Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Miejskie korporacje potrzebują nowej świętej Barbary

Miejskie korporacje potrzebują nowej świętej Barbary Grafikę wykonała Julia Tworogowska

Druga połowa XIX w. wywróciła do góry nogami obowiązujący porządek społeczny, nie wyłączając Kościoła katolickiego. Struktury Kościoła ucierpiały zwłaszcza na terenach Śląska po tzw. Kulturkampfie. Dziś wspólnoty kościelne w dużych miastach, takich jak Kraków czy Wrocław, ponownie borykają się z problemem formacji księży i sekularyzacją społeczeństwa. Kościół musi po raz kolejny zastanowić się nad potrzebami swojej wspólnoty. Czy historia Śląska może go czegoś nauczyć?

Druga połowa XIX w. wywróciła do góry nogami obowiązujący porządek społeczny, nie wyłączając Kościoła katolickiego. Postępujące uprzemysłowienie oznaczało rozpad tradycyjnych społeczeństw, których rytm życia zorganizowany był wokół religii. Migracje do szybko rozwijających się miast wyrywały ludzi z dotychczasowej wspólnoty, która zapewniała nie tylko poczucie przynależności, ale też społecznej kontroli i wpływu na wspólnotę.

Świeżo upieczeni mieszczanie szybko odczuwali wyrwanie z wielopokoleniowych ram życia społecznego. Po wrzuceniu w nowe środowisko stawali się nagle nienaturalnie anonimowi, a ciasnota, praca ponad siły i bieda nie były najlepszym środowiskiem do moralnego rozwoju. 

Na przeludnionych osiedlach robotniczych rozwijały się co najwyżej patologie. W ten sposób miejscy imigranci podwójnie tracili grunt pod nogami, pozbawieni ram organizujących życie oraz wrzuceni w zupełnie obcy i wrogi im świat.

Zmiany na gruncie społecznym szły w parze ze zmianami ideologicznymi. Paląca kwestia robotnicza napędzała aktywistów ruchu socjalistycznego, którzy w Kościele widzieli strażnika przestarzałego porządku. Równolegle trwała rewolucja przemysłowa, której towarzyszyła ta o charakterze naukowo-technicznym. Wyrastające z nich pozytywizm i scjentyzm podważyły obraz świata oparty na religii. Wiek XIX odczarowywał świat, w którym wszystko, łącznie z wiarą, było do tej pory proste.

Odpowiedź? Formacja, formacja i jeszcze raz formacja

W takich właśnie okolicznościach kardynał Georg von Kopp objął w 1887 roku stanowisko biskupa Wrocławia. Diecezja Wrocławska obejmowała wówczas cały Śląsk, zarówno Górny, jak i Dolny. Dlaczego to ważne? Ponieważ właśnie na Śląsku Kościół musiał zmagać się nie tylko z efektem zmian społecznych belle epoque, ale też z wrogim sobie państwem. W okresie Kulturkampfu Cesarstwo Niemieckie aktywnie zwalczało Kościół, używając do tego wszelkich narzędzi administracyjnych.

Najmocniejsze piętno odcisnęło to na śląskim klerze – największym wyzwaniem dla każdego nowego kardynała były pustki w kapłańskich szeregach. Przed Kulturkampfem we Wrocławiu wyświęcano na księży od 30 do 50 diakonów rocznie. W czasie „walki o kulturę” liczba ta spadła do ok. 6 rocznie, przy czym diakoni kształcili się i tak za granicą. W 1892 r., czyli ponad dekadę po złagodzeniu administracyjnych nacisków na Kościół, kard. Kopp naliczył w swojej diecezji ok. 500 wakatów.

Odpowiedzią nie było wcale obniżanie standardów formacji, elastyczne formy kapłaństwa czy uzupełnianie braków świeckimi. Wręcz przeciwnie, przez cały okres urzędowania biskup dbał o wysoki poziom intelektualny i duchowy swoich księży. Żeby to osiągnąć, formacja mężczyzn rozpoczynała się już przed seminarium w tzw. konwiktach.

Były to internaty dla zdolnych gimnazjalistów zarekomendowanych przez swoich proboszczów. Konwikty dbały o rozwój intelektualny, moralny oraz duchowy podopiecznych. Wprawdzie nie tworzono ich stricte z myślą o nowych powołaniach kapłańskich, jednak absolwenci decydujący się na drogę duchownego mieli już za sobą ładnych parę lat formacji.

Podobnie działali poszczególni księża na swoich parafiach, wspierając ubogą i zdolną młodzież. Szczególnym przykładem takiej postawy był ks. Teodor Christoph, proboszcz w Miasteczku Śląskim, który swoim wsparciem wychowawczym i finansowym objął około 200 chłopców. Ponad 30 zostało księżmi diecezjalnymi, 21 wybrało zakon, a pozostali – drogę prawniczą lub lekarską, w zwykłych warunkach niemal nieosiągalną.

Co ważne, proces formacji duchowej nie kończył się na święceniach, czyli w momencie ukończenia studiów teologicznych oraz rocznego alumnatu. W roku 1885 biskup Robert Herzog wprowadził obowiązkowe egzaminy z teologii moralnej i pastoralnej dla alumnów seminariów z roczników 1882 i 1883, a kardynał Kopp podtrzymał tę praktykę. Do egzaminów księża przystępowali dwa razy do roku, aż do momentu otrzymania samodzielnego stanowiska duszpasterskiego. Od uzyskanych wyników zależało otrzymanie i utrzymanie tzw. jurysdykcji, czyli prawa do sprawowania posługi kapłańskiej.

Kardynał dbał nie tylko o wysoki poziom wykształcenia teologicznego swojego duchowieństwa, ale troszczył się również o ich rozwój duchowy. Zgodnie z zarządzeniem wydanym w 1896 roku, każdy ksiądz z diecezji wrocławskiej do 70. roku życia zobowiązany był do uczestnictwa w grupowych  rekolekcjach kapłańskich co najmniej raz na 3 lata.

Dobro wspólne

Wysoki poziom moralny oraz intelektualny kleru był niezbędny do tego, żeby wypełniał  on powierzone mu zadania. Księża nie mieli być jedynie usługodawcami na rynku potrzeb duchowych, ale liderami wspólnot. Dotyczyło to nie tylko lokalnych parafii. Przełom XIX i XX wieku był na Śląsku okresem wzmożonej działalności społecznej wiernych. Liczne stowarzyszenia i bractwa działały bardzo prężnie w obszarze społecznym.

Po okresie Kulturkampfu trzeba było odbudować wiele struktur, m.in. katolickie organizacje zrzeszające czeladników i rzemieślników. W liście pasterskim z 18 stycznia 1891 r. kardynał Kopp podkreślał, że problematyka socjalna należy do kwestii religijnych. Oddolny ruch w diecezji rozpoczął się jeszcze przed ogłoszeniem rewolucyjnej pod tym względem encykliki Leona XIII Rerum novarum. Jej publikacja była również impulsem dla kurii, która zaczęła naciskać na tworzenie przez proboszczów organizacji robotniczych przy parafiach.

Już w 1908 r. Diecezjalny Związek Czeladników Katolickich zrzeszał 168 lokalnych organizacji, które na poziomie narodowym łączył ogólnoniemiecki Związek Katolickich Stowarzyszeń Robotniczych. Dzięki samoorganizacji rzemieślników zaczęły tworzyć się katolickie związki zawodowe, a przy parafiach powstawały ochronki oraz świetlice dla dzieci robotników.

Inną formą aktywności społecznej stanowiły organizacje charytatywne zrzeszone w Centralnym Związku Katolicko-Społecznym. To tutaj koordynowano działania, które już na poziomie lokalnym przeciwstawiały się socjaldemokracji. Drugim celem związku było kształtowanie życia społecznego Niemiec zgodnie z zasadami chrześcijaństwa.

Modelowym wręcz przykładem działania wiernych w obszarze pomocy charytatywnej były konferencje Pań i Panów Św. Wincentego à Paulo. Pomimo elitarnego charakteru wspólnot, w 1910 roku na terenie diecezji wrocławskiej funkcjonowały 272 konferencje, skupiające 7 tysięcy członków zwykłych oraz ponad 17 tysięcy członków wspierających. Zajmowały się wpieraniem ubogich rodzin i zakładaniem ochronek dla dzieci.

Wiele organizacji charytatywnych prowadziło szeroką działalność dziś nazywaną opieką społeczną: prowadziły ochronki dla dzieci, pomagały byłym więźniom powracać do społeczeństwa, prowadziły noclegownie. Niektóre, jak Towarzystwo Wychowania Opuszczonych i Zaniedbanych Dzieci, zajmowały się nawet interwencjami w przypadkach znęcania się nad dziećmi. 

Nie można jednak zapomnieć o tym, że najważniejszym celem wszystkich wspomnianych organizacji było, zgodnie z maksymą „Salus animarum suprema semper lex esto” (z łac. „Zbawienie dusz najwyższym prawem”), pogłębianie życia religijnego wiernych. Spotkania robocze rozpoczynano i kończono modlitwą, organizowano rekolekcje dla członków oraz dbano o dystrybucję prasy i literatury katolickiej.

Formacja zaczyna się w rodzinie

Jednak pierwszą wspólnotą, w której rozwija się życie duchowe wiernych, są rodziny. Kościół doskonale zdawał sobie sprawę z wagi formacji w rodzinach, dlatego otaczał je szczególną opieką. Kardynał Kopp w wielkanocnym liście duszpasterskim z 1894 r. podkreślał, że rodzina ma stanowić „mały Kościół domowy”.

Słowa te były echem wydanego w 1892 r. breve Leona XIII pt. Neminem fugit. Stowarzyszenie Świętej Rodziny powołane na podstawie breve działało na rzecz odnowy rodziny, m.in. walcząc ze skutkami industrializacji i liberalizmu. W trzy lata po wydaniu papieskiego dokumentu do wrocławskiego Diecezjalnego Związku Świętej Rodziny należało 291 oddziałów parafialnych zrzeszających 40 098 rodzin.

Istniały również inicjatywy skierowane osobno do mężczyzn i kobiet, np. Stowarzyszenie Mężów Katolickich, których celem było pogłębianie wiedzy religijnej oraz promowanie działalności kulturalnej. Kobiecą alternatywą było Arcybractwo Matek Chrześcijańskich. 

Osobna formacja należała się też dzieciom i młodzieży, dla których powstało np. Towarzystwo św. Alojzego, założone w 1871 r. przez bytomskiego proboszcza ks. Roberta Bonczyka. Oprócz tego istniały Solidacje Mariańskie oraz Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej.

Zróżnicowanie grup formacyjnych ujawniało się nie tylko w odniesieniu do etapu życia, ale również w charakterze grupy. Najprościej jest wyróżnić trzy kategorie istniejących w tym czasie na Śląsku grup: bractwa pod wezwaniem osób i tajemnic Bożych, bractwa maryjne oraz bractwa związane z kultem świętych. Żeby wymienić z nazwy choć kilka, przywołać można tu Bractwo Najświętszego Sakramentu, Bractwa Najświętszego Serca Pana Jezusa, Kongregacje i Solidacje Mariańskie czy bractwa poświęcone św. Barbarze, o której więcej za chwilę.

Oprócz grup i bractw istniały wspólnoty formacyjne pozostające pod opieką konkretnych zakonów, jak Apostolstwo Modlitwy przy jezuitach czy franciszkańskie Bractwa Drogi Krzyżowej. Równie aktywnie rozwijały się też tzw. fraternie, czyli świeckie zakony przy franciszkanach i karmelitach.

To, co łączyło wszystkie te aktywności, to rozdrobnienie – wiele z nich ograniczało się do jednej parafii, sporadycznie obejmując kilka najbliższych. Niektóre, jak Bractwo Oblicza Bożego, choć było tylko w jednej parafii, odwoływało się w modlitwach i łączyło się duchowo z bractwami nawet z innych państw (bractwo powstało we Francji).

Codzienne życie pod okiem św. Barbary

Zmiany społeczne, szczególnie w zakresie struktury zawodowej, wymuszały dostosowanie się do nowych realiów nie tylko wiernych. Tam, gdzie życie nie toczyło się już zgodnie z wiejskim porządkiem, księża musieli zapewnić duszpasterskie wsparcie wiernym oderwanym od pracy na roli. Nie można tutaj nie wspomnieć o kulcie przywoływanej już św. Barbary, typowym dla terenów Śląska. 

Dziś znamy ją przede wszystkim jako patronkę górników, rzadziej – hutników. Pierwotnie jednak patronowała dobrej lub nagłej śmierci, dlatego była tak znana wśród górników. Gwałtowny rozrost górnictwa na Śląsku od początków XIX w. niósł za sobą powstawanie licznych bractw św. Barbary, w których górnicy dbali jednocześnie o swój wzrost moralny i duchowy.

Bractwa uczestniczyły w organizowanych przez siebie uroczystościach i spotkaniach, posiadały też kasy brackie, z których zasobów zakupywano książki czy wspierano rodziny zmarłych górników. Wśród członków promowano czytelnictwo i oszczędność, wystawiano także sztuki teatralne poświęcone żywotowi patronki, które miały kształcić górników. Wszystkich członków bractwa obowiązywały określone zasady, a za ich uporczywe łamanie groziło wykluczenie z bractwa.

O sile bractwa jako formy organizacji i duchowości niech świadczy fakt, że Ślązacy emigrujący do Zagłębia Ruhry zakładali na miejscu analogiczne bractwa. Jednym z najliczniejszych było Górnośląskie „St. Barbara-Verein in Schalke”, założone w 1883 r., zrzeszające katolików z całego regionu Schalke. Co ciekawe, bractwa św. Barbary odegrały istotną rolę w utrzymywaniu polskiej i śląskiej świadomości wśród migrantów.

W życiu codziennym na Śląsku modlitwy do świętej Barbary towarzyszyły górnikom każdego dnia pracy. Katolicki Kancjonał z 1908 roku zawiera aż sześć różnych modlitw i pieśni do świętej, które odmawiano najczęściej przed i po zjeździe do kopalni. Zamiast w kapliczce, zbierano się wokół figurki bądź obrazu świętej w cechowni lub podobnym pomieszczeniu. 

Chociaż zwyczaj ten zaczął w pewnym momencie zanikać, przedstawienia św. Barbary były na tyle ważne dla górników, że protestowali przeciwko władzom komunistycznym, które chciały usunąć je z kopalni. Istotna była również rola św. Barbary w ikonografii śląskiej Solidarności.

Poza licznymi (również w kopalniach) kaplicami i kościołami poświęconymi św. Barbarze, najbardziej charakterystyczne dla Śląska są obchody wspomnienia świętej. Kult św. Barbary zrósł się tak mocno z etosem górniczym, że nawet władze komunistyczne w Polsce nie były w stanie ustanowić innego dnia poświęconego górnictwu, niż tradycyjna Barbórka. Obecnie zwyczaj ten zanika, jednak niegdyś dzień 4 grudnia rozpoczynano uroczystą Mszą Świętą, po niej ulicami osiedli robotniczych maszerowały orkiestry górnicze, a całość wieńczyły liczne festyny i uroczystości.

Życie wspólnotowe parafii oraz różnego rodzaju branżowe formy pobożności zapewniały wykorzenionym migrantom ze wsi płynne przejście z jednej formy duchowości w drugą bez wpadania w religijną pustkę obcego świata, w którym Boga jakby nie było.

Jakich reform potrzebujemy dzisiaj?

To, co działo się na Śląsku 150 lat temu, przypomina sytuację, z którą polski Kościół boryka się teraz. Przede wszystkim liczba powołań kapłańskich w Polsce od roku 1990 stale spada. O ile w 1992 r. alumnów diecezjalnych było 5367, w roku 2008 było ich już tylko 3771, a w roku 2020 – jedynie 1619. Skutkiem jest bardzo wysoka średnia wieku księży w Polsce – obecnie wynosi już ok. 52 lata. 

O problemach formacji polskich duchownych pisał już w 2000 r. ks. Marek Starowieyski na łamach „Więzi”. Próbując ogarnąć ilość powołań, całkowicie straciliśmy na ich jakości. Polskie seminaria i uczelnie teologiczne nie wytrzymały fali kleryków będącej owocem skumulowanej aktywności ks. Franciszka Blachnickiego oraz tzw. „efektu Jana Pawła II”. Rozdrabnianie wydziałów teologicznych oraz masowość nauczania doprowadziły do zapaści kleru – tak pod względem kształcenia, jak i działalności naukowej.

Nie tylko przykład kardynała Koppa, ale i cała historia Kościoła pokazują, że gorliwa religijność wiernych musi być zagospodarowana przez dobrze uformowany i prowadzony kler. Wszystkie reformy Kościoła, począwszy od Cluny, przez renesans XII wieku aż po Sobór Trydencki pociągały za sobą dyscyplinowanie kleru, nacisk na duchową i teologiczną formację oraz zmuszenie biskupów do większej odpowiedzialności za swoje diecezje.

Z kolei działalność oddolna i stała formacja świeckich może przynosić wymierne efekty w postaci większej liczbę powołań, co pokazują tak śląski, jak i polski przypadek. Jednak muszą też za tym iść konkretne struktury i plan formalnego nauczania, bo inaczej wszystko może się rozpaść jak domek z kart.

Diecezjalny Związek Przeciwko Prekaryzacji

Na przykład kardynała Koppa i przełomu wieków można spojrzeć z jeszcze jednej perspektywy. Otóż w formacji kleru i – zwłaszcza – wiernych nie sposób abstrahować od ich życia codziennego. Dziś często  oskarża się Kościół o oderwanie od rzeczywistości – podobne głosy odzywały się i w XIX wieku. Co ważne, nie można im było odmówić racji, ponieważ Kościół długo nie potrafił przetrawić skutków Rewolucji Francuskiej oraz rewolucji przemysłowej.

Dzisiaj, kiedy statystyki pokazują wyraźnie, że najszybciej sekularyzują się duże miasta oraz osoby z wyższym wykształceniem, Kościół powinien potraktować to jako wezwanie do namysłu nad potrzebami mieszkańców zglobalizowanych miast XXI wieku. Zamiast zrzucać wszystko na bezbożność wielkich metropolii, otwórzmy się na nie – w końcu, jakby nie było, „łaska buduje na naturze”. 

Bieżące problemy zajmujące wyobraźnię ludzi, takie jak prekaryzacja, globalne ocieplenie czy zmiany społeczne wydają się nie być słyszane przez Kościół. Katolicka działalność społeczna ogranicza się często do akcji charytatywnych oraz tzw. kwestii bioetycznych, których efekty wierni nie zawsze odczuwają na własnej skórze.

To samo dotyczy kultu świętych. Dla dzisiejszego pracownika korporacji kult św. Barbary czy św. Józefa wydaje się  równie obcy, co obrzędowość dożynkowa XIX-wiecznemu robotnikowi. W podobnie ubogi sposób jako katolicy zdajemy się nie odpowiadać na problemy i potrzeby młodych kobiet – nie łudźmy się, że program „pielęgnowania cnót niewieścich” trafi do wykształconych kobiet z wielkich miast.

Kwestia kobieca czeka obecnie na odpowiedź Magisterium, podobnie jak kwestia robotnicza długo czekała na Rerum novarum. Jednak podobnie jak w XIX wieku nie musimy czekać na głos Rzymu – KNS nie wziął się ex nihilo, lecz był wynikiem działań oddolnych, podniesionych przez papieża niejako w ich następstwie.

Obecnie potrzebujemy XXI-wiecznych odpowiedników związków zawodowych, czyli organizacji odpowiadających na współczesne problemy. A tych jest bez liku, poczynając od kruszejącej globalizacji, przez kwestię kobiecą, problemy migracyjne, aż po kryzys klimatyczny.

* * *

Historia kardynała Koppa i śląskiego Kościoła uczą nas czegoś jeszcze – najprostszą odpowiedzią nawet na największe problemy jest synergiczne działanie aktywnych świeckich i zdyscyplinowanego kleru. Musimy przyznać, że potrzebujemy siebie nawzajem. Duchowni potrzebują energii laikatu, jego rozeznania w świecie oraz braterskiego upomnienia. Zaś świeccy potrzebują świętych księży pilnujących ortodoksji.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.