Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Bruksela wzmacnia Ziobrę. Opozycja pomaga Konfederacji. Co dalej z KPO i ustawą o sądach?

Bruksela wzmacnia Ziobrę. Opozycja pomaga Konfederacji. Co dalej z KPO i ustawą o sądach? Grafikę wykonała Julia Tworogowska

Sytuacja po głosowaniu w sprawie ustawy sądowej jest znacznie ciekawsza, niż sugeruje to większość publicystycznych i politycznych komentarzy. Właściwie wszyscy aktorzy – Solidarna Polska, opozycja, prezydent Andrzej Duda – mają przed sobą poważne polityczne dylematy. Szansa odblokowania pieniędzy dla Polski wcale nie jest istotnie większa niż tydzień temu. Szczególnie, że niestety wciąż nie mamy żadnej gwarancji, że nawet wejście w życie przepisów w wersji zatwierdzonej przez Sejm skłoni Brukselę do uruchomienia europejskich środków.

O co chodzi w tej ustawie?

Zacznijmy od początku. Sejm przegłosował w ubiegły piątek kolejną tzw. ustawę o Sądzie Najwyższym, która ma pozwolić na odblokowanie polskiego KPO. Minister ds. europejskich, Szymon Szynkowski vel Sęk, deklaruje, że otrzymał od komisarzy obietnicę – ta nowelizacja doprowadzi do przełomu. Problem w tym, że deklaracja z pewnością zdeterminowanego do sukcesu ministra nie jest gwarancją, że przełom czeka już za rogiem.

Nawet powszechnie uznane za zachętę ku uchwaleniu ustawy słowa belgijskiego komisarza Unii Europejskiej ds. sprawiedliwości opublikowane 7 stycznia nic tu nie zmieniają. Didier Reyners napisał, że ustawa to „obiecujący krok naprzód”, ale to wciąż nie jest ani gwarancją, ani deklaracją wypłaty należnych Polsce pieniędzy.

Co znajduje się w ustawie? Kluczowe są dwa postanowienia.

Pierwsze to rozszerzenie możliwości przeprowadzania tzw. „testu niezawisłości i bezstronności” sędziego. Chodzi o to, by móc weryfikować, że sędziowie (w domyśle – ci z nominacji KRS ustanowionej w nowym składzie za rządów PiS) nie poddają w wątpliwość swojej niezależności od pozostałych władz, a także o możliwość sprawdzenia, czy sędzia został ustanowiony na mocy ustawy. 

Na gruncie poprzedniej, „kompromisowej” w zamiarze ustawy, postępowanie inicjować mogły obie strony postępowań. Teraz będą to też mogli robić także inni, współorzekający sędziowie.

Druga kwestia budzi jeszcze większe kontrowersje. To propozycja, by rolę sądu dyscyplinarnego wobec sędziów pełnił Naczelny Sąd Administracyjny, co budzi dość szerokie i powszechne wątpliwości natury konstytucyjnej.

Co się stało w piątek?

Ustawa przeszła przez Sejm słabą większością. „Za” głosowało zaledwie 203 posłów: 198 posłów PiS, dwóch z trzech posłów współpracującego z rządem koła „Polskie Sprawy” oraz trzech posłów niezrzeszonych: głosujący zwykle z rządem Łukasz Mejza i Zbigniew Ajchler oraz poseł mniejszości niemieckiej Ryszard Galla.

Zabrakło 30 głosów członków koalicji rządzącej. 22 zagłosowało przeciw. To 20 posłów Solidarnej Polski oraz dwoje często wyłamujących się z partyjnej dyscypliny posłów PiS (m.in. przy piątce dla zwierząt i głosowaniu ws. COVID): Teresa Hałas i Sławomir Zawiślak. Ośmioro posłów PiS nie wzięło udziału w głosowaniach, z czego tylko dwóch posłanek – Elżbiety Zielińskiej i Beaty Mateusiak-Pieluchy – konsekwentnie nie było też na pozostałych głosowaniach.

Oznacza to najpewniej, że pozostałych sześcioro – m.in. Antoni Macierewicz i Bartłomiej Wróblewski – świadomie nie zagłosowało za przyjęciem ustawy. 

Jak głosowała opozycja? Przeciwko, z podobnych pobudek (krytyka KPO, niechęć do federalizacji UE, wątpliwości konstytucyjne względem przyjmowanych rozwiązań), głosowały oczywiście Solidarna Polska i Konfederacja. Ale wraz z nimi, choć z innych przyczyn (uznanie ustawy za niekonstytucyjną i niewystarczającą do kompromisu z Brukselą) głos oddała Polska 2050 Szymona Hołowni oraz kilkoro posłów pozostałych kół opozycji (dwoje z KO, sześcioro z Lewicy, dwoje z koła PPS).

Przeciwko zagłosowali też Paweł Kukiz (pozostali posłowie koła Kukiz15 wstrzymali się wraz z opozycją) i Andrzej Sośnierz (Polskie Sprawy).

Wreszcie – zdecydowana większość opozycji wstrzymała się, pozwalając tym samym ustawie przejść przez Sejm. Tak zrobił cały PSL, całe koło Porozumienia, 122 posłów Koalicji Obywatelskiej i 35 posłów Lewicy. Gdyby zagłosowali przeciw – razem z Solidarną Polską i Konfederacją zakończyliby żywot „kompromisowego” projektu. 

Dlaczego opozycja w większości wstrzymała się od głosu? Po pierwsze, by nie wpaść w wygodną dla PiS pułapkę „to opozycja z Ziobrą blokuje fundusze dla Polski”. Po drugie, aby móc zgłosić swoje poprawki w Senacie.

Dlaczego „przeciw” głosowała Polska 2050? Jakkolwiek politycy formacji Szymona Hołowni deklarują, że chodzi o integralne stanie po stronie Konstytucji, to trudno nie odnieść wrażenia, że ich głównym celem było odróżnienie się od opozycyjnego mainstreamu.

Taktycznie więc, mimo trwających przepychanek między liderami, można stwierdzić, że politycy opozycji zachowali się dość rozsądnie, zgodnie ze swoimi partyjnymi interesami.

KPO w plątaninie dylematów

Po piątkowym głosowaniu sytuacja jest niezwykle trudna dla wszystkich uczestników procesu.

Jeżeli bowiem, o czym krytycy opozycji zdają się zapominać, arytmetyka głosowania powtórzyłaby się po powrocie ustawy z Senatu, ustawa przejdzie w takim kształcie, jaki nada jej opozycja w izbie wyższej. 

Przy odrzucenia poprawek Senatu potrzebna jest bowiem większość bezwzględna.

Tak jak w piątkowym głosowaniu „wstrzymujący” się posłowie PiS pomagali, tak za kilka tygodni – pomagać będą opozycji. Kłopotliwe scenariusze rysują się przed wszystkimi graczami.

  1. Najtwardszy orzech do zgryzienia będzie miał najpewniej Zbigniew Ziobro i jego kompani

W skrócie – odrzucając poprawki opozycji pomogą Mateuszowi Morawieckiego i ministrowi Szynkowskiemu vel Sękowi, ostatecznie popierając ustawę w krytykowanym przez siebie kształcie. Wstrzymując się od głosu – de facto poprą propozycje Senatu, które najpewniej będą odwracały inne elementy zmian w sądownictwie przeprowadzonych przez Solidarną Polskę.

Według relacji medialnych Ziobryści skłaniają się do współpracy z PiS przy odrzuceniu poprawek. Równolegle prowadzą jednak swoją ofensywę komunikacyjną. Lider partii ogłasza gotowość do samodzielnego startu, a na łamach „Do rzeczy” publikuje list otwarty do Andrzeja Dudy. Trudno nie odnieść wrażenia, że sprawa nie jest zamknięta i mogą nas czekać w najbliższym czasie nieoczekiwane zwroty akcji.

  1. Sytuacja opozycji wydaje się dużo lepsza, ale też niepozbawiona dylematów

Dotąd opozycja proponowała do ustawy cztery wspólne poprawki. Po pierwsze,  przeniesienie spraw dyscyplinarnych sędziów nie do NSA, ale do Izby Karnej Sądu Najwyższego. Po drugie, by rozpatrywać mogli je tylko sędziowie z siedmioletnim stażem, czyli powołani przez „starą” KRS. Po trzecie, by zlikwidować przepisy zwane „kagańcowymi”, tj. uznające za delikty „odmowę wymiaru sprawiedliwości” czy kwestionowanie statusu pozostałych sędziów. Po czwarte wreszcie – unieważnienie dotychczasowych orzeczeń Izby Dyscyplinarnej.

Należy założyć, że poprawki te zostaną naniesione w Senacie i ustawa z ich uwzględnieniem wróci do Sejmu. Jednocześnie wobec wątpliwości co do tego, jak Solidarna Polska zachowa się przy ich głosowaniu – PiS może się przestraszyć i… senackich poprawek w ogóle nie poddać pod głosowanie i tym samym zrezygnować z procedowanego kompromisu. Wszak ewentualne wyłamanie się Ziobrystów przyniosłoby realny kryzys w koalicji. 

W takim scenariuszu PiS wróci do argumentu z niezgodności brzmienia proponowanej przez Senat ustawy z ustaleniami z Komisją, co znów służyć będzie próbie zepchnięcia odpowiedzialności na opozycję. Biorąc pod uwagę napięte relacje po opozycyjnej stronie sceny politycznej sprowokowane piątkowym głosowaniem, może to pogłębić defensywną pozycję aspirujących do przejęcia władzy.

Jak zgrabnie ujął to Michał Kolanko – zakopanie się w tej defensywie może sprawić, że przepowiednie o jesiennym końcu PiS okażą się równie trafne, jak te, że węgiel wykończy rządzących już tej zimy.

Być może najroztropniejszym działaniem z punktu widzenia opozycji byłoby ograniczenie żądań i zaproponowanie mniejszego, bardziej akceptowalnego tak dla rządzących, jak i prezydenta, pakietu poprawek. W razie ich przyjęcia, gdyby poszło za tym odblokowanie funduszy – mogliby podkreślać swój współudział w doprowadzeniu do przełomu.

  1. Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy pozostaje otwartym pytaniem

Prezydent głośno i wyraźnie komunikował swoje zastrzeżenia do ustawy i trybu jej przedstawienia. Osobiście uważam, że najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym prezydent ustawę podpisze, a jednocześnie skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej.

Trzy polityczne wnioski

Jakkolwiek Polacy wydają się znużeni kontrowersjami wokół ustaw sądowych i tematem zablokowania funduszy z KPO, to kolejna odsłona przepychanek wokół niego może w najbliższych tygodniach dość diametralnie przebudować scenę polityczną.

Po pierwsze. Coraz ostrzejsza retoryka Solidarnej Polski może przyspieszyć jakąś formę rozbratu z PiS lub chociaż zaakcentować jej polityczną podmiotowość. Nie musi to koniecznie oznaczać samodzielnego startu. Jednak stworzenie własnego, koalicyjnego klubu w Sejmie wydaje się być bardziej prawdopodobne niż dotąd. Ostateczną decyzję o dalszej współpracy wyborczej lub jej braku Jarosław Kaczyński podejmie, jak sądzę, późną wiosną.

Po drugie. Decyzja Szymona Hołowni o wyłamaniu się z „opozycyjnej dyscypliny” jest zrozumiała na poziomie taktycznym, ale niebezpieczna dla jego ugrupowania na poziomie strategicznym. Polska 2050 kolejny raz weszła z licytację z partiami nazywanymi „totalną opozycją” na bycie… jeszcze wyrazistszym anty-PiSem. Taki kurs odbiera partii największy atut – zdolność do pozyskania wyborców tzw. zdroworozsądkowego centrum, czyli w praktyce umiarkowanych konserwatystów. Wcześniej głosowali oni na Pawła Kukiza, w drugiej turze wyborów prezydenckich na Andrzeja Dudę, a dziś – coraz częściej skłaniają się ku Konfederacji.

Po trzecie. Dynamika ostatnich dni ożywiła koncepcję wspólnego startu wyborczego w trójkącie: Koalicja Obywatelska-PL2050-PSL. To prezent w pewnej mierze dla PiS, a w dużym stopniu – dla Konfederacji. Rezygnacja ugrupowań Hołowni i Kosiniak-Kamysza z odrębności pozostawia nielewicowych i nieufających Tuskowi wyborców przed alternatywą: PiS lub Konfederacja.

A co, jeśli… to Ziobro ma rację? 

Pod warstwą politycznych przepychanek z jednej strony, a dyskusją o konsekwencjach pozyskania lub blokowania unijnych pieniędzy z drugiej, kryje się jednak dylemat najpoważniejszy. Czy rzeczywiście zgoda na nieprzejrzyste i wyrachowane politycznie deale z Brukselą jest dobra dla Polski?

Przypomnijmy: o istnieniu kompromisowego projektu, który miałby zyskać akceptację komisarzy strona rządowa powiadomiła, nim ktokolwiek w Polsce poznał choćby jego założenia. 

Komisja wzięła więc udział w niejawnych negocjacjach na temat stanowionego w Polsce prawa. Jednocześnie w kamieniach milowych (z inicjatywy rządu i być może nie bez związku z postulatem Klubu Jagiellońskiego sformułowanym w toku konsultacji KPO) oczekuje zmian w regulaminach Sejmu i Rady Ministrów, które wyeliminują tego typu legislacyjnego patologie braku przejrzystości w procesie stanowienia prawa.

Już samo to podważa wiarygodność Brukseli troszczącej się o zachowanie standardów.

Co więcej, jak relacjonował Krzysztof Bosak, minister Szynkowski vel Sęk miał poinformować przedstawicieli opozycji, że sama Bruksela przykłada różną wagę do różnych kamieni milowych. Jednocześnie polska opinia publiczna nie wie, które kamienie są ważniejsze od innych.

To wszystko, wraz z zerwaniem wiosną pod wpływem Parlamentu Europejskiego „poprzedniego” kompromisu, tj. ustaleń między Ursulą von der Leyen a prezydentem Andrzejem Dudą, tworzy wrażenie, że Komisja nawet po wejściu w życie kolejnej ustawy będzie stawiać dalsze żądania. Zapowiedzią tego był choćby kontrolowany, ubiegłotygodniowy przeciek od „wysokiego rangą urzędnika KE”, który przypominał, że także brak realizacji innych kamieni milowych blokować będzie wypłatę środków.

Jeżeli kolejny raz Bruksela będzie eskalować żądania, to coraz trudniej będzie ukryć stricte polityczny (w rozumieniu walki o władzę), niemal partyjny wymiar jej działań, mający wpłynąć na krajową scenę przedwyborczą i wynik jesiennego głosowania do Sejmu. Już po poprzednim zerwanym kompromisie nieuczciwość, a na pewno nieprzejrzystość i niekonsekwencję, w działaniach komisji zaczęli dostrzegać tak nieprzejednani wobec PiS komentarzy, jak choćby red. Ewa Siedlecka z „Polityki”. Kolejna odsłona anty-PiSowskiego tańca tylko wzmocni to wrażenie.

Paradoksalnie zresztą już dziś można powiedzieć, że w dłuższej perspektywie Komisja okazuje się najwierniejszym sojusznikiem Zbigniewa Ziobry i mniejszościowego, radykalnie antyunijnego skrzydła polskiej prawicy. Z każdą kolejną odsłoną negocjacji z Brukselą jeszcze niedawno pobrzmiewające absurdalnie tyrady o złych intencjach Komisji głoszone przez Janusza Kowalskiego i jego towarzyszy zyskują na wiarygodności w oczach prounijnych uczestników prawicowej debaty. 

Dobrym tego przykładem jest ważny szkic Bartłomieja Radziejewskiego na łamach „Nowej Konfederacji”. Autor słusznie zwraca w nim uwagę, że dyskusja o pieniądzach z KPO przykrywa ustrojowy i związany z walką o władzę, a więc kluczowy wymiar całego procesu. Radziejewski, częstokroć krytykowany na prawicy za rzekomo przesadną prounijność i wyraziście krytyczny wobec PiS, stawia mocną deklarację: „osobiście, w obecnym tu dylemacie: pieniądze czy suwerenność – opowiadam się za suwerennością”.

Odnotować też należy stanowisko eksperta Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, dra Jacka Sokołowskiego. W rozmowie z RMF24 zauważa: „prawdą są te zarzuty, które stawia PiS, że Bruksela się rozpycha i robi zamach na polską suwerenność”. Słusznie dodaje jednak: „nie zmienia faktu, że PiS niejako ten zamach sprowokował”.

Zwracam na te głosy uwagę, bo są symptomatyczne. Tak Sokołowski, jak i Radziejewski należeli i wciąż należą do najsurowszych na prawicy krytyków reform Zbigniewa Ziobry. Trudno o lepszy dowód nieskuteczności brukselskiej strategii, skoro jej postawa każe im oddać choćby częściową słuszność argumentom tak negatywnie ocenianego ministra sprawiedliwości.

Jeżeli zatem Komisja Europejska kolejny raz nie dopuści do przełomu, największym beneficjentem takiej polityki będzie Zbigniew Ziobro i jego antyunijni sprzymierzeńcy. Znacznie szersza na polskiej prawicy grupa umiarkowanie prounijnych eurorealistów, z Mateuszem Morawieckim i Andrzejem Dudą na czele, będzie musiała połknąć język i przyznać Ziobrze rację. 

To ziobrowskie postrzeganie Brukseli – przez pryzmat nieczystych intencji, woli oddziaływania na krajową scenę polityczną i pogłębiania cichej federalizacji Unii pozatraktatowymi metodami –  okaże się tym realistycznym. Tego nie powinniśmy życzyć ani Polsce, ani prawicy, ani zwłaszcza – samej Unii Europejskiej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.