Ani pies, ani kot nigdy nie będą równe człowiekowi
No to w końcu kot zdycha czy umiera? Posiadam psa czy może już „psiecko”? Jeszcze zwierzęta czy może już „osoby nie-ludzkie”? Pomiędzy uczłowieczeniem zwierząt a ich totalnym uprzedmiotowieniem istnieje droga środka, którą proponowało chrześcijaństwo. To dopiero nowoczesność z jej ambicją panowania nad światem spowodowała zaburzenie równowagi pomiędzy wyjątkową godnością człowieka a szacunkiem do otaczającego nas świata.
W debacie publicznej pojawiają się gdzieniegdzie tezy, że źródeł nadmiernej eksploatacji środowiska naturalnego i przemocy wobec zwierząt szukać należy w średniowiecznej myśli chrześcijańskiej. Nauka o człowieku jako koronie stworzenia, biblijne wezwanie do czynienia sobie ziemi poddanej oraz odmówienie zwierzętom statusu osoby miało być pra-powodem zarówno katastrofy ekologicznej, jak i przemysłowo-fabrycznego chowu zwierząt.
Gdy usłyszałem te zarzuty, odniosłem wrażenie, że zwolennicy tego typu tez, dopuszczają się dość często popełnianego myślowego błędu. Jeżeli w praktycznym zastosowaniu danej idei pojawiają się nadużycia, to winna temu ma być sama doktryna nieopatrzona wystarczającą liczbą „bezpieczników”.
Podobnie było przecież z teorią wojny sprawiedliwej: skoro była nadużywana, to oznacza, że należy wyrzucić ją do intelektualnego kosza. Wojna na Ukrainie pokazała ślepy zaułek tego typu myślenia. Rzeczywistość jest skomplikowana i zagmatwana, zaś ideały często są wypaczane. Tak było, jest i będzie. Nie oznacza to jednak, że z tychże ideałów mamy teraz rezygnować.
To nie chrześcijaństwo jest winne traktowania zwierząt niczym produktu w fabryce lub istoty, nad którą można się bezkarnie znęcać. Katoliccy teologowie za Arystotelesem powtarzali, że zwierzęta posiadają tzw. duszę zmysłową: czują ból, strach bądź też zachwyt, są w stanie na bazie informacji, jakich dostarczają im uczucia, ocenić zagrożenie lub rozpoznać z sympatią swojego pana, jak to się dzieje w przypadku psów.
Jednocześnie człowiek jest kimś fundamentalnie odmiennym od zwierzęcia – posiada intelekt i wolę. Ktoś może w tym momencie zawołać: „Hola hola, przecież naukowcy twierdzą, że niektóre zwierzęta też posiadają jakiś rodzaj inteligencji. Poza tym neuronauki mówią, że człowiek to wcale nie jest istotą aż tak bardzo rozumną”. Cóż, to nieporozumienie wynika z innego rozumienia tychże pojęć, aniżeli rozumieli to „klasycy”.
Intelektualność człowieka, tak jak definiowali ją średniowieczni scholastycy, polega na zdolności do poznawania abstrakcyjnych pojęć ogólnych, takich jak dobro, sprawiedliwość, Bóg czy prawa fizyki. Z kolei wola oznacza zdolność do pragnienia oraz stosowania rozpoznanych przez intelekt dóbr i praw w codziennym życiu.
Zwierzęta tego nie potrafią. Jak słusznie zauważył dr Paweł Milcarek, ich decyzyjność jest ograniczona do wybierania zachowań, które sugerują im „inteligentnie” rozpoznające rzeczywistość uczucia. To jest zupełnie inny rodzaj wolności i rozumności niż ten charakterystyczny dla ludzi.
No dobrze, a co z odkryciami neuronauk w kwestii ludzkiej nieracjonalności? Czyż naszymi poczynaniami nie kierują ewolucyjnie zakorzenione w nas mechanizmy? Czy człowiek wcale nie jest istotą rozumną, lecz reagującą reaktywnie i bezrefleksyjnie w sposób dość podobny do zwierząt?
Te wnioski wynikają raczej z błędnego rozumienia intelektualności człowieka, pochodzącego z oświeceniowej fetyszyzacji rozumu i przypisywania ludzkiemu intelektowi i woli niemalże boskich mocy.
Rozum i wola ludzka nie mają mocy absolutnej. Nie jesteśmy bogami. Jesteśmy ograniczeni i skończeni. Często kieruje nami – jak określił to zmarły niedawno Daniel Kahneman, autor książki Pułapki myślenia – „myślenie szybkie”, zwierzęce ze swej natury, zakorzenione w ewolucyjnych mechanizmach, życiowych nawykach i uczynieniu świata możliwie zrozumiałym.
Nie oznacza to jednak, że nie jesteśmy zdolni do tworzenia teorii, krytycznych refleksji nad „niższymi warstwami duszy”, osiągania samoświadomości oraz stopniowego „wychowywania” naszej ograniczonej natury. Czyż sam fakt, że dostrzegamy cechy zwierzęce w nas samych, nie jest przejawem naszych intelektualnych zdolności? Czy zwierzęta także są świadome własnej zwierzęcości?
No dobrze, ale skoro chrześcijaństwo wiedziało, że zwierzęta czują, to skąd się wzięły te przerażające amerykańskie fermy dla kurczaków, gdzie życie zwierzętom jest odbierane na sposób przemysłowy niczym przy pomocy specjalnie do tego przeznaczonych kombajnów? Oczywiście sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, ale można bez zakłamywania powiedzieć, że źródeł filozoficznych tej sytuacji należy szukać u zarania nowoczesności.
Z jednej strony mamy filozofię Kartezjusza – tego piewcy zdolności ludzkiego rozumu – który wolność przypisał tylko i wyłącznie posiadającym świadomość ludziom, zaś zwierzęta zredukował do statusu zaprogramowanych maszyn. Czy maszyny mogą odczuwać? Jeżeli zaś nie mogą, to czemu by nie można zwierzętami dość swobodnie manipulować?
Obok szkodliwych wymysłów Kartezjusza mamy rewolucyjną myśl Francisa Bacona, który wprowadził do nauki metodę eksperymentalną i odrzucił podejście dotychczasowe, w której przyrodę poznawało się poprzez bierną obserwację. Pozwoliło to na rozwój techniki i pomogło człowiekowi poprawić warunki swojego bytowania. Gdyby nie Bacon, nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy dzisiaj.
Jego filozofia miała jednak też swoje negatywne skutki. Metoda eksperymentalna pozwoliła manipulować przyrodą, co dało człowiekowi nadzieję na całkowite podporządkowanie sobie otaczającego go świata.
Chrześcijaństwo widzi człowieka jako koronę stworzenia, ale jednak wpisanego w świat składający się z silnie powiązanych ze sobą części, do których należy podchodzić z należnym szacunkiem. Nowoczesność natomiast – wierząc w przeszacowane możliwości ludzkiego rozumu – chciała przekroczyć ograniczenia wynikające z porządku przyrody. Skutkiem tego są zarówno przemysłowa hodowla zwierząt, jak i degradacja środowiska naturalnego.
***
Chrześcijaństwo proponuje drogę środka. Z jednej strony nawet najbardziej ukochany piesek nigdy nie będzie tym samym, co drugi człowiek. „Psiecko” jest co prawda wdzięczniejsze. Czasami, owszem, nasika lub zrobi kupę tam, gdzie nie trzeba, ale nie będzie miało pretensji po latach, że „ktoś spiep**ył” mu życie toksycznym wychowaniem. „Psiecko” jest łatwiejsze w codziennym życiu, bo cóż – nie jest tak autonomiczne, jak zrodzone z naszych genów dziecko!
Z drugiej strony odrzucenie fetyszyzacji statusu zwierząt nie oznacza zgody na znęcanie się nad zwierzętami, trzymanie ich w ciasnych, dusznych klatkach bądź całkowite odrywanie od ich naturalnego środowiska. Jak słusznie zauważył niegdyś prof. Bogusław Wolniewicz: „Zwierzęta ból cierpią jak my, to jest wspólna nam z nimi właściwość naszej natury zwierzęcej”.
By zwierzęta chronić i doceniać, nie musimy jednak uciekać się do ich antropomorfizacji. Potrzebujemy po prostu ustawić rzeczywistość we właściwych proporcjach. Tylko tyle i aż tyle.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.