Z ambony na TikToka – czy to po katolicku?
W skrócie
W obiegowej opinii TikTok to zwykła aplikacja dla dzieci i młodzieży, gdzie można pooglądać krótkie filmiki. Prawda jest jednak taka, że to jedno z najbardziej dynamicznie rozwijających się mediów rozrywkowo-społecznościowych, które nie tylko jest współodpowiedzialne za odpływ użytkowników z Facebooka, lecz także rzuca jawne wyzwanie takim gigantom, jak YouTube, Instagram czy Netflix. Mimo że wielu osobom może to wydawać się dziwne, wśród tiktokerów są również katoliccy księża. Czy to, co tam prezentują, nie ośmiesza ewangelicznego przekazu?
Dlaczego warto ewangelizować na TikToku?
Według ostatnich statystyk w Polsce TikTok ma ok. 13 mln użytkowników, którzy średnio spędzają tam ponad 18 godzin miesięcznie. Katoliccy księża, którzy również znajdują się wśród tiktokerów, mogą pochwalić się naprawdę dużymi zasięgami. Rekordzista, ksiądz Sebastian Picur, wikariusz z Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krośnie, ma w serwisie ponad 650 tys. Obserwujących. Tuż za nim plasują się ks. Krzysztof Kołtunowicz z Radomia (397 tys. followersów) oraz Dariusz Kamiński z Tychów (220 tys.). Do najpopularniejszych polskich kont jest im oczywiście daleko, komicy z Twins Style zdobyli przykładowo ponad 17 mln followersów, lecz i tak jest to naprawdę solidny wynik.
Działalność tiktokowych duszpasterzy wzbudza ostatnio spore zainteresowanie, również w ogólnopolskich mediach. Nie powinno to w sumie dziwić, ponieważ księża robią tam rzeczy, których zazwyczaj z nimi nie kojarzymy – tańczą, śpiewają, opowiadają żarty i anegdoty. Takie zachowanie, delikatnie mówiąc, nie wzbudza wśród wielu wiernych aprobaty, zwłaszcza jeśli sami nie są oni użytkownikami TikToka i całkowicie nie rozumieją fenomenu „młodzieżowej” aplikacji, która skądinąd wzbudza mniej lub bardziej słuszne kontrowersje.
Nawet jeśli odnosimy się do TikToka z rezerwą, nie możemy zanegować faktu, że jest to przestrzeń, w której młodzi ludzie, czyli nastolatkowie i młodzi dorośli, spędzają obecnie bardzo dużo czasu. Jeśli zatem chcemy dotrzeć z katolickim przekazem do młodego pokolenia, nie możemy oddawać tego medium walkowerem. Misyjny charakter Kościoła nakazuje katolikom (zgodnie z dominikańską maksymą) „głosić wszystkim, wszędzie i na wszelki możliwy sposób”. Warto jednak zastanowić się, jak robić to z głową.
Można zaobserwować, że działalność księży na TikToku ma dwojaki charakter. Po pierwsze, na ich kontach znajdziemy treści typowo ewangelizacyjne, czyli m.in. komentarze do czytań, świąt kościelnych i odpowiedzi na pytania obserwujących. Oprócz takich materiałów znajdziemy tam również treści o charakterze rozrywkowo-lajfstajlowym, czyli wspomniane już tańce, żarty, informacje na temat codziennego życia danego duchownego. Odbiorca może zatem dowiedzieć się, czy stawianie tarota to grzech i czy można wyspowiadać się przez internet, ale też znaleźć informacje, gdzie ksiądz pierze sutannę i jakiej drużynie piłkarskiej kibicuje.
Pierwszy rodzaj treści raczej nie wzbudza większych kontrowersji. Oczywiście można stwierdzić, że TikTok to zbyt „niepoważne” medium, aby przekazywać tam treści związane z wiarą, lecz moim zdaniem nie jest to właściwe podejście.
Młodzi ludzie ze świeckich rodzin, w szczególności w dużych miastach, coraz częściej mają znikomą wiedzą na temat katolicyzmu, często nie są nawet „katolikami kulturowymi”. TikTok może być dla nich pierwszym, a czasem jedynym, miejscem spotkania z chrześcijaństwem. Jest to zatem teren misyjny, gdzie katolicy powinni głosić kerygmat.
Co istotne, algorytm platformy działa tak, że treści dostosowywane są do zainteresowań użytkowników. Tajniki jego działania są pilnie strzeżone, lecz eksperci szacują, że często już po kilkunastu obejrzanych filmikach oprogramowanie wie, co nam się podoba i jakie treści chcemy oglądać. Ziarno zasiane przez internetowych ewangelizatorów może zatem paść na bardzo podatny grunt, czyli trafić do osób, które rzeczywiście szukają duchowości.
Nikt nie wymaga, aby na TikToku referować św. Tomasza z Akwinu, chociaż jestem przekonany, że i do tego kiedyś dojdzie. Z powodzeniem można jednak opowiedzieć tam, kim jest Jezus Chrystus i dlaczego katolicy świętują w niedzielę, a poszczą w piątek. Zainteresowani mogą również zadać pytania, które ich nurtują, a jakich nie zadaliby zapewne wikariuszowi ze swojej parafii, którego często nawet nie znają osobiście. Z takich pytań niejednokrotnie rodzą się naprawdę ciekawe dyskusje teologiczne. TikTok jest także świetną platformą do komentowania bieżących wydarzeń. To tam młodzi ludzie mogą dowiedzieć się, co ludzie Kościoła sądzą o mszy w Robloxie albo o niedawnych kontrowersyjnych rekolekcjach w Toruniu.
Świat nie musi być czarno-biały! Chcesz oglądać go we wszystkich odcieniach? Przekaż 1,5% na Klub Jagielloński! Numer KRS: 0000128315.
Jak nie wpaść w pułapkę „fajnokatolicyzmu”?
Nieco większe kontrowersje wzbudza drugi rodzaj treści. Wielu wiernych, gdy widzi księdza tańczącego do viralowej dziecięcej piosenki My Happy Song, który wyraża w ten sposób radość z tego, że udało mu się wstać na roraty, może poczuć się zniesmaczony. Również u mnie, gdy widzę nastolatkę, która na koncie należącym do duchownego stwierdza, że „chłopak jest 10/10, bo chodzi na religię”, pojawia się zażenowanie i wewnętrzny sprzeciw. Niemniej jednak nie potępiałbym całkowicie treści rozrywkowych. Skrócenie dystansu jest ważne w pracy z młodzieżą, z którą przecież od lat z reguły mają styczność bardziej „wyluzowani” duszpasterze. Kiedyś grali w piłkę, teraz kręcą virale. Takie czasy.
Oczywiście warto zadać sobie pytanie, czy księża z TikToka nie dadzą się wpędzić w pułapkę. Specyfika tego medium sprawia, że treści, które się tam pojawiają, mają w dużej mierze charakter powierzchowny, niekiedy wręcz prostacki. Znajdziemy tam mnóstwo tańców, żartów i dość dziwnych virali.
Kapłani, którzy chcą nadążać za trendami, niekiedy dają się w to wciągnąć. Istnieje wówczas ryzyko, że ksiądz z TikToka zostanie sprowadzony do roli „śmiesznego faceta w sukience”, z którego wszyscy mają bekę. Coś takiego z pewnością nie przyniesie korzyści ewangelizacyjnych, a dodatkowo może naruszyć powagę Kościoła i kapłaństwa, które w ostatnich latach i tak zostały bardzo nadwyrężone.
Wielu wiernych może również obawiać się, że TikTok stanie się siedliskiem „fajnokatolicyzmu”. Jest to postawa objawiająca się rozwadnianiem nauczania chrześcijańskiego, aby dopasować się do tego, jak funkcjonuje współczesny świat. Takie ryzyko oczywiście istnieje, lecz wciąż wszystko znajduje się w rękach tych, którzy będą prowadzić tam konta, i ich odbiorców. Nie jest przecież tak, że każdy wierzący, który założy konto na TikToku, z automatu staje się „fajnokatolikiem”. Z ewangelizacją w nowym mediach wiążą się duże nadzieje i duża odpowiedzialność.
Ewangelizacja w epoce postpiśmiennej
Mądry konserwatyzm nie opiera się na dogmatycznym odrzucaniu nowości, lecz na uważnej analizie tego, co przynosi postęp. Dzięki powiewowi świeżości możemy czerpać z tego, co w nim dobre, i unikać zagrożeń. Nowe technologie zawsze wzbudzały pewne kontrowersje wśród chrześcijan. W XX w. Kościół, co do zasady, przychylnie patrzył na wykorzystywanie nowoczesnych kanałów komunikacji do ewangelizacji, lecz nigdy nie zgadzał się na całkowitą „wolną amerykankę”. Niegdyś zastanawiano się, czy wydarzenia liturgiczne można transmitować za pośrednictwem radia i telewizji. Co ciekawe, Polska była w tej materii pionierem, gdyż pierwsza radiowa transmisja mszy św. została nadana w 1927 r. z katedry w Poznaniu. Teraz mamy szansę znaleźć się w awangardzie tiktokowej ewangelizacji.
Sama specyfika TikToka nie powinna nas skłaniać do rezygnacji z ewangelizacji. Kościół wielokrotnie dostosowywał język przekazu do swoich odbiorców. W średniowieczu tworzono cykle obrazów, które miały przybliżać biblijne historie niepiśmiennym wiernym. Prawda jest też taka, że całe malarstwo religijne, które stanowi dziś naszą dumę, również było przepełnione motywami i trendami dominującymi w konkretnych epokach. Być może w obecnym, postpiśmiennym świecie nośnikiem Ewangelii muszą być krótkie filmiki. Może nam się to nie podobać, ale wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie.
Jednocześnie warto także mieć na uwadze, że dziś na TikToku nie znajdziemy wyłącznie krótkich 10-sekundowych filmików, coraz częściej można spotkać tam również formaty na 2-3 minuty. Nie jest zatem prawdą, że jest to czysto infantylno-obrazkowe medium, gdzie Słowa nie da się głosić, bo architektura serwisu to uniemożliwia. Kluczowe jest zatem odpowiednie dopasowanie treści, zarówno do odbiorców, jak i do charakteru przekazu. Wymaga to odpowiedniego wyczucia. Tego jednak nie da się nauczyć, trzeba to wyrobić w praktyce.
Być może optymalnym rozwiązaniem okazałaby się sytuacja, gdyby księża skupili się przede wszystkim na ewangelizacji, a treści rozrywkowo-lajfstajlowe znalazłby się w domenie wiernych świeckich. Dobrym przykładem duchownego skupiającego się wyłącznie na przekazywaniu wiary jest o. Paweł Kowalski SJ, który ma w serwisie ponad 100 tys. obserwujących. Niemniej jednak nie uważam, żeby nieco luźniejszy content z definicji godził w godność kapłana. Kluczowe jest w tym wszystkim odpowiednie wyczucie i świadomość celu. Jeśli w tiktokowej ewangelizacji na pierwszym miejscu będzie Bóg, jest naprawdę duża szansa, że wszystko inne znajdzie się na właściwym.
Nie można także zapominać, że użytkownicy TikToka się starzeją. Obecnie coraz częściej udzielają się tam już nie tylko nastolatki, lecz także młodzi dorośli, np. studenci. Jak wynika z raportu przygotowanego przez firmę OpenMobi, osoby w przedziale wiekowym 18-34 lat stanowią 60% wszystkich użytkowników. Warto zatem zacząć myśleć nie tylko o tym, jaki przekaz kierujemy do młodzieży szkolnej, lecz także czym zainteresować nieco starszą grupę docelową. Platforma dynamicznie się rozwija i dalsze bagatelizowanie tej kwestii może sprawić, że gdy widzowie Langusty na palmie przeniosą się z YouTube’a na TikToka, nie znajdą tam jakościowego chrześcijańskiego przekazu.
„Po owocach ich poznacie”
Księża z TikToka weszli na nieznany grunt, a ich praca przynosi i może przynosić dobre owoce. Warto mieć także na uwadze fakt, że najczęściej wciąż są to zwykli katecheci, a nie „księża-celebryci” pokroju Adama Szustaka czy Grzegorza Kramera. Jestem całkowicie przekonany, że mają dobre intencje i nie powinniśmy ich potępiać, nawet jeśli czasem nie rozumiemy ich działania. Nie zmienia to oczywiście faktu, że zdarzają się potknięcia, nawet bardzo rażące, które należy korygować. Prawda jest jednak taka, że działalność księży na YouTubie, Facebooku czy Twitterze nierzadko wzbudza ogromne kontrowersje, ale raczej nikt na poważnie nie myśli o zakazywaniu duchownym korzystania z tych mediów.
Obecność duchownych w mediach, również na TikToku, przynosi dobre owoce. „Wrzucam tekst na Facebooka, ma do 150 wyświetleń, a filmik wrzucony na TikToka – 200 tys. Robię live na TikToku, po nim przyjeżdża się wyspowiadać ktoś, kto nie był u spowiedzi od 12 lat, potem przychodzą kolejne 3 osoby. Więc jeśli ktoś mówi, że nie ma sensu być na TikToku, bo się tam wydurniam, nawet tego nie komentuję. TikTok to kontynent młodzieży. To coś nowego, w co jeśli nie wejdziemy – księża, klerycy, siostry zakonne – to skończymy w czyśćcu” – mówił w rozmowie z portalem Deon ks. Piotr Jarosiewicz. Mnie pozostaje się pod tym podpisać.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.