Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Irański kult męczeństwa zwiększa ryzyko użycia broni jądrowej. Rywalizacja ajatollahów z Izraelem

Irański kult męczeństwa zwiększa ryzyko użycia broni jądrowej. Rywalizacja ajatollahów z Izraelem Prezydent Iranu Ebrahim Raisi oraz prezydent Azerbejdżanu Ilham Aliyev, zdjęcie wykonane na kilka godzin przed katastrofą helikoptera w której zginął Raisi; źródło: wikimedia commons; Creative Commons Attribution 4.0

7 października 2023 r. konflikt między Izraelem a Palestyną z nową mocą powrócił do świadomości zachodnich społeczeństw. Od tego czasu Bliski Wschód uległ dalszej destabilizacji, najpierw za sprawą ataków wspieranych przez Iran Hutich na statki handlowe, zaś w kwietniu 2024 r. ze względu na bezpośrednią zbrojną konfrontację między Izraelem a Iranem. O genezie i przebiegu wieloletniej rywalizacji między oboma krajami z dr. hab. Łukaszem Fyderkiem, dyrektorem Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Piotr Ryszard Ryś.

Co pańskim zdaniem, jako specjalisty w zakresie transformacji ustrojowych oraz bliskowschodniej polityki, jest źródłem konfliktu dwóch niegraniczących ze sobą państw – Iranu i Izraela?

Na tę rywalizację można patrzeć z dwóch perspektyw. Pierwsza z nich jest strukturalna – istnieje pewna struktura regionalnego układu stosunków międzynarodowych, która na Bliskim Wschodzie ma charakter wielobiegunowy. Nie ma jednego, dominującego mocarstwa, co prowadzi do sytuacji, w której kilka silnych państw rywalizuje o wpływy. Przez lata konflikty lokalne były mitygowane.

W XIX w. istniały dwa duże mocarstwa – Imperium Osmańskie i Imperium Perskie. Później nastąpił okres kolonizacji, podczas którego zewnętrzni aktorzy zdominowali region i czynili to do końca XX w., a nawet do początku XXI w.

Po upadku Związku Radzieckiego na Bliskim Wschodzie nastąpił okres Pax Americana, który w zasadzie chyli się ku końcowi. Jego zmierzch tworzy większą przestrzeń do rywalizacji aktorów pochodzących z danego regionu, w tym wypadku Izraela i Iranu.

Oczywiście spór między tymi krajami nie jest jedyną osią regionalnej rywalizacji, równie wyraźny jest chociażby konflikt między Arabią Saudyjską a Iranem. Ostatnimi czasy także rywalizacja pomiędzy Turcją i Katarem a Arabią Saudyjską niesie za sobą bardzo dużo skutków dla regionu. W większości przypadków zmagania między wspomnianymi państwami toczą się bez otwartej wojny, lecz przede wszystkim na płaszczyźnie konfliktów zapośredniczonych, tzw. proxy wars.

Na czym polega druga perspektywa?

Jest ona związana z ideologią obu państw. Po jednej stronie znajduje się Izrael, który zakłada, że w Palestynie powinno istnieć państwo żydowskie. To ideologia rodząca konflikt z Palestyńczykami, ale w wymiarze regionalnym nieekspansywna, ponieważ dotyczy ściśle określonego obszaru.

Po drugiej zaś stronie jest Republika Islamska, która jak każdy reżim powstały w wyniku rewolucji mającej u swoich podstaw pewną uniwersalistyczną ideę ma tendencję do eksportu swojej ideologii. Rewolucja ta była procesem oddolnym i dlatego dopiero po jej sukcesie w Iranie rozkwitła cała ideologia republiki islamskiej.

Jest ona dziełem w szczególności Ruhollaha Chomeiniego – wielkiego ajatollaha i pierwszego rahbara republiki islamskiej. Jako idea jest niezwykle innowacyjna, ponieważ zestawienie islamu i republiki nie ma zakorzenienia w tradycji myśli politycznej. W ten sposób powstał reżim rewolucyjny – zarazem republikański i islamski – który tę swoją mieszankę ideową chce eksportować na cały region i świat.

Rozprzestrzenianie się tego modelu politycznego ma mieć początek na Bliskim Wschodzie, gdzie Iran posiada naturalną przestrzeń ku temu i gdzie wiele lat temu odbyła się już w związku z tą sprawą wojna z Irakiem. Ponadto w pierwszej kolejności adresatami rewolucji są muzułmanie, których nie brakuje również w Izraelu. Dwa miliony Palestyńczyków ma obywatelstwo tego kraju, a pozostali żyją pod formalnym zwierzchnictwem izraelskim i faktyczną okupacją wojskową, co czyni ich dobrą grupą docelową.

Co więcej, Iran ze sprawy palestyńskiej uczynił pozytywny program, który jednoczy Iran i kraje arabskie, zaciera dzielące ich różnice językowo-etniczne (perski/arabski) i religijne (szyici/sunnici). Większość państw Bliskiego Wschodu jest przede wszystkim wyznania sunnickiego, dlatego Iran musi szukać takich przestrzeni, które zjednoczą wszystkich muzułmanów. Jedną z nich jest właśnie kwestia złego traktowania Palestyńczyków przez Izrael.

Z własnego doświadczenia podróżowania i mieszkania w krajach muzułmańskich wiem, że przekonanie o niewłaściwym, używając dyplomatycznego języka, traktowaniu Palestyńczyków i niesprawiedliwości, która ich dotyka, jest bardzo powszechne. Iran, podkreślając tę niesprawiedliwość, zyskuje aplauz wśród muzułmańskiej ulicy na przekór temu, że bardzo często rządy innych krajów regionu wolałyby się z Izraelem porozumieć.

Konflikt do tego momentu sprawia wrażenie jednostronnego i istniejącego jedynie na papierze, co jednak nie przeszkadza Iranowi w realizowaniu swoich celów – wykonując pozorowane ruchy, może on jednoczyć świat muzułmański i kierować Arabów w orbitę Iranu. Czy Izrael ma interes w zaognianiu tego konfliktu, czy wręcz przeciwnie, ciągle pozostaje stroną bierną?

Wydaje się, że oba państwa, a zwłaszcza duża część ich establishmentu politycznego, korzystają na posiadaniu zewnętrznego wroga, który w dodatku jest daleko i nie stanowi egzystencjalnego zagrożenia. Przez długi czas właśnie w ten sposób władze izraelskie postrzegały problem irański. Sytuacja zaczęła zmieniać się jednak w momencie, w którym do samych pogróżek doszły dodatkowe czynniki.

Pierwszy z nich stanowi obecność w regionie proirańskich bojówek prowadzących operacje przeciw Izraelowi, z których największą jest Hezbollah będący z jednej strony libańską partią polityczną, a zarazem organizacją terrorystyczną, koncernem medialnym, organizacją charytatywną i alternatywną armią.

Organizacja ta została założona przez szyickich Libańczyków mieszkających na wschodzie i południu kraju, przy ścisłej współpracy ze Strażnikami Irańskiej Rewolucji Islamskiej. Wraz z Hamasem i Islamskim Dżihadem Hezbollah daje Iranowi możliwość oddziaływania militarnego na Izrael.

Drugim czynnikiem jest granicząca i formalnie będąca w stanie wojny z Izraelem Syria, która stała się sojusznikiem Iranu. Widać więc, że część agendy antyizraelskiej stanowią rzeczywiste, niepozorowane działania, chociaż co do zasady dla Iranu posiadanie takiego symbolicznego wroga, jakim jest Izrael, rzeczywiście wystarcza. Natomiast sytuacje, gdy groźby względem Izraela przechodzą w działania kinetyczne, uwiarygadniają Iran w jego narracji.

Wobec takiej strategii Iranu koniecznością władz izraelskich była polityka odstraszania poprzez pokazywanie, że przejście przez republikę islamską do jakichkolwiek bardziej radykalnych działań spotka się z bardzo dotkliwą odpowiedzią. W ostatnich tygodniach jesteśmy świadkami renegocjacji tych warunków odstraszania. Z perspektywy Iranu optymalna jest sytuacja, gdy Izrael jest tak samo wrogi i odległy, a przez to nie śmiertelnie groźny, zwłaszcza dla reżimu sprawującego władzę.

Musimy bowiem pamiętać, że choć Iran to duży i zróżnicowany kraj, to jednak reżim rządzi nim w sposób stabilny. Właśnie ten postrewolucyjny reżim wybrał sobie Izrael na swojego wroga i narzucił warunki konfrontacji. Izrael tę pozycję wroga musiał przyjąć, lecz też nie bardzo się tym martwił aż do momentu, gdy rozwój techniki irańskiej doprowadził do sytuacji, w której bezpieczeństwo Izraela zaczęło być zagrożone.

Doszło do tego w ciągu ostatnich piętnastu lat, w których rozwój Iranu w zakresie technologii konwencjonalnych umożliwił masowe budowanie różnych typów rakiet balistycznych, rakiet samosterujących oraz tanich dronów dalekiego zasięgu. Oprócz tego Iran rozwinął swój potencjał niekonwencjonalny, czyli nuklearny, do tego stopnia, że aktualnie znajduje się u progu pozyskania broni jądrowej.

Czy Izrael, jako państwo posiadające broń jądrową, powinno czuć się zagrożone? Czy można wygrać konfrontację jądrową?

Tutaj dochodzimy do kwestii subiektywnych. Co do zasady wojna jądrowa przy założeniu, że oba państwa posiadają głowice nuklearne, jest niewygrywalna – obie strony odniosłyby tak olbrzymie straty, że nawet jeśli któraś z nich okazałaby się zwycięzcą, byłoby to zwycięstwo pyrrusowe.

Z drugiej jednak strony w potencjalnej konfrontacji to Izrael stoi na słabszej pozycji, ponieważ jest państwem małym i o niewielkiej populacji w porównaniu do dziewięciokrotnie ludniejszego Iranu o ogromnym obszarze. Te uwarunkowania geograficzno-demograficzne dają większe szanse przetrwania przynajmniej części populacji Iranu, co zwiększa odporność państwa w przypadku takiej pełnoskalowej wojny jądrowej.

Ten czynnik bardzo niepokoi izraelskie władze, które nie wierzą w pełną skuteczność nuklearnego odstraszania i często podkreślają brak racjonalności irańskich decydentów. W dużej mierze jest to związane z kulturą polityczną republiki islamskiej, która chętnie korzysta z mitu męczeństwa. To właśnie ów kult męczeństwa zapoczątkował zjawisko zamachowców-samobójców, wcześniej nieznane na Bliskim Wschodzie, a dzisiaj będące wręcz emblematycznym znakiem lokalnej przemocy politycznej.

Powierzenie „guzika atomowego” ludziom wyznającym kult męczeńskiej śmierci zmienia percepcję zagrożenia i tworzy nierozwiązywalny dylemat bezpieczeństwa Izraela. Dzieje się tak, gdyż Izraelowi bardzo trudno jest zapobiec rozwojowi zarówno nuklearnego, jak i konwencjonalnego potencjału Iranu.

Jak stan permanentnego zagrożenia kształtuje sytuację wewnętrzną w Izraelu?

Izrael musimy rozpatrywać w zupełnie innym kontekście niż Iran, ponieważ jest państwem demokratycznym. Należy jednak pamiętać, że demokracja funkcjonuje tam z zasadniczymi ograniczeniami. Jest to spowodowane faktem, że duża część populacji pozostaje wyłączona z procesu wyłaniania władzy. Mowa oczywiście o tych Palestyńczykach, którzy nie posiadają obywatelstwa, lecz żyją de facto pod izraelską władzą. Czyni to z tego państwa niepełną demokrację lub tzw. demokrację z deficytami.

Gdy weźmiemy ten element poza nawias, otrzymamy sprawnie funkcjonujący ustrój, w którym w ciągu ostatnich lat obserwowaliśmy cały szereg ciekawych procesów związanych z przesunięciem sympatii politycznych. Od początku istnienia Izraela władzę sprawowały w nim rządy lewicowe.

W latach 70. zaczęła pojawiać się alternacja władzy prawicy i lewicy. Z kolei napływ dużych grup ludności z byłego Związku Radzieckiego w latach 90. oraz wysoki przyrost naturalny wśród żydowskich konserwatystów i fundamentalistów doprowadziły do przechylenia sympatii społecznych na prawo.

Wskutek tych przemian od lat 90. ważnym problemem w debacie politycznej stał się wątek palestyński, a zapewnienie poczucia bezpieczeństwa obywatelom przez rządy twardej ręki wobec Palestyńczyków wpisało się na dobre w politykę prawicowego Likudu.

Oczywiście musimy być świadomi, że ta percepcja zmieniła się po 7 października 2023 r. W tym kontekście to prawica zdominowała dyskurs, gdy obiecała zapewnienie bezpieczeństwa państwa poprzez twardą politykę antypalestyńską w połączeniu z neoliberalnymi receptami rynkowymi.

W Izraelu panuje demokracja, która poza tym, że nie uwzględnia Palestyńczyków, ma następujące cechy charakterystyczne: po pierwsze, nieproporcjonalnie wysoki wpływ na politykę mają mniejszości „tożsamościowe”, w tym osadnicy oraz ludność ultraortodoksyjna. Drugą cechą jest występowanie sekurytyzacji, czyli zjawiska polegającego na instrumentalizacji lęków społecznych, które nawarstwiały się przez dekady stałego zagrożenia terrorystycznego.

Wykorzystywane były zwłaszcza przez rządzącą w ostatnich trzydziestu latach populistyczną prawicę, co doprowadziło do umocnienia jej dominacji na scenie politycznej. Ostatnie lata przyniosły natomiast rosnącą polaryzację polityczną i dalszą erozję systemu demokratycznego.

W takiej sytuacji doszło do pewnego paradoksu, mianowicie w społeczeństwie występuje bardzo duży brak zaufania do rządów Benjamina Netanjahu i do niego samego, lecz jednocześnie bardzo wysokie jest poparcie dla twardej antypalestyńskiej polityki, której twarzą jest nie kto inny jak Netanjahu. Poparcie dla zdecydowanych działań było wysokie już przed tragedią z października 2023 r., a po szoku związanym z atakiem terrorystycznym, w którym ponad tysiąc dwieście Izraelczyków straciło życie, te postawy tylko się utrwaliły.

W jaki sposób antyrządowe protesty oraz inne problemy społeczne wpływają na odporność państwa Izrael?

Krótko mówiąc, wpływają źle. Można postawić tezę o charakterze uniwersalnym: państwa przechodzące transformację zawsze są słabsze na arenie międzynarodowej niż te, których sytuacja wewnętrzna jest ustabilizowana. Oś podziału między państwami silnymi i słabymi nie przebiega między demokracjami a autokracjami, lecz właśnie między krajami stabilnymi a tymi, które zmuszone są do koncentrowania się na polityce wewnętrznej i wewnętrznej polaryzacji.

Dobrą ilustracją tej prawidłowości jest sytuacja, w której rok po rewolucji islamskiej Iran został zaatakowany przez Irak. Było to wydarzenie odbiegające od schematu historycznego, gdyż państwo o trzykrotnie mniejszym potencjale ludnościowym zaatakowało swojego większego sąsiada. Stało się to możliwe dlatego, że to drugie było osłabione wewnętrznymi zawirowaniami.

Każda zmiana, transformacja polityczna i pewna wewnętrzna niestabilność są słabościami, które inni gracze chętnie wykorzystują. Również dla Polski obecne wydarzenia w Izraelu są bardzo ważną lekcją – państwo położone w niebezpiecznym miejscu świata musi bardzo uważać na populistycznych polityków i wewnętrzną polaryzację.

Jaki wpływ ma sytuacja na Bliskim Wschodzie na Polskę i dlaczego ten konflikt powinien nas interesować?

Pierwszym powodem jest fakt względnego sąsiedztwa Europy i Bliskiego Wschodu. Myśląc w kategoriach wykraczających poza nasze najbliższe otoczenie, mówimy o konflikcie, który znajduje się blisko nas w wymiarze geograficznym i kulturowym.

Co więcej, ten konflikt zdecydowanie polaryzuje społeczeństwa Zachodu, które co do zasady posiadają pluralistyczne poglądy na wiele spraw, jednak konflikt na Bliskim Wschodzie budzi emocje na skalę rzadko spotykaną w odniesieniu do innych działań zbrojnych. Obywatele europejskich krajów nie spierali się tak bardzo, gdy setki tysięcy ludzi ginęło w Syrii czy Libii, mimo że tamte starcia też rozgrywały się blisko nas.

Taki stan jest poniekąd zrozumiały – konflikt Izraela z jego muzułmańskimi sąsiadami budzi demony, które drzemią w społeczeństwach zachodnich. Z jednej strony jest to demon antysemityzmu wśród tych, którzy bardzo mocno bronią praw Palestyńczyków, a jednocześnie bardzo chętnie krytykują Izrael w każdej odsłonie jego działalności. Z drugiej zaś strony demon islamofobii dręczy obrońców Izraela i prawa tego państwa do zapewnienia swojego bezpieczeństwa. Często łączy się to z niechęcią wobec muzułmanów.

Ze względu na fakt, że wiele osób na całym świecie ma jakiś emocjonalny stosunek do każdego z uczestników tego konfliktu, posiada on (jak mało który konflikt na świecie) potężny potencjał mobilizacyjny. Przez to, że dotyczy muzułmanów, ten temat żywo interesuje też ludzi w Indonezji, Bangladeszu, Pakistanie, posiadających pokaźną mniejszość muzułmańską Indiach itd. Te uwarunkowania sprawiają, że choć zmagania dotyczą niedużego skrawka ziemi, to jednak ogniskują problemy istotne dla miliardów ludzi.

Drugim powodem, dlaczego ów konflikt jest istotny z punktu widzenia Polski, jest rola tego regionu dla naszego bezpieczeństwa energetycznego. Mimo że z Izraela nie kupujemy bezpośrednio surowców energetycznych, to jednak w tym momencie niemal całość naszego zapotrzebowania na gaz i ropę zaspokajamy surowcami z Bliskiego Wschodu, a konflikt ten ma potencjał regionalny.

Trzeci wątek jest związany z obszarem wysokich technologii. Polska armia ma na wyposażeniu technologie wyprodukowane w Izraelu oraz wytwarzane w Polsce na izraelskiej licencji, w związku z czym dostęp do nich jest istotny dla naszego bezpieczeństwa.

Poza tym wszystkim ważne jest dla nas również to, że w konflikcie izraelskim testowane są pewne wymiary odporności państwa w wymiarze militarnym i pozamilitarnym. Z myślą o przyszłych wojnach warto obserwować zarówno konflikt Rosji z Ukrainą, jak i to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie. Trzeba zwrócić uwagę na to, jak używane są drony i sztuczna inteligencja oraz jak wykorzystywana jest przestrzeń kosmiczna przez Iran i Izrael, a więc państwa o potencjale finansowym zbliżonym do Polski.

Mimo tego, że nie są to olbrzymie mocarstwa, każde z tych krajów posiada własne pociski balistyczne, satelity, zdolność opracowania i masowej produkcji wielu rodzajów dronów bojowych. Ponadto Iran potrafi tworzyć te technologie, nawet mimo sankcji nałożonych na jego gospodarkę, która w dodatku jest mniejsza od polskiej.

Z kolei my, myśląc o naszym bezpieczeństwie, wciąż bardzo często skupiamy się na zakupach technologii wojskowych chociażby od takich krajów, jak Izrael. To właśnie zagadnienia zwiększenie samowystarczalności w wymiarze przemysłu zbrojeniowego powinny zostać dostrzeżone przez elity polityczne oraz stać się częstszym tematem polskiej debaty publicznej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.