Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Skończmy wychowywać specjalistów, wychowujmy dyletantów!

Skończmy wychowywać specjalistów, wychowujmy dyletantów! autor ilustracji: Marek Grąbczewski

W skrócie

Dyletant to i owo wie, ale przede wszystkim potrafi zaskakująco trafnie wypowiadać się na temat tego, czego nie wie. Umiejętność ta nie jest ani magią, ani przypadkiem. To po prostu zdolność poruszania się po uproszczonej, ale nie bezsensownej mapie poznawczej budowanej dzień po dniu, dyskusja po dyskusji. Są w niej błędy i przeinaczenia, są okazjonalne faktoidy i przestarzałe teorie, ale całościowo zwykle spełnia zasadniczą funkcję każdej mapy – pomaga się orientować. Skończmy wychowywać specjalistów, wychowujmy dyletantów.

Tekst został pierwotnie opublikowany na łamach 62. teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Nieimperialne mocarstwo”. Całość za darmo można pobrać tutaj.

Nie ulega wątpliwości, że specjaliści są nam potrzebni. Wystarczy rozpocząć takim zdaniem i wszystko jest już jasne – ten tekst będzie brutalnym atakiem na specjalistów. Istotnie. Zanim jednak do niego przystąpię, niech ten disclaimer wybrzmi, bo naprawdę specjaliści są nam potrzebni.

Byli zawsze, są coraz bardziej, bo przyrastająca złożoność rzeczywistości, jaką dla siebie konstruujemy (możliwe, że sama stanowi problem źródłowy, ale nie na tym chciałbym się skupić), czyni specjalistyczną wiedzę na temat jej podsystemów, a tym bardziej specjalistyczne umiejętności ich obsługi, niezbędną. Rzecz w tym, że ta sama złożoność rzeczywistości domaga się rozpaczliwie ludzi, którzy podejmują próby rozumienia jej holistycznie. Tym samym wkraczam na pole minowe, które postaram się zneutralizować.

Po pierwsze, całościowe i syntetyczne próby zrozumienia rzeczywistości są skazane na porażkę. Postaram się wrócić do tego wątku oraz rzucić na charakter i wartość tej porażki nieco inne światło. Należy po prostu uznać tę prawdę i się z nią pogodzić. Po drugie, taki postulat może sugerować tęsknotę za Wyższym Specjalistą, jakimś specem od rzeczywistości, metaekspertem. Nic z tych rzeczy.

Specjalizacja i eksperckość z samej definicji są wycinkowe, ale nawet gdyby mogły obejmować całość istotnych zagadnień, to powstałby kluczowy problem: specjalista jest zainteresowany przede wszystkim faktami, zaś najważniejszą dla społecznej użyteczności holistycznego poznania rzeczywistości cechą jest eksploracyjna otwartość na niesprawdzalne w pełni połączenia między zjawiskami. Otwartość, która z etosem specjalisty stoi w konflikcie, a przynajmniej w nieustannym napięciu.

Po trzecie wreszcie, wszystkie te szkicowe wywody mogą się skojarzyć ze zjawiskiem „specjalisty wypowiadającego się autorytatywnie w innych dziedzinach”, potępianym powszechnie i równie powszechnie występującym. Ja również potępiam. Specjaliści z różnych dziedzin mogą oczywiście prowadzić między sobą owocne i interdyscyplinarne wymiany wiedzy, ale te robione są na użytek ich specjalistycznych zajęć.

Wszelkie próby stworzenia Mądrej Sieci Specjalistów Objaśniających Rzeczywistość są zjawiskiem negatywnym z przynajmniej kilku powodów. Zasadniczy to szybko widoczny klasowy, a nawet kastowy charakter takiego przedsięwzięcia, który (wiemy o tym doskonale) natychmiast da o sobie znać.

Niemniej istotna jest skłonność specjalistów i ekspertów do przyjmowania w obszarach namysłu poza swoją dziedziną jednej z dwóch jałowych postaw – konformizmu wobec głównej narracji polityczno-ideowej (szczególnie, gdy ta jak współczesny demoliberalny kapitalizm niezwykle dowartościowuje klasę ekspercką) albo skłonności do dziwnych odmian szuryzmu.

Te skrajnie różne postawy mają oczywisty wspólny mianownik – brak umiejętności poruszania się w przestrzeni niepewnych powiązań, przyjmowanych i odrzucanych lekko hipotez i założeń, multimodalnej i nierygorystycznej debaty. Specjaliści lubią bawić się w nużący fact-checking, ale ten niewiele zmienia, bo sprawdzenie konkretnego faktu nie może zastąpić probabilistycznej zdolności konstruowania z niepewnych danych niedoskonałego, ale funkcjonalnego obrazu rzeczywistości.

Może się wydawać, że zmierzam z tym wywodem do postawienia postulatu o konieczności odnowienia lub ustanowienia jakiejś grupy Prawdziwych Mędrców, ale tak nie jest. Nie ulega wątpliwości, że wolałbym Rządy Mędrców od Merytokracji Ekspertów, ale najchętniej zamieszkałbym w Republice Dyletantów, bo to właśnie ich dziś nam potrzeba.

Dyletantów żyje zresztą niemało. Po prostu skrajnie antydemokratyczny duch naszej epoki (w symbiozie z jego kapitalistycznym ciałem, któremu potrzeba ekspertów i specjalistów z jednej strony oraz wyrobników z drugiej) ich nie ceni i dyletanctwa każe się wstydzić.

Nie pomaga również język, który mniej więcej od początku XX w. łączy określenie „dyletant” z kimś, kto nie zna się, ale się wypowie, a my wszyscy wartościujemy taką postawę negatywnie. Zapominamy, że mamy jeszcze inne słowa na określenie kogoś, kto się nie zna, ale wypowie – obywatel i wyborca.

Nie zawsze tak było. Nie zawsze słowo „dyletant” (łac. dilettare oznacza cieszyć, bawić, lubować się w czym) kojarzyło się źle. Dyletant to po prostu pasjonat jakiejś dziedziny, ale w takim ujęciu niebezpiecznie zbliża się do kogoś, kto chciałby zostać czeladnikiem eksperta lub specjalisty. Kluczowe jest moim zdaniem uświadomienie sobie, że prawdziwi dyletanci zazwyczaj interesują się wszystkim. Są, wybaczcie banał, ciekawi świata, bardzo często mają też potrzebę i nawyk nieustannego dyskutowania z innymi, podobnymi sobie dyletantami.

Dyskusje takich ludzi to nie nurkowanie ciasnym batyskafem na dno oceanu, by wyłowić z niego ważną dla badań próbkę. To żegluga prosta, dokonująca się przy pomocy zaskakująco stabilnej łodzi po bezkresie oceanu. Dyletant to i owo wie, ale przede wszystkim potrafi zaskakująco trafnie wypowiadać się na temat tego, czego nie wie.

Umiejętność ta nie jest ani magią, ani przypadkiem. To po prostu zdolność poruszania się po uproszczonej, ale nie bezsensownej mapie poznawczej budowanej dzień po dniu, dyskusja po dyskusji. Są w niej błędy i przeinaczenia, są okazjonalne faktoidy i przestarzałe teorie, ale całościowo zwykle spełnia zasadniczą funkcję każdej mapy – pomaga się orientować.

Możliwe, że rzeczywistość jest tak skomplikowana, że powyższe stanowi czystą iluzję, ale jeśli tak sprawy się mają, to musimy na serio odrzucić demokratyczny ideał obywatela jako człowieka zorientowanego i gotowego decydować o wspólnych sprawach oraz oddać stery nudziarzom precyzyjnie wyedukowanym w swoich dziedzinach, nurkom głębinowym wyławiającym dziwne okazy faktów i prawie zawsze popierających liberałów.

Wierzę głęboko, że niedoskonałości poszczególnych map poznawczych budowanych przez dyletantów tracą na znaczeniu, gdy we wspólnym, radosnym (dilletare) współuczestnictwie są na bieżąco współuzgadniane. Tym właśnie powinien być rozdyskutowany demos – zbiorem dyletantów. Specjaliści nie muszą się niczego obawiać, bo dyletanci doskonale wiedzą, kiedy zapytać o szczegółową opinię.

Więcej nawet, dyletanci doceniani i zintegrowani wewnętrznie ze swoją prawdziwą naturą obywateli nie będą czuli wobec „klasy eksperckiej” złości i alienacji, którą (słusznie) odczuwają dzisiaj ludzie zepchnięci na margines godnościowy w „gospodarce usługowej opartej na wiedzy”. Droga jest daleka.

Od dekad już kształcimy w szkołach i na uniwersytetach specjalistów oraz nieudanych specjalistów-wannabe. Pora przestać zaspokajać edukacją potrzeby rynku pracy, a zamiast tego kształcić obywateli. Dyletantów. Tych, którzy cieszą się, bawią i lubują w czymś razem, więc potrafią też decydować o swojej wspólnocie.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.