Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dlaczego podatek Sasina wzbudza tyle emocji? Bo niemoralnie decyduje o własności prywatnej

Dlaczego podatek Sasina wzbudza tyle emocji? Bo niemoralnie decyduje o własności prywatnej Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Wszystko wskazuje na to, że rządowy projekt podatku od zysków nadzwyczajnych (windfall tax) to chybiony pomysł. Krytycy podkreślają, że zaproponowane kryterium opodatkowania jest zdecydowanie zbyt szerokie i dotyka również tych przedsiębiorców, których trudno posądzić o to, że osiągnęli zysk niejako przez przypadek, wykorzystując ekonomiczne skutki wojny na Ukrainie i kryzysu energetycznego. Sama idea nadzwyczajnego lub nadmiarowego zysku ma sens. Własność prywatna powinna być chroniona, ale jest to prawo przysługujące ze względu na dobro wspólne. Tym samym można ograniczyć dysponowanie własnością za każdym razem, gdy jest to pasożytnicze dla państwa i społeczeństwa. Nawet liberałowie muszą się z tym zgodzić.

Sprawa nie tylko techniczna

Nie istnieje ekonomia bez aksjologii. Co prawda, można niekiedy spotkać się z dość osobliwym podziałem, który skierowany jest przeciwko tej tezie. Zgodnie z nim istnieją zagadnienia czysto światopoglądowe oraz te, których natura jest z ducha technokratyczna. Do  pierwszej grupy należą kwestie moralne, takie jak spory o przerywanie ciąży, obecność religii w sferze publicznej, dyskusja na temat różnych konfiguracji związków między ludźmi.

Grupa druga obejmuje m.in. kwestie ekonomiczne i politykę zagraniczną. Oczywiście żadne z tych wyliczeń nie pretenduje do zupełności. Niemniej wydaje mi się, że ten podział w różnych zestawieniach istnieje i stanowi cichą podbudowę dla niektórych argumentów formułowanych w debacie publicznej, a wyłączenie gospodarki spoza oceny moralnej jest jego stałym elementem.

Oczywiście utrzymywanie takiego rozróżnienia jest retorycznie wygodne. Można wtedy łatwo przeciwstawić chłodne, rozsądne i zawsze merytoryczne stanowisko w dziedzinie ekonomii nieracjonalnym, emocjonalnym i bezzasadnym opiniom tych, którzy mówią o sprawiedliwości społecznej. W skrajnej wersji każdą próbę zwiększenia obciążeń fiskalnych lub pogłębionej interwencji państwa w gospodarkę, która byłaby motywowana względami etycznymi, okrzykuje się mianem bolszewizmu lub komunizmu. Te systemy to przecież oczywiste błędy, czego dowiodły trwające przez kilka dekad tragiczne praktyki państw kierujących się tymi ideologiami.

Nie można mieszać moralności z ekonomią. Gospodarka w tym świetle ma status podobny do oddziaływań fizycznych lub prawideł architektonicznych, bo tak jak ruchu cząstek albo wyglądu budynków i zasad ich wznoszenia nie ocenia się w kategoriach sprawiedliwości, tak samo kwestie opodatkowania powinny podlegać wyłącznie namysłowi ekspertów, których głównym zagadnieniem jest obmyślanie i opisywanie najlepszych technik maksymalizacji zysku. Pytanie, czy w ogóle warto, zostaje zastąpione przez pytaniem „jakim sposobem, aby jak najwięcej”.

Utrzymanie takiego podziału na dłuższą metę jest zupełnie niezrozumiałe. Przecież to właśnie problem podziału dóbr między ludzi, a tego dotyczą w istotnej mierze kwestie ekonomiczne, jest jak najbardziej zagadnieniem etycznym. 

Konfiskata mienia wszystkich przedsiębiorców przez państwo byłaby nie tylko zabójcza dla samego dobrobytu przedsiębiorców i kondycji gospodarki, ale przede wszystkim skrajnie niemoralna. Podobnie krytyczna ocena, którą przypisuje się monopolom, także wiąże się z tym, że ich funkcjonowanie w ostatecznym rozrachunku staje się pasożytnicze dla możliwości realizowania uprawnień przez jednostki, które funkcjonują w otoczeniu społecznym zdominowanym przez monopol.

Często bywa tak, że nawet ci, którzy chcą rozdzielać moralność od ekonomii, protestują przeciwko niektórym rozwiązaniom z powodu głęboko zakorzenionych przekonań co do istoty relacji między jednostką a wspólnotą oraz natury prawa do własności prywatnej, choć nierzadko usiłują udawać, że ich opór ma wymiar ściśle technokratyczny. Gdyby rzeczywiście było tak, że ekonomia to wyłącznie dziedzina techniczna i wolna od jakichkolwiek roszczeń moralnych, wówczas jakiekolwiek prawne zabezpieczenie własności miałoby zupełnie fikcyjną podstawę.

Każda technika siłą rzeczy musi dostosować swoje narzędzia do właściwości materii, jaką przynoszą okoliczności. Wówczas nie ma żadnych stałych i nieprzekraczalnych granic poszanowania własności prywatnej, gdyż zawsze względami technicznymi, które odwołują się do sprawności gospodarowania, oraz wskazaniem na okoliczności można by podważyć prawo do posiadania danego majątku lub firmy.

Rzecz jasna, rozstrzygnięcie czegoś na tak ogólnym poziomie, jak dywagacje na temat prawa do własności prywatnej nie zamyka problemu. Realizacja każdego pomysłu i przekucie go w konkretny przepis jest sprawą techniczną. Najsłuszniejszy podatek może zostać ostatecznie źle skonstruowany, a przez to w praktyce pomysł, który pierwotnie był dobry, zamieni się w swoje przeciwieństwo.

Niemniej namysł etyczny nad sprawiedliwością wprowadzenia np. nowego podatku zawsze logicznie poprzedza wszelkie dalsze ustalenia techniczne. Ekonomia nie jest moralnie niewinna, a przyjęty przez nas sposób rozumienia prawa własności już na wstępie wyznacza ramy dalszej dyskusji nad każdą nową regulacją w dziedzinie gospodarki. Nie inaczej jest w wypadku sporu o windfall tax.

Władza jest tam, gdzie są pieniądze

Czy zysk może być nadmiarowy? Zapewne każdy, kto wierzy, że prawo do własności prywatnej jest święte i nienaruszalne, uzna podobną sugestię za absurdalną. Mówiąc inaczej, jeśli prawo do własności prywatnej ma charakter absolutny, czyli nie istnieją okoliczności, w których można by je uchylić lub przeważyć uprawnieniem silniejszym, to w zasadzie każde państwowe obciążenie fiskalne, które wykracza poza społecznie uzgodnione minimum, niewiele będzie się różniło od kradzieży.

Podobnemu, zgoła liberalnemu myśleniu o własności towarzyszy zazwyczaj przekonanie, że państwo powinno odgrywać jedynie minimalną rolę, która sprowadza się do ochrony uprawnień jednostek. Wtedy zaś każde działanie wykraczające poza te wąsko zdefiniowane ramy, np. takie jak redystrybucja dobra od bogatszych do biedniejszych, jest po prostu nieprawomocnym zamachem na jednostkową wolność, ergo jest czymś niesprawiedliwym.

Oczywiście wariantów interpretacyjnych tej tradycji intelektualnej jest całkiem sporo. Nie każda osoba przywiązana do idei osobistej wolności ciąży w kierunku amerykańskiego libertarianizmu, którego niektórzy zwolennicy prędzej woleliby widzieć potwornie wysokie statystyki zgonów spowodowanych brakiem dostępu do opieki medycznej niż urządzenie publicznego systemu ochrony zdrowia. Zasadę wolności i prawo do własności prywatnej warto zrównoważyć zasadą równości, dzięki czemu można uniknąć aż tak radykalnych konsekwencji.

Dla dyskutowanego tu zagadnienia ma to niebagatelne znaczenie. Skoro bowiem prawo do własności nie jest absolutne, a nawet w tradycji liberalnej istnieją względy, które pozwalają je ograniczyć, to tym samym można pomyśleć o takich sposobach dysponowania własnością, które uznaje się za nadmierne, a więc niepożądane. 

Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jednym z nich jest wspomniany monopol. Nie licząc sektorów, jakie uznaje się za strategiczne dla bezpieczeństwa państwa, każde przedsiębiorstwo, gdy staje się tak duże, że w zasadzie kontroluje rynek i uniemożliwia innym jednostkom wolną konkurencję, zostanie uznane za groźne, i to nawet przez kogoś o liberalnych poglądach. To zaś dowodzi, że istnieje zbyt duży rozwój firmy.

Innym przykładem nadmiernego rozwoju ekonomicznego jest oligarchia. Przecież rządy nielicznych – dosłowne tłumaczenie greckiego ὀλιγαρχία – są możliwe najczęściej dzięki zgromadzeniu przez wąską grupę ludzi bardzo dużego majątku, którego rozmiar znacznie przekracza zasobność pozostałej części społeczeństwa.

Mechanizmy oligarchiczne są dobrze znane każdemu, kto przyglądał się ukraińskiej polityce z czasów sprzed tegorocznej inwazji rosyjskiej. Nieudana transformacja ustrojowa i spóźnione reformy umożliwiły wytworzenie potężnych fortun na styku biznesu, polityki i świata przestępczego. W rezultacie połączone siły oligarchów okazały się graczem równorzędnym lub nawet silniejszym od formalnych struktur władzy państwowej.

Czego to jednak w tym kontekście dowodzi? Otóż oligarchia jest przykładem na to, że można być zbyt bogatym. Zarówno w tym wypadku, jak i przy monopolu, mechanizm jest podobny. Nierównomierny rozwój i stworzenie dużej przewagi kapitałowej w obrębie wąskiej grupy sprawia, że to ona staje się ośrodkiem suwerenności politycznej lub gospodarczej, który wyznacza reguły gry ekonomicznej lub politycznej. W rezultacie zdolność do takiej kreacji zasad tracą formalne przepisy prawa, gdyż przestaje za nimi stać twarda siła mogąca wesprzeć literę paragrafów.

Konstytucyjne i ustawowe zapisy mogą gwarantować np. swobodę działalności gospodarczej i prawo konkurencji, gdy jednak monopolista de facto uniemożliwia wejście na rynek, bo z powodu swojej przewagi posiada zdolność do jego regulacji, prawo staje się wówczas pustą literą, a uprawnienia jednostek są łamane. W takiej sytuacji rząd powinien zainterweniować i ograniczyć działalność monopolisty, nakazując mu np. podział na mniejsze spółki, jak to było w wypadku założonego przez Rockefellerów przedsiębiorstwa Standard Oil.

Tym samym każdy z wymienionych przykładów dowodzi, że istnieje coś takiego jak nadmierna kumulacja rozwoju lub bogactwa przez firmę lub jednostkę. Nadmiar w tym kontekście będzie oczywiście własnością względną, która odnosi się do relacji między wybranym podmiotem a jego otoczeniem społecznym, kondycją i potrzebami.

Co więcej, oba te przykłady dowodzą, że liberalne rozumienie własności prywatnej i władzy politycznej zupełnie rozmija się z praktyką państw. Jeśli bowiem państwo miałyby być jedynie formalno-prawną strukturą gwarantującą prawa jednostek, w tym prawo do własności prywatnej, to musiałoby zarazem pozostać ślepe na pozaformalne struktury władzy. Musiałoby też ograniczyć swoje interwencje wyłącznie do tych przypadków, w których naruszenie uprawnienia obywatela jest jawne i bezpośrednie, jak chociażby w wypadku kradzieży, zamachu na życie lub zdrowie.

Tak naprawdę praktyka polityczna dowodzi, że znacznie bardziej adekwatne jest chadeckie rozumienie własności, które bierze swój początek w nauczaniu społecznym Kościoła. Jednostka posiada prawo do własności prywatnej, jednak zgodnie z Gaudium et spes przysługuje mu ono ze względu na dobro wspólne, rozumiane jako „suma warunków życia społecznego, jakie zrzeszeniom bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągnąć pełniej i łatwiej własną doskonałość”.

Wszystkie bowiem wymienione do tej pory okoliczności, które pozwalają państwu na interwencję w prawo do własności prywatnej, wskazują, że ma ono charakter względny, a racją, jaka dozwala na jego naruszenie, jest dobro całej wspólnoty politycznej. W rozwoju nie chodzi przecież o gromadzenie bogactwa przez jednostki jako takie, lecz o harmonijny i wolny od rozwarstwienia społecznego rozwój całości. 

Tylko w takiej siatce pojęciowej można wytłumaczyć, dlaczego pewne wypadki nadmiernego rozwoju lub nadmiernego wzbogacenia słusznie uznaje się za niepożądane i groźne.

Jeśli zysk jest pasożytniczy, jest też nadmierny

Wszystkie powyższe rozważania pokazują, w jaki sposób można uzasadnić, że pewien zysk jest nadmierny. Obserwowany przez nas kryzys to wynik szoku podażowego po pandemii oraz wywołanego przez inwazję Rosji na Ukrainę kryzysu energetycznego. Obecnie odczuwamy przede wszystkim skutki tego drugiego komponentu. Gdy wojna na Ukrainie się zaczęła, Europa odwróciła się w geście solidarności od dostaw z Rosji. Ceny energii skoczyły pod niebiosa, a firmy z sektora energetycznego zaczęły odnotowywać gigantyczne zyski.

Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny, w wypadku amerykańskiego ExxonMobil mowa o wzroście o ok. 281% w II kwartale 2022 roku w porównaniu do 2021 roku. Również w II kwartale bieżącego roku zysk netto Saudi Aramco wyniósł 48,4 mld USD, tj. wzrósł rok do roku o 91% i o 23,5% w porównaniu do I kwartału bieżącego roku. MFW prognozuje, że wzrost PKP Arabii Saudyjskiej w 2022 roku wyniesie ok. 7,6%, co jest największą wartością od dekady.

Na gruncie polskim sytuacja wygląda podobnie. Zysk operacyjny spółek notowanych na GPW z branży chemicznej i surowcowej wzrósł o 167,1% w II kwartale 2022 roku w stosunku do roku ubiegłego. Dla spółek z branży paliwowej i energetycznej mowa o wzroście o 108,3%. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, „w II kwartale cztery spółki (PKN Orlen, JSW, KGHM i PGE) zanotowały zysk netto przekraczający 2 mld zł”.

Jednak zyski w sektorze energetycznym w obecnych warunkach są etycznie problematyczne. Jeśli bowiem to ceny energii odpowiadają za rosnącą inflację, oznacza to, że podmioty, które na tym zarabiają, zyskują de facto kosztem całego społeczeństwa. 

Przede wszystkim poszkodowani są zwykli ludzie, którzy nie tylko ponoszą koszty wyższych rachunków za ogrzewanie, lecz muszą także płacić więcej za żywność. W takiej sytuacji cierpią najbiedniejsi, bo to w ich wydatkach żywność ma największy udział. Harmonijny rozwój wymaga opcji preferencyjnej na rzecz ubogich. Można się spierać, czy przed kryzysem była ona częścią polskie rzeczywistości społeczno-gospodarczej. Niestety teraz wszystko wskazuje na to, że wątpliwości muszą ustąpić miejsca pewności. I to wcale nie na korzyść potrzebujących.

Najbiedniejsi nie są jedyną grupą stratną na obecnym kryzysie. Poszkodowani są także przedsiębiorcy z innych branż niż energetyczna, gdyż muszą zacząć szukać oszczędności i widzą, że spada im liczba zamówień. W odpowiedzi na rosnące ceny energii są zmuszeni jeszcze bardziej podnosić ceny własnych produktów i usług.

To wszystko pozwala stwierdzić, że zysk spółek energetycznych jest nadzwyczajny. Po pierwsze, jest średnio znacznie większy w porównaniu do ubiegłych lat. Po drugie, zaburza równowagę gry na rynku i generuje koszty dla całego organizmu. Przypomina to sposób oddziaływania monopolu na swoje otoczenie społeczne.

Jednak w tym wypadku zysk nie jest wynikiem zdobycia przez firmę bardzo dużych udziałów w rynku, do czego przyczyniły się lepsza oferta, bardziej konkurencyjna cena, innowacyjność i ciężka praca zespołu, lecz okoliczności spowodowane wojną. Co więcej, cały czas mowa o sektorze, który ma strategiczne znaczenie dla całej gospodarki i w którym trudno o wolną konkurencję, gdyż z powodu bezpieczeństwa jest silnie regulowany.

Wydaje mi się, że tym bardziej istnieją powody, aby uznać, że zachodzi sytuacja analogiczna do wspomnianego już monopolu i oligarchii – bezpieczeństwo i możliwość harmonijnego rozwoju ekonomicznego całej wspólnoty są narażone z powodu dużej koncentracji zysku w rękach wąskiej grupy przedsiębiorstw, które dodatkowo w tym wypadku wytwarzają produkt mający strategiczne znaczenie dla całej gospodarki. 

Mówiąc wprost, mamy do czynienia z sytuacją, w której dana grupa podmiotów wykazuje się działaniem pasożytniczym względem całego organizmu społecznego. Jeśli zaś spojrzeć na to przez pryzmat chadeckiego rozumienia prawa własności, to wtedy dojdziemy do wniosku, że wypracowany przez te firmy zysk jest nadmiarowy, a państwo ma prawo nałożyć od niego specjalny podatek, dzięki któremu będzie można np. redystrybuować dochody na rzecz osób najbardziej zagrożonych przez wysokie ceny energii.

Wszystko dlatego, że własność ma przeznaczenie społeczne i służy rozwojowi osoby ludzkiej w jej otoczeniu społecznym, a nie jest tylko i wyłącznie uprawnieniem jednostki, z którego może ona korzystać w dowolny sposób, nie licząc się z konsekwencjami dla dobra wspólnego.

Oczywiście zgodnie z zasadą subsydiarności państwo nie powinno interweniować tak długo, jak długo problem może być rozwiązany na niższym szczeblu. Opodatkowanie nie musi być koniecznością. Gdyby spółki energetyczne same przeznaczyły swój zysk na zwalczanie kryzysu, państwo nie musiałoby podejmować jakichkolwiek działań w tej materii. Niestety to rozwiązanie jest utopijne, dlatego jakaś forma windfall tax jest konieczna. Nie znaczy to jednak, że każda postać tego podatku jest rozsądna i sprawiedliwie skonstruowana.

Niechadecki podatek Sasina

Przyłożenie miary społecznego rozumienia prawa własności pokazuje także, co jest złego z podatkiem Sasina. Minister aktywów państwowych zaproponował, aby opodatkować każde przedsiębiorstwo (nie tylko te z sektora energetycznego), które wykazało w tym roku zysk większy niż w latach poprzednich oraz zatrudnia przynajmniej 250 pracowników. To zaś wydaje się zupełną przesadą. 

Nie można posądzać tak szerokiej grupy przedsiębiorców o to, że osiągnięte przez nich zyski były wyłącznie darem od losu, którego wykorzystanie siłą rzeczy pasożytowało na dobru wspólnym. Zarobione pieniądze mogły być nie tylko wynikiem dobrze wykorzystanych okoliczności, lecz także wypuszczenia nowego produktu, wprowadzenia nowych technologii, zwiększenia wydajności lub poprawienia zarządzania. Z powyższych względów zignorowanie potencjalnego wpływu tych czynników i nałożenie podatku na wskazaną przez wicepremiera Sasina grupę trzeba uznać za bezprawny zamach na własność prywatną.

Jeśli bowiem firma lub grupa firm nie koncentruje kapitału ani nie rozrasta się do takich rozmiarów, że swoją działalnością wyznacza reguły gry wszystkim innych i obarcza ich dodatkowymi kosztami, to wykorzystuje swoją własność w sposób etycznie zasadny, który jest korzystny zarówno dla samego przedsiębiorcy, jak i dla jego otoczenia społecznego. W takim wypadku nie ma mowy o żadnych zyskach nadmiarowych.

***

Czasy kryzysu wymagają elastyczności i mądrego reagowania na bieg wydarzeń. Warto też dążyć do tego, żeby ten kryzys jak najmniej przypominał poprzednie, gdy najbardziej poszkodowanymi byli ci, którzy mieli najmniej, a najbogatszym włos z głowy nie spadł. Warto sięgnąć po takie kryteria, które jasno zakreślają pole działania i pozwalają zarazem na dojrzenie całego spektrum zjawisk, z jakimi się trzeba zmierzyć. Uparte trzymanie się schematu, wedle którego istnieją tylko jednostki oraz ich prawa do wolności i do własności, raczej na nic się nie zda, gdy formalnie legalna działalność kilku podmiotów sprawia, że koszty ponoszą nawet ci, którzy mają największe skłonności do myślenia w kategoriach jednostkowej wolności.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.