Sprawa Romanowskiego. Kompromitacja rympalistów i mokre fantazje prawicy
Kompromitacja rympalistów w sprawie zatrzymania Marcina Romanowskiego to kubeł zimnej wody dla tych, którzy zaczęli „przywracanie praworządności” i „dochodzenie sprawiedliwości” konsekwentnie opierać na uchwałach Sejmu i opiniach prawnych pisanych pod tezę. Ale to też przestroga dla prawicy, której główny nurt zaczyna fantazjować o rychłym wsadzaniu do ciupy „bodnarowców”. Wnioski powinny być zupełnie odwrotne. Najwyższy czas przerwać tę spiralę i zająć się tym, co jest obowiązkiem polityków obojga plemion, rządzących i opozycji: systemową naprawą państwa, a nie rozliczaniem wrogów.
Doniosła analiza Królikowskiego: karma wraca, system dawno zgnił
W ostatnim czasie najgłębszym i najbardziej wstrząsającym tekstem o banalnej, choć przejmującej naturze polityki jest artykuł pozornie wyłącznie ekspercki. Na łamach „Więzi” prof. Michał Królikowski analizuje sytuację wokół tymczasowego aresztowania ks. Michała Olszewskiego. Z bezwzględną prawniczą precyzją, ale i chrześcijańskim zatroskaniem o standard traktowania oskarżonych, analizuje systemowe przyczyny sytuacji, w której znalazł się duchowny.
Wskazuje jednoznacznie: jeżeli rzeczywiście szef Fundacji „Profeto” znalazł się w pułapce niesprawiedliwości odzierającej z godności, to jest to możliwe z uwagi na złe zmiany w wymiarze sprawiedliwości i systemie penitencjarnym realizowane przez ekipę Zbigniewa Ziobry. Za rządów prawicy radykalnie pogłębiono znaną od lat patologię nadużywania aresztu wydobywczego i bezduszności w tym względzie sędziów i prokuratorów.
Nie będę tu streszczał opinii karnisty, odsyłam po prostu do jej spokojnej i wnikliwej lektury, bo naprawdę na to zasługuje. Uzupełnijmy ją jedynie o niebagatelny kontekst personalny i spróbujmy wyciągnąć z niej bardziej wprost wnioski polityczne. Królikowski to nie tylko profesor i prawnik-karnista, ale też konserwatywny wiceminister u konserwatywnych ministrów sprawiedliwości rządów PO-PSL. Co również nie bez znaczenia – to też ofiara upolitycznionej pokazówki prokuratury epoki Ziobry.
W 2018 roku zatrzymano go pod brzmiącymi absurdalnie zarzutami. Ostatecznie wniosku o areszt nie było, a cała sprawa zdawała się jednoznacznie wpisywać w kontekst ówczesnej politycznej wojny buldogów pod dywanem. Były zastępca Jarosława Gowina i Marka Biernackiego miał wszak doradzać Andrzejowi Dudzie w sprawach reformy wymiaru sprawiedliwości w sposób, który nie był po myśli polityków ówczesnej Solidarnej Polski.
W jakimś sensie zatem z pozycji własnych kompetencji, ale i doświadczeń, w swoim dość obszernym artykule Królikowski dowodzi prawd na pozór banalnych, ale ukazujących się w tej sprawie z całą doniosłością.
Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Karma wraca. To ludowe mądrości, które jak widać przerosły wyobraźnię wielu polityków.
Ale jest i drugi, jeszcze ważniejszy, choć w teorii równie oczywisty wniosek z artykułu Królikowskiego. Problem z traktowaniem księdza Olszewskiego jest problemem systemowym, objawem powszechnie znanej i doskonale zdiagnozowanej choroby, która od lat toczy polski system penitencjarny, prokuratorski i sądowniczy. „Jestem obrońcą karnym, to moje codzienne doświadczenie i ciężar w pozauczelnianej pracy zawodowej, którą wykonuję w źle zaprojektowanym wymiarze sprawiedliwości” – konkluduje autor „Więzi”.
Po nas choćby potop
Wbrew pozorom przytaczam tekst Królikowskiego nie po to, by znów wieszać psy na polityce Ziobry. Tej – uprzedzam hejterów – na tych łamach nigdy nie brakowało i dość wspomnieć, że polityka wymiaru sprawiedliwości była bodaj jedyną, która przez wszystkie edycje corocznego podsumowania rządu w epoce Zjednoczonej Prawicy kwalifikowała się w raportach Klubu Jagiellońskiego na najniższą z dostępnych ocen.
Rzecz bowiem w tym, że tekst Królikowskiego w obu swoich wymiarach jest być może nie tylko bolesnym podsumowaniem działań dzisiejszej opozycji, ale w jeszcze większym stopniu – potrzebnym momento dla obecnie rządzących.
Sprawa Marcina Romanowskiego i kompromitacja prokuratury w tym względzie jest jak kubeł lodowatej wody, który powinien dzisiejszej władzy i jej zwolennikom wreszcie uświadomić: jak będziecie szli ścieżką ziobrystów, to szybciej niż później podzielicie ich los. Metoda na rympał nie działa. Podejmowanie decyzji na bazie pisanych lewą ręką do prawego ucha opinii-d*pokrytek to droga do kolejnych spektakularnych porażek.
Idea, w której w imię rozliczania Prawa i Sprawiedliwości można deptać zasady prawa i ignorować zasady sprawiedliwości to nic innego, jak systemowe sankcjonowanie bezprawia i niesprawiedliwości. To dokładnie to samo, czego krytyka wyniosła obecną koalicję do władzy.
Co gorsza, w rympalizmie rządzący zdają się już punktowo wyprzedzać poprzedników. Rządzenie na podstawie uchwał Sejmu, pisanych pod tezę opinii prawnych i obchodzenie ram prawnych to właściwie cecha wspólna większości kluczowych działań władzy. Tak było z przejmowaniem mediów publicznych i prokuratury, tak jest z niepublikowaniem orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, tak wreszcie okazało się ze sprawą najbardziej drażliwą, czyli ograniczeniem wolności demokratycznie wybranego posła opozycji.
Równolegle rządzący ścigają się z poprzednikami w złych precedensach. Tak jak PiS-owcy działali częstokroć „jakby miało nie być jutra”, tak samo robią to dziś członkowie Koalicji 15 Października. Nakręcają spiralę jakby nieświadomi, że za ich śladem następcy też nie będą mieli oporów, by przetarte ścieżki wykorzystać i pójść po nich jeszcze dalej w las. „Po nas choćby potop” – stało się wspólną dewizą obu politycznych obozów.
Patrząc jednak na sprawę politycznie, jest jedna istotna różnica między „rympalizmem” PiS i Solidarnej Polski a „rympalizmem” nowej władzy. Partia Kaczyńskiego szła na rympał, ale – nad czym ubolewałem i ubolewam – wyborcy zamykali na to długo oczy, bo dowożono obietnice. Rząd Tuska idzie na rympał, ale zapowiedzi nie spełnia. Zderzenie ze ścianą rozczarowania może być więc szybsze i bardziej bolesne.
Mokre sny o Bodnarze w ciupie
Prawicowa opozycja też wydaje się daleka od pokory. Ostatnie dni w kanałach społecznościowych, ale i medialnych wystąpieniach polityków to festiwal fantazji o „bodnarowcach w ciupie”.
Naiwne to i głupie. Niczym w zasadzie nie różni się od fantazji, które przez lata organizowały spatologizowaną wyobraźnię najradykalniejszych zwolenników Donalda Tuska. Ba, dalej organizują, co celnie wypunktował w znakomicie wyważonym jak zwykle tekście Patryk Słowik.
„Jak posiedzi, to zmięknie”. „Chwilę posiedzi i zacznie sypać”. „Tydzień w celi, dwa spotkania z nowymi kolegami spod celi i do wszystkiego się przyzna” – przytacza publicysta „Wirtualnej Polski” narracje, które czytał i słyszał po stronie władzy i jej sympatyków w ostatnich dniach, jak sam pisze, przecierając oczy ze zdumienia. Reaguję dokładnie tak samo obserwując mokre sny prawicy o brutalnych rozliczeniach, gdy tylko Trump w Vancem obalą rząd Tuska drugim sezonem afery taśmowej.
Takie reakcje po obu stronach nie mają wiele wspólnego z łaknieniem sprawiedliwości. To objaw spatologizowanej polaryzacji, w której politycznym napędem staje się żądza zemsty i chęć upokorzenia przeciwnika. Nie lubię tego języka, ale jeżeli gdzieś widzę tendencje do „przemocowości” – to właśnie w nich.
Budowanie politycznej tożsamości na życzeniu politycznym oponentom trafienia pod celę to po prostu pierwszy krok do otwarcia furtki przemocy w życiu publicznym. Żądza zemsty jako polityczne paliwo to w dzisiejszych czasach dolewanie benzyny do ognia.
Być może warto, ku przestrodze prawicy, w tym kontekście przypomnieć słowa Jarosława Kaczyńskiego z wieczoru wyborczego 2015 roku, na progu „dobrej zmiany”. „Nie będzie żadnej zemsty, negatywnych emocji ani osobistych rozgrywek czy odgrywania się, żadnego kopania tych, którzy upadli” – deklarował zaraz po ogłoszeniu zwycięstwa. To nie był, jak chcieliby niektórzy, polityczny błąd Kaczyńskiego, ale dobre wyczucie społecznych oczekiwań, które dało mu osiem lat rządów.
Wnioski, na które nikt nie czeka
Jaka powinna być zatem lekcja zarówno z historii zmian prawnych opisanych przez Królikowskiego, jak i przypadku kompromitacji przy zatrzymaniu Romanowskiego? Że politycy powinni zająć się tym, do czego są powołani. Rozwiązywaniem systemowych problemów, a nie szyciem przepisów i ich interpretacji pod polityczną publiczką, albo i na miarę politycznych konkurentów.
To nie politycy powinni formułować obietnice i snuć fantazje rozliczenia politycznych oponentów. Wyjaśnienie wszelkich nieprawidłowości z udziałem ludzi z politycznego świecznika to właściwie wyłączna rola dobrego wymiaru sprawiedliwości, merytorycznych prokuratorów i zasługujących na zaufanie sędziów. O tym możemy dziś jedynie marzyć.
Tu dochodzimy jednak do sedna problemu. Profesjonalna prokuratura i sprawne, sprawiedliwe sądy to wyzwanie dużo trudniejsze, niż szczucie na konkurentów. Politycy dotąd nie dawali sobie z nim rady, a z wielkich obietnic ostawały się jeszcze większe rozczarowania. Z pewnością nie da się załatwić tego na rympał, skoro metoda ta zawodzi w dużo prostszych sprawach. Politycy wolą więc opowiadać o wsadzaniu do więzienia „ziobrystów” albo „bodnarowców” licząc, że tutaj rympał wystarczy.
Wiemy już, że nie wystarczy. Zarówno „perypetie” prawicy ze zmianami prawa, które pozwalają dziś nadużywać aresztów wydobywczych i ustanowiły niemal systemowe „domniemanie mataczenia”, jak i rządzących z kompromitacją w poszukiwaniu sprawiedliwości na skróty, powinny obie strony skłonić do zmiany priorytetów.
Zwaśnione obozy powinny przedstawić swoje pomysły na uzdrowienie prokuratury, sądów i przepisów karnych, tak, by obywatele – w tym oni sami – nie czuli strachu w zetknięciu z machiną wymiaru sprawiedliwości.
Ba, oba polityczne plemiona powinny też zacząć dyskutować o tym między sobą i szukać ponadpartyjnego zrozumienia i akceptacji dla własnych propozycji u konkurentów. Tak, by efektem był kompromis, po którym wszyscy na nowo uwierzą, że ze strony służb, prokuratorów i sędziów spotkać ich może tylko i wyłącznie sprawiedliwość. Jedynie obustronna legitymizacja nowego systemu może mu przywrócić korodujący dziś autorytet.
Dopiero taka sytuacja będzie gwarancją, że z rozliczania polityków, tej czy poprzedniej ekipy, warto czynić polityczną ambicję i symbol powagi państwa. Jak długo się to nie wydarzy, to fantazje o rozliczeniach będą tylko nakręcaniem spirali polaryzacji, obniżaniem zaufania do wymiaru sprawiedliwości, a ostatecznie – bolesnym dowodem tego państwa słabości.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.