Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Czy jesteś europejska, Ukraino? Jurij Andruchowycz o tożsamości swojego narodu

Czy jesteś europejska, Ukraino? Jurij Andruchowycz o tożsamości swojego narodu Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Związki ukraińskiej tożsamości z Rosją są znacznie słabsze, niż może się to wydawać. W parze z bliskością językową idzie odmienność cywilizacyjna, a za nimi zupełnie inne priorytety i ambicje. Rejestruje to wszystko twórczość Jurija Andruchowycza, który nie jest pobłażliwy dla swoich rodaków. Mówi im raczej, że jeśli chcą być w pełni europejscy, to muszą się zmienić, rozliczyć z własną historią i przekroczyć syndrom postkolonialny.

Nie da się mówić o Ukrainie bez wspomnienia jej galicyjskiej i polskiej przeszłości

Gdy tematem opisywanego już przez mnie i prawdopodobnie najbardziej znanego dziś pisarza
ukraińskiego, Serhija Żadana, jest wschodnia część Ukrainy, tak zainteresowania Jurija Andruchowycza koncentrują się wokół zachodnich regionów tegoż kraju. Autor Internatu opisuje postindustrialne połacie ogromnych przestrzeni Wschodu, zaś jego starszy kolega rozkoszuje się „jednym z najbardziej zapomnianych przez Europę europejskich miast” – Lwowem, eksploruje uliczki Iwano-Frankiwska, uczęszcza na festiwale ludowe Hucułów, opisuje posthabsburskie dworce i wsie. Nie przepada za Kijowem, który go przytłacza swoją wielkością, zdecydowanie lepiej odnajduje się w mniejszych, trochę zapomnianych miejscowościach.

Jedna z wybitnych znawczyń literatury ukraińskiej w Polsce, Ola Hnatiuk, uważa, że twórczość Żadana stanowi pochwałę prowincjonalizmu. Jest to w pełni uzasadnione stwierdzenie. Przykładowo, w zbiorze esejów Ostatnie terytorium autor umieścił tekst na temat tego, jak Iwano-Frankiwsk „narósł” na Stanisławów, przykrył go i stworzył nową miejscowość. Pomimo tego dawne polskie miasto nadal tam jest, istnieje w sposób magiczny. Uważne oko może je dostrzec pod zaschniętą farbą.

Andruchowycz czyni tak dlatego, że jednym z jego ulubionych tematów są ruiny. Na własną rękę uprawia archeologię, odwiedza i opisuje pozostałości po często brutalnym dla jego narodu, ale jednakże wspominanym z nostalgią, starym świecie I RP i II RR czy Habsburgów. Ma świadomość, że Ukraina nie wzięła się znikąd. Obce jest mu dążenie do etnicznej czystości, przekłamywanie dziejów lub prymitywna narodowa egzaltacja.

Zachodnie ziemie jego ojczyzny są dla niego „wspólnym terytorium” Ukraińców, Żydów, Polaków i Austriaków. Nie powinno to dziwić, w końcu w jednym ze swoich esejów podkreśla, że „[…] Ukraina to kraj baroku. Wszystko tu jest szalenie skomplikowane, bardzo niejednoznaczne, a jednocześnie na tyle ze sobą powiązane, że wszelkie związki tracą sens, a krótkotrwałych tendencji jest nie mniej niż stałych”.

Pisarz głosi swoim rodakom i Polakom, że „nasza historia jest naszym wspólnym grzechem”. Tematy tabu dla niego nie istnieją, wznosi się całkowicie ponad historyczne resentymenty. Jak to sam określił w tekście Trzy wątki bez zakończenia, „historycy w ogóle lubią przytłaczać faktami – rzucają nimi niczym kamieniami. A my mamy przeciw historykom rzeczywistość – dzisiejszą”. Współczesność wyrasta z przeszłości, ale nią nie jest.

Relacje Polaków i Ukraińców sprzed 1945 r. Andruchowycz określa „permanentnym i ślepo-zaciekłym konfliktem”. Jednakże pomimo świadomości wielu problemów polsko-ukraińskich w historii, autor Rekreacji deklaruje się jako zwolennik współpracy i dialogu z Polakami. Bywa w tym brutalnie szczery, potrafi z jednej strony napisać o konieczności dokonania przez Ukraińców rozliczenia z rzezi wołyńskiej, a z drugiej napomina o tragedii akcji „Wisła” lub współpracy polsko-niemieckiej na ziemiach galicyjskich przeciwko UPA w okresie II wojny światowej.

To też wskazówka dla nas. Historia może nas różnić z Ukraińcami, fakty z przeszłości są suche i bezlitosne, ale nie powinny mieć decydującego wpływu na nasze dzisiejsze kontakty. Dialog i współpraca tak, nienawiść i wieczne przekrzykiwanie się o wzajemne szkody nie. 

Ukraina nie jest niewolnicą swoich dawnych tradycji

W króciutkim utworze Rekreacje, napisanym jeszcze za czasów ZSRR, ale opublikowanym w 1992 r., Andruchowycz stara się rozliczyć z dziejami własnego narodu, a także zarysować perspektywy przed mającym powstać niepodległym państwem. Gdy Związek Radziecki się rozkładał, w powietrzu unosił się zapach niepodległości, a autor Moscoviady to czuł.

W powieści pisarz przedstawia święto Zmartwychwstałego Ducha, patriotyczny ludowy festiwal, podczas którego uczestnicy mają rozbudzić historię i prastarą tradycję, a w konsekwencji powrócić do autentycznego ducha Ukrainy. Dla poety jednak takie przedsięwzięcie okazuje się tytułową rekreacją, udawaniem czegoś, czego nie ma, przebieraniem się w stare stroje. Bohaterowie książki przybywają na peryferie własnego kraju – do Czartopola na zachodniej Ukrainie – aby pobyć z ludem. Jednocześnie nie wierzą w obrzędy, samo wydarzenie zdaje im się „cyrkiem”, jak to określa Jerzy Jastrzębski w posłowiu do dzieła.

Rekreacjach, powiada Ola Hnatiuk, Andruchowycz rujnuje wszelką hierarchię, znosi tabu i unieważnia pewne określone wizje kultury ukraińskiej. Groteskowy charakter wydarzenia Andruchowycz obrazuje chociażby tym, że miejscem święta ma być m.in kino „Rosja” czy siedziba Komunistycznej Partii Ukrainy, zaś wśród uczestników szwendają się szefowie miejscowej mafii, którzy dorobili się w Komsomole. 

Poeta nieraz igra z czytelnikiem, przedstawia swoje przemyślenia w sposób absurdalny. Lektura jego dzieł nie należy do najłatwiejszych. Definiuje się jako postmodernista, miesza w swoich tekstach styl wysoki z niskim, absurdalny humor z makabrycznymi sytuacjami. Bardzo często jego utwory to kilkupiętrowa ironia. Poważne analizy podane są w niej w zdaniach, w których można usłyszeć chichot autora.

Moscoviadzie tak czytamy o powszechności problemu choroby alkoholowej wśród Rosjan: „Moskiewskie babcie klozetowe umieją współczuć pijakom. Nigdy się nie kłócą, nie wyklinają, traktują ich jak dopust Boży. Być pijanym w Moskwie, to jakby być rudym w Irlandii. Czy można człowieka prześladować z powodu koloru włosów? Chyba nie”.

Podczas święta Zmartwychwstałego Ducha bohaterowie spotykają kolejne postacie z przeszłości dziejów ukraińskich oraz przeżywają absurdalne przygody. Ktoś cofa się do okresu austro-węgierskiego i trafia na przyjęcie polsko-austriackiej elity, inna osoba odnajduje się w domu uciech, a jeszcze inna spędza czas w towarzystwie narkomana. Bohaterowie golą sobie osełedce na głowie, piją zdrowie Stepana Bandery, noszą stroje kozackie i mundury strzelców siczowych, żołnierzy ukraińskich z okresu I wojny światowej. Pomimo patriotycznego wzmożenia wydarzenie okazuje się czystą groteską, happeningiem, który został zorganizowany dla żartów.

Dzieło Andruchowycza stanowi rozliczenie z historią jego kraju. Jej przeszłość nie jest już istotna, powiada pisarz, a stare tradycje są martwe. Być może nie należy o nich zapomnieć, ale z pewnością nie powinny stanowić punktu odniesienia dla współczesnych Ukraińców. Zamiast tego muszą odnaleźć się na nowo po nadchodzącym upadku imperium i wybiciu się na niepodległość. 

Nowoczesna, obywatelska Ukraina nie może być więc etnocentryczna, ludowa, kozacka czy banderowska. Musi się wymyślić na nowo w posttotalitarnej rzeczywistości. Tylko wtedy ma szansę na podmiotową egzystencję oraz niebycie parodią.

Pomimo krytyki bezmyślnego powtarzania dawnych archetypów kultury ukraińskiej w twórczości Andruchowycza odnaleźć można, jak bym to określił, nutkę kozackiej fantazji, zaciekawienia anarchiczną swobodą i przemocą. Powieść Kochankowie Justycjii, jak zwykle pełna absurdalnego humoru i groteski, poświęcona jest dziejom przestępców. Byli oni ze sprawiedliwością totalnie na bakier, część z nich zasługuje na miano bestii w ludzkiej skórze.

Książka opowiada m.in. o perypetiach króla przedwojennego lwowskiego półświatka – Felusia Hoppego (przypominającego postać z powieści Marka Nowakowskiego – przestępcy, który kocha wolność i z tej racji nienawidzi komunizmu), Myrosława Siczyńskiego, zabójcy galicyjskiego namiestnika Andrzeja Potockiego, Samuela Niemyrycza hedonisty-mordercy, który został jezuitą, czy Bohdana Staszyńskiego, tajnego agenta ZSRR oraz zabójcy Stepana Bandery.

Andruchowycz pragnie w ten sposób pokazać element anarchistyczny ukraińskiego ducha, istniejące w kulturze narodowej umiłowanie wolności ponad wszystko. Postacie z Kochanków Justycji cenią bunt, samoistność i własną godność chyba najbardziej na świecie. Wspominany już Feluś, gdy komuniści nakazują mu stać na baczność podczas aresztowania, tego nie robi, albowiem „królewski honor mu nie pozwalał”. Powyższe słowa w kontekście tego, że książka została wydana w 2018 r., wydają się jasne. 

Ukraina chce się wybić na samoistność tożsamościową

Pozostałymi z tematów Andruchowycza, o których pragnę napomknąć, są ukraińska kondycja
postkolonialna i postimperialna oraz przedstawienie aspiracji Ukraińców. Jego rodacy, tak wynika z pisarstwa Andruchowycza, mają już dość bycia zależnymi od „wielkiego brata zza Wschodu”, o czym przypominają im różne pozostałości postsowieckie, takie jak liczne pomniki i płaskorzeźby z sierpem i młotem.

Można by pomyśleć, że u autora Perwersji objawia się tradycyjna zachodnio-ukraińska niechęć do Rosji, o co sam siebie Andruchowycz podejrzewał, choć takie oskarżenie to raczej jego humorystyczne wtrącenie. Myślę raczej, że to artykulacja woli autentycznej podmiotowości, chęć wypełniania pustki, którą stworzyła niezależność od Moskwy.

W tekście Organ odpowiedzialności za miłość Andruchowycz przedstawia następującą sytuację: pewnego dnia oglądał telewizję i natknął się na teledysk Madonny, która występowała na tle przewijających się flag narodowych. Pisarz czekał na pojawienie się za wokalistką jego flagi narodowej. Gdy ta faktycznie się pokazała, pomyślał: „Jesteśmy, a z nami Madonna!”. Można tę opowieść odebrać humorystycznie, jednakże w interesującym mnie wypadku autor Moscoviady obrazuje problem nieistnienia Ukrainy w świadomości światowej.

Ukraińcy pomimo biedy ekonomiczej są narodem wielkich celów. Pisarz nie chce się pastwić nad własną nacją. Z jednej strony pragnie, aby Ukraińcy wyzbyli się kompleksów, stali się nowoczesnym narodem obywatelskim, a z drugiej chce uznania Ukrainy przez społeczność europejską za jej pełnoprawnego członka, wyzbycia się statusu peryferyjnego oraz negatywnych stereotypów na temat swojego kraju. 

Bywa w tym ostry jak brzytwa. Boli go, że po opadnięciu kurzu po pomarańczowej rewolucji z 2004 r. jego rodacy w oczach Europejczyków „[…] po chwili znowu okazali się przyziemnymi bandytami o kwadratowych pyskach i kurwami, które tylko marzą o tym, by przedrzeć się do zachodniego dobrobytu ze swymi sfałszowanymi wizami i chorobami wenerycznymi”.

Gdy więc w latach 90. XX w. i wczesnych 2000. Andruchowycz opisywał bezprawie w swojej ojczyźnie, korupcję i powszechną biedę, diagnozował równocześnie problemy strukturalne własnego państwa, które należy przekroczyć i zniwelować. Intelektualista pragnie rozbudzenia się Ukrainy po latach zależności od Moskwy oraz kolonialnej eksploatacji.

Eseista nie ucieka od odpowiedzialności. Chce, aby przedstawiciele kultury ukraińskiej uczestniczyli w tych procesach. Wysoki ton Ukraińców jest głosem rozpaczy i gniewu, złości wynikającej z wielu dziesięcioleci udowadniania istnienia autentycznego języka ukraińskiego jako samoistnego, a nie odłamu polskiego czy rosyjskiego.

Nadmienię, że nic bardziej nie denerwuje Andruchowycza niż branie Ukraińców za Rosjan lub Kijowa za miasto rosyjskie. Ukraina jest obca i odmienna od Rosji. Ta niezależność okazuje się jasna po zagłębieniu się w kulturę ukraińską.

Andruchowycz bardzo jasno i dosadnie w powieści Moscoviada, o której pisała już Daria Chibner, rozgranicza europejską Ukrainę od Rosji. Ową odmienność opisuje w jednym z esejów przy użyciu wiele wyjaśniającej metafory wodnej – największą europejską rzeką Rosji jest Wołga, jednakże nie wpada ona do żadnego z basenów oceanicznych, gdyż jej ujście to całkowicie od nich odizolowane Morze Kaspijskie. 

Czyż więc to nie dobra metafora odmienności cywilizacji rosyjskiej?

Ukraina przynależy do świata Zachodu

Wszystkie poruszone przeze mnie wątki twórczości Jurija Andruchowycza – dialog i bliska współpraca z Polakami, chęć budowy nowoczesnego, podmiotowego narodu, rozliczanie się z własnej przeszłości, a także miłość do wolności – pokazują, że Ukraina chce być pełnoprawnym państwem i społeczeństwem europejskim. Od 1991 r. posttotalitarna i postimperialna pustka z różnym skutkiem i intensywnością zostaje wypełniona ukraińską treścią, a dawne formy zależności wpadają w otchłań.

Swoje zachodnie aspiracje Ukraińcy wielokrotnie artykułowali w ciągu ostatnich 20 lat, kolejne manifestacje na kijowskim majdanie niepodległości również temu służyły. Tocząca się wojna jest smutną zemstą Rosjan za wolę Kijowa.

Europę, za którą Ukraina pragnie być powszechnie uznaną, Andruchowycz przede wszystkim postrzega przez pryzmat sfery wartości prawa, demokracji, tolerancji, poszanowania odmienności i podmiotowości. Stary Kontynent nie ma granic, one są płynne. Europejczykiem może być każdy, kto do tego aspirujące. Andruchowycz wyraźnie podkreśla także odmienność samego kontynentu od Unii Europejskiej, ta bowiem „stanowi rekompensatę: jest zrzeszeniem postimperialnych loserów, którym nie udało się stać supermocarstwem w pojedynkę”.

W takiej sytuacji nie bez znaczenia jest to, że Andruchowycz niejednokrotnie deklarował pragnienie otworzenia się Europy na Ukrainę. W tomie Diabeł tkwi w serze z 2006 r. tak pisał o powinnościach swojej nacji: „Do tego przypada nam wyjątkowo zaszczytna misja – udowodnić Europie, że jest znacznie większa niż sama sądzi. Do innego rozumienia siebie i tego, czym jest”.

W dobie pomarańczowej rewolucji Andruchowycz przekonywał, że to właśnie wydarzenie jest czystą emanacją wartości europejskich, zaś późniejszy brak otworzenia się Unii na Ukrainę przyjął z ogromną goryczą. Pisał, że słaba i odizolowana Ukraina jest satysfakcjonująca dla Europy, gdyż gwarantuje stabilność w relacjach z Rosją „z łatwo wyczuwalnym smrodem gazu”.

Krytyka instytucji unijnych mogłaby być odebrana jako wyraz antyeuropejskości eseisty. Nic bardziej mylnego. Pisarz jedynie piętnuję hipokryzję Unii i jednoznacznie opowiada się za wartościami społeczeństwa obywatelskiego.

Hymn Ukrainy zaczyna się od słów, że ona „jeszcze nie zginęła”. Ukraińcy umierali wielokrotnie. Dziś, gdy ponownie zagraża im biologiczne i kulturowe unicestwienie, swoje aspiracje artykułują w boju i obronie swojego narodu. Ponownie udowadniają, że są więksi niż Europa, zaś jej reakcja ponownie jest ambiwalentna. Miejmy nadzieję, że i ona się odmieni, a Ukraina stanie się członkiem UE, a może i NATO.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.