Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

PiS spadkobiercą Jana Pawła II? To zakrawa na profanację

PiS spadkobiercą Jana Pawła II? To zakrawa na profanację Grafikę wykonała Julia Tworogowska

Koniec katolickiego imaginarium nadszedł szybciej, niż się spodziewaliśmy. Gdyby PiS nie wziął na sztandary obrony Jana Pawła II, o reportażu Gutowskiego rozmawiałyby tak naprawdę tylko katobańki. Polityka coraz częściej karmi się emocjami, co wymyka się racjonalności. W sprawie Wojtyły z ust ludzi prawicy słyszymy dziś argumenty przeciwne do tych, na których strona konserwatywna budowała przez całe lata swoją tożsamość.

Partia polityczna nie może być spadkobiercą Ojca Świętego, który jest przedstawicielem Chrystusa na ziemi. To byłoby twierdzenie zakrawające na profanację. Partia to jest polityka, a polityka jest grzeszna, nawet jeśli ma najuczciwsze cele.

Jarosław Kaczyński
30 IV 2011
W odpowiedzi na pytanie PAP,
czy uważa PiS za spadkobiercę przesłania papieża

  1. PiS świadomie zagrał na polaryzację wokół JPII

Franciszkańska 3 to siódmy odcinek cyklu Bielmo Marcina Gutowskiego, emitowanego przez TVN24. Poprzednie, jakkolwiek rezonowały w gremiach żywo zainteresowanych oczyszczeniem się Kościoła, nie wpływały na szeroką debatę publiczną.

Od czasów pierwszego filmu braci Sekielskich kolejne bulwersujące sprawy – od historii ks. Andrzeja Dymera przez zbrodnie dominikanina Pawła M. aż po sączone do debaty od kilku tygodni wątpliwości dotyczące kard. Sapiehy – zdawały się mieć coraz bardziej bańkowy, środowiskowy rezon. Dyskutowano o nich w czasopiśmie „Więzi” i Klubie Jagiellońskim, czasem w „Tygodniku Powszechnym” albo „Wyborczej”, ale coraz rzadziej i słabiej organizowały dyskurs powszechny – czy to ogólnopolski, czy ogólnokościelny.

Sam po gorących emocjach pandemicznych (wyborach kopertowych), wyborczych (LGBT) i aborcyjnych (czarnym proteście) w 2020 r. spodziewałem się, że nieuchronnie czeka nas ostateczne starcie polskiej wojny religijnej. Już dobre 2 lata temu stawiałem tezę, że pomniki Jana Pawła II zaczną być obalane. Nic takiego się nie stało. Dlaczego? Szybko z odpowiedzią przyszły dane socjologiczne.

Pandemia wespół z wyrokiem TK i kolejnymi aferami seksualnymi w Kościele dokonała w Polsce przełomu. Kulturowy katolicyzm w dotychczas znanej nam formie najprawdopodobniej się skończył. Zniknęli „praktykujący-niewierzący”. Można odnieść wrażenie, że w sposób jednocześnie gwałtowny i prześniony, a na pewno szybciej, niż się tego spodziewaliśmy, nadszedł koniec katolickiego imaginarium.

Stawiam tezę, że Kościół po prostu przestał „grzać” Polaków. Podzieliliśmy się w tej kwestii już dawno. Symbolicznie zobaczyliśmy to na ulicach jesienią 2020 r. i nie musimy tego odświeżać co kwartał. Dlatego sądzę, że bez tak wyrazistej reakcji PiS-u o ustalenia Gutowskiego zapewne spieraliby się głównie katoliccy publicyści, historycy i uczestnicy zjazdów Instytutu Tertio Millennio. Politycznego złota w jego publikacji dopatrywaliby się co najwyżej antyklerykalni radykałowie, tacy jak Agata Diduszko czy Joanna Scheuring-Wielgus.

W przeciwieństwie do filmu Sekielskich produkcja TVN nie miała możliwości przebicia polsko-polskich baniek. Gros wyborców PiS-u i gorliwych katolików żyjących w szczerej nabożności wobec Ojca Świętego z Polski wiedziałoby o sprawie tyle, ile napisano by w katolickiej prasie albo powiedziano by w mediach publicznych, a więc raczej niewiele.

Gdy we wtorkowy poranek zobaczyłem, że politycy PiS-u dosłownie biorą obronę JP2 przed zarzutami dziennikarzy na sztandary, od razu, podobnie jak chociażby Michał Wróblewski na łamach Wirtualnej Polski, dostrzegłem analogię z 2019 r. Wówczas wbrew oczekiwaniom opozycji popularność produkcji Sekielskich pomogła PiS-owi osiągnąć rekordową w historii wyborów do Parlamentu Europejskiego mobilizację i rekordowy w historii III RP poziom poparcia wyborczego.

  1. Wojna hybrydowa to o kilka mostów za daleko

Oczywiście nie odbieram politykom PiS-u i wielu „obrońcom czci” Wojtyły szczerych intencji. Jak słusznie zauważyli moi redakcyjni koledzy z Kultury poświęconej, ten spór i stosunek do Jana Pawła II ma charakter pokoleniowy. To, co dla młodszych katolików upomina się o wyjaśnienie dla dobra Kościoła, dla wielu starszych jest zamachem na narodową świętość.

Problem w tym, że dość szybko zbliżyliśmy się do zaskakującego poziomu wzmożenia. Zapowiedzi papieskich marszy organizowanych przez Kluby „Gazety Polskiej”, spekulacje o chęci połączenia wyborów z obchodami Dnia Papieskiego*, codzienne emisje homilii papieża-Polaka w mediach publicznych, sejmowa kartoniada…

Trudno widzieć w tym jedynie chęć dania świadectwa swojego szacunku dla Wojtyły, ale oczywista wydaje się też intencja zbicia kapitału. W wersji umiarkowanej – moralnego. W wersji bardziej prawdopodobnej – czysto politycznego.

Punktem kulminacyjnym stanowił chyba komunikat o wezwaniu (zastąpiony później „zaproszeniem”) przez szefa polskiej dyplomacji amerykańskiego ambasadora. Oficjalne pisanie o tym, że skutki działań „jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku” są „tożsame z celami wojny hybrydowej” i „konsekwencjach w postaci osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia” to już zwyczajne przegrzanie.

Szczególnie, że gdyby rzeczywiście reportaż był tak groźny, to, mając na uwadze bezpieczeństwo i chęć osłabienia negatywnych skutków, należałoby sprawę raczej wygaszać, a nie nadawać jej taką rangę.

  1. Manichejskie emocje niszczą racjonalną debatę

Jako niepoprawny symetrysta wiem, że nie wolno porównywać, a mimo to nie mogę przestać tego robić. Mój problem ze skalą prawicowego wzburzenia po emisji dokumentu TVN24 jest dość podobny do problemu ze wzburzeniem strony liberalno-lewicowej po tragicznej śmierci Mikołaja ze Szczecina.

Tam również nie odmawiam szczerości intencji wielu oburzonych. Jednak łatwość, z jaką przyszło im oskarżanie o odpowiedzialność za tę tragedię wyłącznie dziennikarzy mediów prorządowych, zapala mi w głowie wszystkie lampki ostrzegawcze.

Nie jest przypadkiem, że właśnie próba zaapelowania o zapanowanie nad emocjami i wstrzymanie się od jednoznacznych sądów w tej sprawie tak rozwścieczyła Tomasza Lisa, że potraktował nas zgrabną sugestią zmiany nazwy.

Gdy słyszę „obrońców czci”, którzy zapewniają o jak najgorszych intencjach autorów reportażu TVN24, również widzę światła ostrzegawcze. Nie tylko dlatego, że nasza pewność co do intencji innych jest często ograniczona. Również z tego powodu, że w obu sprawach sygnał o przyjętym kursie jednej lub drugiej politycznej drużyny został wysłany setkom tysięcy internetowych ultrasów przez ich politycznych liderów.

W obu sprawach oburzenie i wściekłość ludzi można przewidzieć, zrozumieć i wykorzystać do własnych, partykularnych celów. Obawiam się, że to ostatnie właśnie robią politycy. Polityka napędzana tak fundamentalnymi emocjami coraz bardziej wymyka się racjonalności i ucieka z pola perswazyjności.

Wplątanie w politykę szczecińskiej tragedii czy obrony Jana Pawła II to już nie spór o wartości, ale konkurencja na alternatywne wyznania wiary. Głównie wiary w jednoznacznie niecne intencje polityczno-ideowych przeciwników. „Polityka jest grzeszna, nawet jeśli ma najuczciwsze cele”. Pamiętajmy, że kampania wyborcza jeszcze się na dobre nie zaczęła.

  1. Prawica zapomniała, jak walczyła o lustrację

W całej historii bulwersuje mnie jeszcze jedno. Linia argumentacyjna „obrońców czci” jako żywo przypomina znaną od lat linię argumentacyjną przeciwników lustracji. W sejmowej uchwale czytamy o „haniebnej nagonce opartej w dużej mierze na materiałach aparatu przemocy PRL”, których „nie odważyli się wykorzystać nawet komuniści”.

Gdy słyszę dziś w mediach katolickich niechęć do otwierania kościelnych archiwów albo przekonywanie, że powinni być do nich dopuszczeni jedynie specjaliści, bo inaczej na podstawie świstków papieru będą niszczone wielkie życiorysy, mam wrażenie, jakbym cofnął się o 2 dekady i słuchał antylustracyjnych wezwań autorytetów „Gazety Wyborczej”.

Jednoznaczne żądanie ujawnienia i wyjaśnienia komunistycznych uwikłań było fundamentem, na którym powstawały prawicowe formacje III RP. Opowiedzenie się za jawnością i chęć poznania nawet najtrudniejsze prawdy, także o bohaterach polskiej wolności, było właśnie tym, co kierowało wielu idealistów ku Janowi Olszewskiemu czy braciom Kaczyńskim.

Oczywistym było dla ludzi prawicy – ze śp. Lechem Kaczyńskim i śp. Januszem Kochanowskim na czele, ale także z „Gazetą Polską” i Tomaszem Terlikowskim w drugim szeregu – że należy opowiadać się za prawdą również wtedy, gdy wyraźnie nie podoba się to kościelnym hierarchom. Warto wspomnieć np. sprawę abp. Wielgusa.

Dziś w sprawie Wojtyły słyszymy z ust ludzi prawicy argumenty przeciwne do tych, na których strona konserwatywna w III RP wyrosła. Dziwaczny to sukces zza grobu nieboszczki Unii Demokratycznej. Trudno nie odnieść wrażenia, że ostatecznie z ćwiczonej przez dekady argumentacji „różowego salonu” skorzysta, mówiąc językiem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, głównie „lawendowa mafia”.

Na koniec tylko z pozoru wątpliwość nieco mniej poważna. W ostatnich dniach przypomniano okolicznościowe wydanie Wiadomości TVP z Wadowic, gdy Justyna Dobrosz-Oracz przepytywał premierowską parę – Małgorzatę i Donalda Tusków. Dziennikarka zaczęła od pytania o to, czy przynależą do pokolenia JPII.

Zdębiałem w pełni dopiero, gdy w drugim z pytań sięgnęła po argument z autorytetu. Brzmiał następująco: „Zbigniew Boniek powiedział, że dzięki Janowi Pawłowi II był spokojniejszy, nie rozrabiał. Czy w panu, panie premierze, JP2 zostawił ślad i jaki?” – drążyła dziennikarka w rozmowie z liderem Platformy Obywatelskiej i szefem rządu. Ten fragment chyba dobrze oddaje klimat papieskiego jarmarku, w którym bez żenady uczestniczyli przedstawiciele niemal wszystkich stron sceny polityczno-medialnej.

Kto wie, czy trwająca przez dekady janopawłowa cepeliada nie zaszkodziła pamięci Jana Pawła II bardziej, niż mogą mu dziś zaszkodzić reportaże nawet wrogo nastawionych dziennikarzy. Na tym przecież polegał w praktyce, a nie na realnej refleksji nad orędziem Wojtyły, mit, którego dziś wielu chce bronić jak niepodległości.

Może więc w formie, w jakiej rzeczywiście istniał, ten mit wcale nie jest wart takiej obrony? Jan Paweł II „przedstawił słuszną propozycję, czym się kierować po odzyskaniu wolności”, i „to jest ogromny zasób do wykorzystania”, ale „Polacy w gruncie rzeczy z tego nie skorzystali. Próba sprowadzenia papieża do słynnych kremówek w jakiejś mierze, choć na szczęście nie w pełni, się powiodła”.

To wbrew pozorom nie cytaty z pisma „Pressje” pt. Zabiliśmy Proroka, jednej z najważniejszych publikacji w dorobku Klubu Jagiellońskiego. To znów słowa Jarosława Kaczyńskiego – z tej same wypowiedzi, od której zaczyna się niniejszy tekst.

* * *

* Dzień Papieski stanowi naprawdę wyjątkowe wydarzenie. To nie tylko wspomnienie dorobku Jana Pawła II, ale przede wszystkim wyjątkowe charytatywne dzieło – doroczna, ogólnopolska zbiórka na ulicach i w kościołach, dzięki której od przeszło 20 lat Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia funduje stypendia dla zdolnych dzieci z niezamożnych rodzin. Nawet jeśli ktoś zacznie w Polsce obalać pomniki Wojtyły, ten „żywy pomnik” Jana Pawła II zasługuje na przetrwanie bez najmniejszych wątpliwości. O jego wsparcie, uszanowanie i nieangażowanie w polityczne awantury powinniśmy zabiegać wszyscy. Do jego wsparcia w tych trudnych dniach i przy tej wątpliwej okazji szczególnie zachęcam.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.