Najmniej intensywny start rządu od 2002 roku. Twarde zderzenie Koalicji Obywatelskiej z realiami władzy
Do 15 października opowiadanie o nowej jakości władzy i sprzątaniu po Zjednoczonej Prawicy było proste. Rekonstrukcja rządu i listy Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego, które pełne są rozpoznawalnych nazwisk polityków pełniących ważne funkcje, wskazują, że spotkanie z realną władzą mogło okazać się dla wielu twardym lądowaniem. Najwyższy czas, aby polityka z wieców i telewizyjnych studiów wróciła do rządu i parlamentu.
Wyjazdowe posiedzenie Rady Ministrów na Śląsku, zapowiedź pierwszej reformy podatkowej, wreszcie pierwsza rekonstrukcja rządu. Donald Tusk najwyraźniej zrozumiał, że bez przyspieszenia w polityce krajowej zamiast zmiecenia PiS-u jego rząd może obrać kurs na powtórkę z 2015 r. Czy eurowybory sprawią, że nowy rząd w końcu okrzepnie, czy raczej odsłoni programową i kadrową pustkę?
Powolny rozbieg i przycinanie żywopłotu
W pierwszych miesiącach urzędowania obecna większość sejmowa przeprowadziła przez parlament ponad dwukrotnie mniej ustaw nie tylko niż pierwszy samodzielny rząd PiS-u, ale też mniej niż pierwszy rząd Platformy Obywatelskiej i PSL-u. Jak policzył analityk Radek Karbowski, to najmniej intensywny start nowej większości od 2002 r.
W kwietniu kolejne media zaczęły raportować o wyjątkowo marnym tempie prac parlamentu. Rzeczpospolita donosiła, że w ciągu 3 miesięcy parlament pracował łącznie 15 dni. „Posiedzenia Senatu trwają np. 1,5 godziny, co jest sytuacją niespotykaną” – mówił Rzeczpospolitej senator niezależny, Zygmunt Frankiewicz.
Z pewnością na taką sytuację wpływ ma wyjątkowo „ciasny” kalendarz wyborczy. Trudno z jednej strony wchodzić do przejętych ministerstw, mnożyć audyty i rozpoczynać energicznie realizacje własnego programu i obietnic, a z drugiej prowadzić kolejne, szybko postępujące po sobie kampanie wyborcze.
Większość parlamentarna nie ułatwia sobie jednak zadania. Na listach do Parlamentu Europejskiego znajduje się ponad 10% wszystkich ministrów i wiceministrów obecnego rządu, w tym ci najważniejsi – Marcin Kierwiński i Borys Budka. „Dzisiaj nadchodzi czas porządkowania i to jest jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się wspólnie na te zmiany” – mówił, żegnając odchodzących ministrów, premier Donald Tusk.
Czy jednak chodzi o porządkowanie władzy publicznej, czy własnej partii? Na to pytanie raczej odpowiedzi nie usłyszymy. Tezę o porządkowaniu partii stawia na łamach Dziennika Gazety Prawnej Agnieszka Burzyńska. Nazywa wystawianie czołowych postaci Platformy Obywatelskiej na listach do europarlamentu „przycinaniem żywopłotu” w wykonaniu szefa PO.
To zgrabne określenie opisuje taktykę odsuwania na boczny tor ludzi, którzy w czasie obecności Tuska w Brukseli wyrośli na liderów Platformy, ale nie byli nigdy w przeszłości ludźmi Tuska. Burzyńska zwraca jednak uwagę, że owe „przycinanie żywopłotu” nie ma jedynie podłoża ambicjonalnego. W opinii publicystki Borys Budka nie miał wysokich notowań u premiera, Burzynska raczej widzi w nim „mającego w KPRM opinię wyjątkowo nieudolnego”.
Między słowami potwierdził to sam Tusk w trakcie konferencji prasowej, gdy wskazał, że krytykowana przez media opieszałość działania kierownictwa Ministerstwa Aktywów Państwowych była przemyślaną strategią, co brzmi mało wiarygodnie. „Mimo wysiłków Borysa Budki w spółkach Skarbu Państwa ciągle jest sporo do wyczyszczenia” – podkreślał Tusk, prezentując następcę Budki.
Symboliczna dla odchodzących ministrów może być jednak ostatnia wpadka z publicznym wystąpieniem ministra MSWiA, Marcina Kierwińskiego, która w najlepszym razie świadczy o braku obycia młodszej twarzy Platformy Obywatelskiej, radzącej sobie z wystąpieniami publicznymi o wiele gorzej niż marszałek Hołownia czy prezydent Duda. Trudno mówić, że tacy ministrowie stanowiliby w niedalekiej przyszłości o sile tego rządu.
Zaufanie i przyspieszenie
Brak realizacji 100 konkretów programowych, z którymi Koalicja Obywatelska szła do wyborów, wydaje się więc przejawem szerszego problemu, jakim jest, po pierwsze, brak wydolności układu władzy, a po drugie, brak silnych osobowości. Z kolei duża liczba partii wchodząca w skład koalicji przekłada się na dużą liczbę wiceministrów i sprzecznych interesów, którymi trzeba umiejętnie zarządzać.
Do października opowiadanie o nowej jakości władzy i sprzątaniu po Zjednoczonej Prawicy z ław opozycji i studiów telewizyjnych było proste. Dla wielu osób niedoświadczonych w piastowaniu funkcji publicznych spotkanie z realną władzą sprawowaną z ministerialnego fotela okazało się twardym lądowaniem.
Stąd odejście Budki czy Kierwińskiego może być nie tyle obrazem krwiożerczej polityki Tuska, ale symbolem kryzysu osobowości w Platformie Obywatelskiej i ucieczki od realnej odpowiedzialności. W takiej optyce Tusk wcale nie jest złym, który zsyła obu polityków do Brukseli, ale tym, który wyświadczył im przysługę, gdy uwolnił ich od zbyt ciężkiego brzemienia władzy.
Donald Tusk na konferencji prasowej prezentującej nowych ministrów podkreślał ponad 30-letnią znajomość z Tomaszem Siemoniakiem i zaufanie, jakim obdarza nowego ministra Jakuba Jaworskiego, nowego ministra aktywów państwowych, a w przeszłości współpracownika Tuska w kancelarii premiera. Lider PO zdaje się więc wysyłać sygnał, że konsoliduje władzę nad kluczowymi obszarami wokół siebie, przekazuje ją ludziom zaufanym i mającym już doświadczenie w pracy w jego administracji.
Przynajmniej w teorii nowi ministrowie widzą, na co się piszą. To ruch, który obliczony jest przede wszystkim na przyspieszenie po bardzo powolnym pierwszym półroczu.
Koniec igrzysk, czas na pracę
Być może to także okazja, aby lider Platformy Obywatelskiej odpowiedział sobie na pytanie, czy nadal powinien skupiać się na zapewnianiu rozrywki dla antypisowskiego elektoratu. Być może wystawienie na listy liderów komisji śledczych, duetu Szczerba-Joński, i zapewniania o rychłym zamknięciu prowadzonych w nich spraw o tym świadczą. Wówczas możliwe będzie przejście do realizacji szerszych postulatów, jak chociażby nowe otwarcie w sprawie projektu CPK, którego domaga się ponad 60% Polaków.
Czasu jest niewiele, bowiem jak wskazuje najnowsze badanie CBOS, nowa większość rozpoczyna rządy z niższym zaufaniem niż to, którym cieszył się pierwszy rząd Morawieckiego, i niewiele większym, niż cieszył się rząd PiS-u w drugiej.
Ostatni CBOS pokazuje, że rząd Tuska ma więcej przeciwników niż zwolenników już po 4 miesiącach pracy. Dla porównania taka mijanka pojawiła się w badaniach rządu Morawieckiego po 4, ale latach rządów PiS. Ważne memento dla koalicji 15 października. pic.twitter.com/Nv1sjjiezW
— Paweł Musiałek (@Pawel_Musialek) May 8, 2024
Oznacza to nie tylko kłopoty w krótkiej perspektywie wyborów europejskich, ale też średniookresowej, czyli do wyborów prezydenckich. Jeśli rząd w najbliższym czasie nie ruszy z ofensywą, to spadki sondażowe mogą się pogłębiać. Wraz z kryzysem zaufania do władzy objawić się może potencjał wyjścia z sondażowego dołka przez Prawo i Sprawiedliwość.
Eurowybory wydają się ostatnim momentem na okrzepnięcie i przygotowanie do kolejnego etapu – w praktyce pewnie już do powakacyjnej jesiennej ofensywy, która będzie też stanowić przygotowanie do prezydenckiej kampanii. Dobrze by było, gdyby miała namacalny, programowy i merytoryczny charakter, a nie okazała się nową odsłoną antypisowskich igrzysk. Najwyższy czas, aby polityka z wieców i telewizyjnych studiów wróciła do polskiego rządu i parlamentu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.