Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Współpraca PiS-u z prorosyjską prawicą może mieć sens. Wiedzą to nawet Tusk i Sikorski

Współpraca PiS-u z prorosyjską prawicą może mieć sens. Wiedzą to nawet Tusk i Sikorski źródło: https://www.youtube.com/watch?v=W2_FNowunwg

Rządzący krytykują PiS za udział w węgierskiej konferencji CPAC i relacje z zachodnią, często prorosyjską prawicą. Naiwna putinofilia nie jest jednak jedyną postawą w tych gremiach. Rolą polskich konserwatystów jest uświadamiać zachodnich partnerów, jak fałszywa z perspektywy prawicowych wartości jest oferta Putina. Doskonale wiedzą o tym też Sikorski i Tusk, którzy w ostatnich tygodniach sami zwracali uwagę na wartość relacji Polaków z europejską i amerykańską prawicą. Wprost przyznawali, że widzą potencjał, by korygować zachodnie postawy konserwatystów zgodnie z polskim interesem.

„Na okręg lwowski spadły dziś dziesiątki bomb i rakiet. Jedna z nich 15 km od naszej granicy. Morawiecki w tym czasie ustala w Budapeszcie wspólną antyeuropejską strategię z proputinowskimi politykami skrajnej prawicy. Głupota? Zdrada? Czy jedno i drugie?” – wpis o takiej treści zamieścił w swoich mediach społecznościowych 27 kwietnia premier Donald Tusk.

Był to jeden z wielu nieprzychylnych komentarzy polityków opcji rządowej wobec uczestnictwa m.in. wiceprezesa PiS-u w organizowanym przez środowisko Orbana CPAC Węgry. By uczciwie ocenić adekwatność tej krytyki, musimy odpowiedzieć na pytanie, co to za wydarzenie i kto na nim gościł.

Czym jest CPAC?

Nazwa konferencji to skrót, który możemy przetłumaczyć jako Konserwatywna Konferencja Akcji Politycznej. To wydarzenia, które wywodzi się z USA i od 1974 r. gromadzi co roku najważniejszych polityków i przedstawicieli organizacji politycznych o konserwatywnym nastawieniu.

Będąc jednym z największych corocznych wydarzeń politycznych w USA, nie pozostaje bez wpływu na Partię Republikańską. Obecnie w amerykańskim CPAC dominują środowiska zrzeszone wokół Donalda Trumpa.

Od trzech lat w Budapeszcie odbywa się europejski odpowiednik tej konferencji stawiający sobie za cel stworzenie analogicznego wydarzenia dla Europy. Związki tego wydarzenia z amerykańskim CPAC są przedstawiane otwarcie, a na wydarzeniu pojawiają się amerykańscy politycy, m.in. były szef sztabu Białego Domu – Mark Meadows. Konferencję w przesłanym nagraniu wideo otwierał w tym roku sam Donald Trump.

Na spotkaniu obecnych było wielu (nie tylko europejskich) przywódców i liderów partii politycznych. Wśród nich pojawiło się kilku przedstawicieli PiS-u. Oprócz wspomnianego Morawieckiego obecny był Marek Kuchciński, Radosław Fogiel i prezydencki minister Marcin Mastalerek.

Jacy inni politycy gościli jeszcze na konferencji? Wśród nich znaleźli się premier Gruzji – Irakli Kobachidze, prezes hiszpańskiego VOX – Santiago Abascal, były premier Słowenii – Janez Jansa, przedstawiciele rządu Izraela, posłowie włoskiej Ligi, republikańscy kongresmeni z USA, przewodniczący Izby Deputowanych Paragwaju, były premier Australii – Tony Abbot – oraz posłowie i europosłowie z jeszcze kilku krajów.

Kim są uczestnicy konferencji w Budapeszcie?

Rzeczywiście na zjeździe obecnych było wielu polityków, których z naszej perspektywy należy uznać za prorosyjskich, z Viktorem Orbanem na czele. O wielu z nich nie możemy powiedzieć, że są przyjaciółmi Ukrainy, a ich polityka jest daleka od naturalnej dla polskiego konserwatysty antyrosyjskości.

Wśród obecnych znalazły się takie osoby, jak amerykański influencer, Jack Posobiec, który szerzy zarówno rosyjską propagandę, jak i najbardziej absurdalne teorie spiskowe, np.  Pizzagate. Wśród obecnych był Gabor Kubatov, poseł FIDESZ-u i właściciel klubu piłkarskiego Ferencvaros, którego sponsorem ostatnio został rosyjski Gazprom.

Co z politykami różnych państw? Reprezentowany przez premiera rząd Gruzji przyjął właśnie ustawę wzorowaną na ustawie o zagranicznych agentach, która obowiązuje w Rosji. Prowadzi ambiwalentną politykę wobec agresji Rosji na Ukrainę. Podobnie rzecz ma się z Izraelem. Warto jednak mieć świadomość, że oba te kraje w dużym stopniu zagroziłyby swojemu bezpieczeństwu, gdyby prowadziły jednoznaczną politykę antyrosyjską.

Do ugrupowań bliższych Rosji zaliczylibyśmy również włoską Ligę. Liderowi ugrupowania wytknął to m.in. prezydent Przemyśla – Wojciech Bakun, gdy wręczał liderowi Ligi – Mateo Salviniemu – koszulkę przypominającą o jego proputinowskich wypowiedziach. Również obecni amerykańcy kongresmeni to przedstawiciele frakcji głosującej przeciwko wspieraniu Ukrainy.

Obok PiS-u na CPAC znaleźli się jednak również politycy, którym w stosunku do Rosji dużo bliżej do polskiej wrażliwości. To chociażby Janez Jansa. Nie jest politykiem z liberalnej bańki. W ojczyźnie nazywano go słoweńskim Trumpem. Jansa wspierał nawet twierdzenia byłego prezydenta o „ukradzionych wyborach”.

Jednocześnie był jednym z pierwszych polityków tak bardzo wspierających Ukrainę, gdy Niemcy i Francja nie widziały w tym jeszcze sensu. To on wraz z premierem Morawieckim, prezesem Kaczyńskim i premierem Czech – Petrem Fialą – pojechał do atakowanego przez Rosjan Kijowa. Warto zauważyć, że jego partia jest w EPP, czyli tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim co PO i PSL.

Z kolei Hiszpan, Santiago Abascal, już pierwszego dnia potępił rosyjską agresję. Pozytywnie wypowiadał się o przyjęciu przez Hiszpanię ukraińskich uchodźców oraz krytykował zarówno hiszpański rząd, jak i UE za zbyt opieszałe działanie we wspieraniu Ukrainy.

Wreszcie Tony Abbot to premier, który w 2014 r. po zestrzeleniu samolotu MH17 rozważał rozmieszczenie australijskich wojsk na Ukrainie w odpowiedzi na ten czyn. Jednocześnie otwarcie krytykuje on część Partii Republikańskiej, która jego zdaniem wykazuje „syndrom fascynacji Putinem”.

Choć w wydarzeniu wzięło udział wielu przychylnych Rosji polityków, to trzeba mieć naprawdę wiele złej woli, żeby „zjazdem proputinowskim” określić spotkanie, w którym brali udział premier kraju, który już w 2014 r. chciał wysyłać wojsko w celu wsparcia Ukrainy, dwóch premierów udających się wesprzeć Ukrainę do atakowanego Kijowa oraz polityk krytykujący własny rząd za zbyt małe wsparcie dla Ukrainy.

PiS a prawica w europarlamencie

Budapesztański CPAC to nie pierwszy przykład tego, gdy Prawo i Sprawiedliwość chciało rozszerzać swoją współpracę polityczną z europejską prawicą. Jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie odbyły się zjazdy w Madrycie i Warszawie.

Ich efektem miało być powstanie nowej frakcji europejskiej, która połączyłaby większość obecnych grup Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) wraz z większością grupy Tożsamość i Demokracja (ID). Wybuch wojny w związku z niejednoznaczną postawą wobec rosyjskiej agresji przede wszystkim Viktora Orbana doprowadził do zawieszenia tych rozmów. Wciąż jednak politycy PiS-u wspominają o możliwości dołączenia FIDESZ-u do ECR.

Według wielu sondaży w nowym układzie w Parlamencie Europejskim grupy określane jako eurosceptyczne i skrajnie prawicowe, skupione dzisiaj głównie w ID i ECR, mogą zwiększyć stan posiadania i swoje wpływy. Zdaniem portalu Politico te grupy mają szansę zostać odpowiednio trzecią i czwartą siłą w Parlamencie Europejskim.

Jak przekonuje portal, oznacza to, że nowy PE będzie bardziej prorosyjski i mniej ekologiczny (ze względu na sprzeciw wobec Europejskiego Zielonego Ładu). Choć ugrupowania te nie będą stanowić większości, to możliwe, że powstaną doraźne sojusze z ich udziałem.

Podczas debaty organizowanej przez Politco w Maastricht 29 kwietnia utworzenia powyborczej koalicji z ECR nie wykluczała Ursula von der Leyen. Prawdopodobieństwo dużego wzrostu znaczenia tych grup po czerwcowych wyborach jest znaczne, a PiS jako jedna z największych partii tego typu (ze względu na poparcie i wielkość kraju) ma predyspozycje do odgrywania znaczącej roli w środowisku.

Sam fakt rosnącego znaczenia formacji suwerennistycznych każe inaczej spojrzeć na współpracę PiS-u z tymi środowiskami. Skoro te grupy mają już wkrótce odrywać większą rolę w Unii Europejskiej, to w polskim interesie jest posiadanie w niej jak największych wpływów.

Potencjalnie pozwala to bowiem na prezentowanie polskiego punktu widzenia, także na kwestię ukraińską, a przy znaczącej pozycji głos taki musi być uwzględniany. Jednocześnie istnieje większa szansa na to, że sceptycznych europejskich konserwatystów do wsparcia Ukrainy przekonają bliższe ideowo formacje niż ich ideowi oponenci. Wśród zachodnich konserwatystów wciąż niestety pewne sukcesy zdaje się odnosić propaganda Putina, zgodnie z którą jest on obrońcą konserwatywnych wartości.

„Dyplomacja nigdy nie działa, dopóki nie zadziała”

Kiedy cofniemy się w czasie i popatrzymy, z kim w przeszłości chciał współpracować PiS, to znajdziemy tam oczywiście przedstawicieli ugrupowań chcących ograniczenia wsparcia dla Ukrainy, np. Marine Le Pen, ale także kolejnych polityków o wyraźnym proukraińskim kursie, takich jak Giorgia Meloni.

W takiej sytuacji obecność PiS-u w sojuszach europejskich konserwatystów i suwerennistów może stanowić dla Polski i Ukrainy podwójną wartość. Nie tylko może oddziaływać na pozostałe formacje, ale też tworzyć równowagę wobec poglądów przeciwnych polskiej racji stanu.

Choć może wydawać się to nieintuicyjne, to przecież w takich gremiach i na takich wydarzeniach, jak CPAC pojawiają się też politycy niemający wyrobionego zdania w tym temacie lub posiadających niezbyt utrwalone przekonania.

Agresja Rosji na Ukrainę oczywiście jest jednym z najważniejszych wydarzeń na świecie, ale dla wielu polityków to kwestia drugorzędna. Mogą być zatem skłonni do dostosowania swojego stanowiska w tej kwestii, jeżeli spotkają się z jednoczesnym uznaniem ze strony ideowych sojuszników z innych państw własnych priorytetów.

PiS może też wpływać na stanowiska już przekonanych. Zarzut, że jeśli dotychczasowe dwa lata i zbrodnia w Buczy nie przekonały Orbana, to nie przekona go nic, wydaje się celny, ale uważam go za błędny. W polityce niekiedy potrzeba naprawdę długiego czasu, żeby próby perswazji odniosły sukces.

PiS nie sprawi, bo nie ma takiej mocy, że w ciągu jednego dnia po ewentualnym założeniu wspólnej frakcji Orban zacznie przekazywać wsparcie militarne Ukrainie. Być może nawet nie stanie się to do końca wojny. Nie znaczy to wcale, że nie należy podejmować prób ani że próby te są skazane na niepowodzenie.

Polscy politycy mają obowiązek próbować, nawet jeśli szansa powodzenia jest mała. Doskonale zostało to ujęte w serialu Dyplomatka. Mąż głównej bohaterki podczas wykładu dla dyplomatów wygłasza zdanie: „Dyplomacja nigdy nie działa, dopóki nie zadziała”. Apeluje w ten sposób, by prowadzić rozmowy z dyktatorami i zbrodniarzami. Prorosyjscy politycy w UE nie są ani zbrodniarzami, ani dyktatorami. Ta wyrażona w popkulturowej formie zasada dyplomacji również ich dotyczy.

Czy Orban może pójść drogą Meloni?

Zmiana postawy Orbana nie musi też wynikać ze zmiany zdania, ale zwyczajnej kalkulacji interesu. Obserwowaliśmy to już na szczytach europejskich, gdy Orban dla interesu finansowego Węgier zmieniał publicznie deklarowane stanowisko w sprawie Ukrainy. Być może w kolejnej kadencji odbędą się ważne dla Węgrów głosowania, w których swoją postawę PiS uzależni od zmiękczenia lub zmiany stanowiska Orbana w sprawie Ukrainy.

Musimy oczekiwać od polityków, że będą maksymalizować te szanse. Jeśli PiS zdecyduje się na głębszą współpracę z takimi środowiskami, to powinniśmy domagać się od niego skuteczności i rozliczać go ze starań na rzecz przekonywania sojuszników do polskiej racji stanu.

Możemy znaleźć przykłady, kiedy długa współpraca mogła się odbić na prezentowanych przez sojuszników PiS-u poglądach. Tym przykładem są Georgia Meloni i Bracia Włosi. Dziś to jedna z najbardziej proukraińskich polityczek we Włoszech i samej Unii Europejskiej. Nie zawsze tak było.

W 2014 r. Meloni apelowała jeszcze o zniesienie sankcji nałożonych na Rosję. Argumentowała, że przynoszą Włochom więcej szkód. Jeszcze w 2018 r. gratulowała Putinowi zwycięstwa w wyborach, zaznaczając, że naród rosyjski jasno wyraził swoją wolę.

Uczestniczenie przez lata europosłów formacji Meloni we frakcji z PiS-em z pewnością pomogło w zmianie stanowiska. Potwierdzają to głosowania europosłów Braci Włochów, którzy według badania Vote Watch od 2019 r. do wybuchu wojny w 90% głosowali przeciwko Rosji. Doszło do tego przed oficjalnym zweryfikowaniem polityki przez liderkę ruchu.

Nie powinniśmy również obawiać się scenariusza odwrotnego, czyli wpłynięcia na polskie stanowisko przez prorosyjskich sojuszników. Ze względów geograficznych, historycznych i kulturowych zagrożenie rosyjskie dla Polski zawsze będzie bardziej fundamentalne niż kwestie kształtujące stosunek do Rosji we Włoszech, Francji czy nawet na Węgrzech.

Kolejnym przykładem jest głosowanie amerykańskiego Kongresu za wsparciem dla Ukrainy. Zdaniem litewskiego prezydenta, Gitenasa Nausedy, miała na to wpływ rozmowa Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem.

Choć czynników z pewnością było więcej i polski prezydent to niejedyna osoba przekonująca Trumpa do zmiany stanowiska, a my nie mamy możliwości zweryfikowania, jak duży był polski wkład, to z pewnością ostateczna decyzja Kongresu dowodzi, że warto podejmować takie próby. Ewentualny wybór Trumpa na kolejną kadencję może zaś sprawić, że uczestnictwo w wydarzeniach, takich jak CPAC w Budapeszcie, będzie okazją do budowania kontaktów z jego przyszłym otoczeniem i administracją.

PiS robi to, czego Sikorski i Tusk oczekują

Powyższy wywód skłania do stwierdzenia, że PiS, uczestnicząc w CPAC czy współpracując na arenie europejskiej z ugrupowaniami prawicy, działa słusznie. Tego samego powinniśmy wymagać od pozostałych polskich formacji, gdyż i w innych frakcjach w mniejszym lub większym stopniu mogą pojawiać się postawy prorosyjskie.

Można oczywiście wybrać postawę Razem, które po pełnoskalowej rosyjskiej agresji zerwało współpracę z dotychczasowymi partnerami europejskimi w geście sprzeciwu wobec ich prorosyjskich postaw. Lewicowa partia szuka nowych koalicjantów, ale tych znaleźć trudno. Uważam, że taka postawa to głównie sygnalizowanie cnoty. Służy bardziej polepszeniu własnego PR-u w kraju niż interesom Polski i Ukrainy.

Zresztą potrzebę i wartość utrzymywania takich relacji, jak te Andrzeja Dudy z Trumpem dostrzegł nawet Radosław Sikorski. W wywiadzie dla TVN24 minister spraw zagranicznych stwierdził: „Rozmawiałem z panem prezydentem przed jego wylotem do Stanów Zjednoczonych i z upoważnienia Rady Ministrów prosiłem go, aby właśnie te sprawy poruszył z prezydentem Trumpem. Poruszył. To dobrze, a nie źle”. Sikorski stwierdził również, że jeżeli Trump wygra, to Duda zapunktował.

Szef polskiego MSZ już wcześniej, w trakcie wizyty w USA i przy okazji amerykańskiego CPAC, w którym również brali udział politycy PiS-u, wprost apelował do polskiej prawicy o naciskanie na Trumpa i republikańskich kongresmenów. „To jest ten moment do wykorzystania wpływów, jeśli one rzeczywiście istnieją” – przekonywał.

Nie przeszkadzało to oczywiście Sikorskiemu w uderzeniu w Mateusza Morawieckiego i stwierdzeniu podczas exposé, że były premier jest w drodze na sabat proputinowskich nacjonalistów. Pomijając kwestię nietrafionej według mnie i zbyt jednoznacznej oceny profilu węgierskiego CPAC, można stwierdzić, że to Sikorski zaatakował wówczas postawę, którą nie tylko w stosunku do Amerykanów sam PiS-owi suflował, ale którą w podobnym czasie zaprezentował… sam premier Donald Tusk.

W wywiadzie dla Gazety Wyborczej oraz kilku innych europejskich dzienników polski premier przed kilkoma tygodniami sam mówił o poprawie stosunków z liderami Grupy Wyszehradzkiej. Przypomnijmy, że dopytywany, czy także z Orbanem, odpowiedział: „Także z nim. Myślę, że dam radę znaleźć trochę argumentów, by przekonać Orbána do lepszej współpracy, jeśli chodzi o wsparcie Ukrainy. Udaje się to też ze Słowacją. Premier Robert Fico jest bardzo pragmatycznym politykiem”.

Sam Donald Tusk zapowiedział próby przekonywania Orbana. Posłużył się również dobrymi doświadczeniami w tym zakresie z rozmów z premierem Słowacji. W tej samej rozmowie komplementował zresztą włoską premier Meloni i zwracał uwagę, że widzi potencjał w pozytywnej ewolucji prawicy w innych państwach.

„Skrajna prawica jest częścią koalicji rządowych w Szwecji, Finlandii, kilku hiszpańskich regionach, nie wiadomo, czy tak nie stanie się też po wyborach w Portugalii. Szukając pozytywów, zwróćmy uwagę na to, że niektóre skrajnie prawicowe partie dzięki temu się zmieniły” – podkreślał Tusk.

Gra w „ruską onucę” nie ma sensu

Te sprzeczności w wypowiedziach polityków rządu prowadzą do konkluzji, że skoro Tusk i Sikorski dobrze rozumieją, że utrzymywanie relacji z prorosyjskimi ugrupowaniami może przynosić Polsce i Ukrainie korzyści, to ich retoryka względem PiS-u musi mieć inne motywacje niż rzeczywiste oburzenie. Chodzi po prostu o to, by okładanie partii Kaczyńskiego pałką urojonej prorosyjskości przyniosło wyborcze korzyści przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.

To niestety postawa szkodliwa dla Polski, podobnie zresztą jak analogiczne próby fałszywego prezentowania Tuska i Sikorskiego jako polityków prorosyjskich, w czym w kampanii 2023 r. lubował się PiS. Granie w grę polegającą na obrzucaniu się epitetem „ruskiej onucy” niestety służy głównie… rosyjskiej propagandzie.

Nie ma wątpliwości, że Putin stara się przekonać europejskich, w tym polskich, konserwatystów, że jest ich obrońcą, a Rosja ostoją cywilizacji. To oczywista bzdura. Taktyka ma jednak na celu budowanie przekonania, że jeśli jesteś konserwatystą i sprzeciwiasz się progresywnym trendom, to twoim sojusznikiem jest Putin.

Twierdzenie, że Putin jest sojusznikiem dla konserwatysty, opiera się zatem na rosyjskiej propagandzie. Niechęć do PiS-u nie może być dla rządzących usprawiedliwieniem uwiarygodniania tych kłamstw.

Oczywiście w Polsce doskonale wiemy, jak fałszywa jest rosyjska propozycja. Rosja to kraj masowej aborcji, rozwodów, upadku religijności, alkoholizmu, narkomanii, przemocy domowej, rekordowej liczby zarażeń HIV i morderstw. Rosja jest zaprzeczeniem konserwatywnych ideałów. Na zachodzie Europy niestety nie każdy o tym wie, więc zadaniem polskiej prawicy powinno być uświadamianie tych faktów zachodnim sojusznikom ideowym.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.