Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Mainstream wspiera kobiety. No chyba, że są prawicowe

Mainstream wspiera kobiety. No chyba, że są prawicowe autor ilustracji: Julia Tworogowska

Beata Lubecka zarzucająca Ewie Zajączkowskiej-Hernik, że jej sukces wyborczy jest efektem „grania seksapilem”. Joanna Scheuring-Wielgus oznajmiająca Karinie Bosak, że potrójne macierzyństwo jest jej wyborem i jej sprawą. Lewica uzurpująca sobie tytuł „partii kobiet”. Jak się okazuje, liberalno-lewicowy mainstream nie jest wcale taki wolnościowy, zaś prawicowa kobieta w jego imaginarium to oksymoron. No bo wiadomo, że każda świadoma siebie kobieta głosuje na KO lub Lewicę i popiera aborcję na życzenie.

Nie ukrywam, że gdy słuchałem piątkowej popołudniowej rozmowy w Radiu Zet redaktorki Beaty Lubeckej z posłanką do europarlamentu in spe z ramienia Konfederacji, ogarniała mnie irytacja. Otóż dziennikarka zarzuciła Ewie Zajączkowskiej-Hernik, że jej sukces wyborczy jest efektem… seksownej ekspozycji nóg na billboardzie wyborczym. Wszystkie zalety polityczne członkini Nowej Nadziei miałyby sprowadzać się do seksapilu.

No tak, wiadomo – byłoby to zgodne ze stereotypem. Przecież Konfederacja jest „partią mężczyzn”. To oczywiste, że mężczyźni lękowo reagujący na emancypację współczesnych kobiet zagłosują na seksowną dziennikarkę – i to w dodatku nieliberalną! Poza tym w złym guście jest grać swoją urodą! To takie uprzedmiotawiające. No, chyba że jesteś Anją Rubik – wtedy nagość jest symbolem emancypacji i walki w słuszniej sprawie. To co innego, wiadomo.

Inny przykład. Debata wokół projektu liberalizacji prawa aborcyjnego. Emocjonalne wystąpienie Kariny Bosak. Na mównicę wychodzi Joanna Scheuring-Wielgus, która „uzmysławia” parlamentarnej debiutantce, że fakt, iż urodziła trójkę dzieci, to był jedynie jej wybór i jej sprawa.

Paradoksalnie brzmią te słowa z ust osoby, która cztery lata temu po wyroku TK maszerowała w protestach, których jednym z wiodących haseł było: „nigdy nie będziesz szła sama”. No cóż, widocznie matka trójki dzieci łącząca macierzyństwo z polityką nie zasługuje na to, by „nie iść sama”. W odróżnieniu od tych kobiet, które chcą dokonać aborcji. Te zasługują na wsparcie!

Trudno nie odnieść wrażenia, że lewicowo-liberalna (pewnie zaraz odezwą się zarówno lewicowcy i liberałowie, że źle używam tych pojęć, ale wybaczcie – dyskurs jest tam, gdzie jest, dla prostoty wywodu podążam za nim) część komentariatu i polityków uzurpuje sobie prawo do definiowania interesów kobiet jako grupy oraz ich reprezentowania. Czy nie stoi za tym także roszczenie, by określać, które wartości i prawa są bardziej kobiece, a które mniej?

No bo oczywiście tylko partie mainstreamowe, jak Koalicja Obywatelska i Nowa Lewica, prawdziwie reprezentują interesy kobiet. Czy w takim razie prawdziwa i świadoma siebie kobieta może być prawicowa? Czy zarówno Ewa Zajączkowska-Hernik, jak i Karina Bosak nie są w pełni kobietami, bo nie odpowiadają ideałowi kobiety z liberalno-lewicowego quasi-platońskiego świata idei? A jeśli są kobietami, to zaczadzonymi patriarchalną ideologią, które potrzebują oświecenia i wyzwolenia z kajdan niewoli? Prawda?

Oczywiście celowo publicystycznie wyostrzam. Ale coś jest na rzeczy. Szczerze, samo narzucanie swojej wizji kobiecości aż tak bardzo by mnie nie denerwowało. Wszyscy działamy w podobnym schemacie. Konserwatyści też. My też cenimy jedne zachowania i poglądy bardziej niż inne. Uważamy na przykład, że postawy służące trwałości wspólnoty – takie jak zawieranie małżeństw czy macierzyństwo – są bardziej wartościowe niż robienie kariery czy „podążanie za głosem serca”.

Wszakże jak stwierdził niegdyś Jean Paul-Sartre, gdy uznajemy jakąś wizję rzeczywistości za słuszną, to tak jakbyśmy chcieli innym powiedzieć, że również powinni ją przyjąć. Naturalne i ludzkie. Dyskutujmy, spierajmy się.

Problem leży w tym, że robi to rzekomo wolnościowy, tolerancyjny i pozwalający żyć każdemu, jak tylko chce, mainstream. Problem w tym, że robi to lewica, która tak dzielnie walczy z wykluczającymi i opresyjnymi stereotypami na temat płci po to, by „każdy mógł decydować o sobie”. Czyż w praktyce nie okazuje się, że ich poglądy nie są tak superwolnościowe?

Bo gdy pojawia się w zasięgu ich wzroku Inny – a prawicowa kobieta jest w moim przekonaniu dla mainstreamu Innym par excellence – to próbuje się go zdezawuować, unieważnić i ośmieszyć. Taki to liberalizm i emancypacja.

Ta obserwacja prowadzi do drugiej, która nurtuje mnie od czasu Strajku Kobiet. Chodzi o uzurpowanie sobie prawa do reprezentowania wszystkich kobiet. Robi to oczywiście przede wszystkim Lewica, określając się jako – nomen omen –  „partia kobiet”, co – biorąc pod uwagę, że w ostatnich wyborach do europarlamentu więcej Polek zagłosowało na Konfederację niż na Lewicę – komentuje się samo.

No cóż, zawsze można powiedzieć, że kobiety oddające głosy na prawicę to – używając marksistowskiej nomenklatury – kobiety w sobie, niebędące świadomym swoich praw, nieukonstytuowane jako kobieto-lud. Z kolei kobiety głosujące na Lewicę czy też te, które zgromadziły się cztery lata temu pod sztandarem Strajku Kobiet (według mnie bardziej adekwatną nazwą byłaby nazwa „strajk niektórych kobiet”, ale pomińmy tę kwestię), są już kobietami dla siebie. Grupą, która stała się podmiotowym kobieto-ludem, świadomym swoich praw i zdolnym do emancypacji.

Gdy tak spotykam się i rozmawiam ze swoimi prawicowymi koleżankami, głosującymi czy to na PiS, czy na Konfederację, czy nawet na Trzecią Drogę, nie mam wrażenia, by brakowało im czegokolwiek zarówno pod względem intelektu, jak i świadomości siebie. No cóż, może nadszedł czas zrewidowania błędnych przekonań i uświadomienia sobie – parafrazując tytuł jednego z niedawnych artykułów w „Wysokich Obcasach” – że prawica również jest kobietą. I nie wszystkie kobiety chcą aborcji na życzenie, pigułki „dzień po” i nie wszystkie będą głosować na Lewicę.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.