Spór o słowa prof. Bralczyka. Jakie wartości wyznaje świat?
Pies zdycha, a nie umiera. Żre, a nie je – twierdzi prof. Jerzy Bralczyk. Fala oburzenia, która przechodzi teraz przez debatę publiczną z gwałtownością godną huraganu, przeczy przekonaniu części konserwatystów o rzekomo dominującym współcześnie nihilizmie. Dzisiejszy świat wierzy w wartości. Jest to przede wszystkim zsekularyzowana wersja chrześcijańskiego miłosierdzia.
Jeżeli ktoś z czytelników nie zna jeszcze jakimś cudem wypowiedzi popularnego językoznawcy, to zachęcam, by przed dalszą lekturą niniejszego felietonu koniecznie to nadrobić.
Z ciekawości sprawdziłem o co tyle krzyku z profesorem Bralczykiem…
Konkluzja:🔶Bralczyk: mówi wyraźnie, że jemu pasuje mówić „pies zdechł”. Nie nakazuje i nie zakazuje mówić inaczej.
🔶Ja: mówię sobie jak chcę.Koniec historii. pic.twitter.com/FrCxsZ0Kkx
— Professor Mittelschmertz (@prof_Mittelmerz) July 18, 2024
Profesor Bralczyk wywołał prawdziwą wściekłość. Liberalni dziennikarze polemizują z profesorem, wskazują, że zmiana językowa oznacza uświadomienie faktu, że zwierzęta „też mają emocje”. Znany działacz na rzecz zmiany modelu edukacji w Polsce, Przemysław Staroń, dzieli się w mediach społecznościowych zdjęciem swojego psa, które zostało okraszone prozwierzęcym wierszem Wisławy Szymborskiej.
Po drugiej stronie mamy prawicowych komentatorów wzbraniających się przed nadawaniem zwierzętom cech jeszcze do niedawna uważanych za wyłącznie ludzkie. Widzą w reakcji liberalnego i lewicowego komentariatu kolejny objaw szaleństwa. W obronie profesora głos zabrał m.in. Łukasz Warzecha.
Nie chcę wchodzić w tym krótkim felietonie w szczegółowy spór o to, która ze stron internetowej inby ma więcej racji co do statusu ontologicznego zwierząt. Uważam, że zwierzęta, a zwłaszcza zwierzęta domowe, takie jak psy, są bytami o szczególnym statusie. Nie jest to jednak z całą pewnością status równy człowiekowi. Spróbujmy skupić się na innej kwestii, nie mniej istotnej, a w obecnej dyskusji skrywającej się w cieniu internetowych przepychanek.
Niektórzy z konserwatystów, zwłaszcza tych zakorzenionych mocno w tradycji chrześcijańskiej, twierdzą, że po odrzuceniu Boga czy idei prawdy obiektywnej musimy z konieczności pogrążyć się w nihilizmie. Wartości upadają, każdy robi, co chce, zgodnie ze swym własnym upodobaniem. Otóż tak nie jest.
Znakomicie pokazuje to Chantal Delsol w książce Czas wyrzeczenia. Francuska profesor argumentuje, że w epoce postmodernizmu, kiedy jesteśmy rozczarowani politycznymi ideologiami, możliwością poprawiania świata oraz wiarą w istnienie prawdy absolutnej, wcale nie staczamy się w otchłań nihilizmu. Królujące dziś poglądy, takie jak agnostycyzm i sceptycyzm, kierują nas ku takim opowieściom o świecie, które mają pozwolić ludzkości w dobie niepewności żyć „jak najlepiej”.
To nie pierwsza taka sytuacja w dziejach. Gdy w starożytności chwiał się polityczny porządek świata hellenistycznego, filozofowie uciekali się do stoicyzmu bądź epikureizmu – filozofii życia, które zamiast pożądania prawdy i pewności proponowały szczęście ukryte w pogodnej zgodzie na niepewność człowieczego losu. Poszukiwano minimalizacji cierpienia i zwiększania stanu indywidualnej i społecznej równowagi. Podobnie sytuacja wygląda dzisiaj.
Współczesny świat również jest światem niepewnym, skomplikowanym, niezdolnym do sformułowania przekonującej syntezy. Postmodernizm nie jest tyle światem bez wartości, ale raczej uniwersum z wartościami odmiennymi niż chrześcijańskie bądź po prostu inaczej rozumianymi. Już nie zakorzenionymi w obiektywnej wizji świata, ale w wyborach poszczególnych jednostek i zawieranych przez nie umowach społecznych.
Jakie to wartości? Uważam, że dziś króluje zsekularyzowana wersja chrześcijańskiego miłosierdzia, której podstawową ambicją jest chęć redukcji cierpienia w świecie do możliwego minimum.
Zwierzę czuje ból? Powinno się zakazać jedzenia mięsa. Kobieta cierpi psychicznie w trakcie ciąży? Legalna aborcja, wszakże płód niczego nie odczuwa. Ktoś cierpi na łożu śmierci? Zalegalizujmy samobójstwo dla niepoznaki nazwane eutanazją. Katastrofa klimatyczna? Powstrzymajmy ją, by ratować globalne Południe i przyszłość kolejnych pokoleń. Przykłady można by mnożyć.
Dlatego jeżeli my, konserwatyści i katolicy, chcemy na poważnie dyskutować ze współczesnym światem, musimy poznać jego wartości i zrozumieć źródła jego postaw. Nie ma sensu punktować hipokryzji powyższej „dyktatury empatii” i np. wskazywać wszystkim lewicowym posiadaczom iPhone’a, że ich wrażliwość na wyzysk przegrywa z wygodą czerpiącą z niewolniczej pracy w Afryce.
Argument z hipokryzji bywa mieczem obosiecznym. Sprzeczność między wyznawanymi wartościami a praktyką jest wpisana w drogę moralnego rozwoju człowieka. Polemizujmy więc ze źródłami i konsekwencjami wyznawanych idei. Wszakże i nam, konserwatystom, chodzi o to – z uwzględnieniem wszelkich ograniczeń ludzkiej natury – by żyć w najlepszym z możliwych światów.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.