Nowy ateizm to intelektualna wydmuszka
Czterej jeźdźcy apokalipsy spadli z koni, Sąd Ostateczny został na razie odwołany. Francuski pisarz, André Malraux, napisał o XXI w., że albo będzie religijny, albo nie będzie go wcale. O ile możemy stwierdzić po pierwszym kwartale, szanse na to, że religijność z nami pozostanie, nie są małe. Określenie „czterech jeźdźców”, które nadano tzw. nowym ateistom – Christopherowi Hitchensowi, Danielowi Dennettowi, Richardowi Dawkinsowi i Samowi Harrisowi – było przeznaczone dla mediów, które od samego początku nadawały ruchowi status mema.
Nowy? Ateizm
Nowy ateizm na początku wieku był rodzajem luźnego ruchu intelektualnego, którego moment w historii w zasadzie już dawno minął, ale który nadal wywiera znaczący wpływ szczególnie na kulturę internetową.
Szczytowy okres nowego ateizmu przypadł na pierwszą dekadę naszego stulecia. W 2010 r. ateista Tom Flynn opublikował artykuł Dlaczego nie wierzę w nowy ateizm, w którym argumentował, że nowy ateizm nie był ani nowy, ani ruchem, ale pozostawał widoczny tylko w wynikach sprzedaży jego autorów. To nie do końca prawda. Nowy ateizm musi być postrzegany i rozumiany w kontekście wydarzeń początku XXI w.
Zasadniczo nie różnił się on od starego ateizmu, np. barona d’Holbacha z XVIII w., ale jego datą narodzin był 11 września 2001 r. Szok wywołany islamskim terrorem zainspirował nowe refleksje na temat religii, zwłaszcza w świecie anglojęzycznym. Nowy ateizm był więc reakcją na islamski terror i inspirowaną protestantyzmem retorykę Busha. Katolicyzm czy judaizm dostały rykoszetem z powodu typowej dla nowego ateizmu chęci absolutnego uogólnienia.
Dla nowych ateistów religia była przede wszystkim brodatą twarzą Osamy bin Ladena, który reprezentował pars pro toto wszystkie zjawiska religijne wszystkich czasów. Po przeciwnej stronie tego manichejskiego światopoglądu stał świecki naukowiec, absolutny ideał człowieka.
Pierwsza książka Sama Harrisa na temat ateizmu została opublikowana w 2004 r., a wkrótce po niej pojawiły się kolejne. W 2007 r. czterej jeźdźcy zasiedli razem w grupie dyskusyjnej o tym tytule, a nazwa się przyjęła. Wkrótce jednak czwórka rozeszła się, a apokalipsa spełzła na niczym.
Oksfordzki profesor nauki i religii, Alister McGrath, skrytykował nowy ateizm jako reakcję na rozczarowanie niepowodzeniem tezy sekularyzacyjnej. Pod koniec XX w. zakładała ona, że religia wkrótce umrze śmiercią naturalną i nadejdzie świeckie tysiąclecie. Okazuje się jednak, że prawdopodobny jest odwrotny scenariusz. Nawet jeśli zmieniają się formy ekspresji religijności, takie jak członkostwo w Kościele, religia nie znika.
Demograficznie światowe trendy wskazują na duży przyrost populacji religijnej nie tylko w krajach niezachodnich, ale także na Zachodzie, wskutek imigracji. Teoretyk desekularyzacji, Peter L. Berger, chciałby zastąpić tezę sekularyzacyjną bardziej pluralistycznym podejściem. W jego ujęciu w zależności od miejsca, czasu i politycznej sytuacji raz wzrasta sekularyzm, a raz religijność.
Pod względem charakteru nowemu ateizmowi daleko do tolerancji i pluralizmu, jest on raczej fundamentalistyczny do szpiku kości. Pod koniec pierwszej dekady XXI w. doszło do rozłamu wśród sekularystów, których część wyraźnie dostrzegała tendencję nowego ateizmu do fanatycznego i antyliberalnego myślenia.
Nowy ateizm postrzegał religię nie tylko jako głupią i moralnie złą, ale także jako rodzaj choroby psychicznej, która rozprzestrzeniała się „wirusowo”, zgodnie z memetyczną teorią Dawkinsa. W związku z tym szczególnie dzieci musiały być przed nią chronione, a jedynym lekarstwem była kwarantanna.
Pancerne niedźwiedzie anty-Tolkiena
Podczas rzeczonej kwarantanny warto byłoby karmić dzieci prawo(nie)wierną kulturą. Dwa przykłady nowego ateizmu w kulturze nie są mu bezpośrednio przypisywane, ale bardzo dobrze pokazują charakter tego ruchu. Pierwszy przykład pochodzi jeszcze z lat 90. XX w. To niezwykle popularna seria powieści His Dark Materials autora science fiction, Philipa Pullmana, która została zaadaptowana i ukazana w filmie Złoty kompas u szczytu ruchu nowego ateizmu, a w latach 2019-2022 przekształcona w serial.
Pullmana można postrzegać jako ateistycznego anty-Tolkiena i anty-Lewisa, których, nawiasem mówiąc, pisarz absolutnie nie znosił. Jego seria powieści miała być kontrpropozycją dla kronik Narnii, przeciwdziałać „chrześcijańskiej propagandzie edukacyjnej” i zastępować ją propagandą ateistyczną.
Jako taka została skierowana przede wszystkim do młodych czytelników. Fabuła jest inspirowana Rajem utraconym Johna Miltona, ale pod odwróconymi znakami. Bóg lub (spoiler) Jego regent jest antagonistą, zbuntowane anioły są tymi dobrymi. Niedobry porządek wszechświata jest oczywiście wspierany przez kler. W dziele Pullmana Kościół nie jest instytucją obejmującą inkwizycję, ale inkwizycją reprezentującą Kościół jako całość.
Po stronie zła znajdują się niebiańskie zastępy w sojuszu z władzami kościelnymi, a po drugiej świeccy bohaterowie, tacy jak naukowcy, polarnicy, Cyganie, kowboje jeżdżący na balonie, czarownice na miotłach, homoseksualne anioły i opancerzone niedźwiedzie polarne.
W końcu buntownicy szturmują niebiosa i dosłownie obalają Boga, by postawić człowieka na jego miejscu. Radykalny antyklerykalny anarchista – Michaił Bakunin – miał identyczną fantazję w XIX w. Nawiasem mówiąc, problem śmiertelności również został rozwiązany, przez co religia stała się jeszcze bardziej zbędna.
Dzikie, orientalne hordy
Drugi przykład to film Agora z 2009 r., którego bohaterką jest filozofka Hypatia. Została zamordowana przez chrześcijańskich fanatyków w V w. Obok renesansowego filozofa Giordano Bruno jest ona być może najważniejszą męczennicą „kościoła ateistycznego”.
Film żywo gra z manichejskim światopoglądem nowego ateizmu. Z jednej strony pojawiają się nieskazitelna biel i jasność naukowo zorientowanych pogan z kręgu Hypatii, z drugiej fanatyczne hordy w czerni, które uderzająco przypominają to, co ówczesne media nazywały „arabską ulicą”.
Określenie dotyczyło rzekomo typowej reakcji ludności krajów muzułmańskich na wydarzenia na Zachodzie, tj. ataki terrorystyczne, karykatury Mahometa, inwazje na Afganistan czy Irak. Media miały obsesję na punkcie obrazów ohydnych, krwiożerczych i odczłowieczonych hord palących flagi i grożących niewiernym śmiercią. Skuteczny horror obrazu, który ustanowił mem muzułmanina-terrorysty do dziś.
Akcja filmu Agora rozgrywa się w Aleksandrii w Egipcie, a hordy chrześcijan mają wyraźnie orientalny charakter. Ich bojowego okrzyku „Alleluja!” nie da się odróżnić od dżihadystycznego „Allah Akbar!”. O to ostatecznie chodzi.
Globtroter i pogodny profesor
Christopher Hitchens był brytyjsko-amerykańskim dziennikarzem, który zmarł w 2011 r. Pierwotnie trockista i zagorzały krytyk amerykańskiego interwencjonizmu po 2001 r. przyjął postawę neokonserwatywną. Od tego czasu znacząco wspierał wojnę z islamskim terrorem i polemizował z lewicowymi apologetami tego, co nazywał islamskim faszyzmem.
Jego raporty z podróży są fascynującą lekturą. Można zaryzykować tezę, że był on z czterech jeźdźców najbliżej rzeczywistości, którą znał z własnego doświadczenia, a nie tylko z własnych uprzedzeń. Dużo podróżował po świecie muzułmańskim i pisał bez rasistowskiej pogardy. Choć radykalnie nie zgadzał się z chrześcijaństwem, był wystarczająco uczciwy intelektualnie, by dostrzec dobrych ludzi po drugiej stronie. Ostro krytykował Matkę Teresę z Kalkuty, ale współpracował z Kościołem jako advocatus diaboli w procesie jej kanonizacji.
Nie mam wątpliwości co do jego moralnej szczerości, ale odbiór retorycznej elokwencji Hitchensa przez jego fanklub stał się najlepszym przykładem pogardy dla przeciwnika. Kto nie widział nigdy filmików w stylu „przedstawiciel naszego plemienia ZMASAKROWAŁ przedstawiciela innego plemienia”? Na długo zanim zwolennicy Jordana Petersona stali się entuzjastami swojego guru debatującego z rzekomo lub faktycznie nieudolnymi retorycznie przeciwnikami, takie filmy krążyły już wśród fanów Hitchensa.
Kilka tygodni temu zmarł amerykański filozof Daniel Dennett, jeden z czołowych przedstawicieli filozofii umysłu. Jego twórczość wykraczała daleko poza nowy ateizm. Podczas gdy Hitchens był zapalonym globtroterem i zaangażowanym publicystą, Dennett był raczej dobrodusznym i pogodnym profesorem, który podchodził do pytań z niewielką agresją i naukową ciekawością.
Opowiadał się za darwinowskim światopoglądem i był przekonany, że wszystkie tajemnice świata można ostatecznie wyjaśnić w kategoriach czysto naturalistycznych. Jego udział w nowym ateizmie jest przede wszystkim kojarzony z ruchem społecznym Brights, który miał nadać ateizmowi pozytywną konotację (podobnie jak „gej” w ruchu homoseksualnym) i którego wspólnym mianownikiem jest naturalistyczny światopogląd.
Termin ten nie przyjął się, a w szczytowym momencie Brights miało prawdopodobnie nie więcej niż 50 000 zarejestrowanych członków. W przeciwieństwie do Dawkinsa i Harrisa Dennett zdystansował się do pewnego stopnia od nowego ateizmu w 2010 r., gdy zwrócił się ku nowym tematom.
Upadek w groteskę
Richard Dawkins, niegdyś intelektualista wagi ciężkiej i czołowy teoretyk memetyki w kulturze, od wielu lat doświadcza smutnego zejścia w groteskę. Biolog ewolucyjny skończył jako troll. Szczególnie podczas wizyty Benedykta XVI w Wielkiej Brytanii w 2010 r. pokazał, że bardzo dobrze czuje się w roli prowokatora. Nieco później był jeszcze bardziej szarmancki, gdy bagatelizował seksizm w ruchu ateistycznym.
Pewna aktywistka skarżyła się na niechciane zainteresowanie seksualne ze strony innego aktywisty na zjeździe, a Dawkins nie zawahał się przed obnażeniem i wyśmianiem jej w najgłupszy możliwy sposób. Najwyraźniej był bardzo dumny ze swojej niepoprawności politycznej. Incydent ten pokazał, że w środowisku nowego ateizmu zabrakło autorefleksji.
W ostatnich latach Dawkins flirtował z określeniem siebie jako „kulturowego chrześcijanina” nie z powodu prawdziwego szacunku dla chrześcijaństwa, ale raczej w sensie tożsamościowo-politycznym jako kontrast dla islamu. Kiedy porównywał słodycz dzwonów katedry w Winchesterze z okrzykami „Allah Akbar” (tak prawdopodobnie wyobrażał sobie codzienne życie w krajach muzułmańskich), ujawnił redukcjonizm, który jest kluczowy w całym jego światopoglądzie.
W 1976 r. Dawkins opracował teorię memów, przez które rozumiał kulturowy odpowiednik biologicznego genu. Memy służą jako replikatory informacji w kulturowym doborze naturalnym. Jako takie mają z powodów pragmatycznych upraszczający charakter i podobnie jak geny biologiczne konkurują o przetrwanie. Służą nie tyle wglądowi w fakt, stwierdzeniu istoty, co raczej czystej i skutecznej transmisji informacji.
Oczywiście memy w oryginalnym znaczeniu wymyślonym przez Richarda Dawkinsa i memy internetowe nie są dokładnie tym samym, ale sam Dawkins postrzega je jako blisko spokrewnione.
W jednym z wywiadów stwierdził, że „znaczenie nie jest tak odległe od oryginału. To wszystko, co staje się viralowe. W oryginalnym wprowadzeniu do słowa mem w ostatnim rozdziale Samolubnego Genu użyłem metafory wirusa. Więc kiedy ktokolwiek mówi o czymś, co staje się viralem w Internecie, to tym dokładnie jest mem i wygląda na to, że słowo zostało zastosowane właściwie”.
Główna różnica może polegać na tym, że internetowy mem jest celowo zmieniany twórczo przez ludzi w przeciwieństwie do biologicznych genów i dawkinsowskich memów, które raczej podlegają przypadkowym mutacjom i działają zgodnie z darwinowską selekcją. Różnica wydaje mi się jednak zbyt subtelna.
Wspomniany wyżej Alister McGrath również wskazał, że w kontekście religii i ateizmu idee nie rozprzestrzeniają się w wyniku przypadkowych procesów, ale poprzez celowe, zamierzone działania. Sposób, w jaki nowi ateiści próbowali przedstawić religię, ma moim zdaniem więcej wspólnego z twórczo zmienionymi memami internetowymi.
Od ateizmu do rasizmu
O Hitchensie i Dennetcie można powiedzieć kilka dobrych słów, nawet Dawkins miał swego czasu parę ciekawych pomysłów, ale Sam Harris nie budzi we mnie żadnych pozytywnych skojarzeń. Był on pierwszym z nowych ateistów, który odniósł ogromny sukces dzięki swojej antyreligijnej polemice i w zasadzie stał się skrajnym przykładem dziennikarskiej wizji tunelowej.
Jeśli autor osiągnie wyjątkowy sukces wśród czytelników dzięki rażącej tezie, ryzykuje, że zafiksuje się na niej, uzależni od uznania i będzie ją sprzedawać przez resztę życia w coraz bardziej radykalnych wersjach.
Harris postrzega religię jako uniwersalne wytłumaczenie negatywnych aspektów świata, to ona jest wszystkiemu winna. Jego dziennikarską niszą było potępianie jakiejkolwiek tolerancji wobec religii, skrajna postawa ataku i odmowa dialogu. Owszem, Harris brał udział w kilku debatach, ale był w nich zamknięty na argumenty przeciwników.
Zarówno argumenty, jak i sam przeciwnik są w zasadzie zredukowane do groteski, tak jak w internetowym memie, który oczywiście nie podlega dyskusji. Potępienie jest jasne od samego początku, nawet jeśli Harris podejmuje się karykaturalnego procesu pokazowego. Jednym z przykładów może być „naukowy” eksperyment modlitewny, w którym bada się, co się dzieje, gdy (naturalnie ateistyczna) grupa testowa X „modli się” o wynik Y.
Taki dialog z przeciwnikiem jest zawsze monologiem w obrębie własnego plemienia. Ta kultura dyskusji wywarła ogromny wpływ na Web 2.0, a myślenie memami było inspiracją dla jego powstania. Nic więc dziwnego, że Sam Harris stał się kluczową postacią w rozwoju Alt Right w USA. Obok takich postaci, jak Joe Rogan i Jordan Peterson, jest on wymieniany w związku z tzw. intellectual dark web, grupą, która sprzeciwia się polityce tożsamości i poprawności politycznej.
Na pozór zachowując dystans, Harris coraz bardziej lawirował ideologicznie wokół skrajnej prawicy. Absolutne przekonanie o własnej „naukowości” i przypisywanie nienaukowości drugiej stronie sprawiło, że np. rasizm ponownie stał się akceptowalny w niektórych kręgach prawicowych. Jeśli uznamy poprawność polityczną za wyraz religii, a zatem coś nienaukowego, to całkowity brak hamulców jest legitymizowany, a łamanie tabu heroiczne, np. teza o związku między rasą a IQ, której ostatnio bronił Harris.
Amerykański filozof Émile P. Torres ocenił w artykule z 2021 r. na salon.com, że z perspektywy czasu wielu czołowych przedstawicieli nowego ateizmu okazało się „autokratycznymi, dogmatycznymi, irytującymi, cenzurującymi, moralnie skompromitowanymi ludźmi, którzy przy każdej okazji wspierali potężnych nad bezsilnymi, uprzywilejowanych nad zmarginalizowanymi”.
Ogólnie rzecz biorąc, wpływ nowego ateizmu na zjawisko samozwańczych racjonalistów w sieci jest trudny do przecenienia, niezależnie od tego, czy są rasistami, redpillowcami czy antywokistami. Paradoks naszych czasów polega na tym, że prestiż nauki jako totemu jest absolutny, a jednocześnie faktyczny proces naukowy (hipotezy, eksperymenty, wzajemna weryfikacja itp.) jest pogardzany (jak prawdopodobnie nigdy wcześniej w historii) często przez tych samych ludzi.
Redukcjonizm memetyczny
Jakkolwiek elegancka wydaje się teza memetyczna Dawkinsa, istnieje niebezpieczeństwo jej niezrozumienia. Podobny los spotkał teorię Darwina, karkołomnie zaadaptowaną do poziomu społecznego. Darwinizm społeczny zastąpił przystosowanie do niszy ekologicznej logiką samolubnej siły tłumiącej i niszczącej konkurencję.
Ok. dwadzieścia lat temu powstała idea Web 2.0, w ramach której internet stał się bardziej interaktywny dla użytkowników i przybrał formę, jaką znamy dzisiaj. Obejmuje ona skrótowe myślenie w memach, które są nieodłączną częścią internetowej kultury dyskusji zaostrzającej się wraz z upływem czasu. Mamy do czynienia z przeciążeniem informacyjnym, w którym wróg jest uciszany nie przez argumenty, ale przez obecność prostych i łatwych do powielenia negatywnych memów, które zajmują całą przestrzeń.
Alchemicznym kamieniem filozoficznym byłaby tutaj nieskończona możliwość replikacji memów (w tym przypadku ateistyczno-naturalistycznego poglądu zamiast religii) za pomocą cudownej broni sztucznej inteligencji. Ta broń wciąż szuka swojego Oppenheimera, ale nawet bez niego konflikt z udziałem memów trwa od wielu lat. Znamy go jako wojnę kulturową.
Jest to wojna pozycyjna toczona o terytorium. Jej celem nie jest przekonanie kogokolwiek argumentami (chyba że naiwnie wierzymy, że krzyczenie na siebie nawzajem jest argumentem), ale zajęcie jak największej przestrzeni w internecie, mediach lub świecie analogowym. Wydaje mi się, że przyzwyczailiśmy się do tego, że konflikty ideologiczne w tym ostatnim rozgrywają się w podobny sposób, jak w świecie cyfrowym.
Wyobrażam sobie, że w rzeczywistości cyfrowej sztuczna inteligencja mogłaby generować niekończące się treści memetyczne i naprawdę zalać wszystkie możliwe kanały. Nie byłoby już wtedy ucieczki od beznadziejnie uproszczonych światopoglądów, zwłaszcza jeśli sami nie jesteśmy już w stanie myśleć w złożonych kategoriach.
Nie potrafimy kwestionować własnych perspektyw i krytykować innych w racjonalny sposób, bez skrótów odwołujących się do emocji i wyzwisk (libek, katotalib, lewak, ruska onuca itd.).
Oczywiście w niniejszym artykule sam zastosowałem pominięcia, skróty i uproszczenia. Umieszczając opisywane przeze mnie zjawisko nowego ateizmu w sąsiedztwie niesmacznego towarzystwa (trolli, prawicowych ekstremistów, seksistów), dążę przecież do wywołania emocjonalnej reakcji odrzucenia poprzez przywoływane obrazy…
Zachęcam czytelnika do refleksji nad tym, w jakim stopniu jego własny osąd jest dziś determinowany przez skróty i redukcje. Kto uważa się za niewinnego, niech pierwszy rzuci Wojakiem.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.