Wybory w Turcji. Długi cień Imperium Osmańskiego zostanie z nami na dłużej?
W skrócie
14 maja Turcy wybiorą prezydenta i parlament. Tegoroczne wybory to starcie wizji nie tylko ustrojowej, gospodarczej, społecznej, tożsamościowej, ale też polityki zagranicznej. Na tym gruncie ścierają się tradycje republikańska i neoosmańska. Dr Karol Wasilewski w najnowszej książce Sen o potędze. Neoosmanizm w polityce zagranicznej Republiki Turcji nie tylko podejmuje próbę definicji i przybliżenia korzeni neoosmanizmu, ale też wskazuje na wyjątkowy moment w jej realizacji. Czy w stulecie utworzenia republiki Turcję czeka odwrót od awanturniczej polityki Erdogana?
„Politico” i „The Economist” ochrzciły wybory w Turcji najważniejszymi w tym roku na świecie. Bez wątpienia moment jest wyjątkowy i może dojść do przełomowego politycznego przesilenia.
W XXI w. każda próba rywalizacji na szczeblu centralnym z Recepem Erdoganem kończyła się dla opozycji porażką. Tym razem nastroje społeczne są inne i sondaże wskazują, że walka będzie toczyć się o każdy głos, a opozycja ma realne szanse na przejęcie władzy i w parlamencie, i na stanowisku prezydenta.
Wybór, jakiego dokonają Turcy, ma znaczenie dla świata z innego powodu. Z perspektywy zewnętrznych aktorów, w tym UE i Polski, istotne są postulaty obu kandydatów dotyczące polityki zagranicznej.
Zderzają się w niej bowiem wizje wyrastającego z kemalistowskich korzeni Republiki Turcji republikanizmu, do której bliżej jest opozycji, oraz nawiązującego do jeszcze dawniejszych czasów neoosmanizmu, jakiemu hołduje prezydent Erdogan i jego otoczenie.
Neoosmańska wielowektorowość
Turcja prowadziła w ostatnich latach bardzo aktywną politykę zagraniczną – zaangażowaną, asertywną i często agresywną. Po objęciu władzy przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), na czele której stoi Erdogan, zagraniczni obserwatorzy Turcji scharakteryzowali ją jako „neoosmańską”.
Zdaniem Wasilewskiego za pojęciem nie stoją tylko imperializm i nostalgia za utraconymi ziemiami Imperium Osmańskiego. Wokół niego powstało tyle mitów, że autor Snu o potędze podjął próbę jego zdefiniowania. Próba ta jest o tyle istotna, że stanowi fundament myślenia tureckich elit politycznych w XXI w., a jego sprecyzowanie pozwala na lepsze zrozumienie czynników, jakie wpływają na decyzje decydentów w Ankarze.
Wasilewski wskazuje, że osmanizm skupiał się na polityce wewnętrznej. W XIX w. znajdował odzwierciedlenie jako polityka tożsamościowa („równe obywatelstwo dla wszystkich mieszkańców”), zaś neoosmanizm jest głównie skierowany na zewnątrz i rozumiany dziś w kategoriach imperialnych. Autor nie precyzuje, dlaczego oba pojęcia (pierwotne i neo-) są w rzeczywistości od siebie odległe, oczywiście poza wymiarem terytorialnym. W samej wycieczce po neoosmańskim rollercoasterze Wasilewski jest świetnym przewodnikiem.
Turcja przyzwyczaiła nas w ostatnich latach do konfrontacyjnej, wielowymiarowej i wielowektorowej polityki zagranicznej. Pierwsze lata rządów AKP po 2002 r. zostały naznaczone przez nową dynamikę. Uznano, że zmiany w globalnym porządku sił, jakie nastąpiły po upadku Związku Radzieckiego, stanowią początek nowej epoki, a nie nowy status quo.
Po upadku dwubiegunowego świata okres dominacji Stanów Zjednoczonych w oczach Turków był jedynie okresem przejściowym, prologiem wielobiegunowego układu sił. Turcja miała w nim znaleźć poczesne miejsce najpierw jako potęga regionalna, a potem światowa, wykorzystując w tym celu swój wyjątkowy potencjał geograficzny, polityczny, kulturowy i historyczny. Słowo „wyjątkowy” jest tutaj istotne – oznacza unikalność Turcji, jaka miała jej pozwolić na zwiększenie roli w międzynarodowym porządku, do której była rzekomo predestynowana.
Zdaniem nowych elit politycznych poprzednie rządy niedostatecznie wykorzystywały ten potencjał i narzędzia dyplomacji. Próbowały więc na nowo zdefiniować fundamenty polityki zagranicznej. Miała się ona zasadzać na dynamicznym dostosowywaniu do zmian w regionie i na świecie, zmianie postrzegania bezpieczeństwie (od wąsko rozumianego jako integralność terytorialna i walka z terrorystami do zwalczania zagrożenia poza granicami kraju), aktywnego zaangażowania zarówno w kwestie regionalne, jak i globalne przez udział w światowych organizacjach, a także na humanitaryzmie.
Odpoczynek z rodziną i przyjaciółmi połączony z ciekawymi dyskusjami? Po raz kolejny możesz spędzić długi czerwcowy weekend nad brzegiem Bugu ze środowiskiem Klubu Jagiellońskiego! Zapisz się na Czerwcówkę!
Choć myślenie w tych kategoriach było obecne wśród tureckich elit przez cały okres republiki, która obchodzi w tym roku stulecie, a część założeń tej idei próbował wdrażać już w latach 80. i 90. premier i prezydent Turgut Ozal, to dopiero po 2002 r. zaczęła być ona realizowana w pełnym wymiarze. Za jej konceptualizację odpowiadał Ahmet Davutoglu, najpierw jako doradca premiera ds. polityki zagranicznej, potem szef MSZ i w końcu premier kraju.
Ten akademik i myśliciel polityczny w dziele Strategiczna głębia zarysował ramy i cele polityki zagranicznej Republiki Turcji. Karol Wasilewski w brawurowy sposób opisał nie tylko teoretyczną warstwę publikacji Davutoglu, ale też jej praktyczny wymiar i chronologię wszczepiania neoosmańskiej tradycji w krwioobieg tureckiej polityki.
Davutoglu nie szczędził cierpkich słów pod adresem poprzednich rządów. Zaproponował znacznie bardziej aktywnie działania i odejście od izolacjonizmu, który jego zdaniem krępował myślenie tureckich władz od dekad. Turcja miała postawić na wielowektorowość. Przez dzisiejszego rzecznika prezydenta Turcji, Ibrahima Kalina, została nazwana „polityką 360 stopni”.
W zasięgu zainteresowania miały z powrotem pojawić się Kaukaz, Bliski Wschód i Bałkany, a w rozwinięciu idei również Afryka i Azja Centralna. Ta ostatnia miała być kluczem do Azji Południowej i Wschodniej. Davutoglu nie postulował obniżenia rangi relacji z Unią Europejską, czego najlepszym dowodem jest szereg reform Ankary, które doprowadziły do przyznania Turcji statusu kandydata do Unii Europejskiej w 2005 Chciał zdecydowanego otwarcia się na bliską zagranicę również na wschodnich rubieżach.
Orientacja na dawne tereny Imperium Osmańskiego przywodziła na myśl odrodzenie imperialnych ambicji Turcji. Nic bardziej mylnego, przekonywał Davutoglu. Zwracał on uwagę, że nikt nie nazywa piewców zjednoczonej Europy „neo-Rzymianami”.
Humanitarna potęga
Davutoglu często określano tureckim Kissingerem. Ten odżegnywał się jednak od zasad Realpolitik. Choć dzieła Zderzenie cywilizacji i Koniec historii odcisnęły głębokie piętno na tureckich elitach, to Davutoglu kwestionował tezy autorów.
Turcja miała krzewić współegzystencję cywilizacji, promować bardziej sprawiedliwy układ sił (tj. oddający więcej głosu niezachodnim państwom), prawa człowieka, demokrację i humanitaryzm, a także dbać o najsłabszych (np. tak turecki rząd przekonał do siebie społeczeństwo, gdy przyjął 3,6 mln syryjskich uchodźców wojennych).
Choć dziś wywołuje to zaskoczenie, półtorej dekady temu Turcja czyniła ogromne postępy na drodze szybkiego rozwoju gospodarczego i praworządności. Miała świetny wizerunek w regionie i na Zachodzie. Wiele światowych potęg wiązało z jej rolą duże nadzieje.
Głównym czynnikiem zmiany, jaki dotknął turecką politykę zagraniczną, było dynamiczne dostosowanie się do zachodzących procesów. Davutoglu dbał o rozwój relacji handlowych, dyplomatycznych i kulturalnych z wieloma regionami według zasady „zero problemów z sąsiadami”.
Powstawały szkoły, szpitale, meczety i centra kulturowe, podpisywano umowy handlowe, pojawiały się nowe tureckie inwestycje. Skala aktywności była potężna – od Bałkanów, Kaukazu i Bliskiego Wschodu po Azję Centralną i Afrykę, gdzie otwarto w ciągu dekady kilkadziesiąt ambasad.
Jednocześnie Turcji przyznawano status uczestnika w światowych organizacjach i obserwatora w regionalnych formatach, takich jak Unia Afrykańska. Turcja głośno podnosiła, że na międzynarodowych forach będzie dbać o prawa muzułmanów i głos słabo rozwiniętych krajów. Z sukcesem zrealizowała kilka inicjatyw, m.in. z ramienia ONZ w Afryce. Ankara działała też na własny rachunek, gdy stabilizowała sytuację w Somalii, a potem zbudowała tam bazę wojskową.
Wybuch arabskiej wiosny zaskoczył wszystkich. W Turcji odczytano ją jako dziejową szansę na zwiększenie regionalnego roli jako lidera świata sunnickiego i w różnym stopniu angażowano się w sytuację w Tunezji, Libii, Egipcie czy Syrii. Arabowie postrzegali Turcję jako wzór do naśladowania, do którego dążyli – demokratycznego, muzułmańskiego kraju. Zachód również pokładał duże nadzieje w tej idei.
Jak wskazuje Wasilewski, aktywne zaangażowanie według zasad neoosmańskiej tradycji rodziło też szereg ryzyk, których Turcy albo nie dostrzegali, albo po prostu je ignorowali. Zbyt jednoznaczne zaangażowanie się po stronie protestujących w Egipcie i Syrii wkrótce obróciło się przeciwko Turcji.
W pierwszym kraju doszło do zamachu stanu, a wspierane przez Turcję Bractwo Muzułmańskie zdelegalizowano i uznano za organizację terrorystyczną. W drugim z wyżej wymienionych państw dyktator utrzymał się u władzy dzięki Iranowi i Rosji. Dzisiaj już wszyscy pogodzili się z faktem, że tak pozostanie.
Dynamiczna aktywność, która w pierwszej dekadzie XXI w. przyniosła Turkom dużo korzyści i wzrost znaczenia międzynarodowego, w kolejnych latach zaczęła powodować frustrację. Oto w bliskim regionie zmiany nie potoczyły się według życzeń Turków. Nie tylko arabscy monarchowie, ale i społeczeństwa dostrzegały zbytnie zaangażowanie Turcji w ich wewnętrzne sprawy.
Coraz więcej stolic, na czele z Rijadem i Abu-Zabi, zaczęły postrzegać Turcję jako zagrożenie. To poczucie przyśpieszało równolegle z szybkim rozwojem tureckiego przemysłu zbrojeniowego, którego owoce Turcy chętniej wykorzystywali jako narzędzie realizacji polityki zagranicznej.
Z czasem zasada „zero problemów z sąsiadami” zaczynała się odwracać w stronę „zero sąsiadów bez problemów”, a zwrot w stronę autorytaryzmu w Turcji, symbolicznie naznaczony ostrym stłumieniem protestów w obronie parku Gezi w 2013 r., stanowił coraz większy wizerunkowy ciężar. Relacje z Unią Europejską ucierpiały i od dekady staczają się po równi pochyłej.
Od wartości do pragmatyzmu
Neoosmanizm miał opierać się nie na realizmie politycznym, ale na wartościach. Davutoglu twierdził, że żaden represyjny reżim nie może długo przetrwać. Warto obstawać przy prawdzie, świat w końcu przyzna Turcji rację. Tę postawę Turcy nazywają „cenną samotnością”. Wasilewski zauważa, że neoosmanizm nie zdominował myślenia AKP-owskich elit do końca. Zresztą opozycja nie jest od neoosmańskich zasad zupełnie wolna.
Fatalna sytuacja ekonomiczna i zmiana nastrojów społecznych w Turcji w ostatnich 2-3 latach doprowadziły do korekty polityki. Ankara stwierdziła, że ideały nakreślone przez Davutoglu nie mogą zastąpić pragmatyzmu. Tym sposobem Erdogan, chcąc nie chcąc, dał większe pole narzędziom republikańskiej polityki, która ma się w większym stopniu skupić na sytuacji wewnętrznej i w pewnym zakresie ograniczyć zaangażowanie za granicami Turcji.
Do republikańskich zasad odwołuje się opozycja i stojący na jej czele Kemal Kilicdaroglu. Owe to zasady to m.in. laicyzm (w opozycji do konserwatyzmu) i nacjonalizm (w opozycji do muzułmańskiej wspólnotowości niezależnie od narodowości). W polityce zagranicznej republikanie tradycyjnie skłaniają się ku większej ostrożności i skoncentrowaniu się na stabilności własnego państwa, postrzegają bezpieczeństwo kraju węziej niż ich polityczni przeciwnicy.
Republikańska Partia Ludowa została założona przez ojca republiki, Mustafę Kemala Ataturka, kiedy kraj był rozbierany na stole negocjacyjnym między Wielką Brytanię, Francję i Włochy. Republikańska Turcja Ataturka miała skupić się na modernizacji, integralności kraju, suwerenności i cywilizacyjnym zwrocie ku rozwiniętej Europie.
Jednak wiele z neoosmańskich zasad zdążyło się już zakorzenić w świadomości dużej części społeczeństwa i szerokich elit Turcji, nawet tych związanych z opozycją. Dość powiedzieć, że ojciec chrzestny idei neoosmanizmu w polityce zagranicznej, Ahmet Davutoglu, dziś startuje z list koalicji opozycyjnej przeciwko Erdoganowi.
Neoosmanizm jest miejscami wyraźnie sprzeczny z republikanizmem w warstwie teoretycznej, podkreśla heterogeniczność państwa i jego wieloetniczny charakter (w odróżnieniu od narodowej i jednorodnej republikańskiej Turcji), a miesza się z nim w warstwie praktycznej.
Polityka AKP wobec Kurdów jest przez nich krytykowana mimo kilku prób negocjacji w ubiegłej dekadzie. Tę rozbieżność próbuje skonsumować turecka opozycja pod hasłem „przekroczenia tożsamości”, które kieruje do młodych ludzi. Autor Snu o potędze identyfikuje te sprzeczności głównie w wymiarze implementacyjnym i dochodzi do ciekawego wniosku.
Wasilewski zwraca uwagę, że w najbliższej przyszłości Turcji nie zdominuje ani republikańska, ani neoosmańska tradycja, ale ich hybryda. Erdogan zdał sobie sprawę z ograniczeń zmieniającego się świata i potrzeby podjęcia pragmatycznych kroków w celu uspokojenia sytuacji w Turcji (zgodnie z neoosmańską zasadą dynamicznego dostosowania się do zmian).
Opozycja zaś ma świadomość, że Turcja dziś nie jest taka sama, jaką była 100 ani nawet 20 lat temu. Jej pozycja wzrosła, aspiracje społeczeństwa również, a zatem wybrani politycy muszą realizować te postulaty. Turcy zdecydują więc nie między jednym a drugim, ale między neoosmanizmem z łyżką republikanizmu i republikanizmem z łyżką neoosmanizmu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.