Geopolityczny niezbędnik kibica: Katar to nie tylko Mistrzostwa Świata
W skrócie
Katar odgrywa w polityce międzynarodowej znacznie większą rolę niż tylko gospodarza jednej z najważniejszych imprez sportowych na świecie. Związki z Bractwem Muzułmańskim, gigantyczne złoża gazu ziemnego, telewizja Al-Jazeera, mediacje w regionalnych konfliktach – to najważniejsze kwestie związane z Katarem. Co wiemy o tym niewielkim i bajecznie bogatym państwie?
Mały kraj, duże wpływy
Rozmiar nie ma znaczenia. Od tego stwierdzenia wyszli architekci polityki międzynarodowej Kataru. Emirat rządzony od 150 lat przez dynastię Al-Sanich jest zbyt mały terytorialnie (mniejszy od województwa świętokrzyskiego) i ludnościowo (niecałe 3 mln mieszkańców), by siłą wojskową mógł egzekwować swoje interesy, nie mówiąc o bronieniu własnych granic.
Katar opiera fundamenty bezpieczeństwa o inne elementy. Należą do nich wielowektorowa polityka zagraniczna, otwarcie na kontakty z każdym ośrodkiem siły, konsekwentne mediacje w regionalnych i globalnych konfliktach oraz budowanie rozpoznawalności marki „Katar”. Wszystkie są solidnymi filarami w gmachu podpisanym wielkimi literami: soft power, która definiuje politykę zagraniczną państwa. Fundamentem tej budowli są zaś zyski ze sprzedaży gazu ziemnego. Wszystko to składa się na stabilność polityczną i bezpieczeństwo kraju.
Na miękką siłę Kataru składa się tak zróżnicowany wachlarz aktywności, inicjatyw i działań, że trudno je właściwie zmieścić pod jednym parasolem pojęciowym. Zresztą niektóre z nich daleko wykraczają poza kształtowanie pozytywnego wizerunku kraju, ale stały się poważnymi narzędziami wpływu w polityce zagranicznej. To m.in. wsparcie dla Bractwa Muzułmańskiego, udzielanie schronienia politycznym dysydentom lub terrorystom i stworzenie jedynego niezachodniego medium o globalnym zasięgu, Al-Jazeery.
Działaniem najbardziej bieżącym, a jednocześnie będącym elementem soft power, jest oczywiście organizacja mistrzostw świata w piłce nożnej. To efekt intensywnie prowadzonej przynajmniej od kilkunastu lat dyplomacji sportowej. W tym czasie w kraju goszczono m.in. halowe mistrzostwa świata w lekkoatletyce, igrzyska panarabskie i piłkarski Puchar Azji.
Ich celem nie jest promowanie sportu i zdrowego trybu życia ani nawet żabi skok w budowie infrastruktury sportowej, co mogłoby wesprzeć rodzime drużyny, lecz czysto prestiżowo-polityczne korzyści. Katar dba, by marka państwa niosła się po świecie i nie była anonimową nazwą, której większość osób nie potrafi nawet zlokalizować.
Doha przekonała się jednak, że to ryzykowna gra. Po pierwsze, suma wydatków na organizację imprezy jest wręcz gorsząca (15-20 razy więcej niż w Brazylii i Rosji, gospodarzy poprzednich mistrzostw). Po drugie, organizację mistrzostw FIFA przyznała Katarowi w atmosferze skandalu – przekupywania głosów m.in. afrykańskich delegatów, spotkania emirów z prezydentem Francji i prezesem FIFA.
Po trzecie, przy budowie stadionów na imprezę zginęło wielu fizycznych pracowników, głównie imigrantów z Indii, Pakistanu i Filipin. Po czwarte, już same warunki pobytu i zatrudnienia w systemie kafala (opartym o uzależnienie zagranicznego pracownika od lokalnego patrona-sponsora, który kontroluje jego status prawny, procedury wizowe itp.), stosowanym przez państwa Zatoki Perskiej, wzbudzają ogromne kontrowersje.
Mimo to Katar gra nie tylko do bramki Zachodu. Będą na niego zwrócone oczy całego świata. Będzie pierwszym gospodarzem tego typu imprezy na Bliskim Wschodzie i manifestacją, że tak mały kraj może ją zorganizować. Budzi to w wielu środowiskach podziw i uznanie.
Trudne relacje z Arabią Saudyjską
Położenie geograficzne Kataru niesie dla niego dwojakie konsekwencje. Z jednej strony jego wody terytorialne w Zatoce Perskiej obejmują przynoszące co roku do kasy państwa gigantyczne zyski złoże gazu Północne Pole, które graniczy z irańskimi zasobami. Z drugiej strony jedyną lądową granicą jest ta z Arabią Saudyjską, śmiertelnym wrogiem Iranu.
Katar musi więc bardzo ostrożnie balansować, by nie zrazić do siebie żadnego z sąsiadów. Nie jest to łatwe zadanie. W 2017 r. kilka arabskich państw regionu, na czele z Arabią Saudyjską (ale i np. Egiptem, którego reżimu sponsorem jest saudyjska panująca rodzina), zerwało stosunki dyplomatyczne z Dohą, wydaliło katarskich obywateli, znacznie ograniczyło dostęp do przestrzeni powietrznej, a Saudowie zamknęli lądową granicę, którą dotąd dostarczano do Kataru 40% całkowitego importu żywności.
Blokada dyplomatyczna miała związek ze zbyt bliskimi (zdaniem arabskich stolic) relacjami Kataru z Iranem. Teheran jest uznawany za największe zagrożenie dla regionu nie tylko ze względu na bliskowschodnie monarchie, ale i Izrael, co swoją drogą było podstawą podpisania w 2021 r. Porozumień Abrahamowych – przełomu w relacjach Izraela z arabskimi państwami. Jeszcze pół wieku temu Katar był quasi-lennem Arabii Saudyjskiej, teraz zaś niezależna polityka Dohy kłuje przywódców sąsiednich krajów w oczy.
Po drugie, Saudom nie podobało się wsparcie Kataru dla Bractwa Muzułmańskiego. To ruch przez część analityków uważany za „umiarkowanych fundamentalistów”, przez innych za fanatyków religijnych.
Faktem jest, że Bracia Muzułmanie mają szeroką siatkę wpływów w wielu muzułmańskich krajach, opowiadają się za modernizacją i są utożsamiani z politycznym islamem. Arabskie monarchie, takie jak ZEA, Arabia Saudyjska czy Bahrajn, uznają postulaty Bractwa za zagrożenie dla swojej władzy absolutnej, a samą organizację za terrorystów.
Po arabskiej wiośnie w 2011 r. wydawało się, że struktury Bractwa mogą być podstawą demokratycznych przemian na Bliskim Wschodzie, choć niektórzy ostrzegali przed potencjalnym wzrostem radykalnego islamizmu. W Tunezji i Egipcie ruchy kojarzone lub ściśle związane z Bractwem doszły do władzy.
Wkrótce jednak entuzjazm opadł, w Syrii wojna domowa doprowadziła do kompletnego zniszczenia kraju, a nie oczekiwanych politycznych zmian, zaś w Egipcie wojsko wspierane przez Arabię Saudyjską obaliło wywodzącego się z Bractwa Muzułmańskiego i demokratycznie wybranego prezydenta. Jak stwierdził dr hab. Łukasz Fyderek, „konsekwencje animozji Królestwa Arabii Saudyjskiej i Kataru odczuwa się od Tunezji przez Libię, Egipt, Syrię, Jemen, a na Iranie i Turcji kończąc”.
Po trzecie, arabskim monarchiom coraz mniej podobała się działalność katarskiego medialnego giganta, Al-Jazeery. Stacja telewizyjna z siedzibą w Dosze dociera do milionów widzów nie tylko w muzułmańskich krajach, ale i w innych częściach świata.
Al-Jazeera prezentuje często odmienną od zachodniej perspektywę na światowe konflikty i politykę. Zyskała na popularności, gdy przekazywała relację z obozu Talibów podczas amerykańskiej interwencji w Afganistanie. To profesjonalna i w dużej mierze niezależna stacja założona przez byłych dziennikarzy BBC, którzy prowadzili podobną stację w Arabii Saudyjskiej, ale nie podobała im się zbytnia ingerencja tamtejszych władz w linię programu.
Katarczycy dali im sporo swobody w krytyce panujących rodzin, a reportaże z bliskowschodnich konfliktów są cytowane przez światowe agencje informacyjne. W trakcie blokady dyplomatycznej w 2017 r. Saudyjczycy w swoim ultimatum zażądali nawet, by Katar przeprosił w ciągu 24 godzin za obrażanie rządów Zatoki Perskiej przez Al-Jazeerę, a także przerwał nadawanie stacji. Bezpośrednio przed wybuchem kryzysu katarska telewizja powiązała oficjeli z ZEA z izraelskim think-tankiem, co potraktowano jako potwarz.
Katar nie uległ, lewarował konflikt przyjaźnią z Turcją (do niedawna sojusznikiem we wspieraniu Bractwa Muzułmańskiego, teraz stopniowo ograniczającego jego wpływy w imię odbudowy relacji z Egiptem). Ankara wysłała natychmiastowo żołnierzy do bazy pod Dohą, zaopatrzyła ich w żywność i podstawowe produkty. W zamian Katar zwiększył dostawy płynnego gazu LNG. Tureckie firmy budowlane podpisały sporo kontraktów na budowę infrastruktury, m.in. stadionów na MŚ. Rok później Katar ratował tonącą nie ostatni raz turecką walutę inwestycjami w gospodarkę nad Bosforem – część terenów wokół planowanego Kanału Stambulskiego zostało zakupionych przez firmy związane z rodziną panującą w Katarze.
Największe zasługi dla deeskalacji, a potem zamrożenia konfliktu (w Dosze wtedy realnie obawiano się inwazji wojsk sąsiednich państw) miały jednak Stany Zjednoczone, które właśnie w Katarze posiadają największą bazę wojskową na Bliskim Wschodzie. Jednocześnie Katar nie odżegnał się od Iranu, bo wiedział, że musi utrzymać z tym potężnym krajem poprawne relacje (przynajmniej na niwie biznesowej), jeśli nie chce ryzykować napięć na wspólnym złożu gazu.
Nieustępliwość i konsekwencja zaprocentowały. Postępujące ograniczanie roli USA w regionie, sojusznika obu zwaśnionych arabskich stron, i wzrost potęgi Iranu oraz dojście do władzy w Teheranie frakcji twardogłowych doprowadziły do konsolidacji arabskich adwersarzy Iranu w regionie. Państwa arabskie, które nałożyły blokadę dyplomatyczną na Katar, porozumiały się z nim w 2021 r. Uznały, że pewnych ustępstw nie mogą na Dosze wymóc.
Dyplomacja dolarowa na pełnym gazie
Skuteczna dyplomacja Kataru znacznie wykracza poza mitygowanie pól konfliktu wokół granic i uniezależnianie się od Arabii Saudyjskiej przez wiązanie bezpieczeństwa z zewnętrznymi potęgami, takimi jak Turcja, USA (baza wojskowa blisko Iranu) i Indie (gwarancje bezpieczeństwa po podpisaniu umowy na dostawy gazu).
Poza organizowaniem setek imprez branżowych i konferencji Doha angażuje się w wiele konfliktów jako mediator. Państwo przyjęło strategię „aktywnej neutralności” i jest przez niektórych nazywane Genewą Bliskiego Wschodu. W Katarze negocjowana była umowa między USA a talibami przed wycofaniem się amerykańskich wojsk z Afganistanu. Emirat mediował również w Iraku, Jemenie, Libii, Sudanie i przede wszystkim w Libanie, gdzie dzięki dynamicznej akcji dyplomatycznej doprowadził do porozumienia między zwaśnionymi partiami po niepowodzeniu wysiłków Arabii Saudyjskiej i Egiptu.
To wydarzenie wyraźnie podniosło wiarygodność Kataru jako mediatora. Jednym z czynników budujących zaufanie do tego kraju jest obiektywność oraz brak faworyzowania sprzyjającej Katarowi strony konfliktu i szukania w ramach mediacji realizowania własnego interesu.
Sprzyja temu oczywiście dyplomacja dolarowa. Katar może ją budować dzięki ogromnym złożom gazu ziemnego – posiada trzecie największe złoża na świecie po Rosji i Iranie, stale dywersyfikuje odbiorców i rozbudowuje potencjał technologiczny.
Szerzej opisano to w zbiorowej pracy Państwo Katar. Gospodarka – polityka – kultura pod redakcją Katarzyny Górak-Sosnowskiej i Roberta Czuldy. Katar rozwija LNG i GtL (gas-to-liquid), jedną z najnowocześniejszych technologii petrochemicznych, która pozwala dostarczać np. olej napędowy bez zawartości siarki. Katarskie złoża są idealne do tego typu produkcji, a w kraju istnieje najwięcej tego typu fabryk na świecie.
Tymczasem w Unii Europejskiej trwa wyścig o LNG. Nawet 50 tankowców czeka u wybrzeży Europy w korku, żeby wyładować surowiec. „Brakuje nie tylko punktów odbioru LNG, ale też stosownych połączeń gazociągowych, które pozwalałyby sprawnie rozesłać odebrany – i przetworzony z postaci płynnej do lotnej – gaz po Europie. […] Trwa, co prawda, gwałtowna rozbudowa infrastruktury” – donosi Mariusz Janik na łamach „Rzeczpospolitej”. Zamówionych zostało już 25 pływających terminali FSRU (większość przez Niemcy, Grecję, Włochy, ale i jeden przez Polskę).
W stoczniach na Dalekim Wschodzie trwa intensywna budowa gazowców. Europejska energetyka stawia na rozwój dostaw LNG. Rola Kataru w tej układance będzie tylko rosła. Wkrótce zapomnimy o piłkarskich meczach, korupcji i śmierciach Hindusów przy budowie stadionów, ale marka państwa Katar zostanie z nami na dobre.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.