Kultura terapeutyczna- dogrywka. Oddajemy głos pedagogom, psychiatrom, psychologom i terapeutom
W skrócie
Dwa tygodnie temu napisałem krótki felieton, który wzbudził sporo emocji. Tekst poświęcony był zagrożeniom, jakie stwarza kultura terapeutyczna. Choć kilkukrotnie i wyraźnie podkreślałem, że zła kondycja psychiczna polskiego społeczeństwa stanowi bardzo poważny problem, to wielu krytyków zarzucało mi deprecjonowanie kryzysu zdrowia psychicznego w Polsce i brak wrażliwości na ludzkie cierpienia. Przyprawiono mi gębę pozbawionego empatii „prawaka”. Postanowiłem więc skonfrontować swoje tezy ze specjalistami. Jak się okazało, wiele moich intuicji wyrażonych w felietonie, zostało przez nich potwierdzonych.
Kultura terapeutyczna źródłem cierpienia?
Kultura terapeutyczna ma swoje blaski i cienie. Ludzie przestają się wstydzić problemów psychicznych i częściej korzystają z pomocy specjalistów. Dzięki upowszechnieniu wiedzy potrafią nazwać swoje trudności, wybrać odpowiedniego terapeutę i skutecznie radzić sobie z problemami. Nie można jednak udawać, że zjawisko to ma wyłącznie pozytywne konsekwencje.
Wady kultury terapeutycznej dotykają dzieci, nastolatków i dorosłych. Specjaliści podkreślają, że terapia zastępuje dziś często wychowanie, dla niektórych nastolatków jest sposobem na wyróżnienie się z tłumu. Bywa, że internetowa parapsychologia utrudnia diagnozę, zaś źle prowadzony proces terapeutyczny może pogłębiać kult selfizmu, w którym samorealizacja, samoakceptacja i samoocena funkcjonują jak religijne dogmaty.
Gdy dwa tygodnie temu podzieliłem się w formie felietonu refleksjami na temat negatywnych skutków kultury terapeutycznej, zostałem oskarżony o brak wiedzy i wrażliwości na temat problemów psychicznych wśród dzieci, a także o brak wyraźnych rozróżnień między „modą na terapię”, jako niszowego zjawiska wśród wielkomiejskiej klasy średniej a resztą społeczeństwa, dla którego zjawisko to jest jakoby marginalne.
Zasięgnąłem więc opinii sześciu specjalistów, aby poznać, co samo środowisko pedagogów, psychiatrów i psychologów o tym wszystkim sądzi. Pytałem, czy kultura terapeutyczna istnieje, jak objawia się w różnych grupach wiekowych i czy obok pozytywnych ma też negatywne konsekwencje.
Trzeba nadmienić, że pojęcie kultury terapeutycznej to nie mój wymysł. Jest badane od lat 60. XX w. Określa wpływ języka, metod i założeń stosowanych w różnych nurtach psychoterapeutycznych na kulturę wysokorozwiniętych, zachodnich społeczeństw. Na to, jak mieszkańcy Zachodu postrzegają swoje problemy, jakiego języka używają, aby rozumieć samych siebie i innych, jakie wyznają wartości.
Przykłady podawane przez moich rozmówców pokazują różnorodność tego zjawiska. Można jednak podać jeden wspólny mianownik – źle rozumiana terapia zastępuje inne aspekty życia społecznego lub co najmniej wywiera na nie negatywny wpływ.
Terapeuta może zastępować rodzica, przyjaciela, przewodnika duchowego, a proces terapeutyczny staje się często substytutem pracy wychowawczej lub stanowi okazję do zwrócenia na siebie uwagi. Nie znaczy to jednak – podkreślam z całą mocą raz jeszcze – że dobrze prowadzona terapia jest szkodliwa. Wręcz przeciwnie, jest niezbędna, bo pomaga milionom ludzi wyjść ze swoich problemów.
Odpoczynek z rodziną i przyjaciółmi połączony z ciekawymi dyskusjami? Po raz kolejny możesz spędzić długi czerwcowy weekend nad brzegiem Bugu ze środowiskiem Klubu Jagiellońskiego! Zapisz się na Czerwcówkę!
Psychoterapia zastępuje wychowanie
Anna Cybula, pedagog prowadząca własną praktykę terapeutyczną, stwierdza, że „dziś wychowanie bardzo często jest zastępowane przez terapię. Rodzice przychodzą do specjalisty z konkretnymi propozycjami, jak leczyć ich dzieci. Pytają, czy taka lub inna terapia jest już dostępna w Polsce.
Nierzadko zdarza się, że rodzic, zamiast skupić się na jednym rodzaju terapii, szybko zawodzi się jej rezultatami i próbuje kolejnej, już po jednej czy dwóch sesjach zmienia specjalistę. Zamiast zastanowić się, jak realnie pomóc w domu, wozi dziecko z terapii na terapię”.
Anna Cybula dodaje również, że „dzieci, które otrzymały jakąś diagnozę, ustawiane są często przez rodziców w biernej pozycji osób, od których nie można już niczego wymagać. Dotyczy to zarówno dysgrafii, jak i np. depresji. Wszystko tymi przypadłościami się tłumaczy”.
„Dziecko znika, bo patrzymy na nie tylko przez pryzmat jego dolegliwości. Łatwiej zapłacić raz w tygodniu za sesję terapeutyczną, niż uświadomić sobie realne źródło problemu. A tym źródłem najczęściej jest źle funkcjonujący dom rodzinny” – konkluduje pedagog.
Podobną opinię wyraziła również Agnieszka Malinowska, psycholog dziecięca: „Nierzadko zdarza się, że rodzice przyprowadzają do psychologa dzieci z powodów wychowawczych. Te dzieci nie mają problemów psychicznych, tylko po prostu źle się zachowują. Rodzice nie potrafią wychować swojego dziecka i oczekują załatwienia problemu przez psychoterapeutę”.
„Mówią do mnie: «Niech pani naprawi moje dziecko», tak jak gdyby terapia była czymś, co od razu może przynieść błyskawiczne rezultaty. Często spotykam się z brakiem współpracy ze strony rodzica, a ta jest konieczna, jeśli chcemy, aby proces terapeutyczny przynosił dobre efekty” – dodaje dr Malinowska.
Poliamoryczny, a może jednak seksoholik?
Gdy zapytałem o wpływ internetu czy szerzej kultury na dzieci i nastolatki, ta sama psycholog dziecięca zwróciła uwagę na ciekawą tendencję, o której mówi się w debacie publicznej coraz więcej: „Nie zauważam w mojej pracy dużego wpływu internetowej kultury terapeutycznej na moich pacjentów. U dzieci nie zdarza się to w ogóle.
Jedyne, co się ostatnio zmienia, to temat transseksualizmu czy tranzycji. Nastolatki są żywo zainteresowane tym tematem. Na szczęście rzadko stawiają samym sobie jednoznaczne diagnozy, a raczej postrzegają swoją seksualność jako wyzwanie, z którym przychodzą do terapeuty, aby poznać siebie”.
Temat seksualności często pojawiał się w rozmowach, które przeprowadziłem ze specjalistami. Pewna psychoterapeutka pracująca także z osobami wchodzącymi w dorosłość podzieliła się ze mną smutną historią (z uwagi na ochronę tożsamości pacjenta zostałem poproszony o nieujawnianie danych specjalisty).
Młoda osoba mająca niskie poczucie własnej wartości i duże problemy w relacjach z mężczyznami przez bardzo długi okres terapii mówiła, że jest antyromantyczna i aseksualna. W czasie terapii deprecjonowała własną kobiecość, podstawowym uczuciem pojawiającym się w rozmowach był wstyd. Określenia typu antyromantyczność czy aseksualność, wzięte zapewne z internetowej kultury terapeutycznej, pozwalały na unikanie konfrontacji z prawdziwymi problemami.
Pacjentka używała zasłyszanego gdzieś określenia, które do niej pasowało, jako mechanizmu wyparcia. Prawda była dla niej trudna, z pomocą przyszedł więc internet. Terapeutka zaś postawiła hipotezę, że prawdziwym problemem pacjentki mógł być wypierany homoseksualizm.
Ta sama psycholog podzieliła się również drugą, analogiczną historią. Do gabinetu przyszedł mężczyzna, który notorycznie zdradzał swoją żonę. Każde tego typu zachowanie tłumaczył przed samym sobą i terapeutą pojęciem poliromantyczności.
Nie zdradzał żony, po prostu był poliromantyczny. Przecież taki się urodził, to nie jego wina. Taka jest po prostu jego kondycja psychiczna – racjonalizował sam przed sobą. Tutaj również okazało się, że zasłyszana z internetu „poliromantyczność” była swego rodzaju maską, która odgradzała pacjenta od rzeczywistego problemu – wypieranego seksoholizmu.
Kultura terapii utrudnia pracę terapeuty
Zgubną rolę masek w procesie terapeutycznym podkreśla również dr Piotr Szczukiewicz, psycholog i psychoterapeuta pracujący w nurcie logoterapii. „Nie jest niczym nowym, że ludzie zapożyczają z kultury określenia, które pomagają im zrozumieć siebie. Tak jest również z dzisiejszą kulturą terapeutyczną, która dostarcza pojęć i sformułowań, które opisują ludzkie problemy.
Język z gabinetów terapeutycznych przeniesiony do internetu, kolorowych czasopism czy mediów społecznościowych dostarcza też często masek, dzięki którym pacjent odgradza się od swoich rzeczywistych problemów.”
„Kultura terapeutyczna ma oczywiście swoje dobre strony. Ułatwia mówienie o swoich trudnościach. Ludzie nadal często wstydzą się swoich problemów psychicznych, ale coraz częściej udają się do specjalistów, a to jest bardzo dobre” – podkreślał mój rozmówca.
Dr. Szczukiewiczowi zadałem również pytanie o stosunek do terapii młodych dorosłych, którzy korzystają z jego pomocy. Odpowiedział następująco: „Cieszę się, że ludzie coraz częściej nie czekają, ale szybciej zwracają się o pomoc do terapeutów. To zjawisko jednak ma również swoje negatywne konsekwencje. Przez niektórych, szczególnie młodych dorosłych, terapia jest dziś traktowana w kategoriach bezpiecznego miejsca, w którym można w sobie bezpiecznie pogmerać, ale niekoniecznie doprowadzić do jakiejś zmiany w sobie”.
„Czasem nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistym procesem terapeutycznym. Pacjenci wchodzą wtedy w specyficzną rolę osób terapeutyzowanych. Lubią myśleć o sobie, że coraz lepiej samych siebie rozumieją, terapię traktują jako część ich tożsamości” – podkreśla dr Szczukiewicz.
Zaciekawiony tą obserwacją, pytałem o źródła tego zjawiska. Dr Szczukiewicz wyjaśniał, że „zapewne można podać kilka przyczyn. Myślę, że jedną z nich jest fakt, że część psychologicznych określeń uciekło z gabinetów psychoterapeutycznych i przedostało się do kultury czy wręcz popkultury. Pójście na terapię może stawać się wtedy sposobem na nadanie znaczenia swoim przeżyciom, trudnościom lub odczuwanemu życiowemu cierpieniu.
Sięganie po słowa typu «trauma», «depresja» lub «toksyczna relacja» pozwala opisać swoje doświadczenie w sposób zrozumiały dla innych uczestników kultury terapeutycznej i podnosi rangę tego, co dzieje się w czyimś życiu. Jednocześnie może to zamykać osobę w żargonie, który medykalizuje nasze problemy”.
„Na szczęście psychoterapeuta zazwyczaj jest w stanie rozpoznać takie podejście i pomaga, aby celem terapii było zerwanie z siebie takich masek. Po to też jest gabinet terapeutyczny – żeby spotkać się ze sobą bez tych wszystkich obwarowań” – dodaje dr Szczukiewicz.
O młodych dorosłych ciekawą opinię wyraziła również Renata Urbańska, psychiatra i psycholog kliniczny. „W mojej praktyce lekarskiej zauważam, że coraz rzadziej rozpoznaje się pojedyncze zaburzenia, a coraz więcej pacjentów ma diagnozy złożone, podwójne. Mamy np. osoby z zaburzeniami depresyjno-lękowymi czy uzależnienia w przebiegu zaburzeń osobowości. I coraz częściej dotyczy to młodych osób”.
Psychoterapia ucieczką od poczucia osamotnienia
Ludzie trafiają do gabinetów z bardzo różnych, również nieklinicznych powodów. Jedna z moich rozmówczyń zwracała szczególną uwagę na problem osamotnienia współczesnego człowieka. Psychoterapeutka Małgorzata Kowalcze zaznaczała, że „pracuje jako psychoterapeutka od 40 lat. Ludzie coraz częściej korzystają z psychoterapii i coraz mniej się wstydzą. To bardzo dobrze, że szukają pomocy.
Wzrost popularności psychoterapii wiążę z osamotnieniem. Dziś przychodzą do mnie pacjenci, którzy po prostu nie mają z kim porozmawiać o swoich problemach. Brytyjski psychoterapeuta, Donald Woods Winnicott, mówił o tzw. obiektach przejściowych. Ja tak rozumiem swoją rolę. Chcę być osobą, która pozwala zrozumieć źródło problemów i uczy nawiązywać dobre relacje. Nie mogę zastępować nikomu rodziny”.
Dodaje również głos bardzo podobny do wszystkich cytowanych w tym materiale: „Kultura terapeutyczna ma też negatywne konsekwencje. Istnieje zjawisko uzależnienia od psychoterapii i przywiązanie do diagnozy i etykietki. Dzisiaj np. bardzo wielu pacjentów od razu mówi o sobie, że jest DDA (syndrom dorosłego dziecka alkoholika – przyp. red). Nie przywiązuję się do tego, tylko pytam, co to właściwie dla danego pacjenta znaczy”.
Psychologia jak religia
Zjawisko kultury terapeutycznej wiąże się również z charakterystycznym dla kultury zachodniej indywidualizmem. Źle prowadzony proces terapeutyczny może stwarzać warunki, w którym nasze potrzeby zawsze będą wygrywać w sporze z innymi wartościami – troską o innych, pokorą, poświęceniem.
Dr Szczukiewicz stwierdza, że w skrajnych przypadkach możemy mieć do czynienia z prawdziwym kultem „ja”, który przypomina religię. Psychoterapeuta wskazuje, że „Paul Clayton Vitz napisał książkę Psychologia jako religia, w której poddał krytyce współczesną psychologię. Ten badacz uważał, że za sprawą psychologii kształtuje się w kulturze zjawisko «selfizmu», to znaczy, że moje potrzeby, moje pragnienia, moje emocje stają się najważniejsze.
Człowiek zaczyna funkcjonować tak, jakby oddawał cześć swojemu «self» – najważniejsza jest samoakceptacja, samorealizacja, wysoka samoocena, spełnienie siebie, wyrażanie siebie, kreowanie siebie itd. Vitz twierdził, że właśnie psychologia dziś stwarza sytuacje, kiedy człowiek staje się obiektem swojego własnego kultu. Selfizm przypomina więc religię”.
Dr Szczukiewicz dodaje również: „Oczywiście skupienie się na sobie, analizowanie swoich stanów mentalnych i emocji jest ważne w trakcie pracy nad sobą, w zrozumieniu i przezwyciężaniu lęków, depresji, natręctw itp. Jednak ktoś, kto nieustannie wsłuchuje się w swoje emocje i stany, oczekuje czasem, że w rzeczywistości będzie spotykał samych terapeutów, to znaczy, że wszyscy wokół będą mieli wobec niego nastawienie terapeutyczne. Będą liczyli się z jego «ja» i skupiali na nim uwagę. Nie jest to zdrowa postawa.
Sądzę, że właśnie gabinet psychoterapeutyczny to miejsce, gdzie takie nastawienie do siebie i do życia można wychwycić. Dobry terapeuta musi to zauważyć, bo jego zadanie polega na przygotowaniu tego człowieka do życia poza gabinetem. To oznacza cierpliwą pracę pacjenta nad sobą, a więc także zdolność wykraczanie poza własne «ja»”.
W interesie moich rozmówców nie było utyskiwanie na złe strony kultury terapeutycznej. Ostatnie, czego mogliby chcieć, to zniechęcać pacjentów do korzystania z ich pomocy. A jednak zdecydowana większość głosów zauważa zarówno blaski, jak i cienie tego zjawiska.
W debacie publicznej od bardzo dawna mówi się o negatywnych konsekwencjach kultury terapeutycznej. Co ciekawe, była to dotychczas domena lewicy. Tomasz Stawiszyński czy Kinga Dunin już dawno zwracali uwagę na klasizm i narcyzm, które towarzyszą temu zjawisku.
Dziś tym bardziej nie można zamykać oczu na negatywne konsekwencję „mody na terapię”. W atmosferze, w której emocje rozstrzygają każdą dyskusje, a pokładanie zaufania w rozumie lub jakimkolwiek autorytecie stanowi dziwactwo, trzeba uważać w szczególny sposób. W przeciwnym razie może się okazać, że zamiast na przysłowiową „kozetkę” do terapeuty pójdziemy tak naprawdę na kozetkę do samych siebie.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.