Składka zdrowotna w dół? To zwijanie państwa i antyspołeczny populizm Polski 2050
Populizm bynajmniej nie jest słowem zarezerwowanym tylko dla rozwalającego sądy Prawa i Sprawiedliwości. Dziś bowiem zagraża nam liberalny populizm wolnorynkowego skrzydła Koalicji 15 Października. Nie da się zrealizować obietnic krótszych kolejek, podwyżek dla lekarzy i reszty personelu medycznego oraz wzmocnić profilaktyki, jeśli jednocześnie proponuje się drogę ograniczenia środków w systemie ochrony zdrowia.
Hołownia zjada własny język
Pod koniec zeszłego roku analizując na tych łamach wybijającą się wówczas na pierwszy plan postać Szymona Hołowni, świeżo upieczonego marszałka Sejmu, zastanawiałem się, która z jego twarzy zwycięży. Solidarystyczno-chadecka, pisząca przejmujące felietony o potrzebie troski o słabszych, czy egoistyczna, pod rękę z Ryszardem Petru, opowiadająca o państwie jako pasożycie?
Przyglądając się najnowszym ruchom Polski 2050, obawiam się, że mamy w tej kwestii jasność. To bowiem niegdysiejszy założyciel Nowoczesnej stał się w ostatnich dniach twarzą ugrupowania wraz z głównym postulatem partii Hołowni: obniżką składki zdrowotnej.
„Wprowadzamy trzy stawki składki zdrowotnej ryczałtowej, czyli płacone bez względu na wynagrodzenie, czyli 300 zł, 525 zł i 700 zł. One nie będą liczone od dochodu, ale według wszelkich wyliczeń, każdy na tym zyska” – podał oficjalny profil Polski 2050 na portalu X.
Powiedzmy sobie wprost. Jest to propozycja populistyczna, obliczona na zdyskontowanie wulgarnie antypaństwowych i skrajnie indywidualistycznych emocji podlanych opowieścią o „pisowskim socjalizmie”. I jakkolwiek postać posła Petru pasuje do tego obrazka, tak Szymon Hołownia i jego partia (do której były szef Nowoczesnej dołączył stosunkowo późno) budowali się na innej, znacznie bardziej wspólnotowej i mniej populistycznej narracji.
Nie chcę po raz kolejny cofać się do jego poprzedniego, dziennikarsko-intelektualnego życia, ale już nawet sama strona internetowa partii informuje wyborców, że Polska 2050 chce walczyć o „solidarne państwo”, którego emanacją ma być np. „skrócenie kolejek do lekarzy”.
„Wiemy, jak przebudować system, tak aby zaczął działać. Odpowiadamy na pytanie, co po pandemii. Podwyżki dla lekarzy, podwyżki dla pielęgniarek, ale przede wszystkim postawienie nacisku na profilaktykę pozwoli uczynić cały system tańszym w obsłudze, bardziej dostępnym także dla wykluczonych grup społecznych, a jednocześnie skuteczniejszym” – pisała Polska 2050 w programie przed zeszłorocznymi wyborami.
Zachodzę w głowę, jak można zapewnić krótsze kolejki do lekarzy, podwyżki dla tychże oraz wzmocnić profilaktykę, jeśli jednocześnie idziemy drogą solidnie i konsekwentnie wydeptywaną przez rozmaite rządy w III RP. Czyli chcemy głodzić państwową ochronę zdrowia.
Dla zobrazowania skali problemu: jak podała w tym tygodniu „Rzeczpospolita”, raport Luka finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce – perspektywa 2025–2027 przewiduje, iż w ciągu trzech lat w Narodowym Funduszu Zdrowia może zabraknąć nawet niespełna 158 miliardów złotych.
Między bajki włożyć należy opowieść, wedle której możemy i zjeść ciastko, i mieć je w garści, a więc otrzymać sprawne państwo, nie dosypując do niego odpowiednich sum. Zdaje się, że niegdyś dostrzegał to nawet sam Szymon Hołownia, bo gdy przed czterema laty ubiegał się o prezydenturę, w swojej broszurze programowej zaproponował referendum w sprawie… zwiększenia składki zdrowotnej. Dodajmy, że był to postulat, który sam popierał, wskazując, że „nie ma więc przed nami innej drogi, niż realne zwiększenie budżetowych nakładów na ochronę zdrowia”.
Liberalne oblicze populizmu
Oczywiście Ryszard Petru twierdzi, że nie ma problemu, bo „ochrona zdrowia nie ucierpi”, a „obniżka składki zdrowotnej będzie zrekompensowana oszczędnościami w postpisowskim bizancjum”. To jednak pusty populistyczny slogan, z którego nic nie wynika.
Jak wylicza sama Polska 2050, koszt tej propozycji wyniósłby bagatela 15 miliardów złotych, choć – jak pisze Piotr Wójcik – można mieć poważne wątpliwości co do słuszności tych szacunków i powagi propozycji cięć, które mają tę dziurę zrekompensować. Dla przykładu, partia Hołowni proponuje, by ograniczyć wydatki z pozabudżetowych funduszy, z których obecnie finansowane są między innymi… zbrojenia. Naprawdę tego chcemy?
Po drugie, jak słyszymy od Ryszarda Petru, część ubytku ma zostać pokryta z cięć w administracji, co tezę o antypaństwowym populizmie tylko wzmacnia. Jest to bowiem obszar pełniący rolę „chłopca do bicia” – zwykle jeśli politycy chcą pokazać, że państwo jest „oszczędne”, to zapowiadają „ograniczenie biurokracji”. Skutki widzimy jak na dłoni – mało kto chce pracować dla polskiego państwa, co w dumnym kraju powinno być przecież zaszczytem.
Innymi słowy, populizm bynajmniej nie jest słowem zarezerwowanym tylko dla rozwalającego sądy Prawa i Sprawiedliwości. Dziś bowiem zagraża nam liberalny populizm wolnorynkowego skrzydła Koalicji 15 Października, które – na to wygląda – próbuje się w tej materii ścigać z Konfederacją.
To drugi powód, dla którego należy skrytykować propozycję Polski 2050. Liczy ona bowiem na to, że dzięki promowaniu strategii zwijania państwa uda jej się przyciągnąć do siebie pokaźny – jak pokazały eurowybory – elektorat Konfederacji.
Kolejna fala prywatyzacji?
To jednak ułuda. Nikt nie będzie bardziej wiarygodny w krzewieniu niechęci do wszystkiego, co państwowe, niż ugrupowanie Mentzena i Bosaka. Nie tylko dlatego, że Konfederacja jest w propagowaniu tej wizji świata konsekwentna, ale przede wszystkim z tego powodu, że nigdy jeszcze nie rządziła, więc nie musiała „hańbić się” kompromisami i rozmowami koalicyjnymi z partnerami, którzy w tematach społeczno-gospodarczych byli mniej radykalni.
Mając nadzieję, że te antyspołeczne pomysły spotkają się z twardym oporem reszty koalicji, warto przypomnieć przewodnią tezę wydanej parę lat temu książki Druga fala prywatyzacji Łukasza Pawłowskiego. Ówczesny publicysta „Kultury Liberalnej” dowodził, iż to zaniedbania w sferze usług publicznych czynią nas krajem jedynie pozornego dobrobytu.
Tytułowa fala dotyczyła ucieczki Polaków w prywatną edukację i ochronę zdrowia za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, kiedy to polityka społeczna opierała się na bezpośrednich transferach gotówkowych. Miały one bez wątpienia swoje zalety, ale przy jednoczesnym braku odpowiedniego finansowania publicznego szkolnictwa i opieki zdrowotnej powodowały dalszą zapaść w tych obszarach.
Jeśli wówczas programy w rodzaju 500+ uważane były przez liberalną opozycję za „rozdawnictwo” i „populizm”, to naturalnym zdaje się, że ta po dojściu do władzy powinna skorygować ten kierunek i spełnić wyborcze obietnice, poważnie stawiając na państwo. Czekamy zatem.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.