Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Wannabe Iron Man. Wielkie ego i geopolityczne naiwniactwo Elona Muska

Wannabe Iron Man. Wielkie ego i geopolityczne naiwniactwo Elona Muska Grafikę wykonała Julia Tworogowska

Elon Musk chciał zaproponować plan pokojowy, co ostatecznie skończyło się mniej lub bardziej zabawną tragifarsą. Patrząc na historię technologicznych gigantów ostatnich dekad, można stwierdzić, że jego polityczne naiwniactwo nie jest wyjątkiem, a raczej regułą. Sukces multimiliarderów ma to do siebie, że powoduje przerost ego i częściowo odbiera rozum. Nie inaczej jest z twórcą Tesli i właścicielem firmy SpaceX.

Jak Jobs chciał obalić Związek Sowiecki

W 1984 roku Apple wyemitowało słynną reklamę. Jej akcja działa się w scenerii wzorowanej na powieści 1984 George’a Orwella. Do sali, w której znajdują się setki tak samo wyglądających szarych ludzi wpatrujących się w Wielkiego Brata przemawiającego z ekranu, wpada ubrana w kolorowe ubrania dziewczyna.

Przebiega wśród nieruchomych postaci i rzuca wielkim młotem w sam środek ekranu, który eksploduje w wielkim wybuchu. Na ekranie pojawia się napis: „24 stycznia Apple Computer wprowadzi na rynek Macintosha i zobaczysz, dlaczego rok 1984 wcale nie będzie taki jak w «1984»”.

Reklama okazała się lepsza niż sam produkt. Macintosh nie odniósł sukcesu z różnych powodów. Mimo to Jobs wierzył w zaprezentowaną w reklamie wizję polityczną swoich urządzeń i w 1985 pojechał do Moskwy. W dobie technologicznych sankcji zabraniających eksportu zaawansowanej elektroniki postanowił sprzedawać Rosjanom Macintosha. Chciał nawet w ZSRR otworzyć fabrykę.

Kiedy urzędnik z ambasady powiedział mu, że naruszy to dziesiątki regulacji eksportowych i pozwoli ZSRR opanować najnowocześniejszą zachodnią technologię, Jobs miał odpowiedzieć: „Kim ty jesteś?! Jesteś tylko biurokratą! Nie wiesz, o czym mówisz!”.

Jobs bowiem wierzył, że jeśli tylko Rosjanie dostaną w swoje ręce Macintosha, to zaczną drukować swoje gazetki, wymieniać się wiedzą i wkrótce zmontują rewolucję przeciw opresyjnym rządom komunistów, a to przecież było w interesie USA. Identycznie jak w reklamie. Jobs traktował swoją wizję naprawdę poważnie, w ten sposób tłumaczył powód swojej wizyty przedstawicielom rządu USA.

Tej historyjki mogliście nie znać, ale doskonale wszyscy pamiętamy, jak Mark Zuckerberg wierzył w naprawę świata dzięki połączeniu nas w jedną społeczność. Ostatnie lata skutecznie (chyba) zabiły w nim te naiwne mrzonki, a coup de grace wykonał jakiś typ, który z gołą klatą i ubrany w futrzastą czapkę z rogami wraz ze zwołaną w mediach społecznościowych ekipą zdobył Kapitol.

Dlaczego Elon Musk nagle porwał się na geopolitykę, grając rolę bieda-Kissingera? Odpowiedź jest prosta: nie jest wyjątkiem wśród technologicznych przedsiębiorców, a raczej regułą. Kroczy tą samą ścieżką co wielu technologicznych biznesmenów przed nim.

Jak Elon Musk pomaga Ukrainie

Elon Musk chciał zostać tym, który niczym Aleksander przetnie węzeł gordyjski, jednak jedynym skutkiem jego „genialnego” planu zakończenia wojny na Ukrainie jest tylko przypięcie autorowi etykiety na wpół zwariowanej ruskiej onucy. Najnowsza inicjatywa trollującego miliardera spowodowała, że zaczęto się zastanawiać, czy ten „oryginał” przypadkiem całkiem nie oszalał.

Rzecz w tym, że wcale nie, wręcz przeciwnie. Musk wpisuje się w ścieżkę zachowań, którą szło wielu technologicznych miliarderów przed nim. Miliarderów, którzy w swoim zadufaniu uwierzyli, że potrafią rozwiązywać polityczne problemy. Ścieżkę o wiele starszą niż różne wybryki technologicznych gigantów z ostatnich lat.

Zaczęło się przepięknie. Już 26 lutego minister cyfryzacji Ukrainy, Michajło Fedorow, zwrócił się do Muska z apelem: „W czasie, kiedy próbujesz skolonizować Marsa, Rosja próbuje podbić Ukrainę!”. Na to miliarder odpowiedział krótko: „Starlink jest już aktywny na Ukrainie. Więcej terminali w drodze”.

Starlink to produkt firmy SpaceX umożliwiający poprzez wykorzystanie specjalnych urządzeń (terminali) łączenie się z internetem bezpośrednio przez sieć setek krążących nad ziemią satelit, jest więc odporny na wszelkie blackouty i niszczenie infrastruktury fizycznej na ziemi. „Dzięki, Elon!” – odpisał Fedorow. Musk stał się bohaterem, który niczym Tony Stark, do którego był wcześniej wielokrotnie porównywany, potrafi wykorzystać swoje technologie do ratowania świata.

Na Ukrainie wylądowało dziesiątki tysięcy terminali stanowiących dziś podstawową metodę komunikacji ukraińskich sił zbrojnych. Firmy Muska podarowały ich około 20 tysięcy, kolejne dokupowali m.in. Ukraińcy, ale też przynajmniej 5 tysięcy sztuk dorzuciło polskie Ministerstwo Obrony. Abonament kosztuje 110 dolarów za terminal miesięcznie. Według szacunków samego Muska do końca roku jego firma na obsługę ukraińskich terminali wyda około 100 milionów dolarów.

Rachunek za ratowanie świata

Koszty obsługi ukraińskich terminali w dobie technologicznego dołka zaczęły uwierać miliardera. Jak dowiedzieliśmy się dzięki CNN, już we wrześniu SpaceX skierowało do Pentagonu list mówiący w skrócie, że dobrze by było, żeby Stany Zjednoczone wzięły ten rachunek na siebie.

„Nie jesteśmy w stanie podarować Ukrainie kolejnych terminali i finansować utrzymania istniejących w nieograniczonym horyzoncie czasowym” – pisał dyrektor sprzedaży firmy niedługo potem, gdy generał Załużny poprosił Muska o wysłanie kolejnych urządzeń. Personifikacja Tony’ego Starka postanowiła Ameryce wystawić rachunek za wsparcie.

W ostatnich dniach pojawiły się również informacje, że starlinki stanowiące komunikacyjny kręgosłup Sił Zbrojnych Ukrainy nie działały w czasie kontrofensywy. Wygląda jednak na to, że niekoniecznie była to próba wpływu Muska na linię frontu.

Bardziej prawdopodobne jest to, że SpaceX (niewykluczone, że na życzenie amerykańskich służb) blokował działanie usługi po rosyjskiej stronie frontu, aby Rosjanie nie mogli korzystać ze zdobytych lub kupionych na własny użytek urządzeń. Brak informacji o zmianie linii frontu uniemożliwiał pewnie szybką korektę strefy niedziałania, dlatego po paru dniach problemy zostały rozwiązane.

Próba negocjacji ceny starlinków pewnie nie wywołałaby aż tak wielkiej burzy. W końcu Lockheed Martin nie dostarcza Ukrainie HIMARS-ów w formie prezentów, sprzęt trafiający na linię frontu finansowany jest przez budżety obronne państw NATO. W ostatnich dniach jednak (po negatywnej odpowiedzi amerykańskiej administracji) Elon Musk na Twitterze stwierdził, że firma nadal będzie dostarczać Ukraińcom usługę za darmo.

Sprawa byłaby o wiele mniej medialna i być może nawet zakończyłaby żywot w formie jakiejś korzystnej dla SpaceX (i Ukrainy) umowy, gdyby Elon Musk nie próbował wejść w rolę politycznego stratega mającego genialną wizję zakończenia konfliktu.

Polityka przedszkolaka

Musk znów wykorzystał swoją ulubioną platformę – Twittera – do wywołania burzy. Żeby dobrze uzmysłowić chaotyczność naszego niby-superbohatera, trzeba przypomnieć, że prywatnie Musk procesuje się z Twitterem, który próbuje zmusić go do dotrzymania umowy wykupu sieci społecznościowej za 44 miliardy dolarów.

Ostatnio zresztą Elon Musk dokonał kolejnego zwrotu, dając znać, że faktycznie może wrócić do intencji zakupu Twittera. To jednak sprawa „marginalna”, bagatela, chodzi przecież o zaledwie 44 miliardy dolarów, równowartość ponad połowy rocznego budżetu naszego państwa.

Musk na Twitterze zapytał swoich fanów o bycie za lub przeciw swojemu „sprytnemu” planowi zakończenia wojny na Ukrainie. Miliarder postulował, że należy powtórzyć referenda na terenach 4 „separatystycznych” obwodów, Krym pozostanie przy Rosji („tak jak był przy niej od 1783 aż do czasu błędu Chruszczowa”). 

Zdaniem Muska trzeba zapewnić dostawy wody na półwysep, zaś Ukraina powinna zgodzić się na status państwa neutralnego. Dodał jeszcze, że „to bardzo prawdopodobny wynik wojny. Pytanie, ilu jeszcze zginie”. Przeciw takiemu rozwiązaniu zagłosowało 60% z 2,7 miliona uczestników twitterowej sondy. Znany z niewyparzonego języka ustępujący ambasador Ukrainy w Niemczech, Andrij Melnyk, odpisał: „Spieprzaj, to moja bardzo dyplomatyczna odpowiedź do ciebie, Elon”.

Pomysł Muska jest oczywiście naiwniacki. Rosji przecież nie chodzi tak naprawdę o wodę na Krymie ani referenda. Skąd jednak u zawodowego internetowego trolla przyjęcie rosyjskiego słownictwa o „błędzie Chruszczowa” przypisującym Krym Ukraińskiej SSR? Pewne światło w następujących słowach próbował rzucić na tę kwestię Ian Bremmer, konsultant polityczny.

„Musk powiedział mi, że rozmawiał z Putinem i Kremlem o Ukrainie. Zaznaczył mi też, jakie są czerwone linie Kremla. Publicznie chwaliłem Muska za bycie unikalnym i zmieniającym świat przedsiębiorcą. Nie jest jednak ekspertem geopolitycznym”. Musk temu zaprzeczył, twierdził, że z Putinem ostatnio rozmawiał 18 miesięcy temu, a rozmowa dotyczyła kosmosu. Napisał też odpowiedź w swoim stylu: „Nikt nie powinien ufać Bremmerowi”.

Przerost ego wielkich technologów

Ani Jobs, ani Zuckerberg, ani Musk nie są wyjątkami. Miliarder Ross Perot, założyciel jednej z pierwszych firm zajmujących się danymi, w 1992 roku uzyskał w wyborach 19% głosów, choć żadnych elektorskich. Co ciekawe, był on zwolennikiem podwyższania podatków dla najbogatszych i obniżania dla małych i średnich przedsiębiorstw.

Wielu jego kolegów z branży żyje w specyficznym dualizmie, w którym chętnie biorą publiczne pieniądze w formie zleceń i dotacji, a jednocześnie opowiada się za ograniczeniem roli państwa w gospodarce. To zresztą przykład Elona, ale także sztandarowego libertarianina Doliny Krzemowej, Petera Thiela, którego firma Palantir zarabia głównie na analityce danych na zlecenie służb i rządów. W ten trend możemy wpisać też Gatesa, który życie po Microsofcie i większość swojego majątku poświęcił na ratowanie świata.

Kiedy człowiek odnosi zbyt wiele sukcesów, ego zaczyna zakrzywiać rzeczywistość. Jobs w wieku dwudziestu paru lat na chwilę stał się symbolem ery komputerów osobistych. Musk najpierw wykorzystał zarobione w PayPalu pieniądze, aby z pomocą rządowych grantów zrewolucjonizować rynek samochodów elektrycznych (Tesla). Później stworzył firmę, która w dużej mierze dzięki kontraktom z NASA stała się liderem błyskawicznie rosnącego rynku kosmicznego (SpaceX), a przy okazji wykończyła cenowo rosyjski Roskosmos. 

Następnie Musk zabrał się za przeróżne inicjatywy, wśród których był Hyperloop (szybka kolej w próżniowym tunelu; dziś podejrzewa się, że to raczej nierealistyczny wybryk, który miał skłonić Kalifornię i resztę USA do rezygnacji z budowy szybkiej kolei, co zagrażałoby sprzedaży Tesli) i The Boring Company, której celem jest drążenie tunelów metra, w których mają jeździć elektryczne pojazdy Tesli zamiast klasycznych pociągów (widać jakiś trend, prawda?).

Kiedy człowiek zrewolucjonizuje kilka zupełnie różnych branż i okaże się mądrzejszy od wielu siedzących w nich od dekad specjalistów, to nic dziwnego, że stwierdza, że i w polityce dałby sobie radę. To często przynosi opłakane skutki, zresztą z całkowicie zrozumiałych powodów.

Rozwijanie z sukcesem firmy na wybitnie konkurencyjnych i zglobalizowanych rynkach pochłania przedsiębiorców na długie lata. Raczej niewielu z nich znajduje czas i przestrzeń umysłową na czytanie „Foreign Affairs” lub wybitnych analityków Klubu Jagiellońskiego. Jednak po latach, kiedy milionerzy zabierają się za politykę, jeśli nie otoczą się odpowiednimi ludźmi, stają się naiwniakami.

Kiedy poprosiliśmy Stwórcę o Tony’ego Starka, ten odpowiedział, że przecież mamy go w domu. Tylko że ten nasz domowy Kapitan Ameryka okazał się nie lepszy od rozmawiających na przerwie w podstawówce dziewięciolatków jak na poniższym memie:

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.