Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Słuchamy Sanah. Marzenia o konserwatywce i szkodliwe mity feminizmu

Słuchamy Sanah. Marzenia o konserwatywce i szkodliwe mity feminizmu Zrzut ekranu z wideo „najlepszy dzień w moim życiu”

Sanah, najbardziej popularna polska piosenkarka, podważa szkodliwe mity feminizmu. Promuje konserwatywny model relacji, której podstawą jest wzajemne oddanie, a nie chirurgiczna równość i autonomia doprowadzone do granic absurdu. Popularność jej piosenek może oznaczać dużą tęsknotę Polaków za normalnością w związku.

Konstanty Pilawa: Mogłoby się wydawać, że Sanah jest słuchana głównie przez młode kobiety, które lubią mniej lub bardziej ckliwe piosenki o miłości. Stawiam jednak tezę, że jej utwory są przynajmniej równie popularne wśród facetów. Sanah przedstawia w tekstach marzenie każdego konserwatywnego gościa. Śpiewa o potrzebie stabilnego związku i bezpieczeństwa, które ma być tworzone przez mężczyznę. Śpiewa o oddaniu.

Bartosz Brzyski: Ciekawie zagaiłeś, bo sam byłeś z żoną na koncercie Sanah i świetnie się bawiłeś. (śmiech)

K.P.: Tak, to prawda. (śmiech)

B.B.: Największe wrażenie robi na mnie piosenka Ten stan. Jest tak ckliwa, że gdy po raz pierwszy jej słuchałem, czułem się wręcz niekomfortowo. Tekst utworu został jakby wycięty z marzenia samotnego typa o tym, jak bardzo chciałby, żeby dziewczyna patrzyła na niego maślanym wzrokiem. I nie chodzi o pożądanie, ale o jakieś odurzenie drugą osobą. To bardzo niepopularne dziś słowa w ustach kobiety, która wyznaje chłopakowi, że „tak bardzo go lubi, że myśli już o ślubie”.

Piotr Kaszczyszyn: Sanah zrywa z feministycznym mitem chirurgicznej równości w związku. Kobieta i mężczyzna mają funkcjonować w identyczny sposób na poziomie emocji i racjonalności. Tymczasem bohaterka naszej dzisiejszej rozmowy wprost wyznaje w swoich utworach, że tej chirurgicznej równości nie chce, bo to nie daje szczęścia. Szczęście jest wówczas, gdy facet się nią zaopiekuje – taki jest wydźwięk jej tekstów. Bartek wspomniał o piosence Ten stan. Moim zdaniem identyczny sens ma przyjemna kompozycja Łezki me. To piosenka o tym, że kobieta sama siebie nie ogarnia i potrzebuje faceta, który będzie w stanie się nią zaopiekować.

Ten tekst ukazał się w 61. tece „Pressji”, pt. „Nadzieja Chrześcijańska”. Podoba Ci się? Sprawdź, co jeszcze przygotowaliśmy w najnowszym numerze naszego pisma!

K.P.: „Ja modliłam się tylko o jedno, by przy sobie kogoś mieć. Czemu dzisiaj tu tak smutno, ponuro. Czy nie tak coś ze mną jest?” – to tekst Królowej dram. Dodałbym więc, że dekonstrukcja feminizmu idzie dalej, niż to sugerujesz. To nie tylko chęć zaopiekowania, ale wręcz pogląd, że bez poważnego i trwałego związku, małżeństwa, kobieta będąca podmiotem lirycznym tych utworów czuje się nieszczęśliwa.

Związek i wzajemne dopełnianie się w nim jest czymś naturalnym – to pogląd zawarty w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Feminizm przedstawia tę sprawę zupełnie inaczej. Naturalną kondycją kobiety powinny być niezależność i dążenie do samorealizacji, związek to tylko dopełnienie, a nie podstawa życia. Muzyce Sanah bliżej jest do katolicyzmu niż feminizmu.

B.B.: Nie jest to jednak takie proste. Wystarczy spojrzeć na wykonawców, z którymi Sanah nagrywa piosenki. Z jednej strony Sobel, badboy od kolońskiej i szlugów. A z drugiej strony Vito Bambino, który w swoim najbardziej popularnym utworze śpiewa: „Zbuduję ci dom, będziesz miała schron” i marzy o gromadce dzieci.

Na poziomu tekstów u samej Sanah widzę oba te pragnienia jednocześnie. I to niekoniecznie jest złe. Wydaje mi się to całkiem naturalne dla wszystkich, niezależnie od płci. Gdy mamy ustabilizowane życie, chcemy przygody. A gdy za dużo w naszym życiu jest chaosu, potrzebujemy bezpieczeństwa. Z tym, że pragnienie przygody niekoniecznie implikuje zdradę, jak się dziś to powszechnie konotuje.

P.K.: Na razie ta rozmowa wygląda tak, że cieszymy się, że w końcu znalazła się jakaś wokalistka, która nie wpisuje się w feministyczne hasła. Spróbuję jednak skomplikować ten obraz. W utworze Sama Sanah ewidentnie przedstawia historię zawodu męskością jako taką. Jej potrzeby, o których mówiliśmy, nie mogą zostać zaspokojone. Nie trafia na poważnego faceta, ale prawdopodobnie na podrywacza „o pięknych oczach”.

B.B.: Nie odebrałem Samej w ten sposób. Sanah po prostu śpiewa o tym, że zakochała się w gościu, za którym uganiają się inne. Pada sformułowanie, że to nie jej liga. Moim zdaniem wynika z tego, że dziewczyna chce poczuć się wyjątkowo w oczach drugiego. „On mnie wybrał spośród innych, jestem dla niego wyjątkowa” – to podstawowy wydźwięk utworu.

K.P.: Na moment odejdźmy od tej piosenki i skupmy się na samym motywie dowartościowania w oczach innego człowieka. Moim zdaniem to wstęp do patologicznej relacji. Nie może być tak, że dopiero dzięki drugiej osobie zaczynamy uznawać swoją wartość i wyjątkowość. Przed relacją musisz być dojrzały jako człowiek. Inaczej źle się to skończy. Taka relacja szybko może okazać się toksyczna, niezależnie od tego, czy brak poczucia własnej wartości dotyczy dziewczyny lub chłopaka.

P.K.: To intrygujące, bo dokładnie taką samą obserwację dotyczącą współczesnych problemów z relacjami poczyniła Eva Illouz w pracy Dlaczego miłość rani? Studium z socjologii. W drugim człowieku nie widzisz realnej osoby, lecz traktujesz ją jak lustro, w którym przeglądasz się, aby podbić własne ego i poprawić sobie samoocenę.

B.B.: Pełna zgoda, ale ja tego w tekstach Sanah nie widzę. Co innego niezdrowy brak wiary w siebie i narcyzm, o którym tak naprawdę mówicie, a co innego poczucie bezpieczeństwa, jakie powstaje, gdy wiemy, że dla tej drugiej osoby jesteśmy wyjątkowi, a może i najważniejsi na świecie.

Widzę w tekstach Sanah realizację ideału kobiecości opisanego przez Stasy Eldridge w Urzekającej. Dla tej protestantki misją kobiety jako takiej jest stać się główną bohaterką wielkiego romansu. Jej miłość jest nagrodą dla mężczyzny, który musi udowodnić, że na nią zasługuje. Czy wam również jest blisko do takiej wizji kobiecości?

K.P.: Niezbyt ufam koncepcjom amerykańskich protestantów. (śmiech)

B.B.: OK. To może dopełnijmy ten obraz. Mężem Stasy jest John Eldridge. Jego książka, Dzikie serce, poświęcona została ideałowi męskości. Była dużo bardziej popularna od Urzekającej. Facet ma w tej opowieści przede wszystkim przeżyć przygodę, przed wejściem w relację ukonstytuować się jako mężczyzna. Ma się sprawdzić w życiu, przejść próbę.

K.P.: Na podstawowym poziomie zgadzam się z tymi intuicjami. Pokazują pewien kulturowy wzorzec, który był realizowany przez większość historii zachodniej cywilizacji i który najlepiej odpowiadał naturze – kobiecie rodzącej dzieci i mężczyźnie walczącym na wojnie. Nie był idealny, jak wszystko, co istnieje w kulturze, ale spełniał swoją funkcję. Wzorzec ten jednak nie oznacza, że wszystkie kobiety i każdy mężczyzna muszą się mu podporządkować. Chodzi o wyrażenie pewnej większościowej normy w społeczeństwie, a nie koniecznej instrukcji obsługi swojej płci.

Nawet Biblia pełna jest przykładów kobiet i mężczyzn, którzy inaczej podchodzili do swojego powołania. Mnie bardziej interesuje, co dzieje się z kulturą, kiedy ten wzorzec wyrzucamy do kosza. Nawet liberalne feministki, takie jak Natalia de Barbaro, pokazują, że współczesne kobiety po odrzuceniu tzw. Patriarchatu, zamiast odkrywać swoją kobiecość, zamieniają się w Królowe śniegu – przejmują role męskie, boją się pokazywać słabość, zabijają kobiecość. To można przeczytać w Czułej przewodniczce, bardzo popularnej ostatnio książce.

P.K.: Czy nie jest tak, że feminizm (jak kiedyś socjalizm) bohatersko rozwiązuje problemy, które sam wcześniej sprokurował? Ale całkiem poważnie, powstanie Królowej śniegu jest kamyczkiem do konserwatywnego ogródka. Jest to może nie do końca właściwa, ale jednak jakaś odpowiedź na realne problemy.

Istnieje różnica między konserwatywnym a katolickim modelem relacji. Zły konserwatyzm, a mam tu na myśli realia Stanów Zjednoczonych lat 50., przedstawiał kobietę w bardzo infantylny sposób. Była redukowana do roli matki i gospodyni domowej, pozbawiana jakichkolwiek elementów jej tożsamości, które znajdowałyby swoją realizację poza wyszminkowanymi ustami i kuchennym fartuchem.

Celnie realia tego sposobu życia oddaje serial Mad Men. No i teraz mamy odpowiedź, która jest odwróceniem wahadła w drugą stronę – porzucamy dom, nie będziemy mieć dzieci, ale realizować się wyłącznie w pracy zawodowej.

K.P.: Zatrzymajmy się na przykładzie serialu Mad Men. Czy sądzicie, że Sanah daleko jest do modnego ostatnio trendu tradwife? Chodzi o konta na Instagramie, w których kobiety powracają do mody z lat 50. i promują tradycyjny model życia. Wydaje mi się, że ten ruch jest jakąś sztuczną pozą. Jaki macie do niego stosunek?

P.K.: Podobieństwo występuje na poziomie wizualnym. Gdy włączysz sobie teledysk z Królowej dram i porównasz tę stylizację do kont instagramowych z hasztagiem tradwife, to trudno utrzymywać, że analogia jest całkowicie od czapy. Świat lat 50. w Stanach nie był rajem dla kobiet.

Betty, żona głównego bohatera serialu, po wyjściu za mąż musiała zrezygnować całkowicie z życia poza domem i w całości poświęcić się wychowywaniu dzieci. Idealizacja tych czasów jest po prostu nieuczciwa. Myślę, że Sanah nie chce do tego nawiązywać.

Z drugiej strony ruch ten ma swoje dobre strony. Jedną z nich jest macierzyństwo. Kolejny mit feminizmu to niechęć do posiadania dzieci. Totalnie zmarginalizowano dziś to fundamentalne doświadczenie. Tradwives powracają do dumy z macierzyństwa. Tego nam w kulturze dziś brakuje – pozytywnych wzorców rodzicielstwa.

B.B.: Uważam, że to jakaś grupa rekonstrukcyjna. Kobiety decydują się na kształtowanie takiego wizerunki w mediach ze względów estetycznych, po prostu podoba im się moda tamtych lat. „Lubimy sukienki w kwiatki i pantofelki, no i ci mężczyźni, którzy chodzą jedynie w garniturach, piją whisky i palą cygara” – moim zdaniem to naiwne, bo dlaczego nie iść dalej i nie przebierać się za rycerzy z XIV w.?

P.K.: Bo wtedy musiałbyś chodzić najczęściej w rajtuzach. Not cool. (śmiech)

B.B.: No właśnie. Możemy mieszkać w domku pod miastem i robić taki teatr, ale to nie będzie prawdziwe. To zjawisko oceniam w kategoriach ekscentrycznej niszy, gdzie nostalgia za przeszłością jest tak wielka, że teraz będziemy starali się tę przeszłość odgrywać. Nie wydaje mi się to zdrowe. W ogóle nie łączę tego ruchu z Sanah. To normalna dziewczyna, która chodzi na co dzień w bluzie, cukierkowe sukienki to image na scenie. Co do relacji damsko-męskich – nie powinniśmy się przebierać i wzdychać za przeszłością, ale na nowo stworzyć uniwersalną opowieść na temat płci i relacji. Wierzę, że ona istnieje i nie wszystko zależne jest od kultury czy historii.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.