Czy każdy musi mieć magisterkę? Znormalizujmy kończenie studiów na licencjacie!
Zmiany demograficzne odciskają swoje piętno na edukacji, zwłaszcza wyższej. Między 2006 a 2023 r. liczba studentów spadła o przeszło 700 tys. Polskie uczelnie mają trudności z wypełnieniem naborów, co prowadzi do dramatycznego obniżenia wymagań. Zamiast dążyć do utrzymania obecnego systemu poprzez dalsze zwiększanie procenta studentów w społeczeństwie, należy zrobić krok w tył i zastanowić się, czy lepszym rozwiązaniem nie będzie dowartościowanie studiów pierwszego stopnia.
W drugiej połowie kwietnia w Krakowie odbył się pierwszy Kongres Mężczyzn. W przyjętej przezeń deklaracji znalazło się m.in. wezwanie do zapewnienia równości w dostępie do edukacji, zaś miernikiem skuteczności tego postulatu miałoby być zwiększenie obecności mężczyzn w edukacji wyższej. Obecnie stanowią oni zaledwie 42% osób studiujących.
Jakkolwiek kongres dostrzega ważny problem polegający na pojawieniu się istotnej luki edukacyjnej między płciami, to jednak nie w pełni identyfikuje przyczyny tego stanu rzeczy. Nie ograniczają się one do wskazanego przez autorów manifestu sposobu kształcenia chłopców w szkołach, lecz mają przede wszystkim charakter strukturalny. Zacznijmy od zadania sobie fundamentalnego pytania: dlaczego mężczyźni mają chcieć iść na uczelnie?
Dyplom oznacza lepsze zarobki?
W 2023 The Economist opublikował artykuł o sugestywnym tytule: Czy twój dyplom był rzeczywiście tego warty? Autor zwracał uwagę, że kilka dekad temu na pytanie, czy studia gwarantują lepsze zarobki, można było bez namysłu odpowiedzieć twierdząco. Obecnie jednak realia uległy zmianie.
Z jednej strony sytuacja osób, które radzą sobie na uczelni najlepiej wciąż jest diametralnie lepsza niż położenie tych, którzy studiów nie ukończyli, zaś benefity płynące z edukacji wyższej dla najlepszych studentów ciągle rosną. Z drugiej strony studia stały się bardziej ryzykowną inwestycją – wyższy niż jeszcze kilka dekad temu jest bowiem odsetek osób, którym posiadanie dyplomu nie przynosi wymiernych korzyści ekonomicznych.
Według cytowanych w tekście prognoz Institute for Fiscal Studies 25% studentów i 15% studentek angielskich uczelni zarobi mniej w trakcie swoich karier zawodowych niż ich rówieśnicy, którzy nie podjęli edukacji wyższej. Z kolei w Stanach Zjednoczonych średnio między 25% a 30% absolwentów uczelni 6 lat po zakończeniu studiów posiada gorsze zarobki względem swoich rówieśników bez dyplomu.
Wskazanie grupy osób, dla których ryzyko inwestycji w studia jest wyższe, nie stanowi żadnej trudności. Mówiąc wprost, są to studenci kierunków humanistycznych i artystycznych. Co więcej, jest to inwestycja bardziej ryzykowna dla mężczyzn niż dla kobiet, gdyż, jak wskazuje autor artykułu z The Economist, mężczyźni mają większe szanse na wyższe zarobki w pracach, które nie wymagają wyższego wykształcenia.
Choć wspomniany artykuł operuje przede wszystkim na danych z krajów anglosaskich, nie inaczej sytuacja prezentuje się w Polsce. Jeśli spojrzeć na statystyki przyjęć na najlepszych polskich uczelniach – Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Warszawskim – liczba aplikujących na 1 miejsce na szeroko pojętych kierunkach humanistycznych waha się w przedziale 1-6 osób. Tymczasem dla kierunków ścisłych i biznesowych zdecydowana większość kierunków mieści się w przedziale 4-12 kandydatów na 1 miejsce.
Nawet jeśli ktoś decyduje się aplikować na humanistykę, najczęściej jest to kobieta. Jak obrazuje poniższy wykres sporządzony na podstawie danych GUS-u za rok akademicki 2021/2022, wśród absolwentów studiów humanistycznych, ale również kierunków związanych z kształceniem, kobiety stanowią grupę 2-5 razy liczniejszą od mężczyzn. Ci drudzy przeważają jedynie na kierunkach związanych z technologiami teleinformacyjnymi oraz techniczno-przemysłowych.
Opracowanie własne na podstawie danych GUS-u, szkolnictwo_wyzsze_w_roku_akademickim_2022-2023_-_wyniki_wstepne.
Widać więc, że absolwenci polskich szkół średnich doskonale zdają sobie sprawę, że wbrew temu, co słyszą od swoich rodziców i dziadków, studia nie gwarantują już dobrych zarobków, a przynajmniej nie klasyczne studia humanistyczne. Co więcej, również ukończenie innych kierunków nie zapewnia sukcesu na rynku pracy, o ile nie idzie to w parze z posiadaniem doświadczenia, które wiele osób musi zdobyć już podczas studiów. Na tym polu przodują kierunki ekonomiczne, gdzie dla wielu osób wykłady są jedynie dodatkiem do pełnoetatowej pracy.
Dlaczego wobec powyższych uwarunkowań mężczyźni mają chcieć podejmować pięcioletnie studia, jeśli nie gwarantuje to lepszych zarobków? Zwłaszcza, że na czele listy 29 deficytowych zawodów prezentowanej przez Barometr Zawodów 2024 znajdują się takie profesje, jak stolarz, dekarz czy elektryk, a w całym zestawieniu jedynie 12 zawodów wymaga jakiegokolwiek wyższego wykształcenia, z czego 5 związanych jest z edukacją, a 4 z ochroną zdrowia.
Uniwersytet jako miejsce zdobywania kapitału społecznego
Obrońcy sensowności wykształcenia uniwersyteckiego wskazują na korzyści społeczne i zdrowotne wynikające z edukacji. Raport Nauka i szkolnictwo wyższe a PKB przygotowany w 2023 r. z inicjatywy Konferencji Rektorów Uczelni Ekonomicznych (KRUE) podkreśla korelację między poziomem wykształcenia a długością i jakością życia.
Autorzy tłumaczą tę zależność występowaniem zjawiska określanego mianem szczepionki społecznej (social vaccine) – przebywanie w środowisku posiadającym większą świadomość zachowań prozdrowotnych pozytywnie wpływa na kształtowanie się właściwych nawyków. Jak podkreślają autorzy publikacji, zjawisko to jest widoczne zwłaszcza wśród mężczyzn.
Kolejnym pozytywnym skutkiem zwiększenia partycypacji mężczyzn w edukacji wyższej byłoby zasypywanie wspomnianej luki edukacyjnej, która coraz częściej przywoływana jest jako jedna z głównych przyczyn spadku dzietności w Polsce. Liczne badania potwierdzają, że jednym z głównych czynników decydujących o wyborze partnera przez kobiety jest jego kapitał osobisty i społeczny.
Ten zaś w niemałym stopniu kształtowany jest przez edukację uniwersytecką. Z kolei, jak wskazuje na naszych łamach Mateusz Łakomy, osoby z wyższym wykształceniem mają statystycznie większą szansę na doczekanie się więcej niż 1 potomka.
Nie ulega zatem wątpliwości, że bezpośrednie korzyści finansowe w postaci wyższych zarobków nie są jedynymi benefitami płynącymi ze studiów, zaś ich brak nie powinien przekreślać celowości dalszej edukacji. W interesie państwa leży dalsze wspieranie powszechnej edukacji uniwersyteckiej. Należy jednak zadać pytanie, czy czynienie tego w obecnej formie jest najkorzystniejszą opcją, a konkretnie, czy nie lepiej byłoby znormalizować kończenie studiów na poziomie studiów pierwszego stopnia.
Po co nam studia magisterskie?
Z całą pewnością licencjat bądź inżynier nie jest w powszechnej świadomości traktowany w Polsce jako stopień pełnowartościowy, choć nominalnie zgodnie z normami systemu bolońskiego ukończenie studiów pierwszego stopnia uprawnia do legitymowania się wykształceniem wyższym. Jeśli przyjrzeć się pierwszym z brzegu artykułom dotyczącym tej tematyki, widać, że fakt kończenia studiów już na poziomie licencjatu jest traktowany jako problem, z którym trzeba walczyć.
Po wczytaniu się w treść artykułów jasne staje się jednak, że jest to problem przede wszystkim z perspektywy uczelni, które borykają się z trudnościami w zapewnieniu wystarczającej liczby godzin dydaktycznych swojej kadrze naukowej.
Jeśli jednak odrzucić stereotypy oraz kwestię utrzymania stabilności budżetowej uczelni, trudno znaleźć powód, dla którego dopiero studia magisterskie można uznać za pełnowartościowe. Tym bardziej, że jak wskazują statystyki, częstotliwość podejmowania pracy zarobkowej równolegle z nauką jest wyższa wśród studentów studiów magisterskich niż licencjackich, a co za tym idzie, uwaga magistrantów w mniejszym stopniu poświęcona jest zdobywaniu wykształcenia.
Co więcej, benefity wypływające ze studiowania, takie jak zwiększenie świadomości prozdrowotnej, budowanie kapitału osobistego czy też równie ważne kształtowanie w sobie nawyków aktywności związanych z budową społeczeństwa obywatelskiego, nie są czymś, czego nie można zdobyć już na poziomie licencjatu, zwłaszcza gdyby osoby na studiach pierwszego stopnia w większym stopniu mogły skupić się na studiowaniu i nie musiały obawiać się o wiązanie końca z końcem.
To byłoby możliwe chociażby dzięki większym państwowym środkom na utrzymanie i tworzenie akademików, co, jak pokazują przykłady wojen o utrzymanie domów studenckich, jakie toczyły się w ostatnim półroczu w Poznaniu i Krakowie, jest obecnie palącym problemem.
Proponowane dofinansowanie studiów licencjackich niekoniecznie wiązałoby się ze znacznym zwiększeniem kosztów dla budżetu państwa, gdyż część środków mogłaby pochodzić z ograniczenia subsydiów dla studiów magisterskich. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłoby wyasygnowanie nowych środków dla studiów pierwszego stopnia, które są chronicznie niedofinansowane, podobnie jak cała polska nauka.
Niesłuszne jest jednak to, aby problemy sektora akademickiego z utrzymaniem struktur rozdętych podczas wyżu demograficznego obecnego na uczelniach w początku XXI w. miały dyktować działania państwa względem utrzymywania dzisiejszego modelu edukacji wyższej.
Jeśli coraz więcej osób nie potrzebuje magisterki, aby dobrze radzić sobie na rynku pracy, to nie należy tego faktu traktować jako problemu, lecz jako kolejną formę ewolucji społeczeństwa. Tym samym nie należy obniżać wymagań oraz tworzyć sztucznych zachęt, aby studenci podejmowali studia drugiego stopnia. Zamiast tego lepiej skupić się na zapewnieniu im takich warunków, aby byli w stanie wyciągnąć jak najwięcej z 3 lat prowadzących do zdobycia tytułu licencjata bądź inżyniera.
Rzecz jasna, błędem byłaby zbyt drastyczna redukcja miejsc na studiach magisterskich. Wciąż istnieje spora grupa zawodów, gdzie takie wykształcenie jest niezbędne.
Spośród tych humanistycznych należy wymienić chociażby nauczycieli lub pracowników niektórych urzędów. Jeszcze większe zapotrzebowanie jest na magistrów i doktorów nauk przyrodniczych ze względu na wkraczanie Polski do grupy gospodarek wysoko rozwiniętych, których przemysł potrzebuje wysokiej klasy specjalistów.
Ponadto w interesie publicznym jest również kształcenie kadr naukowych, które będą w stanie w przyszłości kontynuować edukowanie nowych pokoleń, zaś ich utrzymanie na uczelniach wiąże się z oferowaniem im atrakcyjnych wynagrodzeń. Z całą pewnością nie jest jednak potrzebne dążenie do sytuacji, w której na drugim stopniu edukację kontynuuje 100% ani nawet 70% osób kończących licencjat, jak jest obecnie.
Zwłaszcza, jeśli postulaty Kongresu Mężczyzn zostałyby spełnione i więcej przedstawicieli tej płci znalazłoby się na uczelniach, przez co niechybnie zwiększyłby się ogólny udział studentów w populacji osób młodych.
Jak robią to inni?
Warto również zauważyć, że w skupieniu się na licencjacie, jako podstawowej formie wykształcenia wyższego, Polska nie byłaby odosobniona. Model ten jest bowiem obecny w wielu państwach Europy Zachodniej, m.in. w krajach anglosaskich, ale także w bliższych nam geograficznie i systemowo Niemczech.
W Wielkiej Brytanii traktowanie licencjatu jako podstawy wykształcenia widoczne jest już na poziomie semantycznym. Studia licencjackie określane są mianem undergraduate, ich ukończenie nazywanie jest graduacją (graduation), zaś studia magisterskie i doktoranckie obejmuje zbiorowy termin postgraduate.
To podejście znajduje również odzwierciedlenie w statystykach. W 2020 r. stosunek studentów kończących studia na poziomie postgraduate do undergraduate wyniósł 62%. Po odliczeniu osób, które obroniły doktorat lub zdały specjalny egzamin nauczycielski, współczynnik osób kończących studia magisterskie do absolwentów studiów pierwszego stopnia spada do 48%.
W 2022 r. wartość ta wzrosła do 61%, co było jednak w dużej mierze spowodowane zawirowaniami na rynku pracy związanymi z pandemią i powszechnym aplikowaniem na tzw. paniczne magisterki (panic masters). Studenci kończący licencjat i niemogący znaleźć pracy decydowali się na spędzenie kolejnego roku na uczelni celem przeczekania recesji. Przewiduje się więc, że wzrost ten będzie mieć charakter przejściowy.
Jeszcze mniejszą wartość podobny współczynnik odnotowuje w Stanach Zjednoczonych. Według spisu powszechnego z 2018 r. liczba osób po 25. roku życia legitymujących się tytułem magistra stanowiła zaledwie 43% liczby osób posiadających licencjat.
Oprócz dużych kosztów edukacji wyższej ten stan rzeczy spowodowany jest również faktem, że w wielu przypadkach magisterium stanowi niejako część doktoratu. Nie bez znaczenia jest również to, że w większości przypadków licencjat na amerykańskich uczelniach trwa nie 3, ale 4 lata. Decyzja o kontynuowaniu nauki jest więc w dużo większym stopniu albo podyktowania chęcią pozostania na uczelni, albo motywowana dążeniem do zdobycia potrzebnych na rynku specjalistycznych kwalifikacji.
Choć dla niektórych może to być zaskoczeniem, również Niemcy będące ojczyzną humboldtowskiego modelu uniwersytetu i szczycące się wysokimi tradycjami akademickimi mają wyraźnie mniejszy poziom kontynuacji studiów na poziomie magisterium. W 2022 r. stosunek liczby absolwentów studiów magisterskich do absolwentów studiów licencjackich wyniósł 56%.
Zaznaczyć należy, że zauważalna jest w tym zakresie wyraźna różnica między uniwersytetami a politechnikami – na tych pierwszych magisterium podejmuje 66% osób kończących licencjat, podczas gdy w drugim przypadku jest to zaledwie 31%. Nie zmienia to jednak faktu, że w każdej konfiguracji są to wartości niższe od tych obserwowanych w Polsce.
***
Choć powyższy przegląd obejmuje zaledwie 3 kraje, widać, że mitem jest stwierdzenie, jakoby wyższy współczynnik kontynuacji studiów magisterskich był równoznaczny z wyższym poziomem kształcenia. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy uważane są za kraje o wysokiej kulturze akademickiej, a mimo to procent osób kontynuujących studia na drugim stopniu jest zauważalnie niższy niż w Polsce.
Ważniejszy od porównań z innymi jest jednak fakt, że najczęściej przywoływane korzyści płynące ze studiów, takie jak zjawisko szczepionki społecznej, rozwój osobisty oraz wzrost świadomości obywatelskiej, mogłyby z powodzeniem być rozwijane podczas trzyletniego licencjatu, zwłaszcza gdyby studenci mogli wykorzystać ten czas na rozwijanie w sobie pasji do nauki na całe życie. Ten postulat znalazł się zarówno we wspomnianym raporcie KRUE, jak i we wciąż aktualnym artykule Marcina Kędzierskiego sprzed roku o zmierzchu dotychczasowego modelu uniwersytetu.
Niech więc wezwanie do zwiększenia obecności mężczyzn na uczelniach stanie się okazją do debaty o konsekwencjach, jakie dla uniwersytetów niosą ze sobą zmiany demograficznych, ewolucja rynku pracy oraz rewolucja AI. Nie bójmy się dyskutować o tym, w jaki sposób połączyć idee poszerzania horyzontów intelektualnych z wymaganiami gospodarki oraz jak podejść do zjawiska pracy poniżej swoich kwalifikacji, nieuchronnie wiążącego się ze wzrostem liczby osób kończących studia.
Licencjat może być idealną opcją dla osób, które są przekonane, że w swojej pracy nie będą potrzebowały pięcioletnich studiów, a równocześnie chcą mieć możliwość rozwoju osobistego, który w państwie traktującym swoich obywateli podmiotowo powinien być nie mniej ważny od dobrostanu ekonomicznego.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.