Największa porażka konserwatystów od 1834 r. Czego spodziewać się po nowym rządzie Partii Pracy?
Wynik wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii przyniósł przewidywane od dawna zwycięstwo centrolewicowej Partii Pracy. Choć rządząca przez 14 lat Partia Konserwatywna utrzymała pozycję jednego z dwóch głównych ugrupowań, to rozmiar jej klęski jest bezprecedensowy. Jakie są przyczyny upadku premiera Sunaka? Jakie będą priorytety nowego brytyjskiego rządu?
Futbolowe wybory w letnim deszczu
Decyzja brytyjskiego premiera Rishiego Sunaka o zwołaniu wyborów powszechnych do Izby Gmin na początku lipca zaskoczyła wszystkich – jego partyjnych kolegów i koleżanki, ministrów, posłów, opozycję i media. Nawet pogoda nie była gotowa na wystąpienie premiera – gdy przemawiał na konferencji prasowej, deszcz nie pozostawił na nim suchej nitki.
Wśród powodów tego posunięcia – oprócz wywołania efektu zaskoczenia u politycznej konkurencji – wymieniało się także pierwsze symptomy odbicia się brytyjskiej gospodarki (minimalny wzrost PKB w pierwszym kwartale w kontrze do recesji z ubiegłego roku) oraz popularne na Wyspach mistrzostwa Europy w piłce nożnej mające jakoby łagodzić społeczne niezadowolenie z rządzących.
Trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że oto karp przyspieszył Wigilię. Rządzący od 2010 r. konserwatyści znajdują się w politycznej defensywie, czego efektem były dotkliwe porażki w kolejnych wyborach samorządowych odbywających się w różnych częściach Zjednoczonego Królestwa. Z chlubnego zwycięstwa torysów (potoczna nazwa Partii Konserwatywnej jako spadkobierców dawnego stronnictwa dworskiego) pod wodzą Borisa Johnsona w 2019 r. nie pozostało już nic.
Kolejne rządowe skandale i afery połączone ze znacznym pogorszeniem się poziomu życia (według aż 80% Brytyjczyków rząd sobie z tym problemem nie radził), zapaścią usług publicznych (3/4 uważa, że w ciągu 5 lat ich poziom się pogorszył) i niespełnieniem wielu obietnic wyborczych (dotyczących m.in. podatków, imigracji czy mieszkalnictwa) sprawiły, że przed istniejącą od niemal 200 lat partią pojawiło się widmo zupełnej marginalizacji.
Walcząca o maksymalne zmniejszenie rozmiarów przewidywanej porażki Partia Konserwatywna napotkała problem dotyczący wiarygodności swoich postulatów wyborczych. W czternastym roku rządów duża część obietnic okazała się powtórzeniem niezrealizowanych lub tylko częściowo zrealizowanych obietnic z poprzednich kampanii.
Drastycznym przykładem takiej sytuacji jest kwestia polityki imigracyjnej, której zaostrzenie torysi obiecywali jeszcze przed przejęciem władzy w 2010 r. Gdy reprezentująca partię w jednej z debat telewizyjnych Penny Mordaunt stwierdziła, że należy zaufać premierowi ze względu na jego dokonania w tym zakresie, widownia wybuchła głośnym śmiechem.
Do „oryginalnych” propozycji należy natomiast zaliczyć postulat wprowadzenia obowiązkowej rocznej służby narodowej pozostawiającej każdemu 18-latkowi do wyboru wariant cywilny (obejmujący jeden weekend w miesiącu w roli wolontariusza pomocy społecznej) lub wojskowy – płatny i skoszarowany w wybranym rodzaju sił zbrojnych lub w cyberbezpieczeństwie.
Spośród innych kluczowych obietnic torysów warto wymienić zniesienie składki ubezpieczeniowej dla samozatrudnionych, zwiększenie kwoty wolnej od podatku dla emerytów, podniesienie nakładów na obronność do 2,5% PKB do 2030 r., ułatwienia w zakresie eksmisji uciążliwych lokatorów mieszkań socjalnych oraz regularność w deportowaniu nielegalnych migrantów do Rwandy. W programie pojawił się również wątek dotyczący naszego kraju – konserwatyści postulowali podpisanie traktatów o współpracy wojskowej z Polską i Niemcami.
Porażka Partii Konserwatywnej jest największą w historii stronnictwa, którego początek datuje się na 1834 r. Straty w stosunku do wyborów z 2019 r. u wyniosły aż 244 mandaty, a w nowym parlamencie nie znajdzie się m.in. 12 ministrów rangi gabinetowej, była premier Liz Truss i wszyscy posłowie wybrani 5 lat temu z okręgów znajdujących się w Walii.
Partia Pracy triumfuje
Lawinowe zwycięstwo centrolewicowej Partii Pracy wynika głównie z upadku jej głównych konkurentów z Partii Konserwatywnej oraz rozbicia poparcia między okręgami wyborczymi reformistów i liberalnych demokratów. Choć poparcie dla labourzystów wzrosło o zaledwie 1,6 pp. w stosunku do poprzednich wyborów, to przełożyło się ono na 411 mandatów, co stanowi podwojenie wcześniejszego stanu posiadania.
Otwierający manifest wyborczy partii wstęp autorstwa jej lidera, Keira Starmera, mówi o odmienionej Partii Pracy, która teraz chce zmienić również kraj. W ten symboliczny sposób brytyjska lewica odcięła się od swojego poprzedniego przywódcy, Jeremy’ego Corbyna, który został zawieszony, a następnie wykluczony z partii za bagatelizowanie zjawiska antysemityzmu w szeregach ugrupowania.
Zwrot ten wraz z jednoznacznym poparciem nowego kierownictwa partii wobec Izraela skutkował jednak odpływem części wyborców wyznania muzułmańskiego do partii Zielonych oraz kandydatów niezależnych, z których aż piątce udało się zdobyć miejsca w parlamencie.
Zapowiadane przez Starmera „odejście od polityki gestów i przejście do służenia ludziom pracy” ma zmaterializować się w postaci m.in. największej od lat 60. budowy nowych mieszkań (1,5 mln do 2030 r. w samej Anglii) w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, wprowadzenia 6,5 tys. nowych etatów nauczycielskich i ułatwienia przyjęć do lekarzy poprzez zwiększenie liczby dyżurów wieczornych i weekendowych.
W dziedzinie bezpieczeństwa wewnętrznego labourzyści obiecują utworzenie instytucji Border Security Command. Ma zatrudniać setki funkcjonariuszy, którzy będą zwalczać przemyt ludzi. Zwiększyć ma się także liczba policjantów służących w prewencji, a kary za niektóre przestępstwa zostaną zaostrzone. Wiarygodności tym zapowiedziom ma nadawać fakt pełnienia niegdyś przez Starmera funkcji Dyrektora Oskarżeń Publicznych – hierarchicznie trzeciej osoby w prokuraturze dla Anglii i Walii.
Za inny ambitny postulat należy uznać utworzenie spółki inwestycyjnej Great British Energy, której celem będzie inwestowanie w czystą energię, a także zarządzanie projektami rozwoju energetyki odnawialnej w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Jej siedziba ma powstać w Szkocji jako forma dowartościowania tej części Zjednoczonego Królestwa, a jej powstanie ma zostać sfinansowane z podatku od nadmiarowych zysków prywatnych firm energetycznych (ang. windfall tax).
Farage wraca do gry
Ważną konsekwencją kampanii wyborczej jest powrót na polityczną scenę Nigela Farage’a. O ile jego początkowa deklaracja o niekandydowaniu w wyborach i poświęceniu się współpracy z Donaldem Trumpem w jego kampanii za oceanem była najlepszą wiadomością dla rządzących konserwatystów, o tyle zmiana zdania Farage’a i ponowne objęcie bezpośredniego przywództwa nad Partią Reform stały się koszmarem na jawie.
Weteran sprawy opuszczenia Unii Europejskiej i wielokrotny eurodeputowany eurosceptyków jest publicznym głosem tej części brytyjskiej prawicy, która ma dość niespełnionych obietnic o niższych podatkach, mniejszej imigracji i znoszeniu pozostałości unijnych przepisów z krajowego porządku prawnego, jakie były głoszone przez konserwastystów.
Dawna bariera strachu przed popieraniem opcji na prawo od konserwatystów zniknęła. Dziś jest wręcz odwrotnie – to Farage i jego ludzie przedstawiali się jako głos przeciwko lewicy. Powoływali się na sondaże, w których wyprzedzili ugrupowanie Sunaka.
Zdobycie 14,3% i zajęcie trzeciego miejsca pod względem liczby uzyskanych głosów przełożyło się jednak na zaledwie 5 mandatów poselskich. Jeden z nich przypadł liderowi ugrupowania, który dotąd aż siedmiokrotnie bez powodzenia kandydował do parlamentu. W tym sensie stanowi to przełom dla dawnego ruchu eurosceptycznego – Nigel Farage może odegrać w polityce krajowej rolę podobną do tej, którą odegrał w kwestii europejskiej, tj. głosu przesuwającego debatę publiczną w prawo.
Główne postulaty podnoszone przez Partię Reform związane są z imigracją. Jej działacze chcą „zamrożenia” przyjmowania imigrantów zarobkowych (z wyjątkiem kluczowych zawodów, takich jak lekarze), zakazu sprowadzania rodzin przez studentów zagranicznych, podniesienia składki ubezpieczeniowej dla pracujących obcokrajowców do 20% (przy stawce 13,8% dla poddanych Jego Królewskiej Mości) i odsyłania do Francji przypływających przez kanał La Manche imigrantów (politycy nie precyzują, jak miałoby się to dokonać).
Nie mniej istotna grupa postulatów związana jest z kwestiami tożsamościowymi i kulturowymi. Reformiści chcą walczyć z ideologiami woke i trans poprzez zniesienie obowiązku pytania uczniów o tożsamość płciową (i zwracania się do nich w wybranej przez nich formie), uchylenia ustawy Equality Act oraz wycofania zasad inkluzywności w administracji publicznej. Przez ten sam pryzmat należy patrzeć również na pomysł zniesienia opłaty abonamentowej na BBC, którą prawica od dekad uważa za sympatyzującą z lewą stroną sceny politycznej.
Brytyjski głos za Brukselą
Innym wygranym wyborów są liberalni demokraci, którzy osiągnęli historyczny rekord 72 mandatów. Ugrupowanie to chce wprowadzenia formalnej, skodyfikowanej konstytucji w miejsce obecnej, materialnej, na którą oprócz ustaw regulujących kwestie ustrojowe składają się liczne konwenanse konstytucyjne, zwyczaje i tradycje.
Partia powraca także do postulatu wprowadzenia ordynacji proporcjonalnej w wyborach parlamentarnych wraz z nadaniem biernego prawa wyborczego osobom od 16. roku życia. Reformie według nich miałaby ulec także Izba Lordów, której skład miałby pochodzić z wyborów, a nie z mianowania.
Z polskiej perspektywy najciekawszym punktem programu LibDem jest propozycja powrotu do jednolitego rynku Unii Europejskiej wraz z powrotem do UE jako celem długoterminowym. Liberalni demokraci w kontrze do eurosceptycznych konserwatystów i reformistów oraz wykluczającej dziś powrót do UE Partii Pracy będą starali się przesuwać debatę polityczną w prounijną stronę.
Jaka jest przyszłość?
Istotą tych wyborów nie był pojedynek na wielkie wizje, ale odpowiedź na pytanie o wiarygodność w rozwiązywaniu codziennych problemów Brytyjczyków. W wielu kwestiach wszystkie uczestniczące w wyborach partie miały jeżeli nie podobne recepty, to przynajmniej diagnozy.
Po latach zawirowań związanych najpierw z brexitem, a później z warunkami pandemicznymi wróciła „nudna” polityka. Wydaje się zatem, że ponownie przesunięta do centrum Partia Pracy, w czym zresztą w dużej mierze dopomogli jej konkurenci z Partii Konserwatywnej, trafili na swój czas.
Niewielką zmianę czeka geopolityczna orientacja Zjednoczonego Królestwa. Wsparcie dla Ukrainy i proatlantyckie nastawienie oparte na bliskich relacjach ze Stanami Zjednoczonymi są kwestią konsensusu na wyspiarskiej scenie politycznej. Poprawie natomiast ulec mogą relacje Wielkiej Brytanii z Unią Europejską – manifest Partii Pracy wskazuje na konieczność resetu, znoszenia barier handlowych, zawarcia umowy o wzajemnym uznawaniu kwalifikacji zawodowych czy podpisania paktu o bezpieczeństwie. Nie ma jednak mowy o powrocie do jednolitego rynku, unii celnej i swobodnego przepływu osób.
Brytyjską lewicę, jako przewidywanego zwycięzcy, czekać będzie wielki test z odpowiedzialności publicznej po półtorej dekady wygodnej krytyki rządu, zaś prawicę torysowską trudne zadanie odszukania wiarygodności i tożsamości. Ugrupowanie to czuje za plecami oddech znacznie pewniejszej siebie i swoich przekonań Partii Reform.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.