Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Reportaż z bezradności trzydziestolatka. Słuchamy nowej płyty Dawida Podsiadły

Reportaż z bezradności trzydziestolatka. Słuchamy nowej płyty Dawida Podsiadły Okładka płyty "Lata Dwudzieste"

Gdy artyści zbliżają się do 30-stki, nagle ich opowieść o świecie przestaje być ciekawa. Taco, Podsiadły, Ralph Kamiński są dziś po prostu nudni. Takie są również Lata dwudzieste. To reportaż z bezradności. Artysta, który już kilka razy zaskoczył swoim słuchem społecznym, teraz proponuje nam światopogląd liberalnego everymana – wielkomiejską krytykę katolików, utyskiwanie na foliarzy i granie na nostalgicznej modzie.

Bartosz Brzyski: Lata dwudzieste to płyta przezroczysta. Sądziłem, że otrzymamy od Dawida Podsiadły jakieś podsumowanie jego dotychczasowej twórczości i drogi życiowej. Artysta, który kilka razy zaskakiwał swoim słuchem społecznym, zbliża się do 30-stki, a album był zapowiadany właśnie jako pewne podsumowanie. Srogo się zawiodłem, bo tutaj żadnej większej refleksji nie widzę.

Konstanty Pilawa: Trudno oczekiwać, że pop będzie obfitował w głębokie analizy społeczne lub polityczne. Ta muzyka ma się po prostu dobrze słuchać, a co za tym idzie, być popularna. Ostatecznie, co chyba najważniejsze, ma się dobrze sprzedać. Mieliście inne oczekiwania?

Piotr Kaszczyszyn: Moim zdaniem na tej płycie nie ma absolutnie niczego, nad czym warto się pochylić i głębiej zastanowić. Współczesny polski pop może zaproponować inspirujący, refleksyjny tekst. Pierwsze przykłady z brzegu to Sanah czy Julia Pietrucha.

B.B.: Jestem fanem filozofii życia Sylwii Grzeszczak – „cieszmy się z małych rzeczy”. (śmiech) Ale wróćmy do Dawida Podsiadły.

K.P.: Na płycie znajdują się jednak trzy utwory, które są o czymś. Warto się nad nimi pochylić. Podsiadło opisuje w nich lata 20. XXI w. z perspektywy człowieka zbliżającego się do 30-stki. W utworze wiRus krytykuje tzw. szurów, w utworze Tazosy – nostalgików, no i oczywiście w Poście dostaje się katolikom. Pozostałe dziesięć utworów na płycie to, jak sądzę, impresje z życia prywatnego, chyba wybijają się nieszczęśliwe relacje z kobietą lub kobietami.

P.K.: Moim zdaniem oprócz pretensjonalnego i „przefajnionego” finalnie Postu tych realnie wartościowych treści zdecydowanie brakowało. Nie wiem, po jaką cholerę nagrywać płytę, jeśli tak naprawdę nie ma się niczego głęboko przemyślanego do przekazania.

B.B.: Bardzo szanuję twórczość Dawida Podsiadły. Nagrał wiele świetnych piosenek. Mam jednak wrażenie, że podobnie jak Ralph Kamiński, gdy na horyzoncie pojawiła się 30-stka, jako artysta nie przedstawia on żadnej ciekawej opowieści o świecie. Weźmy na warsztat Małomiasteczkowego. Utwór „trafiał w jakąś ciekawą emocję”, pokazywał success story utalentowanego chłopaka z „Polski B”, który zaczyna wymiatać w Warszawie. A te trzy kawałki, które wspomniałeś, Konstanty, to typowe przykłady mainstremizacji przekazu. Gdy szalał COVID, trzeba krytykować foliarzy, a kiedy jest moda na nostalgię, to przydałoby się nagrać numer o tazosach. Gdy wszyscy uderzają w Kościół, ja też to zrobię. Po prostu nie jest to ciekawe.

K.P.: Zgodzę się, ale za wyjątkiem wątku nostalgii. Dziś jest na nią moda w popkulturze. Nostalgia to mainstream. Jak w Stranger Things. Tymczasem na końcu utworu Tazosy Podsiadło śpiewa:

Płacz za czasem, kiedy było prościej (prościej)
Patrz, ulice krzyczą dziś najgłośniej (najgłośniej)
Wstań, gdy przez przypadek ktoś cię popchnie
To przecież tylko gorszy sen.

Ostatecznie nostalgia nie jest żadnym wyjściem, tylko ucieczką. Trzeba z niej zrezygnować, bo to trucizna, którą się powszechnie dziś karmimy. Blisko mi do tych intuicji i to nie jest mainstream.

P.K.: Już sam temat nostalgii jest dość koniunkturalnie wybrany, abstrahując od ostatniej zwrotki. Lata dwudzieste to mainstreamowy sweterek w serek. Taki sam koniunkturalizm dostrzegam w Poście. Zarzucanie katolikom hipokryzji i konkretnego zestawu poglądów to odpowiadanie na powszechną, ale nieprawdziwą emocję społeczną. Nowa płyta Podsiadły jest opowieścią o świecie liberalnego everymana.

B.B.: Nie można jednak uciekać od faktu, że ten tekst bardzo rezonuje. Ludzie po prostu tak postrzegają Kościół i katolików. Podsiadło złapał nastrój społeczny i ten aspekcie jest bardzo ciekawy.

K.P.: Mnie również to intryguje. Przez kilka tygodni rezonuje ten prosty tekst. Ciekawie było obserwować reakcje katolików, szczególnie tych, którym daleko do PiS-u. Pojawiła się nawet panika – przecież to nie my, to krzywdzące. Moim zdaniem ten tekst tworzy wrażenie, że każdy wyborca PiS-u jest katolikiem i odwrotnie – każdy katolik wyborcą PiS-u. Słyszymy tekst: „Nie będzie żaden Niemiec ani żaden cudzoziemiec codziennie spluwał mi w twarz”. Mamy krytykę hejtu na LGBT, ironiczne porównanie węgla do diamentów. To wiedza na poziomie mema – tożsamości PiS-u i katolika zlewają się w jedno. Moim zdaniem to tekst bardziej krytykujący pewien światopogląd polityczny, a nie hejt samej wiary.

B.B.: Cała pierwsza zwrotka zadaje retoryczne pytania, dlaczego, do cholery jasnej, katolicy interesują się cudzym życiem. Moim zdaniem taki jest podstawowy wydźwięk tekstu. Katolicy to wścibskie, niesympatyczne typy, które mówią innym, jak żyć. A dlaczego niby mają do tego prawo? – pyta Podsiadło. Widzę tu typową liberalną krytykę. Społeczeństwo nie powinno być wspólnotą wartości, ale jednostek, które mają swoje indywidualne życia. Ich moralność, o ile nie łamie prawa, jest wyłącznie ich sprawą. Katolikom nic do tego. To takie myślenie.

P.K: Ta piosenka to chochoł, którego nie należy traktować poważnie. Katolicyzm w Polsce jest dziś przezroczysty. Robienie z niego wroga uniemożliwiającego rzekomo liberalną rewolucję jest jak tworzenie alternatywnej rzeczywistości, w której heroicznie walczymy o nowy, lepszy świat. Dwa lata temu, gdy Taco Hemingway wypuścił dwuczęściową płytę pt. Jarmark-Europa, najpopularniejszym singlem okazało się Polskie tango. Ten tekst jest dokładnie taki sam. „Bóg z Wami, ch*j z wami, trzy zdrowiaśki, jazda z kur*ami” – to identyczne wyobrażenie katolików jak w Poście.

K.P.: Jeśli na moment przyjąć, że to jest podstawowe wyobrażenie katolików w Polsce, to to ciekawi mnie, jak powinniśmy na to reagować. Rozmawiałem jakiś czas temu z pewnym wykładowcą, socjologiem z UW. Powiedział mi, że w Warszawie wśród studentów łatwiej jest się dziś przyznać do odmiennej orientacji seksualnej niż do zaangażowania w Kościół, np. do bycia ministrantem. Jak powinniśmy się w takiej sytuacji zachować? Może po prostu przyjąć rolę kozłów ofiarnych i robić swoje?

B.B.: Uważałbym z tym kozłem ofiarnym. Teraz każdy w debacie publicznej chętnie przyjmuje taką rolę. Nie chcę się licytować, kto jest większą ofiarą. Oczywiście, że liberałowie mają częściowo rację. Katolicy często bywają hipokrytami, nierzadko za bardzo oceniają innych. Nie możemy udawać świętoszków. To jednak nie podważa naszej wiary, jej prawdy i norm, które z niej wynikają.

P.K.: Zgoda. Mnie się wydaję, że normy są po to, żeby do nich nie doskakiwać za szybko lub nawet nigdy. Katolicyzm to w pewnym sensie pozytywna utopia. Na tym polegają dobre ideały, że nie da się ich zbyt szybko zrealizować. Nie da się zdezawuować katolicyzmu, pokazując, że jacyś katolicy lub nawet większość z nich, nie dorastają do ideału. Taki pogląd uważam za dziwny.

K.P.: Moim zdaniem to w ogóle nie jest dziwne. Co ci powie na to Podsiadło? Że żyjesz w świecie dysku Terry’ego Pratchetta. „Kobieto, weź nie pyskuj, na moim świecie dysku masz mi rodzić i prać” – to słowa Podsiadły. Żyjesz ideą, która nie istnieje. Chodzisz na dziwki, ćpasz koks i cały czas pijesz, a potem mówisz ludziom, że mają pięknie żyć? Tym jesteś dla Dawida Podsiadły. W tej etyce, w jakimś sensie liberalnej, nie można wymagać od człowieka zbyt wiele. Liczy się życzliwość, uczciwość, wolność osobista, komfort, dobrobyt i tyle. Po co się spinać? To etyka na miarę naszych możliwości, zupełne antypody chrześcijaństwa, które wymaga od człowieka poważnej walki o zbawienie duszy.

B.B.: Katolicyzm zakłada, że nie każdy może być szczęśliwy, ale każdy może być zbawiony. W systemie liberalnym każdy człowiek może być szczęśliwy, a zbawienie nie ma znaczenia.

P.K.: Tak, myślę, że dobrze to hasło oddaje ducha całej płyty, o której rozmawiamy. Dawid Podsiadło to sympatyczny i utalentowany gość, który nie chce, żeby się ludzie w Polsce tak spinali. Zawadiaka, śmieszek poza kontrolą, ironista, dobry muzyk. Nie oczekujmy od niego niczego więcej, bo sam od siebie tego nie oczekuje.

B.B.: W tym kontekście widzę podobieństwo z Ralphem Kamińskim, który w tekstach swoich nowych utwór jest bardzo podobny. Wsobny, nostalgiczny, nie za wiele mówi o świecie. Szanuję wszystko, co tutaj padło, jednak więcej bym od 30-latków oczekiwał. Czy to jakiś znak czasów?

P.K.: To konsekwencja większych zmian społecznych. Dlaczego niby 30-latkowie mają czuć obowiązek opowiadania o świecie, skoro rządzą nami 60- i 70-latkowie? To Jarosław Kaczyński mówi ludziom, jak mają żyć. Podsiadło nie chce być narratorem, tylko się od tych społecznych narratorów odseparować. W podcaście z Radosławem Kotarskim Podsiadło mówi, że kolekcjonuje klocki lego. To dość symptomatyczne.

B.B.: Wspominany wcześniej Taco też zbiera klocki. Pokolenie klocków lego. (śmiech) Czuję się, panowie, kulturowo bezdomny. Kogo mam słuchać w mainstreamie, żeby mówił cokolwiek ciekawego?

K.P.: Nie bądźmy takimi pesymistami. Nie zagarniajmy polskich twórców do wojny polsko-polskiej, bo jednemu czy drugiemu się coś o naszym kraju ulało. Lubię pierwszą płytę Taco, kilka piosenek Dawida Podsiadły. Zostawmy to. Podoba mi się jednak ten trop, że współczesna muzyka popularna w Polsce, tworzona przez artystów w okolicach 30-stki, często jest reportażem z bezradności. Pamiętacie początek Fight Clubu? Główny bohater (grany przez Edwarda Nortona) jest znudzony życiem. Kolekcjonuje meble z Ikei jak nasi bohaterowie klocki lego. Jest konsumentem uwikłanym w duchowy kryzys. Nuda często bijąca z tego mainstreamowego popu przypomina nastrój początku tego filmu.

P.K.: Mam podobne skojarzenie. W książce Święto wiosny Modrisa Eksteinsa znajduje się opis Europy Zachodniej na dwadzieścia lat przed wybuchem I wojny światowej. Świat jest przesycony nadmiarem rzeczy. To był pierwszy koniec historii w Europie, jeszcze zanim zdiagnozował go Fukuyama. Wówczas dominowało w kulturze oczekiwanie, żeby coś się w końcu wydarzyło. Nie sądzę, że zaraz wybuchnie następny światowy konflikt, ale estetyka przytłaczającego nadmiaru bardzo jest widoczna na okładce Lat dwudziestych. Żyjemy w świecie demokratycznej nudy. Historia się dzieje, ale za naszą wschodnią granicą. My, jako mieszkańcy krainy nudy, nie jesteśmy w stanie na to wszystko właściwie zareagować.

B.B.: Jarosław Kaczyński parę lat temu wygłosił przemówienie. Mówił, że główny nurt debaty publicznej dotyka spraw nieistotnych, staje się „kurtyną, na której wyświetla się film dla maluczkich”. Kaczyński postulował jej zerwanie. Z jednej strony zgadzam się z tą diagnozą, z drugiej strony sądzę, że uwolni to niebezpieczne siły na skutek naświetlenia realnego konfliktu w miejscu tych fantomowych.

P.K.: Na pewno był to Kaczyński? Brzmi jak Platon ze swoją metaforą jaskini. (śmiech)

K.P.: Nie wiem, jak tutaj wylądowaliśmy. Od Podsiadły przez Kaczyńskiego do Platona. Zatrzymajmy tę karuzelę.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.