Czy państwo powinno wspierać NGO-sy w pozyskiwaniu lokali?
„Edukacja jest sektorem chronicznie niedoinwestowanym. Rozdawanie środków na zakup nieruchomości dla organizacji pozarządowych powinno być ostatnią potrzebą, którą minister edukacji powinien spełnić” – mówi Katarzyna Sadło, była prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.
Paweł Musiałek: Nie sposób nie zacząć tej rozmowy od programu „Willa Plus” – rzadko się zdarza, że jakiś temat związany z trzecim sektorem trafia na jedynki gazet i jest omawiany w ogólnopolskich mediach. Co jest dla pani najbardziej bulwersujące w tej sprawie?
Katarzyna Sadło: Trudno powiedzieć, co mnie najbardziej zbulwersowało, gdyż nieprawidłowości są tutaj na wielu różnych poziomach, począwszy od tego od tego, że edukacja świata jest wiecznym kryzysie, jest wiecznie niedoinwestowana i wydawać by się mogło, że Minister Edukacji Narodowej mając ekstra pieniądze do wydania, upewni się, że trafią one w te obszary, które aktualnie są najbardziej polskiej oświacie potrzebne.
Można się było spodziewać, że w normalnym trybie zostaną w jakiś sposób przeprowadzone konsultacje z interesariuszami oświaty, czyli z nauczycielami, być może z rodzicami, z organizacjami eksperckimi, które siedzą w tej oświacie po to, żeby ustalić, gdzie te pieniądze, których na na na skalę potrzeb oświatowych jest bardzo niewiele, można przekierować, żeby one najlepiej tej oświacie służyły, bo taki był cel tego projektu. Jest to więc pierwsza rzecz, która uderza – to, że ogromne pieniądze zostały wydane na wiecznie niedoinwestowany obszar bez żadnej próby analizy realnych potrzeb, jakie można by tymi środkami zaspokoić. Wydawanie pieniędzy bez dobrej analizy tego, w jaki sposób najlepiej przysłużyłyby się one celowi, dla którego ten fundusz został stworzony.
Myślę, że jest tak po części dlatego, że Minister Czarnek nie za bardzo lubi branżę, na czele której stoi. Myślę, że nie ma on wielkiego szacunku dla nauczycieli, dla organizacji nauczycielskich i pozarządowych zajmujących się oświatą, a są takie organizacje, które to robią od wielu lat i znają szkołę dużo lepiej niż pracownicy Ministerstwa. Trudno więc sobie wyobrazić, żeby Minister mając taki stosunek do nauczycieli, nagle zapytał ich, na co te środki powinny zostać przeznaczone, żeby najlepiej pomóc polskim szkołom.
Rzecz druga to oczywiście brak transparentności. Sam brak transparentności to być może najmniejszy problem, dużo większym są kryteria, według których te pieniądze zostały przyznawane oraz wielkość tych pieniędzy. Jestem w sektorze od wielu, wielu lat i w żadnej z branży, nawet w tych branżach, które są naprawdę dużo bardziej kluczowe, nie było sytuacji, że władza ma do rozdania tak atrakcyjne nieruchomości, które trafiają do organizacji, które nie mają często żadnego doświadczenia lub nawet powstały dwa miesiące wcześniej, nie zajmują się bezpośrednio branżą itd.
Jest to coś, co co mnie szczególnie boli – stworzenie wrażenia, że sektor pozarządowy się bez takich okazałych willi nie obejdzie, więc trzeba im te wille podarować, że być może skoro tutaj jest raban, to znaczy, że poprzednio inne organizacje dostawały swoje nieruchomości. To wszystko długofalowo bardzo zaszkodzi wizerunkowi sektora pozarządowego. bardzo boli mnie również polityka „Dziel i rządź” – to podzielenie tych organizacji na lewackie, które nie dostaną i patriotyczne, które dostaną środki finansowe. Rzeczywistość tak nie wygląda – nie ma prostego rozróżnienia, że protestują organizacje lewackie, które chcą szkodzić dzieciom i zatruwać im umysły, a te, które dostały pieniądze, to organizacje patriotyczne, które się tej młodzieży najlepiej przysłużą.
To wszystko sprawia, że nie dyskutujemy właściwie o polityce wspierania sektora pozarządowego, tylko o jednej wielkiej patologii, bo ten konkurs to była patologia pod każdym względem. Nic z tego dobrego nie wyniknie, ani dla samego Ministra, którego akurat tutaj mi nie żal, bo on mógł sprawić, żeby to wszystko inaczej wyglądało, ale przede wszystkim dla organizacji pozarządowych jako takich i nawet dla tych organizacji, które dostały środki w ramach tego konkursu, bo Fundacja Polska Wielki Projekt to jest organizacja, która istnieje na na polskim rynku pozarządowym od wielu lat, prowadzi swoje kongresy, ma wkład w debatę publiczną itd. Natomiast teraz została uwikłana w bezsensowną dyskusję, gdzie trafiła do jednego worka razem z organizacjami, które powstały dwa miesiące przed konkursem.
Teraz tej fundacji przeciwstawia się np. Fundację im. Jana Nowaka Jeziorańskiego, zupełnie bez żadnego kontekstu i bez sięgnięcia po istotę problemu, czyli to, jak państwo powinno mądrze wspierać organizacje pozarządowe, mając ograniczone środki i jak to robić, żeby to nie było prezentem dla „swoich” organizacji, tylko rzeczywistą interwencją w tych obszarach, które najbardziej wymagają wsparcia.
Chciałbym jednak ustawić się w trudnej roli osoby szukającej jakiejś logiki w tego typu programach. Czy wsparcie państwa rozumiane jako zabezpieczanie posiadłości dla organizacji pozarządowych jest w ogóle czymś złym? Ja do pewnego stopnia rozumiem, z czego wziął się ten program wsparcia tzw. kapitałów żelaznych, jakimi często są siedziby, realizowany chociażby w Narodowym Instytucie Wolności. Wiem jak dużym problemem dla NGO-sów są siedziby, bo granty, zarówno publiczne, jak i niepubliczne, z reguły finansują tylko działalność projektową, natomiast brakuje źródeł, aby pokryć koszty stałe, związane z utrzymaniem siedzib tych organizacji. Uważam, że program rządu, który by na to jakoś odpowiadał, jest moim zdaniem ciekawym konceptem, chociaż oczywiście nie w wydaniu „Willi Plus”. Czy uważa Pani, że państwo w ogóle powinno wspierać NGO-sy właśnie poprzez pomoc w pozyskaniu lokali?
Żadna z organizacji, z którymi jestem związana, a każda z nich ma ponad 20 lat, nie ma własnego lokalu, wszystkie wynajmują swoje siedziby. Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca podnajmuje pokoje u innej organizacji, która też wynajmuje, ale większe biuro i może podnająć nam dwa pokoiki. Taka jest rzeczywistość większości organizacji, nawet takich, które funkcjonują od lat i mają bardzo rozwiniętą działalność. Wszystkie te organizacje radzą sobie uwzględniając koszty wynajmu w kosztach realizacji projektów. Jeśli państwo miałoby wspierać organizacje darowując im nieruchomości, to według jakiego klucza miałoby to robić, żeby uniknąć sytuacji Ministra Czarnka?
Trudno mi sobie wyobrazić przejrzyste kryteria, w ramach których będą podejmowane decyzje o przydziale nieruchomości poszczególnym organizacjom, jeśli działają one w zupełnie innych branżach, w różnych miastach i mają zupełnie inny charakter działania. Jeśli dana organizacja funkcjonuje w oparciu o dotacje ze środków publicznych, to musi za każdym razem przekonywać grantodawcę, że będzie robiła coś ważnego, dlatego warto właśnie jej przekazać jakieś środki, w tym m.in. środki na wynajem siedziby. Moim zdaniem to jest dużo zdrowsze niż przekazanie komuś, zwłaszcza nowo utworzonej organizacji, willi o wartości 5 milionów złotych i to bez zagwarantowania sobie w żaden sposób co konkretnie w tej willi będzie się działo.
Są takie organizacje, co do których nie miałabym żadnego problemu z tym, aby państwo fundowało im nieruchomości na najwyższym poziomie, np. hospicja, w tym te perinatalne. Oburza mnie, że po wyroku Trybunału Konstytucyjnego była mowa o wsparciu hospicjów perinatalnych, których obecnie w Polsce jest bodajże 16, czyli po jednym na każde województwo. Hospicja w Polsce funkcjonują w oparciu o ciągłe szukanie pieniędzy na swoje funkcjonowanie. Przekazanie przez państwo nieruchomości na funkcjonowanie takich właśnie instytucji, o których wiadomo, że one będą stale funkcjonować i prowadzić działalność, która bez wątpienia służy dobru wspólnemu na pewno nigdy nie spotkałaby się z krytyką. W przypadku większości NGO będą niestety wątpliwości.
Dużo lepszym rozwiązaniem byłaby edukacja osób oceniających wnioski, żeby rozumiały one, że organizacja prowadząca działalność merytoryczną musi mieć przestrzeń do pracy, a także środki m.in. na zatrudnienie księgowej, która będzie to wszystko rozliczać. Jeśli oceniający będą wiedzieli, że są to niezbędne wydatki dla tej działalności, to okaże się, że nie trzeba kupować willi, bo w ramach projektów, które się realizuje, wystarczy wynająć odpowiedni lokal.
Przy okazji dyskusji wokół programu „Willa Plus” pojawił się argument, który dość często pojawia się po prawej stronie sceny politycznej. Według niego środowiska liberalne i lewicowe mogą liczyć na wsparcie zza granicy, którego jest znacząco więcej niż w przypadku organizacji konserwatywnych, m.in. dlatego, że organizacje liberalne mają agendę bliższą ideowo różnym środowiskom posiadającym znaczące środki finansowe i chcącym się nimi dzielić. Oczywiście kluczowa jest tutaj postać mitycznego już George’a Sorosa szalonego oczywiście nie jest to jedyna osoba, która wspiera różne organizacje pozarządowe w Polsce. Czy ma Pani jakiś inny, alternatywny sposób na rozwiązanie tego problemu i zapewnienie systemowej równowagi wśród organizacji pozarządowych o wyraźnym profilu ideowym? Czy taką odpowiedzią byłaby chociażby ustawa o zagranicznym finansowaniu, o której dyskutowano rok temu? Miała ona wykazać, które organizacje są finansowane z zagranicy, podkreślmy, że nie zabraniała ona tego finansowania, ale wymuszała informowanie na ten temat.
Nie jestem pewna, jak to statystycznie wyglądają proporcje organizacji, które można opatrzyć tymi krzywdzącymi etykietami „bardziej liberalnych i lewicowych” oraz „prawicowych i konserwatywnych”. Być może jest to kwestia pewnych dysproporcji na początku tworzenia sektora pozarządowego. Może tych organizacji konserwatywnych było mniej? Ja tego nie wiem. Do myślenia dała mi kontrowersyjna radna PiS-u, pani Jacyna-Witt, która napisała na Twitterze, że organizacje konserwatywne nie powstawały, bo nie było pieniędzy na ich funkcjonowanie. Wydaje mi się, że to nie jest dobra diagnoza, ale ciekawie byłoby zbadać, jakie teraz są proporcje między organizacjami o różnym profilu ideowym. Bardzo doceniam, że rząd wparł organizacje, które są solą tej Ziemi, czyli np. koła gospodyń wiejskich, Ochotnicze Straże Pożarne. Te organizacje są wszędzie, często są sercem małych społeczności, więc bardzo dobrze, że rząd je wspiera.
Podzielę się doświadczeniem, które jest świeże i dość namacalne. Otóż od jakiegoś czasu Klub Jagielloński stara się być aktywny w tzw. „zielonych tematach”, wydaliśmy kilka raportów i wiele tekstów o tej tematyce. Mając nieco większą wiedzę na temat źródeł finansowania organizacji pozarządowych, które również zajmują się tematyką klimatyczną i transformacją energetyczną łatwo zauważyć, że środków zagranicznych jest naprawdę bardzo dużo, ale są to środki, które łatwo pozyskać instytucjom wspierającym agendę Komisji Europejskiej. Finansowanie raportów i badań, które pokazują pewne problemy modelu KE jest dużo trudniejsze. Przyznam się szczerze, że nie widzę rozwiązania tego problemu.
Wiadomo, że niektóre tematy są bardziej na czasie i są łatwiejsze do sfinansowania niż inne – przykładem może być właśnie sektor zielony. Niedawno Fundacja Stocznia prowadziła nowatorską debatę na temat kosztów energii, gdzie zaprosiła wybrane losowo osoby z całej Polski, które zjechały się do Warszawy i wzięły udział w naradzie obywatelskiej, wypracowując rozwiązania tego problemu. Niezależnie od tego, jakie rozwiązanie ostatecznie powstanie, to projekt samej debaty nie jest ani prawicowy, ani lewicowy. On jest po prostu partycypacyjny, demokratyczny. Natomiast wynik tej debaty może być różny i to zależy od uczestników. Być może rozwiązaniem tego problemu byłoby finansowanie i promowanie inicjatyw pokroju wspomnianej narady obywatelskiej, prowadzącej do dialogu.
Natomiast jeśli chodzi o kwestię finansowania NGO z zagranicy, to myślę, że niewiele osób ma z tym problem. Istota projektu, złożonego przez Solidarną Polskę i który najwyraźniej nie zyskał poparcia nawet w rządzie, polegała na zmuszaniu organizacji do oznakowania się, co miało samo w sobie podważać zaufanie do tej organizacji. Na jakiejś części strony internetowej i produktów takiej organizacji miała być plansza informacyjna, coś na wzór rosyjskich przepisów informujących, że dana organizacja jest agentem zagranicznym. Organizacje mają już dzisiaj obowiązek, żeby mówić, z jakich środków są finansowane, jeśli otrzymują darowizny przekraczające pewną ustaloną wysokość.
Jest jeszcze druga strona tego zjawiska, o której często mówią politycy Solidarnej Polski, fakt, że mamy do czynienia również z fundacjami politycznymi w rozumieniu dosłownym, czyli organizacjami, które są wprost powiązane z poszczególnymi partiami politycznymi. Taką formę fundacji politycznych mają np. Niemcy, które finansują ich działalność z pieniędzy podatników. Niektóre z tych fundacji prowadzą działalność zagraniczną, oczywiście zgodną z interesami poszczególnych partii. No i tutaj pojawia się dylemat, gdyż często te fundacje są ważnym źródłem grantów również w Polsce. Czy tak być powinno i czy możemy coś z tym zrobić?
Jeśli chodzi o finansowanie, to wydaje mi się, że większość polskich grantobiorców informuje wprost, że są finansowani z tych fundacji zagranicznych, dlatego, że zazwyczaj grantodawca wymaga tego, we wszystkich materiałach danej organizacji znalazła się informacja, że to jest finansowane właśnie z tego źródła. więc. Być może nie mają tego wyszczególnionego w każdym wystąpieniu telewizyjnym, gdzie występują jako eksperci. Nie jest to jednak taki duży problem. Obecnie prawo stanowi, że jeśli organizacja dostaje z jakiegokolwiek podmiotu prawnego jednorazową darowiznę w wysokości przekraczającej 15000 zł lub gdy w ciągu roku suma darowizn przekroczy 35000 zł to musi tę informację podać do publicznej wiadomości i poinformować o tym, że takie pieniądze dostała, jednak mam wrażenie, że mało która organizacja spełnia te warunki.
Wprowadzenie wymogu informowania o instytucjonalnych grantodawcach, np. na stronie internetowej grantobiorcy byłoby dobrym rozwiązaniem, jednakże w taki sposób, jaki dana organizacja uważa za stosowne, bez otoczki sugerującej, że zachodzi tu jakaś patologia. Bo czy te pieniądze, które Minister Czarnek przekazał niektórym z tych organizacji nie jest bardziej polityczne niż wsparcie ze strony jakiejś niemieckiej fundacji? W obu tych przypadkach mówimy o pieniądzach przekazywanych przez polityka, które mają wpierać realizację jego politycznej agendy. Jeśli już dyskutujemy o tym, jak ograniczyć finansowanie z zagranicy, to trzeba dyskutować tylko w oparciu o rzetelną analizę realnych zagrożeń dla państwa, a nie zagrożeń wymyślanych przez tego czy innego polityka.
Przejdźmy do kompleksowej oceny rządów Prawa i Sprawiedliwości. Chciałbym zapytać Panią o nową instytucję, która powstała za czasów PiS-u. Narodowy Instytut Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego miało być w zamyśle centrum rozdawania środków dla poszczególnych NGO-sów. NIW został zasilony dość dużymi pieniędzmi – czy z perspektywy 7 lat można jasno zobaczyć, jakie są blaski i cienie tej największej reformy w obszarze trzeciego sektora, jaką przeprowadziło Prawo i Sprawiedliwość?
W raporcie „Rząd pod lupą. Ranking polityk publicznych 2022″ opisałam wsparcie takich stowarzyszeń jak koła gospodyń wiejskich to jest niewątpliwie coś ciekawego, co zasługuje na na uznanie. Widać, że ktoś ma pomysł na to, żeby, jak ten sektor wspierać, żeby w poszczególnych konkursach było tym organizacjom łatwiej. Doceniam też, że tych pieniędzy jest więcej, to na pewno. To z czym mam problem, to sposób podejmowania decyzji w niektórych konkursach grantowych, na przykład nagłe zmiany punktacji, co sprawiało, że jedne wnioski kosztem innych wniosków spadały, mimo że były oceniane lepiej przez ekspertów.
Byłam kiedyś w komitecie monitorującym program operacyjny FIO, czyli Fundusz Inicjatyw Obywatelskich w czasach, kiedy był taki Komitet, który składał się z samorządowców, z przedstawicieli ministerstw i z przedstawicieli organizacji pozarządowych i miał obserwować jak ten program jest planowany, zarządzany i realizowany. Wtedy było tak, że jeśli po ocenie ekspertów minister chciał wprowadzić jakieś zmiany w punktacji, to przynajmniej teoretycznie musiał je merytorycznie uzasadnić, w końcu jest to sytuacja gdy ktoś na poziomie ministerstwa podważa ocenę ekspertów i i decyduje, żeby jakiś wniosek został oceniony inaczej. Teraz bardzo brakuje tego wymogu uzasadniania.
O jakiej skali problemu rozmawiamy? Zastanawiam, czy te przykłady, o których pani wspominała, przypadkiem nie dotyczą tylko tej wąskiej, ale najbardziej znanej części organizacji, czyli NGO o jasnym profilu politycznym, podczas gdy pozostałymi 80% NGO nikt się specjalnie nie interesuje.
Zgodzę się, że tych przypadków na skalę tak ogromnych środków, jakie są wydawane, jest stosunkowo niewiele. Problem polega jednak na czymś innym – nawet jeśli to jest kilka przypadków ewidentnej manipulacji tymi listami rankingowymi, to rzuca to cień na wszystkie organizacje, które w tym konkursie wygrały i na cały konkurs w ogóle. Bo no bo jeśli się zobaczy, że na tej liście rankingowej jest zafałszowany wynik np. 5 czy 10 organizacji na 100, to tak naprawdę nikt nie będzie miał pewności, jak jest z pozostałymi organizacjami, czy one też się w taki sposób dostały? Czy organizacje, które odpadły, odpadły uczciwie, czy zostały oszukane?
To co uderza, to przeświadczenie organizacji, że tak naprawdę nie ma sensu startować w konkursach, bo one wszystkie są poustawiane – to bardzo źle wpływa na wizerunek sektora pozarządowego na wizerunek tego sektora. Teraz gdy ktoś widzi, że jakieś stowarzyszenie dostało pieniądze w jakimś rządowym konkursie, to pewnie pomyśli, że to na pewno jakaś organizacja podpięta pod lokalnego pisowca, bo inaczej na pewno nic by nie dostała. Tworzy się wrażenie, że wszystko jest ustawione, że to się rozstrzyga zakulisowo, chociaż akurat w przypadku NIW-u nabór ekspertów był jawny i to wcale nie są eksperci wyłącznie z jednego klucza, tylko bardzo różne osoby. Znam niektóre z tych osób i wiem, że nie sprzyjają one władzy, a mimo to są ekspertami, także nie porównywałabym NIW-u z tym, co się dzieje w Funduszu Sprawiedliwości.
Nie ma takiej kategorii jak „najlepsi”, bo to jest ocena ekspertów z jakąś dozą subiektywności. Natomiast to co robi obecna władza, mam tu na myśli głównie Ministra Czarnka, Ordo Iuris czy kurator Barbarę Nowak, to stwarzanie wrażenia, że niektóre organizacje są upolitycznione. Było to widoczne w jednym z raportów Ordo Iuris, na który powoływała się pani Barbara Nowak, który miał być jednym z podstaw wpuszczania i nie wpuszczania wybranych organizacji do szkół. Do grona podejrzanych zaliczono choćby dobrze znaną mi fundację, która wspiera dzieci z najbardziej biednych, zaniedbanych wychowawczo rodzin na warszawskiej Pradze. Jednak w materiałach tej organizacji pojawiła się wzmianka, że działa ona na rzecz tolerancji, co pozwoliło przykleić jej łatkę „lewackiej”.
Z drugiej strony, czy Caritas jest organizacją prawicową? No nie, jest organizacją charytatywną. Za szybko przyklejamy różne łatki polityczne niektórym organizacjom, które właśnie działają społecznie i to też będzie spuścizną tego rządu – to podzielenie sektora pozarządowego, podważenie względem NGO. Choćby to, co się dzieje wokół Kolegium Europy Wschodniej, będącego przykładem naprawdę mądrego działania władz na rzecz dobra wspólnego. Pojawiły się instytucje publiczne, które założyły tę organizację, finansowały ją, wysyłały swoich przedstawicieli, po to, aby powstała społeczność, która ma myśleć, debatować, kreować jakąś politykę w obszarze, który jest dla Polski bardzo ważny. Tymczasem cała wieloletnia działalność tej organizacji, została teraz sprowadzona do platformianego odpowiednika „Willa Plus”.
To wszystko składa się na to, że sektor pozarządowy wyjdzie z 8 lat tych rządów bardzo, pokiereszowany pod każdym względem, bo willa jest, jutro jej nie ma, a nawet jeśli będzie to dla sektora to do przeżycia, że jakaś organizacja, która istnieje dopiero dwa miesiące dostała willę, ale naprawianie tego podzielenia organizacji na „swoich” i „nieswoich”, upolitycznienia każdego aspektu działalności NGO, to jest coś, z czym sobie nie poradzimy przez lata. Boję się odbicia, tego że jak przyjdzie zmiana władzy, to na przykład Klub Jagielloński padnie ofiarą polityki TKM – „Teraz, K***a, My” – odcinania tych, którzy kojarzą się z poprzednią władzą, nawet jeśli prowadzą ważne debaty, publikują ważne analizy, w zamian finansując organizacje, które kojarzą się z wartościami liberalnymi i lewicowymi.
Dużo mówiliśmy o polityce państwa wobec NGO-sów, chciałbym też zapytać o kondycję tego sektora jako taką. Zastanawiają mnie tezy, które przeczytałem w ostatnim raporcie zacnej organizacji Klon/Jawor. W jednym z ostatnich raportów, możemy przeczytać, że niestety ta kondycja finansowa III sektora, szczególnie w ostatnim czasie po pandemii, uległa znacznemu pogorszeniu, choć już wcześniej nie było kolorowo. Jest to dość zastanawiające, bo Polacy w ostatnich latach dość szybko się bogacili, szybko rosło PKB, spadało bezrobocie. Wszystkie wskaźniki gospodarcze były bardzo wysokie, a jednak jak to ujął jeden z nestorów III sektora w Polsce, czyli Kuba Wygnański, nie wyszliśmy z fazy instytucjonalnego prekariatu. Czy Pani podziela tezę, że te wyzwania materialne w NGO dalej są takie jak 10-20 lat temu i organizacje od lat nie potrafią zapewnić sobie stabilności? A jeśli tak jest, to jak z tego problemu wyjść?
Na ten problem składają się różne czynniki. Jak ja sobie wyobrażałam, gdzie będzie III sektor za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, gdy zaczynałam, to gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że będziemy w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz, to bym uznała, że zmarnowaliśmy wiele lat rozwoju. Jeśli to ma się skończyć sytuacją, w której 30 lat po transformacji dalej te organizacje pozarządowe albo głodują, albo są uzależnione od decydentów, czy to na poziomie lokalnym, czy centralnym, to jest to rzeczywiście duży problem. Duży problem sektora pozarządowego, który nie umie sobie pewnych rzeczy uporządkować. Myślę, że to ma wiele różnych powodów.
Czasami organizacji łatwiej jest napisać wniosek o dofinansowanie do samorządu, NIW-u, czy innego grantodawcy, niż skutecznie zorganizować kampanię zachęcania swoich potencjalnych sympatyków do tego, żeby to oni przyjęli na siebie część finansowania. Ja na przykład na swoich szkoleniach podaję Klub Jagielloński jako dobry przykład tego, jak się komunikować z tą najważniejszą dla nas grupą docelową, czyli z tymi osobami, dla których piszemy te teksty, które są uczestnikami naszych projektów. Wy to robicie bardzo dobrze, ale jednocześnie jest to ogromna rzadkość.
Jak ja to pokazuję, to organizacje są zdziwione, że po co w ogóle tyle wysiłku marnować na komunikowanie z tymi zwykłymi ludźmi, którzy mogą dorzucić się te 10 czy 20 zł, że dużo łatwiej jest usiąść i napisać wniosek o dofinansowanie. To jest jeden z grzechów NGO, który ma bardzo poważne skutki, bo jeśli tak jest, że adresatem mojej oferty będzie grantodawca, czyli na przykład samorząd, ministerstwo czy jakaś firma, a nie zwykli ludzie, to już jest niedobrze, bo ta organizacja staje się wtedy organizacją de facto rządową, a nie pozarządową, to znaczy nie orientuje się na swoich beneficjentów, tylko na tych, którzy dają pieniądze. To przekłada się później na brak motywacji, żeby robić rzetelną ewaluację działań, ocenę tego, czy to co robię jest potrzebne ludziom, dla których to robię.
W naszym środowisku mamy diagnozę, że pozyskiwanie pieniędzy z crowdfundingów w sposób, który nie bazuje na emocjach, zarówno złych jak i pozytywnych, jest bardzo trudny. Jest takie powiedzenie, nie wiem, czy pani się z nim spotkała, że w Polsce łatwo zbiera się pieniądze na następujące cele: głodne dzieci, biedne dzieci, chore dzieci i może jeszcze na zwierzęta. Wszystkie one są jak najbardziej warte wsparcia, natomiast organizacjom, które tym się zajmują, jest zdecydowanie łatwiej pozyskiwać pieniądze niż na przykład think tankom, które wykonują pracę taką, która jest trudna w odbiorze społecznym. Jak nie wpaść tę pułapkę zależności od państwa i jak pobudzać tą kulturę wsparcia w sytuacji, w której PKB rośnie, płace rosną, a procent naszych wydatków domowych na III sektor już nie rośnie. Czy ma pan poczucie, że III sektor wydaje się wielu Polakom zwyczajnie mało istotny, że Polacy nie widzą w nim jakiejś wartości? Być może problem nie jest Polakach, a właśnie w III sektorze, że nie realizuje potrzeb ludzi, które są dla nich istotne.
Jest tutaj kilka czynników. Po pierwsze 1,5% jest takim usprawiedliwieniem, że jeśli ja przekazuję co rok te 1,5% moich podatków, to jestem już taka dobra, że przez resztę roku mogę napawać się swoją wielkodusznością. Oczywiście w styczniu jest też Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która utwierdza nas w tym przekonaniu. Jest to łatwe usprawiedliwienie do niewspierania NGO w inny sposób.
Po drugie, są rzeczywiście tematy trudniejsze. Wy zajmujecie się tematem, który jest na pewno trudniejszy do komunikowania, niż to, co robi np. hospicjum perinatalne czy jakaś inna organizacja zajmująca się dziećmi czy nawet zwierzętami. Nie wszystkie osoby, które chętnie słuchały jakiegoś podcastu o politykach publicznych, teraz wykupią miesięczny abonament, żeby nadal go słuchać. Pewna część słuchaczy będzie gotowa zapłacić, a pewna odpadnie. To jest jakaś tam natura człowieka, że najchętniej by nie płacił za treści do czytania, zwłaszcza jeśli ma świadomość, że ktoś i tak te analizy przeprowadzi, więc tutaj nie ma dobrego wyjścia.
Jednak w wielu przypadkach organizacje nie robią tego niezbędnego pierwszego kroku, czyli nie mówią o swoich potrzebach. To jest zupełna rzadkość, żeby organizacja dobrze wyeksponowała nie tylko taki komunikat „wesprzyj nas” i numer konta bankowego, ale zrobiła to, co wy robicie, czyli pokazała na co potrzebuje pieniędzy, jak dużo i dlaczego ważne jest, żeby wspierali ją obywatele, gdyż pozwala to utrzymać niezależność. Być może nie ma jeszcze na tyle silnego rynku odbiorców takich działań, który byłby w stanie sfinansować działalność tych organizacji wyłącznie z crowdfundingu. Ludzie dopiero zaczynają przyzwyczajać się do tego, że czasami płaci się z góry za treści, które kiedyś ktoś dla mnie przygotuje, ale musi mieć za co je przygotować. Kiedyś myślałam, że takim niszowym tematem jest np. dostęp do informacji publicznej, czyli to, co robi Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Oni fantastycznie z tematu, który wydawał się niszowy, są w stanie skutecznie zachęcać do wspierania swoich działań.
Moje ostatnie pytanie zawsze jest pytaniem o optymizm, czyli o udaną reformę, coś, co się w Polsce udało, a niekoniecznie Polacy o tym wiedzą. Mówiła już pani co prawda o tym, że w tych ostatnich latach PiS przeznaczył środki na te organizacje, które w ogóle nie były wcześniej dostrzegalne i to nie chodzi o organizacje tylko i wyłącznie związane z PiS-em, ale też koła gospodyń wiejskich, Ochotnicze Straże Pożarne itd. Czy oprócz tego coś pozytywnego się w III sektorze zadziało? Zasada jest też taka, że nie musi to być reforma dotycząca tematu, o którym rozmawiamy, byle to nie był program 500 plus, który pojawia się zawsze.
Swego czasu Ministerstwo Sportu, nie pamiętam, czy już za obecnego rządu czy jeszcze za poprzedniego, przyznając pieniądze dla organizacji pozarządowych w kategorii turystyka zaprosiło Ogólnopolską Federacja Organizacji Pozarządowych do wysłania przedstawiciela, który będzie po prostu obserwował procedurę przyznawania wniosków. Ja byłam tym obserwatorem, oczywiście to było pro bono. Urzędnicy oceniali w ramach swoich obowiązków służbowych, ale obserwator miał wgląd w każdy wniosek, mógł uczestniczyć w tych posiedzeniach, na których zapadały ostateczne decyzje. Później już przestali zapraszać, natomiast funkcjonowało to tak dobrze, że myślałam, że stanie się to dobrą praktyką, bo jest to skuteczne przeciwdziałanie ewentualnym zarzutom, które zawsze się mogą pojawić.
Oczywiście nie jest to dobra odpowiedź na pana pytanie o to, co się udało. Być może to, co się udało, to są dosyć liberalne przepisy dotyczące pozyskiwania środków z różnych źródeł poza grantowych, czyli np. zbiórki publiczne crowdfunding w internecie, charytatywne loterie fantowe (moja ulubiona forma pozyskiwania). Państwo zostawiło w tym obszarze bardzo dużo swobody. Inna sprawa, że organizacje nie zawsze umieją to zagospodarować, nie zawsze chcą szukać takich alternatywnych takich źródeł. Być może to nie jest reforma, ale jest to coś, co państwo zostawiło organizacjom do zagospodarowania i gdyby organizacje to robiły mądrze i rzeczywiście chciały włożyć wysiłek w nauczenie się tych nowych form relacji z potencjalnym darczyńcą, to być może byłyby w dużo lepszym miejscu niż są teraz.
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030.
Paweł Musiałek
Katarzyna Sadło