Indie mlekiem i miodem płynące? Wybory w największej demokracji świata

Trwają największe wybory w historii świata. Od 19 kwietnia do 1 czerwca prawie miliard obywateli Indii będzie miało szansę na oddanie głosu w wyborach parlamentarnych. Potrwają aż 6 tygodni, a nad ich przebiegiem będzie czuwać 15 mln urzędników w niemal milionie lokali wyborczych. Wybory określą polityczną przyszłość najludniejszego państwa na świecie. Państwa, które stara się utrzymywać dobre relacje ze wszystkimi globalnymi mocarstwami, a jednocześnie głosi potrzebę świata wielobiegunowego oraz rozwija mocarstwowe ambicje.
Miniony rok pod wieloma względami był dla Indii bezprecedensowy. W sierpniu 2023 r. kraj dołączył do elitarnego klubu 4 państw, którym udało się wylądować na Księżycu. Indie stały się zarazem pierwszym państwem, któremu udało się wylądować na południowym biegunie srebrnego globu.
W tym roku Indie również mierzą się z ogromnym wyzwaniem – organizacją największych wyborów powszechnych w historii świata. Potrwają ponad miesiąc, ale ich skala nie jest jedynym powodem, dla którego społeczność międzynarodowa zwraca coraz więcej uwagi na to państwo.
W wywiadzie z grudnia 2023 r. ubiegający się o trzecią kadencję premier Narendra Modi określił Indie jako kraj wchodzący w Amrit Kaal – złotą erę. Czy słowa Modiego mają pokrycie w rzeczywistości, a Indie staną się nową globalną potęgą? W przededniu indyjskiego święta demokracji warto się zastanowić nad źródłami sukcesu tego państwa, jego sytuacją wewnętrzną i perspektywami.
Wybory zostały podzielone na 7 faz, które potrwają w sumie 44 dni. Niektórzy komentatorzy uważają, że data wyborów nie jest przypadkowa, a ich koniec ma celowo przypadać na początku sezonu monsunów. Zdaniem ekspertów ma to zniechęcić potencjalnych protestujących i niezadowolonych z wyników. O ile sama długość wyborów ani trudności organizacyjne nie wydają się w historii Indii niczym dziwnym, o tyle sytuacja polityczna i wynikający z niej możliwy społeczny sprzeciw wobec władzy są faktycznie bezprecedensowe.
Rys historyczny
Pierwsze demokratyczne wybory w historii kraju odbyły się w 1951 r. i trwały 4 miesiące. Przeszły do historii jako wielki demokratyczny zryw i wiążą się z licznymi legendami, takimi jak stawianie nowych mostów czy wysyłanie statków na odległe wyspy, by umożliwić głosowanie każdemu obywatelowi. Odbyło się to w czasach, gdy Indie dopiero się jednoczyły i próbowały pogodzić interesy 565 księstw zależnych wcześniej od Brytyjczyków.
Wynik wyborów był legitymizacją Indyjskiego Kongresu Narodowego. Partia otrzymała 364 z 499 miejsc w niższej izbie parlamentu i ponad 44% poparcia. Wynik zapobiegł także pogrążeniu się Indii w chaosie i rozpadowi tego państwa, co w 1947 r. przewidywał m.in. Winston Churchill.
Bieżące wybory będą bezprecedensowe z innych powodów. Rządząca Bharatiya Janata Party – Indyjska Partia Ludowa – stojąca na czele Narodowego Sojuszu Demokratycznego będzie starała się wygrać wybory po raz trzeci z rzędu. Wszystko wskazuje na to, że lider partii i aktualny premier Indii, Narendra Modi, uzyska trzecią kadencję. Jego sylwetkę i drogę na polityczny szczyt przedstawiłem w innej analizie.
Głównym przeciwnikiem partii Modiego niezmiennie pozostaje Indyjski Kongres Narodowy, partia z historią sięgającą XIX w. Kongres w czasach kolonialnych można porównać do polskiej Solidarności lat 80. Był to zbiór różnych grup i związków zawodowych, organizacja skupiona na prawach pracowników i wolnościach obywatelskich, silnie odwołująca się do tradycji ruchów robotniczych i socjalizmu. Według niektórych komentatorów Indyjski Kongres Narodowy nie miał nigdy jednolitej ideologii, kierował się przede wszystkim ogólnymi zasadami.
Podczas bieżącej kampanii wyborczej kongres wyszedł z propozycją stworzenia koalicji wyborczej poświęconej jednemu celowi – odsunięciu Indyjskiej Partii Ludowej od władzy. Koalicja złożona z 41 krajowych i lokalnych partii przyjęła nazwę I.N.D.I.A. – Indian National Developmental Inclusive Alliance (Indyjski Inkluzywny Sojusz na Rzecz Rozwoju). Na jej czele stanął nieformalny lider kongresu, Rahul Gandhi.
Koalicja I.N.D.I.A. pragnie odwrócić część zmian wprowadzonych przez rząd Modiego – odejść od antymuzułmańskiej narracji i retoryki religijnego nacjonalizmu oraz powrócić do świeckich tradycji kraju. Zwrot w polityce zagranicznej jest mało prawdopodobny – głównym rywalem Indii pozostaną Chiny, a wielobiegunowa polityka pozwalająca prowadzić dobre relacji handlowe zarówno z Rosją, jak i Zachodem najprawdopodobniej pozostanie niezmienna.
Opozycja walczy o władzę
O ile w życiorysie Narendry Modiego odbija się cała współczesna historia Indii, w tym opowieść o jego niesamowitym awansie społecznym, o tyle życie Rahula Gandhiego jest historią indyjskiej elity politycznej. To prawnuk Jawaharlala Nehru, pierwszego premiera niepodległych Indii, wnuk Indiry Gandhi, wieloletniej premier słynącej z rządów twardej ręki, zamordowanej przez swoich sikhijskich ochroniarzy, syn Rajiva Gandhiego, który także był premierem Indii i również padł ofiarą zamachu. Warto dodać, że nazwisko politycznego klanu Gandhi (zwanego czasem klanem Nehru-Gandhi) i nazwisko Mahatmy Gandhiego to dzieło przypadku.
Rahul Gandhi początkowo nie był zainteresowany działaniem w polityce. Prowadzeniem Indyjskiego Kongresu Narodowego zajęła się jego matka, Sonia Gandhi, która kierowała partią z tylnego siedzenia. Po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych w 2004 r. wyznaczyła na urząd premiera Manmohana Singha, który pełnił go do 2014 r. Wtedy przegrał wybory z partią Modiego.
W 2023 r. indyjska opozycja rozpoczęła przygotowania do kolejnej kampanii wyborczej. Jednym z głośniejszych wydarzeń była wędrówka, na którą wybrał się Rahul Gandhi. Określano ją yatra – to indyjski odpowiednik pielgrzymki. Do Gandhiego przyłączali się zwolennicy opozycji, czasami w wędrówce towarzyszyły mu wielotysięczne tłumy. Gest ten nawiązywał do indyjskiej tradycji pieszych pielgrzymek, ale przede wszystkim do marszu solnego Mahatmy Gandhiego z 1930 r.
Marsz solny był sprzeciwem wobec brytyjskiego panowania, przede wszystkim wymierzonym w niesprawiedliwy system podatkowy oraz nieuczciwe praktyki gospodarcze. Bezpośrednią przyczyną marszu było wprowadzenie przez Brytyjczyków monopolu na handel solą w Indiach. Została ona wysoko opodatkowana, a jej pozyskiwanie na własną rękę, np. z morza, surowo karane przez władze kolonialne. Gandhi zakończył marsz 6 kwietnia 1930 r., gdy dotarł do wybrzeża we wsi Dandi w stanie Gudżarat, gdzie nabrał z brzegu morza garść soli. Złamał tym samym prawo.
Walka o narrację. Do kogo należy antykolonializm?
Marsz solny został zapamiętany jako flagowy przykład obywatelskiego sprzeciwu i zajmuje bardzo ważne miejsce w indyjskiej historii. W aktualnej kampanii nie tylko Rahul Gandhi postanowił zjednoczyć swoich zwolenników pod antykolonialnym symbolem. Nawiązania do historii ruchu antykolonialnego są także obecne w populistycznej narracji Indyjskiej Partii Ludowej. Zdaniem Indiry Jaising, indyjskiej prawniczki zajmującej się ochroną praw człowieka, partia Modiego próbuje przejąć antykolonialną narrację.
Modi daje do zrozumienia, że kolejne pokolenia indyjskiej elity politycznej związanej z Kongresem, ze względu na zachodnie wykształcenie i odwołania do zachodniego liberalizmu niejako kontynuują misję kolonizatorów. Zdaniem Modiego prawdziwa dekolonizacja miała zacząć się dopiero niedawno dzięki postawieniu na ideę wielobiegunowego świata i hinduistyczne wartości.
Wyraźnym symbolem nowego kierunku dla Indii, obranego przez rządzącą partię, było otwarcie świątyni boga Ramy w Ajodhji. Doszło do niego 22 stycznia 2024 r. Od XVI w. w Ajodhji znajdował się meczet zbudowany, zdaniem wyznawców hinduizmu, w miejscu urodzenia boga Ramy.
O meczet toczono liczne spory sądowe, zaś w 1992 r. wybuchły zamieszki, w wyniku których świątynię zburzono. Doprowadziły one do starć między hinduistami i muzułmanami, w których zginęło ponad 2000 osób. Za zburzeniem meczetu stali przedstawiciele Rashtriya Swayamsevak Sangh – Narodowej Organizacji Ochotników, której Narendra Modi w młodości był członkiem.
W ceremonii otwarcia świątyni Ramy na gruzach meczetu wziął udział premier Modi. Wydarzenie stało się powodem do świętowania. Komentatorzy indyjskiej polityki mają poważne obawy co do kierunku, jaki obierze kraj w przypadku trzeciego zwycięstwa Indyjskiej Partii Ludowej. Zgodnie z konstytucją Indie są krajem świeckim i dążącym do socjalizmu. Zarówno jeden, jak i drugi zapis mogą za niedługo ulec zmianie, a hinduistyczny charakter kraju zostać wpisany do konstytucji.
Obecnie priorytetem Indyjskiej Partii Ludowej jest przede wszystkim rozwój gospodarczy Indii i uczynienie z nich jednej ze światowych potęg. Premier Modi stawia na przyciąganie inwestycji zagranicznych. Program opozycyjnego sojuszu I.N.D.I.A. nie jest jednolity, partiom opozycyjnym zależy przede wszystkim na odsunięciu BJP od władzy.
Vishwaguru – Indie jako Nauczyciel Świata
Współczesne Indie starają się być wzorem dla krajów globalnego Południa, kontynuują niejako tradycję swojego przewodnictwa w Ruchu Państw Niezaangażowanych. Kraj, z którego wyrosła tradycja bezkrwawego ruchu antykolonialnego, chce teraz stać się przykładem udanej modernizacji.
Od wspomnianej już technologii kosmicznej przez szybką informatyzację kraju aż po pochwałę świata wielobiegunowego Indie wychodzą ze swoją ofertą dla globalnego Południa – nie musicie wybierać między Wschodem a Zachodem, wybierzcie własną drogą. Dowodem na prowadzenie takiej polityki jest określenie, którego względem Indii w wywiadzie dla Financial Times użył Narendra Modi: Vishwaguru – nauczyciel świata.
W czasie szczytu G20, który w 2023 r. odbył się w New Delhi, Unia Afrykańska została przyjęta jako pełnoprawny członek G20. Dużą rolę odegrały indyjskiej zabiegi dyplomatyczne. Przyjęcie Unii Afrykańskiej do grupy zrzeszającej 20 najbogatszych gospodarek świata uwiarygodnia Indie jako głos globalnego Południa. Zgodnie ze słowami Narendry Modiego Indie aspiruje do stania się gospodarką rozwiniętą do 2047 r. W tym czasie obchodzona będzie setna rocznica indyjskiej niepodległości.
Rozwój Indii jako gospodarki często porównuje się do rozwoju Chin – głównego konkurenta Indii. O ile oba państwa w 1990 r. posiadały podobny poziom PKB per capita, to w kolejnych latach różnica pogłębiała się z wyraźną przewagą na rzecz Chin. O ile Chiny wybrały drogę rozwoju opartą w dużej mierze o przemysł lekki i inwestycje w innowacyjność, Indie pozostały w tyle w obydwu tych aspektach.
Zdaniem Johna Reeda z Financial Times dużą rolę odgrywa tu model rozwoju, który Indie przyjęły zaraz po odzyskaniu niepodległości w 1947 r. Fascynacja rozwiązaniami ze Związku Radzieckiego i oparcie swojego rozwoju o przemysł ciężki w połączeniu z gospodarczym izolacjonizmem miały ostatecznie doprowadzić do zacofania kraju. W budżecie na 2024 r. rząd centralny zdecydował o obniżeniu kwoty przeznaczonej na subsydia, jednak ich ogólny poziom jest nadal bardzo wysoki.
Poza oparciem swojej gospodarki na modelu sowieckim wysoki interwencjonizm państwa i liczne dopłaty wynikają z jeszcze jednego powodu. Utworzenie państwa z ogromu niezależnych księstw i pogodzenie interesów licznych grup zawodowych wymagało stworzenia systemu, który będzie opłacał się wszystkim. Współcześnie próby jego reformy, takie jak proponowana liberalizacja handlu ziemią i obcięcia dopłat rolników z 2020 r., zwykle kończą się paraliżującymi kraj protestami.
Mimo problemów Indie odnotowują konsekwentny rozwój, postrzegane są także jako coraz atrakcyjniejsze miejsce dla zachodnich inwestycji. Próba równoważnia chińskich wpływów w regionie przez państwa Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone prowadzi do tworzenia polityki czasem określanej jako „Chiny +1”, gdzie część produkcji i inwestycji przenoszona jest do Indii. Jednym z przykładów takiej polityki są niedawno ogłoszone rekordowe inwestycje podwykonawców firmy Apple, którzy otworzą swoje fabryki w południowym stanie Tamil Nadu.
Indie u progu wielkich zmian
Trudno jest przekrojowo opisać sytuację polityczną w Indiach w przeddzień wyborów parlamentarnych w jednym artykule. W ostatnich latach kraj zainwestował w duże projekty infrastrukturalne, takie jak elektryfikacja kolei czy konstrukcja portu zdolnego obsługiwać największe statki transportowe na wyspach Nikobar. Wyspy te znajdują się niedaleko wylotu cieśniny Malakka, najbardziej uczęszczanego szlaku morskiego świata.
Większość chińskiego importu i eksportu przepływa przez tę cieśninę, a jej blokada dałaby szansę na odcięcie Chin od większości niezbędnych surowców. O ile samo zablokowanie cieśniny przez jakiekolwiek państwo jest mało prawdopodobne, to możliwość posiadania stałej militarnej obecności w regionie staje się nie do przecenienia.
W związku z rosnącą chińską aktywnością w regionie, w tym na Morzu Południowochińskim, Indie konsekwentnie zwiększają swoje zaangażowanie militarne w sojuszu QUAD (Indie, USA, Australia i Japonia) oraz współpracę wojskową z krajami ASEAN. Przykładem takiej współpracy jest zaoferowanie śmigłowców dla Marynarki Wojennej Filipin w 2023 r.
Indyjska tradycja bycia państwem niezaangażowanym i wiara w świat wielobiegunowy przekładają się na stosunek kraju do wojny na Ukrainie. Słynne są słowa Narendry Modiego mówiącego, że „nawet dziecko w Indiach wie, że Rosja to nasz najlepszy przyjaciel”. Indyjski premier pogratulował niedawno Władimirowi Putinowi zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Jednocześnie indyjskie uzależnienie od rosyjskiej broni (tradycyjnie kupowanej od początków niepodległości) wyraźnie maleje.
Indie przestawiają się na bardziej perspektywiczne zakupy sprzętu z Zachodu. Duże znaczenie ma także marcowa wizyta Dmytra Kuleby, ministra spraw zagranicznych Ukrainy w Indiach. Kuleba wcześniej głoszący, że „każda kupiona od Rosji baryłka ropy ma w sobie domieszkę ukraińskiej krwi”, nie tylko nie odniósł się w żaden sposób do dużych zakupów tego surowca przez Indie, ale także zaprosił Indie do powojennej odbudowy Ukrainy.
Ukraiński minister spraw zagranicznych wspomniał także o znaczeniu sojuszu chińsko-rosyjskiego, co jest ważne dla Indii w kontekście stale nierozwiązanego sporu granicznego z Chinami. Ten konflikt pozostaje dla Indii kluczowym zagadnieniem w polityce zagranicznej. W marcu 2024 r. Narendra Modi odwiedził Bhutan, kraj prawie całkowicie zależny od Indii, które prowadzą w jego imieniu znaczną część polityki zagranicznej.
Z pozoru zwyczajna, sąsiedzka wizyta w rzeczywistości jest bezprecedensowa. Indyjscy przywódcy raczej nie podróżują w czasie kampanii wyborczej, a Bhutan ma w najbliższym czasie ogłosić podpisanie nowego traktatu o granicach z Chinami. Wizyta, w czasie której Modi odebrał najwyższe bhutańskie odznaczenie oficjalne przyznane mu 2 lata temu, pokazuje znaczenie rywalizacji Indii z Chinami dla indyjskiego przywódcy.
Spór z Chinami to tylko jedno z wyzwań, które czekają Indie w przyszłości. Grozi im bowiem nadpodaż siły roboczej. Indie już demograficznie prześcignęły Chiny i stały się najludniejszym państwem świata. Wiele elementów w funkcjonowaniu państwa, takich jak dostęp do edukacji, a w szczególności edukacji technicznej, pozostaje w tyle względem rozwoju populacji.
Indie mają także najniższy wskaźnik aktywności zawodowej kobiet w regionie, prześciga je nawet muzułmański Pakistan. Spadają również wszystkie wskaźniki określające poziom wolności słowa i prasy. Mimo wewnętrznych problemów pewne jest jednak to, że kraj ten wchodzi w zupełnie nową fazę swojej historii, której kolejny rozdział rozjaśnią wyniki wyborów.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.