Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Tusk kontynuuje politykę PiS-u. To wielka klęska Kaczyńskiego

Tusk kontynuuje politykę PiS-u. To wielka klęska Kaczyńskiego autor ilustracji: Julia Tworogowska

Proces „pisizacji” retoryki Koalicji Obywatelskiej zbiega się z równoległą ostrą kampanią „depisizacji” państwa. Można nawet odnieść wrażenie, że im więcej Tusk czerpie od PiS-u, tym silniejsza jest jego krytyka Kaczyńskiego. Na poziomie „metapolitycznym” można uznać to za sukces prawicy, której diagnozy stały się akceptowalne dla wielu Polaków na tyle, że następcy muszą kontynuować jej politykę. Na poziomie polityki realnej to jednak dowód na sromotną porażkę PiS-u.

Duże emocje w przedwyborczym tygodniu wywołały pogłoski o rzekomej zmianie frontu Donalda Tuska ws. CPK. Choć do jednoznacznej deklaracji wbrew zapowiedziom mediów nie doszło, to oczekiwanie tego nie może dziwić. Ci, którzy przyglądają się polityce lidera Koalicji Obywatelskiej wnikliwie, wiedzą, że przejmowanie pisowskich diagnoz, a coraz częściej także rozwiązań, staje się znakiem rozpoznawczym premiera po powrocie do polskiej polityki.

Precedens 500+

Pierwszym spektakularnym zwrotem w działaniach Platformy Obywatelskiej było odejście od liberalnej polityki gospodarczej zwieńczone pełną akceptacją 500+. Nie był to dla tej partii proces ani łatwy, ani przyjemny.

Początkowa krytyka „pisowskiego rozdawnictwa” była bardzo silna i konsekwentna. Długo zajęło politykom zrozumienie, że przedstawienie alternatywy wobec propozycji PiS-u nie ma żadnego sensu, bo w tym obszarze ludzie jej po prostu nie potrzebują. Po prostu ten program zaakceptowali.

Mało tego, odejście od neoliberalnego paradygmatu w ekonomii stało się istotnym światowym trendem, co dodatkowo legitymizowało politykę rządów Szydło i Morawieckiego. W efekcie po dłuższym okresie walenia głową w mur Platforma zdecydowała, że 500+ zaakceptuje.

Zmiany zaszły jednak na głębszym poziomie. Koalicja Obywatelska po okresie wyparcia zaczęła konsekwentnie deklarować utrzymanie wszystkich pisowskich transferów, co symbolizował słynny bon mot: „Nic, co dane, nie będzie odebrane”.

W kolejnych kampaniach Platforma zadeklarowała wprowadzenie własnych świadczeń, aby jeszcze mocniej uciec przed oskarżeniem o bezduszny neoliberalizm. Zmiana ta wynikała z przyjęcia pisowskiej diagnozy społecznej.

Jej politycy z Tuskiem na czele zdali sobie sprawę, że utrzymanie status quo będzie tworzyło elektorat wierny, ale liczbowo ograniczony. Musieli więc przyjąć pisowską wizję za swoją i zneutralizować najgroźniejszy dla PO zarzut: że to partia hasła: „Pieniędzy nie ma i nie będzie”.

Dla nawet umiarkowanych wolnorynkowców od lat głosujących na ugrupowanie Donalda Tuska zapowiedzi podwyżki dla nauczycieli były jeszcze znośne, ale wprowadzenie „babciowego” czy przyspieszenie 800+ mogły budzić niesmak. Ich rozczarowanie lider wliczał jednak w koszty.

Słusznie zdawał sobie sprawę, że antypisowscy wyborcy i tak zagłosują na najbardziej wiarygodny antypis, nawet jeśli gospodarczo nie będzie spełniał ich oczekiwań. W tej kalkulacji Tusk się nie pomylił.

Bezpieczeństwo, Rosja, Ukraina, Unia

Zgoda na większe transfery była jednak dopiero początkiem procesu „pisizacji” Platformy Obywatelskiej. Od objęcia rządów Donald Tusk próbuje rywalizować z PiS-em na polu, na którym wydawało się, że Kaczyński jest nie do ruszenia. Premier konsekwentnie buduje siebie jako stawiający na bezpieczeństwo Polaków i główny gwarant pokoju w niespokojnych czasach.

Częste wizyty zagraniczne, właśnie z agendą bezpieczeństwa jako najgłośniej komunikowaną, mają neutralizować zarzut, że PO to może jest znośny wybór, ale na spokojne czasy, podczas gdy w okresie wichur i sztormów lepiej wybrać „twardy” PiS.

Premier dobrze odczytał społeczne nastroje, które pokazują, że po pandemii, gospodarczym kryzysie, wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie i rosnącym zagrożeniu ze strony Rosji Polakom brak jest poczucia twardego gruntu pod nogami. Celnie zidentyfikował oddolny popyt na rolę szeryfa.

Dlatego Tusk niemal jawnie deklaruje stosowanie push backów na granicy polsko-białoruskiej. Manifestacyjnie odrzuca pakt migracyjny. Osobiście zapowiada budowę „tarczy Wschód”. Jest to wyraźny ukłon w stronę tych wyborców, którzy w niepewnych czasach odrzucają bądź zamrażają liberalne odruchy.

Lider Koalicji zdaje sobie sprawę, że zwolennikami budowy muru na granicy z Białorusią byli nie tylko wyborcy PiS-u, ale w istotnym stopniu także niechętny mu elektorat. Dlatego premier odpowiada na ich potrzeby, a nie na oczekiwania liberalnych salonów.

Wejście w pisowskie buty stało się nawet ostentacyjne i bezczelne, kiedy Tusk zaczął grać w „ruską onucę” i oskarżać PiS o działania sprzyjające Rosji. Znamienny był też jego wywiad dla sieci europejskich gazet, gdzie wyrażał tezy na kontrze wobec unijnego mainstreamu, uciekał od dyskursu gorliwego euroentuzjasty i przywdziewał szaty chłodnego eurorealisty.

Także na polu polityki zagranicznej różnica między obecną polityką a tą z lat 2007–2015 jest zasadnicza. Nowy rząd kontynuuje politykę „jastrzębią” wobec Rosji, także dlatego, aby zamazać w społecznej pamięci okres „resetu”. Ale podobieństw do PiS-u jest dużo więcej. Duże rozczarowanie zmianą władzy w Polsce jest obecne w Kijowie.

Końcówka rządów PiS-u była okresem dużych napięć z administracją prezydenta Zełenskiego, która miała nadzieję na korzystne zmiany po objęciu władzy przez Tuska. Okazało się jednak, że oskarżający PiS o zdewastowanie polsko-ukraińskich relacji nie tylko kontynuują twarde stanowisko w sprawie importu ukraińskiego rolnictwa do Polski, ale jeszcze aktywnie zabiegają o zwiększenie protekcjonizmu wobec Ukrainy na forum UE.

Wreszcie, Tusk czuje, że nastroje zmieniły się nie tylko w relacjach z Ukrainą, ale i wobec UE. Platforma ewidentnie dystansuje się od Europejskiego Zielonego Ładu. Tusk podkreśla także, że nie jest zwolennikiem zmian traktatowych.

„Metapolityczny” sukces, realna porażka

Proces „pisizacji” Platformy jawi się na pierwszy rzut oka paradoksem, bo zbiega się z równoległą ostrą kampanią „depisizacji” państwa. Można nawet odnieść wrażenie, że im więcej Tusk czerpie od PiS-u tym silniejsza jest jego krytyka Kaczyńskiego. Paradoks jest jednak tylko pozorny.

Kolejne badania pokazują, że Polacy w swojej masie chcą polityki PiS-u, choć niekoniecznie przez PiS realizowanej. Przywołajmy tylko kilka przykładów z ostatnich dni. Według raportu „Krytyki Politycznej” większość Polaków chce natychmiastowego odrzucenia Europejskiego Zielonego Ładu.

Wedle badania dla „Rzeczpospolitej” w swojej większości badani odrzucają pomysł zdejmowania krzyży w warszawskich urzędach. Nawet jeśli mowa o przywróceniu handlowych niedziel, to zgodnie z sondażem dla „Wirtualnej Polski” Polacy zaakceptowali zamknięte sklepy.

Na poziomie „metapolitycznym” to ogromny triumf Kaczyńskiego. W tym ujęciu nie ma bowiem większego sukcesu niż ten, kiedy twój kierunek działania staje się punktem odniesienia i niekwestionowanym standardem, który następcy są zmuszeni kontynuować.

Można pokusić się o tezę, że jeszcze nigdy w historii Polski nie rządziła partia, której liczne narracje byłyby tak dopasowane do oczekiwań przeciętnego wyborcy. PiS dysponował najlepszą diagnozą i słuchem społecznym, a doskonałym tego potwierdzeniem jest dezercja Tuska z kreowania autorskiej agendy na rzecz naśladownictwa swojego głównego rywala. Polityka Platformy w swej istocie bazuje bowiem na pisowskich diagnozach i działaniach z jedynie lekkim, umiarkowanie liberalnym tuningiem.

Jednocześnie ten „metapolityczny” obraz ukazuje też fundamentalną porażkę formacji Kaczyńskiego na gruncie polityki realnej, wyborczej. W obliczu takiej skali sukcesu nie powinno dziwić, że PiS rządził pełne dwie kadencje. Zaskakujące jest jednak, że mając po swojej stronie tak dobre rozpoznanie oczekiwań Polaków, władzę spektakularnie stracił.

Oczywiście antypisowski komentariat sprawy widział inaczej. Od dawna stawiał tezę, że poparcie dla PiS-u jest sztucznie wykreowane i wynika z intensywnej propagandy w mediach publicznych, wykorzystywania publicznych zasobów do promocji partii oraz przekupywania Polaków transferami. Ostatnie wybory samorządowe pokazały jednak, że poparcie dla PiS-u będącego w opozycji i bez dostępu do państwowych zasobów było na takim samym poziomie, jak wtedy, gdy rządził.

Obaliło to antypisowskie mity i potwierdziło, że poparcie dla tej partii jest „autentyczne” i konsekwentne. Liberalny komentariat nie chce się z tym pogodzić, ale Polska jest państwem, gdzie centrum jest na centroprawicy.

Poparcie Polaków dla kierunku polityki PiS-u zdecydowanie bowiem przekraczało to wobec samej partii. Gdyby PiS potrafił w pełni wykorzystać swoje możliwości, to wynik na poziomie poparcia Viktora Orbána na Węgrzech byłby w jego zasięgu. Być może w grę wchodziłaby większość konstytucyjna, która umożliwiłaby PiS-owi realizację celów bez naruszania konstytucji.

Dlaczego tak się nie stało? Otóż poparcie dla PiS-u było poniżej potencjału z powodu licznych patologii, jakie partia generowała.

Państwowe koszty większe od partyjnych zysków

W powszechnym dyskursie przyjmuje się, że PiS jest teflonowy i żadne afery nie są w stanie zachwiać jego wysokim poparciem. Dowodem miało być właśnie duże poparcie dla PiS-u, które trwa do dziś. Nie jest to prawda.

Liczne patologie spowodowały, że wielu Polaków sympatyzujących z pisowskimi narracjami albo na PiS nie głosowało nigdy, albo odwróciło się od Zjednoczonej Prawicy po 2019 r. PiS rządził więc przez osiem lat, ale gdyby nie liczne grzechy, byłby to dłuższy okres.

Można powiedzieć, że Kaczyński miał potencjał, aby na dekadę zdominować polską politykę, a rywali zepchnąć trwale do narożnika. Ale na własne życzenie tego nie wykorzystał. Nie tylko przyzwolił na zachowania, które wcześniej krytykował. Czasy rządów Zjednoczonej Prawicy to także czasy, kiedy niektóre standardy zostały obniżone.

Chcąc zaspokoić apetyty pisowskich działaczy, wygenerował koszty, które okazały się dużo większe niż realne korzyści z tytułu utrzymania posłuchu w partii. Pierwszym kosztem byli wyborcy, którzy PiS-owi zawsze się przyglądali, ale z powodu licznych „wad fabrycznych” tej formacji nigdy na oddanie na nią swojego głosu się nie zdecydowali. Ale nawet bez nich Kaczyński był w stanie samodzielnie rządzić.

Drugim – i poważniejszym – była szybka utrata tych, którzy mimo wątpliwości w końcu zdecydowali się dać prawicy szansę przy urnie. Problem pojawił się wtedy, kiedy PiS stracił „drugi rzut” wyborców, czyli tych, którzy w 2015 i 2019 r. zdecydowali się zaufać Kaczyńskiemu, ale na dłuższą metę nie byli w stanie tolerować patologii i niszczenia standardów. To ich utrata sprawiła, że PiS może co najwyżej zadowalać się nagrodą pocieszenia w postaci roli silnego ugrupowania opozycji.

Lista fauli była na tyle długa, że będzie utrudniała powrót formacji Kaczyńskiego do władzy. Ostatnie afery związane z Funduszem Sprawiedliwości oraz Red is Bad dobitnie pokazują, że konsekwencje złych praktyk wykraczają poza okres sprawowania władzy. Dostęp do dokumentów pozwala Tuskowi stale dostarczać widowiskowych igrzysk i nic nie wskazuje, aby po pół roku nowego rządu miały się one skończyć.

Trudno bowiem założyć, że nowa ekipa już się wystrzelała ze wszystkich nabojów. Wydobywane w ramach procesu „depisizacji” przez obecną koalicję kolejne nieprawidłowości wydłużają społeczną pamięć o poprzedniej władzy. Jednocześnie pozwalają obecnej koalicji ukryć deficyt programowych sukcesów.

Na nic więc się zdadzą kolejne raporty zespołu Morawieckiego, które wykazują programową bierność nowego rządu.

Dla wielu wyborców pisowskie grzechy są zbyt poważne, aby szybko puścić je w niepamięć. W dodatku reakcja prawicy jest daleko od jakiejkolwiek skruchy.

Nie widać refleksji sygnalizującej świadomość, że w wielu miejscach jechano po bandzie, a w niektórych nawet za nią wyleciano. W efekcie niechęć do PiS-u pozostaje dla rzeszy potencjalnych wyborców tej formacji podzielających jej diagnozy na tyle duża, że wielu woli u władzy koalicyjną podróbkę niż pisowski oryginał.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.