Donald Tusk – przykładny makiawelista
Kampania formacji Donalda Tuska do Parlamentu Europejskiego była wymierzona w PiS. Taktyka polaryzacyjna na fali „filozofii antypisowskiej” daje Koalicji Obywatelskiej najsilniejsze paliwo mobilizacyjne wśród jej wyborców. Ostre ataki mogą również przyciągnąć do urn oburzonych wychodzącymi na wierzch kolejnymi aferami z czasu rządów Zjednoczonej Prawicy, zdemobilizować letnich wyborców prawicy i odsunąć zagrożenie niezadowolenia bezpłodnym rządem. Premier Donald Tusk zdaje sobie sprawę, że niewykorzystanie kart, jakie posiada, byłoby błędem kosztującym KO kolejną bezpośrednią przegraną w starciu dwóch największych ugrupowań. Chwytał więc gorące tematy i starał się do nich w jak najmocniejszy sposób dopisać PiS jako negatywnego aktora każdego ze spektakli.
Straszenie Rosją i polexitem
Obecna kampania do Parlamentu Europejskiego stwarzała szereg możliwości dla premiera, bowiem przebiega w obliczu zagrożenia bezpieczeństwa ze strony Rosji. Rangę wyborów w tym kontekście podkreślał Tusk już podczas ogłaszania kandydatów do europarlamentu. Tusk stwierdził też, że „Parlament Europejski nie jest miejscem dla idiotów politycznych”.
Starał się przekonywać, że nie było jeszcze tak ważnych wyborów, które w sposób radykalny wpływają na codzienność w obliczu wojny i zagrożeń czyhających na Europę. Jednoznacznie postawił Zachód po stronie Ukrainy sugerując, że tylko poprzez jego zjednoczenie i solidarność jest możliwe odparcie Rosji. W braku jedności widział zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale w dłuższej perspektywie również dla państw Unii Europejskiej.
Lansował konsekwentnie tezę, że w najbliższych wyborach chodzi o zdecydowanie czy Polska ma być częścią Zachodu czy Wschodu. Zachód utożsamia z Europą i Koalicją Obywatelską, a Wschód z Rosją i PiS. W retoryce Tuska sprawa jest jasna.
Premier niejednokrotnie stawiał porównania podejścia PiS do rządzenia z polityką rosyjską. Potrafił określić polityków Zjednoczonej Prawicy mianem „płatnych zdrajców, pachołków Rosji”. Pojedyncze hasło „my rolnicy chcemy wyjść z Unii Europejskiej”, które niosła grupa rolników podczas protestu przeciw Europejskiemu Zielonemu Ładowi, zostało przez Tuska przedstawione jako przekaz partyjny. Jak stwierdza: „PiS już nie ukrywa swoich zamiarów. Bo chyba nikt nie wierzy, że to rolnicy chcą wyjść z Unii i systemu dopłat. Ten transparent z dzisiejszej manifestacji dobrze definiuje istotę wyborów”.
W zamierzeniu przewodniczącego Koalicji Obywatelskiej jest to, żeby utożsamić jego ugrupowanie z blokiem zachodnim. KO ma więc być wyborem za bezpieczeństwem i Europą. W głośnym sejmowym wystąpieniu Tusk sugerował też wygranie przez Zjednoczoną Prawicę wyborów w 2015 roku na skutek „prowokacji pisanej cyrylicą”. Do łączenia PiS z postsowieckimi służbami wykorzystywał też ucieczkę sędziego Szmydta na Wschód.
Stawianie świata zachodniego po stronie Ukrainy i zestawianie tego z blokiem kierowanym przez Rosję odnosi do przekazu PiS, który radykalizuje swoje podejście do obecnego mainstreamu Unii Europejskiej. Jednocześnie stawia geopolityczną tezę, zgodnie z którą tylko siła zjednoczonej Europy jest w stanie odstraszyć Rosję od rozszerzania działań militarnych na inne kraje oraz obronić Ukrainę.
Podczas wiecu 4 czerwca Tusk stwierdził: „Wiem, że to trudno dociera do wszystkich, ale tam, na Kremlu ewentualne polityczne zdobycie Brukseli jest ważniejsze niż zdobycie Charkowa” (…) To jest także bój o to, żeby wojna nie wkroczyła do Polski i Unii Europejskiej”. Na podstawie tej tezy stawia on siebie jako polityka stojącego po stronie europejskich wartości, antagonizując swoich przeciwników łatkami o „prorosyjskości”. Po drugiej stronie stoi oczywiście Jarosław Kaczyński, który w retoryce Tuska tylko czeka na to, żeby wprowadzić w Polsce formę rządów znaną z rosyjskiego podwórka.
Należy podkreślić, że Tusk utożsamia jedność europejską z kursem obranym przez obecne elity europejskie. Wykorzystuje również to, że największą frakcję w Parlamencie Europejskim stanowi Europejska Partia Ludowa, co pozwala mu przedstawiać swoje poglądy jako zbieżne z wizją całego głównego nurtu Unii Europejskiej. Retoryka dwóch bloków i włączanie siebie w skład tego dobrego ma wpłynąć na wyborców i skłonić ich do kontynuowania drogi entuzjastycznej integracji europejskiej obranej w 2004 roku.
Ta narracja jest o tyle prosta dla premiera, że zakłada, iż przyszłość Unii Europejskiej jest związana tylko z jednym kierunkiem – tym, który prezentuje właśnie Tusk i jego koledzy z Europejskiej Partii Ludowej. Tworzona jest więc rzeczywistość, w której głos oddany na KO równa się pozostaniu w Europie, a głos oddany na prawicowe ugrupowania miałby się wiązać z rychłym końcem Unii Europejskiej i jej wpadnięciem w sidła Rosji.
Premier przedstawiał razem z Ursulą von der Leyen „Plan dla Europy”, którego celem jest wzmocnienie potencjału militarnego Europy poprzez zwiększenie znaczenia przemysłu wojskowego. W ten sposób Tusk stara się ukazywać siebie jako jednego z liderów bloku zachodniego w nowej geopolitycznej rzeczywistości.
Zwrot w kierunku militaryzacji, można dostrzec też w krajowych działaniach Tuska. Zachowanie to wynika z powagi społecznego poczucia zagrożenia ze strony Rosji. Tusk straszy Rosją, bo zdaje sobie sprawę, że kwestie bezpieczeństwa wciąż są bardzo ważnym tematem dla opinii publicznej. Z przeprowadzonego około dwa miesiące temu sondażu Ipsos wynika, że 48% pytanych wyrażało pogląd, że w najbliższych latach Rosja może zaatakować Polskę zbrojnie.
Dlatego właśnie Koalicja Obywatelska łączyła partie prawicowe z wyjściem Polski z Unii Europejskiej, dzieląc strony sporu na partie prounijne/proukraińskie i antyunijne/prorosyjskie. Tego typu retoryka polaryzacyjna jest zrozumiała w kontekście tego, że prawicowe siły mogą zagrozić status quo w Parlamencie Europejskim. Spowodowałoby to osłabienie Europejskiej Partii Ludowej, która swoimi działaniami mocno wspierała premiera.
Brak radykalnych zmian przed eurowyborami
Atak na prawicę ma ugruntować stworzony przez Tuska podział na Zachód i Wschód. Polexit wiązałby się jego zdaniem nie tylko z większą podatnością na wpływy rosyjskie, ale także negatywnymi skutkami ekonomicznymi.
Tusk umiejętnie straszy biedą w przypadku opuszczenia przez Polskę Unii Europejskiej powołując się na przykład Wielkiej Brytanii, którą wykorzystał jako ekonomiczny benchmark do złożenia obietnicy dogonienia i wyprzedzenia jej poziomu zamożności w ciągu 5 lat. Tym przykładem stara się pokazać: albo wybierzecie siły proeuropejskie i rozwój, albo będziecie w zapaści gospodarczej jak Brytyjczycy.
Retoryka ta ma jeszcze jeden cel: ukryć wszystkie negatywne aspekty funkcjonowania Unii Europejskiej opartej o aktualny układ sił. Tyczy się to wszystkich obszarów i kosztów związanych z energetyką, rolnictwem i migracją, a także z propozycją zmiany traktatów, które Koalicja Obywatelska wcześniej popierała.
Dzięki tego typu atakom Tusk utrudniał kampanijną pracę prawicy, która była dużo mniej skuteczna w przypominaniu personalnych relacji unijnych polityków z Putinem, a także kontrowersyjnych z dzisiejszego punktu widzenia wystąpienia polskiego premiera z przeszłości.
Kierunek zmian w forsowaniu reform unijnych jest dostrzegany w Koalicji Obywatelskiej. Podczas jednej z ostatnich sesji europarlamentu okazało się bowiem, że oprócz europosłów z PiS i PSL, przeciwko mechanizmowi „dobrowolnej” solidarności zagłosowali także europosłowie KO.
Dodatkowo Donald Tusk podczas wystąpienia z Rishim Sunakiem odniósł się do problemów ze szczelnością granic zewnętrznych mówiąć: „Jednym z tematów poruszonych dzisiaj, była też kwestia walki z nielegalną migracją, gdzie mamy zbieżne poglądy i podobną determinację. Zadaniem każdego rządu jest ochrona swoich obywateli i własnego terytorium, i granic. Będziemy szukali tutaj wspólnych przedsięwzięć”. W ten sposób partia Tuska zmniejsza siłę rażenia argumentów o tym, że jest za przyjmowaniem nielegalnych imigrantów do Polski.
Koalicja starała się jak mogła, aby przed wyborami nie utożsamiano jej z kontrowersyjną propozycją zmiany traktatów i likwidacją prawa weta. Podczas debaty PAP, która odbyła się 8 maja wszyscy zaproszeni przedstawiciele oprócz Joanny Scheuring-Wielgus z Lewicy opowiedzieli się przeciwko ratyfikacji nowych traktatów. Reprezentujący KO Andrzej Halicki uznał, że traktatów nie należy zmieniać.
Tuskowi udało się również skutecznie wygasić temat ewentualnego wejścia polski do strefy euro. Ustami ministra finansów przekazał, że „W tej chwili dyskusja o przystąpieniu do strefy euro jest dyskusją absolutnie zastępczą”. Temat ten, podobnie jak inne przywołane, ekipa Tuska będzie mogła na spokojnie podnieść po wyborach.
Koalicja Obywatelska stara się więc przedstawiać obecnie poglądy jak najmniej kontrowersyjne, aby przyciągnąć jak najszerszą grupę swoich potencjalnych wyborców i zdemobilizować przeciwników. Tusk z jednej strony wykorzystuje aprobatę Polaków w stosunku do przynależności do Unii prezentując się jako polityk proeuropejski, a z drugiej symbolicznie stara się przedstawiać siebie jako tego, który wykorzystując swoje znajomości w instytucjach unijnych by blokować zmiany, które mogą uderzyć w polskie interesy.
Premier starał się pokazać, że Polska nie jest już niesfornym członkiem wspólnoty, którego wspólnota musi przywoływać do porządku, ale pełnoprawnym partnerem, a w niektórych aspektach również liderem Unii. Na użytek wewnętrzny Tusk próbował dowieść, że pod żadnym pozorem nie zgodzi się na wszystko proponowanie wszystkiego, czego chcą instytucje unijne.
Jednocześnie prezentował się jako jeden z liderów Europy, czynnie biorący udział w planowaniu działań. Proponuje Polskę jako kraj wchodzący do grona europejskich decydentów, a nie państwa drugiej kategorii.
Taka narracja nie dziwi, bo wynika ze specyfiki nastrojów Polaków. Poparcie dla członkostwa w Unii Europejskiej wciąż jest bardzo wysokie, rosną natomiast ambicje i tworzy się poczucie konieczności awansu w strukturze państw UE. Premier zdaje sobie doskonale z tego sprawę.
Sojusz Tuska i von der Leyen służy obydwu stronom
Logicznym wobec tego było też kampanijne wykorzystanie i zaakcentowanie sojuszu pomiędzy Donaldem Tuskiem i Ursulą von der Leyen. Obecna przewodnicząca Komisji Europejskiej ogłosiła, że nie ma już zagrożenia praworządności w Polsce i Komisja Europejska planuje zakończenie prowadzenia procedury z art. 7 TUE wobec Polski. To kolejny, po uwolnieniu środków z KPO, gest ze strony niemieckiej przewodniczącej na rzecz kolegi z Europejskiej Partii Ludowej.
Von der Leyen walczy o kolejną kadencję na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej, Tusk o wzmocnienie swojej pozycji w kraju i zagranicą. Tego typu przeświadczenie jest poparte słowami Cezarego Tomczyka, który w jednym z wywiadów wskazał, że „W Europie rządzi EPP, czyli Europejska Partia Ludowa. Ona decyduje o tym, jak wygląda rząd europejski, kto jest szefem Komisji Europejskiej.” Niedawno Politico zwróciło jednak uwagę na niepewny los obecnej szefowej KE publikując artykuł o symbolicznym tytule: „Nie zakładajmy, że von der Leyen wróci”.
Von der Leyen do reelekcji będzie potrzebowała głosów europarlamentarzystów, dlatego wspieranie Donalda Tuska ma na celu uzyskanie przez niego korzystnego wyniku. Z drugiej strony uwolnienie KPO i zakończenie procedury badania praworządności, wraz z symbolicznym zaprezentowaniem „Planu dla Europy” i ogłaszaniem Polski europejskim liderem, wzmacnia premiera i jego ugrupowanie przed wyborami.
W przyszłości efektem współpracy obu polityków może być także mianowanie Radosława Sikorskiego na proponowane przez Niemkę nowe stanowisko komisarza do spraw obronnych.
Tusk – przykładny makiawelista
Pytanie jednak, jaki będzie polityczny koszt zacieśniania relacji z szefową KE i potencjalnego zdobycia dla Polski prestiżowej funkcji w nowej Komisji. Wybór ten może być po wyborach obarczony ustępstwami polskiego rządu w innych dziedzinach. Nie sposób wykluczyć, że mogą one dotyczyć też zgody Donalda Tuska na pakt migracyjny, zmiany traktatowe i zlikwidowanie zasady jednomyślności.
Warte odnotowania wydają się w tym kontekście słowa z niedawnego wywiadu Róży Thun. Wieloletnia reprezentantka Platformy Obywatelskiej, dziś w barwach Polski 2050, mówiła wszak o tym, że „pakt migracyjny, przy wszystkich zastrzeżeniach, które są wobec niego formułowane, jest nam potrzebny”, a aktualny sceptycyzm Donalda Tuska wobec paktu rozumie „jako słowa uspokojenia, by nie wpadać w panikę.”
Brak spełnienia kluczowych obietnic wyborczych w trakcie ponad pół roku od rządów świadczy o tym, że Tusk nie zmienił się od czasów, kiedy był premierem po raz pierwszy. Przewodniczący KO znalazł zresztą winnego tego stanu rzeczy przerzucając w ostatnim czasie odpowiedzialność na niesfornych koalicjantów, którzy rzekoma wkładają kije w szprychy zarówno pomysłom Koalicji Obywatelskiej odnoszącym się do spraw społeczno-gospodarczych, jak i rozliczeniom PiS.
W ten sposób tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Tusk odpycha od siebie zagrożenie w postaci rozczarowania części wyborców nowym rządem. Również dlatego jest mu potrzebna tak ostra retoryka i antagonizowanie przeciwników przypinając im łatki współpracowników Kremla.
Donald Tusk jeszcze nigdy nie miał w ręku aż tylu kart. Wspomagany przez Komisję Europejską, może przeciwstawiać nieudolność PiS w relacji z UE swojej skuteczności. Z pewnością buduje go pozycja w Europejskiej Partii Ludowej, która jest największą frakcją w Parlamencie Europejskim.
Mariaż Tuska i von der Leyen będzie trwał, bowiem jest to opłacalne dla obu stron. W jej efekcie rząd będzie mógł wskazywać na pozytywną opinię o Polsce ze strony Unii Europejskiej, a także korzystać ze środków unijnych. Instytucje unijne zostaną obsadzone politykami związanymi z Europejską Partią Ludową, w tym z Koalicji Obywatelskiej. Wiele wskazuje, że właśnie w tym układzie będzie postępowała dalsza centralizacja Unii Europejskiej i przenoszenie kolejnych kompetencji na jej rzecz.
W związku z tym czerwcowe wybory nie są bowiem, jak twierdzi Tusk, wyborem pomiędzy Zachodem i Wschodem. Może okazać się, że dużo bardziej realną alternatywą jest ta pomiędzy zachowaniem status quo w instytucjach unijnych, a konserwatywną i wzmacniającą pozycję państw narodowych korektą zakładającą odrzucenie szeregu zmian forsowanych przez obecnie dominujące stronnictwa unijne. Ale o tym, ku uciesze Koalicji Obywatelskiej, w tej kampanii nie było za wiele mowy.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.