Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Zacznijmy wreszcie budować ten cholerny atom! PiS przegra z imposybilizmem?

Zacznijmy wreszcie budować ten cholerny atom! PiS przegra z imposybilizmem? Patrick Federi/unsplash.com

Obecny, podobno proatomowy rząd jest już u władzy 7 lat. Miał naprawdę wystarczająco dużo czasu na wynegocjowanie odpowiednich zysków politycznych i gospodarczych związanych z wyborem partnera do realizacji planu budowy elektrowni jądrowej. Tarcia wewnątrz rządu mogą ten projekt pogrzebać. Nie warto w imię partykularnych, frakcyjnych interesów marnować szansy, która stoi przed prawicą. To realizacja projektu wpisującego się w polską rację stanu tak mocno, jak mało która rzecz w historii III RP. Obok Baltic Pipe i terminalu LNG w Świnoujściu byłaby dowodem sprawczości rządów PiS-u i ich istotnego wkładu w długofalowe bezpieczeństwo Polski.

Trwający już rok kryzys energetyczny utorował ścieżki (wcześniej nieśmiało blokowane) dla atomu w Europie. Agresywna polityka Rosji, czyniąca z dostaw gazu ziemnego w kontekście agresji na Ukrainę broń przeciw UE, pokazała, że zbudowanie niskoemisyjnej energetyki jądrowej w Polsce jest kluczowe dla naszego bezpieczeństwa.

Zresztą w całej Europie przekonanie o potrzebie obecności atomu zdecydowanie wzrosło, czego najlepszym dowodem jest wpisanie tej przyjaznej naturze technologii do taksonomii kategoryzującej technologie pod kątem ich wpływu na środowisko. Owa taksonomia ma wskazać inwestorom, w które obszary powinni się angażować, jeśli chcą wspierać zieloną transformację UE. Innymi słowy, to ustalenie ułatwi pozyskanie finansowania dla inwestycji w energetykę jądrową także w Polsce.

Wewnątrz PiS-owskie przepychanki

Jakie są najnowsze wieści dotyczące planów wybudowania elektrowni jądrowej w Polsce? Minister klimatu i środowiska, Anna Moskwa, odpowiadając na to pytanie „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, stwierdziła, że wybór wykonawcy projektu zapadnie w ciągu kilku tygodni.

Jednak według informacji Business Insider we wtorek rząd, który miał na posiedzeniu zająć się tematem ostatecznego wyboru dostawcy technologii jądrowej, przesunął tę debatę na przyszły tydzień. To samo źródło podkreśla, że decyzja o tym, kto ma zbudować pierwszą z elektrowni na Pomorzu już zapadła i będzie to amerykański Westinghouse (w partnerstwie z firmą Bechtel). Wykonawca drugiej miałby zostać wybrany w późniejszym terminie. Inne doniesienia Polityki Insight wskazują, że rząd przychyla się do nadal niewiążącego i wstępnego wyboru Westinghouse dla pierwszej elektrowni i rozważa innego dostawcę dla drugiej lokalizacji.

Jeszcze bardziej obraz sytuacji komplikuje atomowa szarża, którą w ostatnich dniach miał wykonać minister aktywów państwowych, Jacek Sasin. Według Strefy Inwestorów i Business Insider planował on polecieć do Korei Południowej, aby negocjować wstępne memorandum pomiędzy PGE, ZE PAK Zygmunta Solorza i koreańskim KHNP na budowę elektrowni jądrowej w Pątnowie, co ważne, równoległej i niezależnej od rządowego programu jądrowego. 

Polityka Insight twierdzi, że wizyta mogła zostać zablokowana przez samego premiera Morawieckiego. Wobec tego Jacek Sasin w ten weekend wybierze się do Stanów Zjednoczonych razem z minister klimatu, Anną Moskwą, na spotkanie z sekretarz energii USA, Jennifer Granholm.

Według „Rzeczpospolitej” przedstawiciele polskiego rządu, znajdujący się w sporze z Morawieckim, mają ustalić ostatnie szczegóły dotyczące budowy pierwszej elektrowni jądrowej przez Amerykanów, a także porozmawiać o transferze technologii koreańskiej (opartej na licencji Westinghouse) w kontekście budowy przez KHNP wspólnie z PGE i ZE PAK drugiej elektrowni jądrowej w Pątnowie w województwie łódzkim.

Intencje niezależnej od rządowego programu jądrowego koreańskiej inicjatywy Sasina nie są jednak jasne. Biorąc pod uwagę spór na linii KPRM-Ministerstwo Aktywów Państwowych, można stwierdzić, że istnieje sporo poszlak wskazujących, że głównym celem indywidualnej szarży Sasina nie jest jak najszybsza budowa reaktorów przez Koreańczyków i podlegającym ministrowi PGE, a wizerunkowe osłabienie premiera Morawieckiego i wzmocnienie swojej politycznej pozycji.

Atom polityką zagraniczną, nie energetyczną?

Na wybranie któregoś z modeli amerykańsko-koreańskiego lub opcji „atom wyłącznie z USA” wskazuje także wykonany ostatnio przez rząd wyraźniejszy kurs na zwarcie z Brukselą, objawiający się m.in. dymisją Konrada Szymańskiego. Choć to Westinghouse był w ostatnich latach faworytem w drodze do otrzymania projektu, to w bieżącym roku w oczach premiera miał zyskiwać francuski EDF ze względu na potencjalne zyski polityczne na forum unijnym. 

Amerykański atom był dotychczas wyraźnie premiowany przez rządzących i przez długi czas wydawało się, że ten wybór jest pewny. Wskazywała na to wstępna umowa rządu z Westinghouse, według której polskie władze miały zaczekać z wyborem partnera przynajmniej do momentu, aż Amerykanie przedstawią własną ofertę (wydarzyło się to 12 września). Drugą przesłanką za scenariuszem amerykańskim była obecność w rządzie zdecydowanie proamerykańskiego Piotra Naimskiego na stanowisku pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury krytycznej.

Sprawy się jednak skomplikowały. Naimski został w lipcu zdymisjonowany, co zwiększyło prawdopodobieństwo alternatywnych scenariuszy, także tych proponowanych przez premiera Mateusza Morawieckiego. W związku z odejściem Piotra Naimskiego opcja amerykańska straciła wartościowego sojusznika. Ponadto nieoficjalny termin na podjęcie decyzji odnośnie amerykańskiej oferty, który miał wynosić 30 dni, już minął, co może budzić niepokój w Waszyngtonie.

Premier Morawiecki ma być orędownikiem współpracy z Francuzami, która to byłaby korzystna politycznie dla Polski na arenie międzynarodowej, chociażby w kontekście negocjacji z Komisją Europejską w sprawach spornych. W podcaście Polityki Insight Robert Tomaszewski i Dominik Brodacki stawiają bardzo zgrabną (i w mojej opinii prawdopodobną) tezę, że atom jest w oczach Morawieckiego (który zresztą nigdy nie był wielkim fanem wielkoskalowych elektrowni jądrowych) narzędziem polityki zagranicznej, a nie energetycznej.

Muszę przyznać, że w napisanym przeze mnie w zeszłym roku artykule również podkreślałem wagę argumentów politycznych w kwestii atomu jako potencjalnego lewaru w polityce zagranicznej Polski. Takie podejście przemawia za potencjalną przewagą oferty francuskiej. 

Zaznaczałem wówczas, że „wybranie oferty Paryża może być prawdziwym game changerem wobec wyjątkowo słabej pozycji Polski w Unii Europejskiej. Głębsza współpraca tych państw oraz poparcie mniejszych członków UE dawałaby możliwość wymuszania ustępstw ze strony Niemiec, zwłaszcza jeżeli chodzi o ich wizję bezatomowej Europy. Z perspektywy rządu zbliżenie na linii Paryż-Warszawa pozwoliłoby także na wzmocnienie pozycji polskich przedstawicieli w negocjacjach dot. praworządności, odblokowanie polskiego Krajowego Planu Odbudowy, a także dałoby szansę na osłabienie ewentualnie powstałych napięć w przyszłości”.

Co więcej, konflikt polskiego rządu z UE po odmowie wypłacenia środków na Krajowy Plan Odbudowy i wątpliwości, czy otrzymamy funduszy spójności, może mieć kolejny wymiar. Jak podają media (m.in. Strefa Inwestorów), pojawiły się wątpliwości odnośnie trybu wybierania dostawcy technologii atomowej na arenie unijnej.

Proces ten miał zbyt mocno faworyzować Amerykanów (m.in. raport o oddziaływaniu technologii jądrowej na środowisko został opracowany z korzyścią dla technologii amerykańskiej i był ukierunkowany na dostarczenie Westinghouse bardziej dokładnych danych) i podchodził pod de facto tryb bezprzetargowy, co jest w UE możliwe tylko w wypadku, gdy zainteresowany jest jeden dostawca i posiada technologię lub gdy projekt jest przedłużeniem już istniejącej inwestycji w zakresie danej technologii. Było tak w przypadku rosyjskiej inwestycji w elektrownię Paks na Węgrzech.

W kontekście polskiego projektu jądrowego zainteresowanych było trzech inwestorów posiadających odpowiednią technologię, którzy nie otrzymali równych szans, co może być przesłanką do zablokowania przez Komisję Europejską polskiego programu jądrowego. Jak prawdopodobny jest to scenariusz i czy KE posunęłaby się tak daleko w sprzeciwie wobec dekarbonizacji polskiego miksu energetycznego – trudno ocenić, ale warto o tej możliwości pamiętać.

Od zeszłego roku wiele się zmieniło. W ostatnich tygodniach spór Brukseli z Warszawą eskalował na tyle mocno, że mogło pojawić się w PiS-ie przekonanie, że nawet przy ostatecznym wyborze francuskiego partnera powyższe zyski polityczne nie miałyby szansy się zmaterializować. A to z kolei miałoby przypieczętować powrót do kierunku amerykańskiego lub amerykańsko-koreańskiego.

Łapiąc dwie sroki za ogon, nie będziemy mieć żadnej?

Jak wskazałem wyżej, w ostatnich tygodniach w debacie publicznej pojawił się temat podzielenia atomowego tortu między dwóch dostawców, aby zmaksymalizować zyski polityczne i gospodarcze. W wariancie francusko-amerykańskim Paryż miałby pomóc w negocjacjach na arenie unijnej (także załagodzić problem z bezprzetargowym trybem wybierania dostawcy), a Stany Zjednoczone dalej angażowałyby się wojskowo w naszym regionie (pytanie, czy rzeczywiście ewentualna rezygnacja z opcji amerykańskiej coś w tej kwestii zmieni) i również  naciskały na europejskich partnerów, aby nie eskalowali politycznego sporu z Polską.

Kolejną przesłanką ku dwutorowości miałoby być zmniejszenie uzależnienia od jednej technologii, a przez to potencjalne zwiększenie odporności na usterki lub wady związane z wyborem tylko jednego rozwiązania.

Inna koncepcja mówi o obiecaniu Korei, że zamówimy od nich kolejne reaktory w zamian za współpracę gospodarczą w zakresie dalszych zakupów militarnych. Miałoby to być bardziej prawdopodobne ze względu na fakt, że technologia koreańska (reaktory APR1400) bazuje na rozwiązaniach amerykańskich (reaktorach AP1000). To miałoby sprawić, że projekty byłyby komplementarne i Waszyngton także ze względów politycznych nie protestowałby przeciwko naszej współpracy z Koreańczykami (relacje USA-Korea Płd. są dużo bliższe niż na linii Waszyngton-Paryż).

Rozwiązanie koreańskie miałoby także mieć najniższą cenę i najmniejsze prawdopodobieństwo opóźnień (średnie opóźnienie przy projektach wynosi trzy lata, zaś w opcji francuskiej i amerykańskiej jest to ponad pięć). 

Należy pamiętać, że budowa dwóch elektrowni przez dwóch dostawców byłaby najprawdopodobniej dużo droższa, niż gdyby obie wybudował jeden dostawca. Byłoby tak ze względu na brak efektu skali w ramach jednej technologii – mniejsze zamówienie od jednego dostawcy będzie oznaczało wyższą kwotę jednostkową. Budowa dwóch elektrowni przez dwóch różnych dostawców wymagałaby więcej materiałów w dwóch osobnych łańcuchach dostaw i dwukrotnie większej liczby pracowników, których trzeba byłoby przeszkolić w różnych technologiach.

Ponadto dotychczasowi faworyci – Amerykanie – niechętnie patrzą na perspektywę tworzenia tylko jednej elektrowni. Chcieliby budować atom w Polsce zgodnie ze złożoną ofertą na dwie elektrownie. Co więcej, dwutorowość istotnie skomplikowałaby projekt i zwiększyłaby prawdopodobieństwo opóźnień. Kolejny problem to dodatkowa dwutorowości zleceniodawców – PGE i równolegle spółki Polski Elektrownie Jądrowe – która zupełnie zniszczyłaby dotychczasowe przygotowania i zaburzyła proces.

Furtką, którą może wykorzystać polski rząd, aby zaspokoić oczekiwania wszystkich, jest projekt budowy dodatkowej, trzeciej elektrowni (docelowa łączna moc atomu w Polsce wyniosłaby powyżej planowanych 9 GW). Wówczas mogłyby powstać dwie elektrownie w ramach jednej technologii oraz trzecia od innego dostawcy, co zapewniłoby Polsce wymienione w tekście dodatkowe korzyści. Większa łączna moc atomu byłaby też dobra wobec wzrastającego zapotrzebowania na energię elektryczną w przyszłości, zwłaszcza w kontekście dążenia do niższej emisyjności poprzez elektryfikację gospodarki.

Potrzebujemy atomu!

Jak widać, powstało dużo szumu wokół budowy wielkoskalowego atomu w Polsce. Pewnie nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę skalę projektu i fakt, że walczą ze sobą trzy duże i wpływowe koncerny zagraniczne. Inwestycja warta nawet 200 mld zł może również decydować o przyszłości członków obecnego rządu.

W medialnej burzy nie możemy jednak zapomnieć o podstawowym fakcie – Polska potrzebuje elektrowni jądrowych, i to jak najszybciej. Bez stabilnie produkującego tani prąd atomu długofalowa dekarbonizacja polskiej energetyki będzie bardzo trudna nawet przy szybkim rozwoju OZE. 

Jeśli ktoś zwraca mniejszą uwagę na dużą emisyjność naszego wytwarzania energii i związanych z tym potencjalnych problemów z utrzymaniem się w europejskich i światowych łańcuchach dostaw, to powinien przynajmniej pamiętać o starzeniu się naszych elektrowni i wyczerpywania złóż węgla na ekonomicznie opłacalnych do wydobycia głębokościach. Energetyka jądrowa w Polsce to podstawa naszego bezpieczeństwa, nawet szerzej rozumianego niż tylko energetycznego.

Projekt budowy polskiego atomu niemiłosiernie się ciągnie (początki sięgają nawet 2008 r.), kolejne jego terminy są przekraczane. Jeżeli finalna decyzja nie zostanie podjęta do końca roku, to pojawia się pytanie, kiedyś w ogóle do tego dojdzie. Czy kiedykolwiek nadarzy się lepszy moment, biorąc pod uwagę fakt, że proces budowy elektrowni jądrowych będzie trwał kilkanaście lat?

Za rok odbędą się wybory, których wynik jest nieprzewidywalny. Decyzje następnego rządu mogą spowodować kolejne opóźnienia. Czy chcemy kolejne długie miesiące spędzić na jałowym debatowaniu nad ofertami, dostawcami, układankami międzynarodowymi, zyskami zewnętrznymi i politycznymi wewnątrz rządu? Jestem już naprawdę tymi przepychankami i dyskusjami zmęczony. W obecnej sytuacji traci na znaczeniu, kto z partnerów ma ostatecznie zrealizować projekt. Zacznijmy, do cholery, budować ten atom!

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.