Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Skończmy z tą cholerną „kulturą” piwerkowania!

Skończmy z tą cholerną „kulturą” piwerkowania! źródlo: wikimedia commons; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0

Alkohol grozi nam nie tylko jako widmo choroby alkoholowej. Kultura piwerkowania przeżarła cały naród, pogrążając go w permanentnej mgiełce podchmielenia. I nic się nie zmieni, dopóki picie piwa będziemy utożsamiać z relaksem, a stan upojenia z autentycznością.

Majówka otworzyła sezon na piwo. Od dziś do późnego września chce się Ż, przechodzimy na Ty i spędzamy czas na świeżym powietrzu w ogródkach barowych, na grillu, w domkach letniskowych, na piknikach nad jeziorem i na bulwarach wiślanych, czy gdzie tam warszawiacy mogą legalnie otworzyć nieodłącznego browara.

Ciepłe letnie miesiące nie są czasem wybuchu alkoholizmu na polskich ulicach. Raczej corocznym festiwalem kultury piwerkowania, która przetrawiła nasze społeczeństwo od najgłębszych nizin po szczyty władzy. W przestrzeni publicznej panuje przekonanie, że alkohol jest o tyle problemem społecznym, o ile stwarza ryzyko popadnięcia w alkoholizm i powstania trwałych problemów również dla pośrednich ofiar tego nałogu – rodzin i domowników alkoholików.

Moim zdaniem problem leży nie tylko tu. Tkwimy w kulturze piwerka. W naszym kraju praktycznie nie da się umówić na wieczór albo zorganizować spotkania bez alkoholu. Rozmawialiśmy na ten temat w Klubie Jagiellońskim m.in. z byłym i aktualnym jego prezesem, Marcinem Kędzierskim i Pawłem Musiałkiem.

Zdaniem Pawła powinniśmy walczyć nie z samą konsumpcją alkoholu, a z jej nadmiarem, bo „przecież miliony ludzi konsumuje alkohol w sposób przyzwoity, więc problem dotyczy zdecydowanej mniejszości (choć to i tak zbyt duże liczby)”. Rozróżnia tu picie na umór od spróbowania ciekawego krafta nad Wisłą.

Marcin ma inne zdanie. „Nie chodzi o picie piwerka, ale o kulturę oswajania się z alkoholem. Piwerko to synonim lajfstajlu. Jeśli chcemy walczyć z nadmiarowym piciem, da się to zrobić jedynie poprzez kulturę i odejście od narracji, że piwo to konieczny dodatek do miłego spotkania z przyjaciółmi”.

No właśnie, czy ktoś widział dwóch facetów po pracy pijących na mieście herbatę? Czy ze znajomymi chodzi się wieczorem do kawiarni na sernik? Zastanawialiście się, czemu poza warszafką właściwie nie je się śniadań na mieście? (Podpowiedź: bo na śniadanie poza domem szkoda nam 30 zł, ale już na dwa piwa wieczorem nie). Ile razy umawiacie się z kumplem na jakąś tanią, dobrą kolację na mieście, a ile razy tylko na piwo?

Piwo to wariant domyślny, inne pomysły to wyjątki, ciekawostki na zasadzie „spróbujmy dzisiaj czegoś innego” i „chodźmy do nowego wietnamczyka”. Odstępstwo od normy. Nie ma mowy o umiarkowanym piciu w Polsce, kiedy cztery na pięć spotkań krąży wokół alkoholu – proporcje są odwrotne, niż powinny.

Mało tego – nawet gdy umawiamy się na piwo, wieczór staje się prawdziwie udany dopiero, jak browary męczymy do n-tej w nocy. Mało jest ludzi, którzy dwa piwa po pracy i powrót do domu wczesnym wieczorem w piątek uważają za wystarczającą rozrywkę. W Polsce mamy przekonanie, że można pić piwo kulturalnie. To nieprawda. Nie ma czegoś takiego jak kultura picia piwa, przynajmniej na razie.

Co najwyżej wielkomiejska subkultura pochwalająca rzemieślnicze piwo po wypadzie na rower w ładną pogodę. Ale ona na razie jest w powijakach i istnieje sporadycznie, wyspowo. Z reguły to dopiero otwarcie do potencjalnego chlania później. Jak jest sympatycznie, to czemu nie zamówić następnego. Po co się powstrzymywać, jak piwo nikomu nie szkodzi? Inaczej jest niedosyt, niespełnienie. Kultura picia piwa to wstęp do kultury chlania. Nawet jeśli chlejemy tak okazjonalne, raz na trzy miesiące.

Nie uprawiam tu żadnej ojkofobicznej terapii kulturowego wstydu – sprawa wygląda podobnie w całej Europie. W Niemczech i Czechach to jest lane piwo do obiadu, w Belgii i Holandii mały, mocny trippel w słoneczne południe, we Francji, Grecji i Włoszech wino do obiadu itd.

Dla całego społeczeństwa picie piwa jest normalne, a to z niepicia trzeba się tłumaczyć. Dziś i tak jest nieco lepiej niż dwadzieścia lat temu, bo zamówienie piwa bezalkoholowego nie jest „pedalskie” i później można mieć jakieś ważniejsze obowiązki. Rozumiecie: każdemu może się zdarzyć, że akurat dziś nie będzie pić piwa. Ale wciąż wygrywa nawyk zamówienia go, nawet jeśli jest bezalkoholowe.

Kędzierski twierdzi, że utrwalaniu „kultury picia” służy kojarzenie relaksu, odpoczynku i chillu z piwem. „Nawet w podcaście «Kultura poświęcona» zawsze gdy mowa o chillu, choćby w tle musi pojawić się piwerko, niby niewinnie, przy okazji. Chodzi o utożsamienie rozrywki/spotkania towarzyskiego/chillu z alkoholem, przez co kontakt z tymże jest absolutnie powszechny”.

Kultura alkoholowa wykracza poza samo chilloutowe piwerko. „Nie chodzi o piwo czy piwo bezalkoholowe, ale o kulturę alkoholową, która ułatwia popadniecie w nałóg. Przecież przemysł spirytusowy zarabia na konsumpcji, więc zależy mu na tworzeniu nawyków konsumenckich” – dodaje Marcin. I te nawyki tworzą zarówno piwa bezalkoholowe, jak i Piccolo na sylwestrach dla dzieci.

Zestawienie relaksu i chwili oddechu z piwem jest w nas tak bardzo osadzone, że trudno sobie wyobrazić chilloutowy weekend bez piwa (chyba że to młodzi rodzice z dziećmi, wtedy pojawia się, oczywiście tymczasowa, wspólnota niedoli). W USA takim uzupełnieniem dla młodych jest zioło.

Można być w górach z pięknym widokiem, śmiać się przy filmie ze znajomymi, siedzieć na wakacjach w lokalnej knajpce w Albanii, ale dopiero jak dojdzie „lolek” (w wyobraźni młodych Amerykanów) albo piwo (każde pokolenie w Polsce), mamy do czynienia z kompletnym doświadczeniem przyjemności. Słyszałem opinię, że to dążenie do „kompletności doświadczenia” stanowi właśnie o sile używek (może być blant, piwo, kawa, papierosy itd.).

Moim zdaniem to nie tyle siła używek, ile rytuału, a rytuały tworzy kultura. Kawa po wstaniu z łóżka albo po przyjściu do biura to często nie tyle potrzeba organizmu, ile właśnie nawyku – moglibyśmy spokojnie wypić ją dwie godziny później, ale to ten rytuał pozwala nam zacząć dzień. Tak jak wieczorna herbata go zakończyć.

Koncerny tytoniowe zainwestowały gigantyczne pieniądze, żeby w amerykańskich filmach karmić nas wizerunkiem ludzi pracy (od prezesów przez białe kołnierzyki po pracowników fabryki czy huty) wychodzących na upragnione pięć minut dla siebie, czyli przerwę na papierosa, której nawet Jeff Bezos nie ma prawa przerwać.

Polskim rytuałem jest otwarcie piwa podczas kilku godzin chillu. A naszą kulturę piwerka wzmacnia calutkie społeczeństwo. Prezydent Duda w jednym z wywiadów na pytanie o picie alkoholu bez wstydu odpowiedział: „Nie jestem abstynentem, podchodzę do sprawy normalnie. Nie należy przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę”. Głowa państwa wyznacza drogę – picie jest normalne, nie przesadzajmy.

Kiedy posłowie PO, Grabiec, Kierwiński i Neumann, poszli w przerwie między głosowaniami w Sejmie na browara, tłumaczyli się, że przecież była przerwa, że mają osiemnaście lat i im wolno – nic zdrożnego w tym nie było. Nawet kompletnie pijany Wipler próbował wyjaśniać, że został ojcem, a właśnie tak się u nas świętuje przy tej okazji. Na portalu X powszechne jest, że poważni analitycy i eksperci wrzucają z podróży służbowych albo sobotniego popołudnia zdjęcie z kuflem lokalnego piwa.

Niektórzy mówią, że to część naszej kultury i sarmackiej tradycji. A z tym trudno walczyć nawet z pozycji konserwatywnych. Już giną argumenty, że to cholerne piwo promuje chilloutowy, progresywny, liberalny nurt cywilizacyjny, który nie chce myśleć o jutrze, a tradycja narodowo-katolicka powinna się temu przeciwstawiać odpowiedzialnością i rozsądkiem. Zdaję sobie zresztą sprawę, że to nieprawda: alkohol to miejsce, gdzie liberalizm, progresywizm, nacjonalizm, konserwatyzm spotykają się i giną między nimi wszelkie spory.

Dla wielkomiejskich elit dobry, drogi alkohol jest równaniem do (zapijaczonego) Zachodu. Dla aspirujących „młodych wykształconych” kraftowe piwo czy lepsza whisky to spróbowanie lepszego świata, kolejny szczebelek w drabince oddzielającej ich od nizin pijących harnasie i koncerniaki.

Dla konserwatystów to polska tradycja, którą nawet prezydent i politycy boją się kwestionować. Ostatnia chyba nadzieja w przywiązaniu do religii, chociaż pamiętajmy, że nie bez powodu jesteśmy Polakami-katolikami, a nie katolikami-Polakami, a w narodowej tradycji alkohol jest sprzymierzeńcem, a nie wrogiem.

Zdaniem Pawła Musiałka w czasach przywdziewania masek zależnie od towarzystwa, w jakim się znajdujemy, rozluźniające i odprężające piwo jest tak pożądane, bo daje coraz rzadszą dzisiaj autentyczność. „Ludzie lubią się umawiać na piwerko, bo rozmawia się wtedy bardziej od serca, bez przesadnych filtrów, co jest niezwykle deficytowe w kulturze presji na zajebistość, która powoduje, że codzienne spotkania defaultowo odbywają się w trybie perfekcyjnego autozarządzania własnym wizerunkiem” – stwierdził prezes KJ.

Coś w tym jest. I tym gorzej dla nas, skoro dopiero katalizator piwa pozwala nam się wyluzować. Wracamy do punktu wyjścia: nie chodzi o upojenie i „biologiczne” rozwiązywanie się języka, ale o wiązanie chillu z piwem jako warunkiem koniecznym do odcięcia się od szarej codzienności i wrzucenia na luz. Kultura piwerka jest problemem nie dlatego, że jeden na kilkudziesięciu zostaje alkoholikiem albo dwóch na dziesięciu nawali się na imprezie. To problem sam w sobie, z którym jako Polacy nie mamy odwagi się zmierzyć.

Potrzebujemy większej presji na odejście od wszechobecności alkoholu w przestrzeni społecznej. Potrafimy to robić: Polska jest jednym z niewielu krajów, gdzie, jeśli wypijesz nawet jedno piwo i zamierzasz prowadzić samochód, znajomi popukają się w czoło i otwarcie skrytykują.

Dlatego kibicuję Jankowi Śpiewakowi wytaczającemu działa przeciwko celebrytom promującym niezgodnie z prawem alkohol w sieci; Poli Matysiak, kiedy walczy ze ścianą alkoholi na stacjach benzynowych; Patrycjuszowi Wyżdze, gdy deklaruje rzucenie alkoholu po rozmowie z ekspertem, w której dowiedział się, jak spada efektywność pracy mózgu po spożyciu nawet małej ilości.

Mam nadzieję, że kiedy następnym razem zobaczymy polityka z browarem w pracy, ekonomistę chwalącego się kraftowym piwem pod chmurką czy celebrytów żartujących z bycia nawalonym, to popukamy się w czoło i skrytykujemy. A umawiając się ze znajomymi na miasto, zamówienie piwa będziemy uważać za odstępstwo od reguły. Nie odwrotnie. Bądźmy lepsi niż podchmieleni Francuzi i Niemcy i zostawmy już za sobą ten cholerny piwerkowy lajfstajl.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.