludzi jest to, że mogą wątpić”.

Z kolei w odpowiedzi na list jednego z fanów Cave napisał, że „Boga najczęściej można odnaleźć w jego nieobecności”. Jak to jednak rozumieć? Artysta przyznał, że to dzięki „dzikości życia” pojął, że radość czy piękno nie posiadają naturalnej drogi do wyrażania samych siebie i potrzeba zazwyczaj silnych negatywnych przeżyć, by je zrozumieć, np. miłość w pełni ukazuje swoje piękne dopiero, gdy doświadczamy utraty.

„Smutek w tragiczny sposób przypomina nam o głębi naszej miłości i, tak jak sama miłość, nie podlega negocjacjom” – twierdził muzyk. Analogicznie, jak przekonywał Cave, Bóg staje się najbardziej realny w momentach naszego zwątpienia, ponieważ dopiero wtedy zaczynamy rozumieć powagę transcendencji i dociera do nas, że „wiara nie jest czymś, czego należy poszukiwać, tylko nadanym nam kojącym darem”.

Tu przechodzimy do kluczowej konkluzji – zdaniem Cave’a istota religii tkwi w pytaniu: „A co, jeśli?”. Zaraz potem dodał: „Dla mnie to pytanie jest również wystarczającą odpowiedzią”. Ostatecznie muzyk wprost przyznał, że jego stosunek do wiary jest utylitarny – religia stała się drogą do lepszego życia bez względu na to, czy jest ona drogą prawdziwą. „Czasami wydaje mi się, że istnienie Boga to jedynie szczegół, sprawa techniczna, wobec niewiarygodnie wprost bogatego życia człowieka głębokiej wiary” – przekonywał muzyk.

Tych wypowiedzi nie sposób analizować bez uwzględnienia tragedii, jakiej Cave doświadczył w 2015 r., gdy zginął jego nastoletni syn. Oszalały po stracie artysta skierował się do Kościoła, bo szukał ukojenia i nadziei. „Ci, dla których to tylko mrzonki albo zbiór przesądów pozbawionych sensu, a może wręcz jedynie przejaw zbiorowej słabości, są widocznie zrobieni z bardziej wytrzymałego niż ja materiału. Ja chwytałem się rozpaczliwie, czego tylko mogłem, a kiedy już to uchwyciłem, nie chciałem wypuścić z ręki” – wspominał.

W następstwie tragedii Cave znalazł się między bezproduktywnym, wąsko rozumianym racjonalizmem a metafizycznym głodem. To rozdarcie opisuje utwór Bright Horses (z albumu Ghosteen z 2019 r.). Możemy wydzielić w nim trzy części.

W pierwszej Cave prezentuje rajski obraz, w którym przez pastwiska Pana pędzą tytułowe świetliste konie. W drugiej następuje odarcie ze złudzeń, gdy wkracza ateistyczny racjonalizm – konie to po prostu konie, po pastwiskach nie przechadza się Bóg, świat jest szary, a ludzie okrutni. Tutaj też pojawia się kluczowa dla nas konkluzja:

And everyone has a heart and it’s calling for something/
We’re all so sick and tired of seeing things as they are
”.

Potrzebujemy czegoś więcej niż po prostu tego, co widzą nasze oczy, mówił Cave. W części trzeciej utworu następuje rozwiązanie narastającego dylematu między szarą codziennością a głodem transcendencji: „This world is plain to see, it don’t mean we can’t believe in something”.

Wiara w syreny? Czemu nie?!

Idea wiary pozostaje dla Cave’a twórczym impulsem, który towarzyszył mu od zawsze. Wspominając dzieciństwo, muzyk stwierdził, że wychował się bez religii, jednak „myśl, że nie ma Boga, nie ma niczego, co byłoby święte, żadnej duchowej tajemnicy godnej tego słowa, niczego poza tym, co może nam dać racjonalny świat – okazała się dla mnie zbyt trudna do przyjęcia”.

Artysta dał wyraz temu przeświadczeniu w sennej balladzie z 2013 r. – Mermaids. Utwór zaczyna się od błahej gry słów o podtekście erotycznym, aby następnie na zasadzie kontrastu przerodzić się w jeden z najpiękniejszych fragmentów jego poezji:

I believe in God
I believe in mermaids too
I believe in 72 virgins on a chain (why not, why not)
I believe in the rapture
For I’ve seen your face
On the floor of the ocean
At the bottom of the rain.

W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że Cave wręcz naigrywa się z religii. Wiara w Boga zostaje zestawiona z mitem syren oraz muzułmańskimi podaniami o hurysach, co jest dodatkowo skwitowane nieco kpiącym: „Czemu nie? Czemu nie?”. Wątpliwości w przypadku interpretacji tegoż utworu rozwiał sam autor, który w jednym z wywiadów przyznał, że wyraża on „potrzebę wiary, bez względu na to, jak absurdalna może ona być”.

Mogę wierzyć we wszystko – zdaje się mówić Cave – w Boga, syreny, hurysy. W co chcesz. Czemu nie? Czemu nie? To potrzeba metafizycznego dreszczu ożywiającego rzeczywistość. Przedmiot wiary wydaje się tutaj drugorzędny – istnienie Boga to przecież jedynie szczegół, sprawa techniczna (sic!).

Owszem, Cave chodzi do kościoła i modli się do chrześcijańskiego Boga, ale tak naprawdę pragnie transcendencji. Świat bez Tajemnicy, która kryje się za naszą szarą codziennością, byłby – warto jeszcze raz przywołać wywiad z 2009 r. – po prostu nudny.

Mermaids to ważny trop, również w innym miejscu Cave wiązał twórczy proces pisania z mistycznym natchnieniem, które nie mieści się w naszych racjonalnych ramkach zsekularyzowanego świata. „Kiedy piszę, czuję się duchowo poruszony. Zbliżam się do Boga i wznoszę się ponad przeciętną, płaską, ziemską egzystencję” – taką wypowiedź muzyka możemy znaleźć w publikacji w A Journey from an Anglican God to the Creative Christ.

Nastrój „gorączki transcendencji” dobrze oddaje pieśń stylizowana na nawiedzony, ekstatyczny gospel There She Goes, My Beautiful World („Send that stuff on down to me!”) z 2004 r. Z kolei w eseju The Flesh Made Word, parafrazując Williama Blake’a, Cave stwierdził, że post factum ma wrażenie, iż tworząc, sam tak naprawdę „nic nie zrobił”, gdyż był jedynie „przekaźnikiem” Ducha Świętego.


Czy muzyk nie stawiał jednak znaku równości między wiarą w mity (syreny) a wiarą w Boga? Czy faktycznie liczy się wiara w cokolwiek? Nie. Mermaids w rzeczywistości jest manifestem, frontalnym atakiem na zlaicyzowany racjonalizm, który ruguje metafizykę ze świata.

Racjonalizm jest bowiem płytki i jedynie pozornie pomocny. Gdy pojawia się jakiś dramatyczny wstrząs burzący ramy naszego bezpiecznego świata, to racjonalna opowieść jest ostatnim, czego oczekujemy. Świat odcięty od duchowości jest pusty, tak naprawdę nie ma nic wartościowego do zaoferowania, jak mówił Cave. „Horses are just horses and their manes aren’t full of fire”. Konie to po prostu konie, a nie świetliste rumaki Pana. Świat bez Boga jest nudny.

Muzyczny mistycyzm

Brutalną cezurą w życiu artysty był wspomniany 2015 r. To wówczas znajdujący się pod wpływem narkotyków 15-letni Arthur spadł z klifu niedaleko rodzinnego domu. Cave poświęcił tej tragedii swoje dwa kolejne albumy – Skeleton Tree z 2016 r. oraz Ghosteen z 2019 r. Co ważne, wbrew powszechnej opinii pierwszy z nich w momencie śmierci Arthura był już niemal ukończony.

Za chwilę wrócimy do tego wątku, teraz jednak pochylmy się nad autorską, oryginalną ideą Cave’a dotyczącą związków muzyki z mistyką. Z biegiem lat autor Tender Prey wypracował podejście, które określam mianem muzycznego mistycyzmuto przedziwna mieszanka metafizycznego pragnienia i wiary w muzykę, która urasta do rangi sacrum. Wszystko to jest zbudowane na dobrze już nam znanym sceptycyzmie wobec racjonalistycznej narracji neoliberalnego świata.

W tej wizji muzyka, szczególnie wykonywana na żywo, stanowi pomost między nami a Bogiem. Jest swoistym misterium, quasi-rytuałem, plemiennym wydarzeniem, mszą dźwięków. Już od pierwszych albumów wydawanych z zespołem Bad Seeds widzimy utwory znamionujące to podejście. From her to eternity, The Mercy Seat czy Tupelo – to pieśni, które łączy jakiś tajemniczy, plemienny, dziki rytm, w którym, słuchacz może się jedynie zatopić. Sam Cave w tych numerach przypomina bardziej szamana niż rockowego muzyka.


Emblematycznym elementem wizji Cave’a jest osobliwe podejście artysty do samych utworów, które są przez niego antropomorfizowane. Muzyk opisuje pieśni swego autorstwa niczym własne dzieci, duchy obdarzone osobowością oraz wolną wolą. Jak twierdzi, piosenki potrafią całkiem dosłownie „mówić za siebie” i z czasem ukazywać drugie dno, którego nie był świadom sam twórca podczas pisania.

Cave zmierzał w stronę muzycznego mistycyzmu od lat, jednak to właśnie śmierć syna stała się punktem zwrotnym tych poszukiwań metafizyki w dźwiękach. Najbardziej wymownym przykładem opisywanego zjawiska jest piękny, niepokojący utwór Jesus Alone z 2016 r.:

You felt from the sky

Crash landed in the field

Near the river Adur

[…]

With my voice

I am calling you

 To słowa rozpoczynające album Skeleton Tree. Ich wymowa wydaje się oczywista. Powszechnie uznano, że Cave pisał je z myślą o swym synu (wrażenie było tak silne, że zanim sam muzyk zdążył publikę wyprowadzić z błędu, zaczęły powstawać poważne akademickie publikacje na temat albumu, interpretowano, ze jest on próbą przepracowania traumy). Trudno kogokolwiek winić o pomyłkę, wszak w tekście piosenki pojawia się nazwa rzeki, przy której doszło do tragedii.

W rzeczywistości Cave napisał jednak ten tekst jeszcze przed śmiercią swego syna, a po kilku latach przyznał, że nie jest w stanie logicznie wyjaśnić, jak doszło do powstania tej pieśni („nie czuję, że byłem przy jej tworzeniu, ani też nie pamiętam, jak powstawała. Zupełnie tak, jakby wyszła spod innych rąk niż moje”).

Brak wyjaśnienia jest paradoksalnie jedyną sensowną odpowiedzią, gdyż odpiera ostrze pustego racjonalizmu i otwiera nas na perspektywę duchową. Daje wgląd w horyzont muzycznego mistycyzmu, gdzie racjonalizm jest jedynie zawadą, a idea pieśni opowiadających swoje sekrety nie brzmi już tak abstrakcyjnie.

Cave stwierdził, że cały album Ghosteen z 2019 r. jest nie tyle próbą pogodzenia się ze stratą syna, ale przede wszystkim muzyką, w której duch jego dziecka nadal żyje. Artysta podkreślił wyraźnie, że nie jest to żadną metaforą, ale należy jego słowa odczytywać całkiem dosłownie. Ghosteen to pomost między życiem tu i teraz a duchem Arthura.

Rockowe proroctwa

Jakby tych wywrotowych teorii było mało, Cave przyznał, że jego utwory, a przynajmniej niektóre z nich, „zapowiadają przyszłe wydarzenia”. Jak podkreślał, istnieją wersy, które w momencie ich tworzenia wydają się nie mieć sensu i dopiero z czasem odsłaniają swe prawdziwe oblicze.

„Pieśń może przeczuwać pewne wydarzenia, jest czymś niezwykłym, może nawet niepokojącym” – stwierdził rockowy mistyk. Jesus Alone to jeden przykład, innym jest natomiast utwór Far from me z 1997 r. Jego ostatnie linijki opisują koniec ówczesnej relacji z partnerką Cave’a. Jak jednak zapewniał artysta, „pieśń stworzyła ten wers na długo przed rozpadem związku”.

Na jakiej zasadzie ta idea „pieśni-przepowiedni” miałaby jednak funkcjonować? Cave uchylał się od odpowiedzi. Próba znalezienia rozwiązania oznaczałaby jedynie kolejną próbę racjonalizacji sfery z zasady nieracjonalnej. Byłaby to próba zdarcia ze świata ostatnich resztek Tajemnicy.

„Myślę, że w samym sercu pieśni istnieje coś takiego, jak autentyczna tajemnica […]. Zapisujesz wers, ale dopiero przyszłość odsłoni jego sens” – głosił muzyczny kaznodzieja. Prawdziwa Tajemnica nie jest po to, by ją odkrywać. Tylko liberał tak może myśleć.

Bóg, którego istnienie potrafilibyśmy zweryfikować naukowo, przestaje być Bogiem prawdziwym. Wiara potrzebuje zwątpienia, miłość – utraty, Tajemnica – wiecznego niedopowiedzenia. Niemiecki teolog Karl Rahner stwierdził, że „chrześcijanin XXI wieku albo będzie mistykiem, albo go nie będzie wcale”. Cave idzie dokładnie tym tropem, budując swoją szaloną wizję.

***

Muzyczny mistycyzm, koncerty jako bramy do innego świata, pieśni nawiedzające naszą rzeczywistość niczym boscy pośrednicy, utwory decydujące za artystę, o czym chcą opowiadać. Czy można to łączyć z chrześcijaństwem? Czy w świecie zdominowanym przed neoliberalizm i racjonalizm, gdzie religia jest spychana na margines, ktoś może uważać, że muzyka stanowi pomost do transcendencji? Czy dorosły człowiek może w to w ogóle wierzyć? Wiele podobnych pytań można mnożyć. Cave ma na nie jedną odpowiedź: „A czemu nie? Czemu nie?”.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.