Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Cherezińska jest Sienkiewiczem w spódnicy? Powieści pisarki to historyczny fast food dla współczesnych

Cherezińska jest Sienkiewiczem w spódnicy? Powieści pisarki to historyczny fast food dla współczesnych Grafikę wykonała Julia Tworogowska

Nie będzie rewolucyjnym odkryciem stwierdzenie, że powieść historyczna przeważnie więcej mówi o czasach, w których została napisana, niż o tych, w których toczy się jej akcja. Przeszłość staje się zwierciadłem, w którym przegląda się teraźniejszość – sam autor, czytelnicy i współczesne im problemy. Nie inaczej rzecz ma się z jedną z najpopularniejszych obecnie polskich pisarek historycznych, jaką jest Elżbieta Cherezińska. Czy ta autorka zasłużyła na tytuł Sienkiewicza w spódnicy? Śmiem wątpić.

Starodawny kostium powieści historycznej jest nie tylko zwierciadłem odbijającym współczesne problemy. Często je wyostrza, tak jak babciny czepek i okulary groteskowo podkreślają drapieżny charakter wilka. A jednak wydaje się, że czytelnicy dosyć często podchodzą do powieści historycznej z niewinnością Czerwonego Kapturka. Wierzą w poetycką wizję jak w historyczną prawdę. Zresztą nie tylko czytelników to dotyczy. Również autorzy nierzadko piszą z dydaktycznym zamiarem wyjaśnienia czytelnikom, jak to drzewiej bywało.

Elżbieta Cherezińska, chyba najpopularniejsza obecnie polska autorka powieści historycznych, wcale się z tym zamiarem nie kryje. Nazywana Sienkiewiczem w spódnicy pisarka ma już na koncie m.in. osadzony w czasach II wojny światowej Legion, serię Północna droga o średniowiecznej Skandynawii oraz osiem powieści piastowskich, w tym potężny pięciotomowy cykl Odrodzone królestwo, opowiadający o końcówce rozbicia dzielnicowego i panowaniu Władysława Łokietka.

Trzeba przyznać, że Cherezińska dba o faktograficzną dokładność – wszystkie kto, kiedy, co i dlaczego są u niej zazwyczaj zgodne z ustaleniami historyków, za co zresztą jest chwalona. Ciekawsze jest jednak nie to, co Odrodzone królestwo mówi o Polsce wieku XIII i XIV, lecz o Polsce wieku XXI, bo w tym właśnie kryje się sekret popularności cyklu.

Rewolucja seksualna czasu Piastów

Istnieje kilka powodów, dla których piastowskie powieści Cherezińskiej świętują triumfy wśród czytelników. Zarówno w samym cyklu Odrodzone królestwo, jak i w materiałach reklamowych oraz recenzjach poszczególnych tomów przewijają się te same motywy, które z grubsza można sprowadzić do poczucia swojskości i tożsamościowej dumy.

Powieści Cherezińskiej w pierwszej kolejności jawią się więc jako „nasze, polskie”, mają przedstawiać „naszą polską” historię i budować „naszą polską” wspólnotę. Autorka deklarowała, że „znajomość historii własnego kraju […] jest najlepszą lekcją patriotyzmu uwolnionego od wpływów nacjonalizmu”, a Maciej Mazurek w recenzji jednego z tomów porównywał autorkę do Kraszewskiego i Sienkiewicza, „którzy budowali polską tożsamość przez odnowienie obrazu historii”.

To odnowienie ma kluczowe znaczenie, bo drugim fundamentalnym założeniem Cherezińskiej jest maksymalnie przybliżyć przeszłość współczesnemu czytelnikowi. Stąd całkowita rezygnacja z archaizacji – bohaterowie posługują się współczesną polszczyzną, nierzadko w najbardziej potocznym wydaniu. Z tego wynika też zupełnie XXI-wieczna wrażliwość, sposób myślenia i uczuciowość bohaterów, a także koncentracja narracji na ich namiętnościach.

„Słuchajcie: porywają się w czasie mszy sprzed ołtarzy, mordują w łaźni, na tych temperamentnych nasyłają dziwki z nożem, jak im brakuje kasy na wojnę, rabują kościoły lub klasztory, nawet wtedy, gdy przypadkiem to klasztor własnej, świętej już, prababki. Gdy brakuje im sióstr i córek na wydaniu, by zmajstrować dynastyczne mariaże, porywają wyświęcone mniszki i wiodą je przed małżeńskie ołtarze” – pisze Cherezińska z entuzjazmem.

Zwykle oszczędna w opisach rozkwita, gdy ma przedstawić scenę erotyczną, szpikuje ją soczystymi porównaniami do łodzi wpływających w szuwary i pochłanianych łapczywie owoce. Konsekwencją tego podejścia jest rzeczywiście „odnowiony” obraz historii, celowo stawiany w opozycji do stereotypu historii szkolnej, czyli suchego zbioru dat i nazwisk, nudnego, jednostronnego i niezrozumiałego. Erotyka jest jednym z atrakcyjnych chwytów, które na ten zmurszały szkielet pozwalają nałożyć trochę mięsa. Leszek Czarny, który popadł w kłopoty, bo nie był w stanie skonsumować swojego małżeństwa z Gryfiną, w wizji Cherezińskiej występuje jako wojowniczy i namiętny supergej z włosami do pasa.

Inną przyprawą są elementy fantastyczne, takie jak ingerencje sił nadprzyrodzonych albo ożywione herby – lwy i orły, które głośnym rykiem lub trzepotem skrzydeł wyrażają emocje targające ich właścicieli. Są też spiski, rodowodowe tajemnice i kryjący się w lasach poganie (ponurzy kapłani Trzygłowa i mądre kapłanki Matek). Rozbicie dzielnicowe zyskuje na pikanterii dzięki przedstawieniu go w kategoriach klątwy.

Mamy wreszcie do czynienia ze swoistą feminizacją historii przez wprowadzenie „silnych postaci kobiecych”, takich jak Jemioła, dla której zawód prostytutki stanowił idealne uzupełnienie szpiegowskiego rzemiosła, figlarna święta Kinga czy też złowroga domina Mechtylda Askańska. Bohaterki Cherezińskiej potrafią tupnąć nogą, wygłosić własne zdanie i demonstracyjnie obrazić się na patriarchat, a przy tym – być może przede wszystkim – są wyzwolone seksualnie.

Nic dziwnego, że będąc taką mozaiką atrakcyjnych dla współczesnego odbiorcy motywów, Odrodzone królestwo podoba się wszystkim. Historyk pochwali zgodność z ustalonymi faktami, przeciętny czytelnik ożywienie nudnej historii, lewicowa recenzentka akcenty feministyczne, a prawicowy recenzent budowanie wspólnoty poprzez popularyzację ojczystej historii. Wszyscy są więc zadowoleni. Odrodzone królestwo podoba się, bo ma się podobać. Jest to – jak pisał Gombrowicz o Sienkiewiczu – idealna literatura kokieteryjna.

Cherezińska nowym Sienkiewiczem? Śmiem wątpić

Przydomek Sienkiewicza w spódnicy, jakim Cherezińska jest obdarzana w recenzjach i materiałach reklamowych, można by uznać za wyraz pewnej nieporadności popularnej świadomości niezdolnej wyobrazić sobie innej powieści historycznej jak właśnie sienkiewiczowska. Pod pewnymi względami może się to jednak wydawać uzasadnione. Odrodzone królestwo rzeczywiście spełnia albo chce spełniać te same funkcje co niegdyś Trylogia.

A jednak różnice istnieją, i to niemałe. Pierwsze, co się narzuca, to warsztat pisarski. Cherezińskiej daleko do literackiego kunsztu Sienkiewicza. Jej styl jest prosty, czasem nieporadny. Najgorzej, gdy bohaterowie śpiewają pradawne opowieści, na ogół kulawe i pełne częstochowskich rymów. Również zasób narracyjnych chwytów jest ubogi. Dość powiedzieć, że z irytującą częstotliwością o dramatycznych wydarzeniach dowiadujemy się nie bezpośrednio, lecz z pogawędki bohaterów przy piwie, jak gdyby powieść była filmem z ograniczonym budżetem na sceny walki.

A co z budowaniem wspólnoty narodowej, czyli największym potencjalnym podobieństwem Cherezińskiej i Sienkiewicza? Autor Trylogii chciał wzbudzić w Polakach poczucie dumy z historii kraju i rycerskich cnót przodków, kształtować świadomość, że kiedyś Polska była potęgą, i budować mit szlacheckiego narodu. Mit wzniosły, ale jednocześnie przybliżony czytelnikom dzięki temu, że uosabiali go pełnokrwiści bohaterowie niepozbawieni wad i ułomności. Przysłowiowe pokrzepianie serc polegało na dawaniu poczucia, że my, czytelnicy Sienkiewicza, możemy być tacy jak nasi mityczni, heroiczni przodkowie, czyli stworzone przez niego postacie.

W jaki sposób Cherezińska buduje czy też podtrzymuje wspólnotę narodową? Z jej deklaracji wynikałoby, że wystarczy do tego samo szerzenie wiedzy o faktach historycznych. A jednak, przekształcając ustalenia historyków w powieść, Cherezińska musi, chociażby nieświadomie, zająć jakąś pozycję ideologiczną. Sam fakt, że suche informacje, do których rzekomo ogranicza się szkolna historia, pisarka ubiera w ludzkie namiętności, wpływa na wymowę tych informacji.

Całe Odrodzone królestwo opiera się na micie polskości, polskiej państwowości i polskiej potęgi. To właśnie wspomniane w tytule cyklu Królestwo – w powieściach pisane zawsze wielką literą – jest naczelną ideą i ponadczasowym punktem odniesienia dla wszystkich postaci. Bohaterowie pozytywni prędzej czy później rozumieją, że zjednoczenie jest potrzebne, by wskrzesić wielkość Polski Chrobrego; negatywni myślą tylko o swoich prywatnych interesach.

Przypisywanie mitu Królestwa Polskiego do czasów rozbicia dzielnicowego jest historycznie niepoprawne. Koncepcja Korony Królestwa Polskiego, czyli państwa niezależnego od postaci władcy, weszła w obieg dopiero pod koniec XIV wieku. Do tego czasu mieliśmy do czynienia z monarchią patrymonialną, gdzie państwo stanowiło prywatną własność władcy. Co więcej, w powieściach Cherezińskiej jest to również mit bardzo abstrakcyjny, zbudowany z efektownych, ale pustawych znaków. Niewiele jest namacalnych szczegółów, które pozwoliłyby określić, skąd wypływa rodzący się patriotyzm bohaterów.

Jedynym wyjątkiem są pogańskie wyznawczynie Matek, które też należą do bardzo nielicznych przedstawicieli plebsu. W ich szeregach również rodzi się patriotyzm oparty na krwi i pochodzeniu. Zależy im na zjednoczeniu kraju po to, by zapewnić bezpieczeństwo potomkom odwiecznych mieszkańców tych ziem, w drugim tomie natomiast decydują się wspierać córkę Przemysła II jako pierwszą potencjalną królową, która byłaby polskiego, a nie obcego pochodzenia.

Poza tym jednak Cherezińska koncentruje się na warstwach rządzących, co ułatwia szafowanie wzniosłymi słowami o Królestwie, które musi się odrodzić. Początkowo, w pierwszym tomie cyklu, depozytariuszem tej idei jest późniejszy arcybiskup Jakub Świnka. On wysnuwa ją ze starych rękopisów i boskich objawień. W tomie drugim mit nabiera mocy i zatacza coraz szersze kręgi. Jak mantra powraca hasło o tym, że Królestwo to więcej niż król i że wprawdzie utraciliśmy władcę (zamordowanego Przemysła II), lecz odzyskaliśmy Królestwo.

W tomie trzecim na porządku dziennym są już rozważania o Polsce jako niepodzielnym terytorium, które potrzebuje władcy do obrony granic, oraz dobre życzenia, takie jak „niech wielka idea Królestwa cię wiedzie”. Łokietek niespodziewanie staje się uosobieniem ludu, którego dotąd czytelnik nie miał za bardzo szansy oglądać, ludu „upartego i niezniszczalnego, pełnego wad, ale i wzlotów”. Z całkiem dosłownym wzlotem mamy do czynienia w przypadku arcybiskupa Świnki, który w chwili śmierci odbywa na grzbiecie Białego Orła lot ponad odrodzoną, zjednoczoną ojczyzną.

Nacjonalistyczno-pogańska polskość

Ta abstrakcyjna wzniosłość zostaje dosłodzona popfeminizmem, erotyką i innymi wspomnianymi już chwytami atrakcyjnymi dla współczesnego czytelnika. Siłą rzeczy są to inne chwyty niż te, które stosował swego czasu Sienkiewicz. Tu widać następną, na razie dosyć powierzchowną różnicę między jego twórczością a książkami Cherezińskiej.

Kolejne rozbieżności wynikają z odmiennego podejścia do religii. Wiara, a właściwie wiary są silnie obecne w całym cyklu, ale wielki mit Polski jako najwyższego dobra jest wobec nich wyraźnie nadrzędny. Ba, kiedy Jakub Świnka modli się słowami: „Bo Twoje jest Królestwo”, nie ulega wątpliwości, że ma na myśli bardzo konkretne królestwo z tego świata. Zresztą zarówno on, jak i pogańskie czcicielki Matek gotowi są zapomnieć o różnicy wiary i współdziałać na rzecz zjednoczenia państwa. Z drugiej strony Henryk Probus, który w Koronie śniegu i krwi rywalizuje o władzę z Przemysłem II, jest dosłownie opętany przez diabła. Świat nadprzyrodzony zostaje w ten sposób wpisany w historię Polski, nie na odwrót.

Wspomniane tu wątki pogańskie to trzeci element, który niewątpliwie odróżnia Cherezińską od Sienkiewicza i wynika z ducha czasów. Od publikacji Niesamowitej Słowiańszczyzny Marii Janion do kultury popularnej coraz częściej zaczęła przenikać tęsknota za utraconą słowiańską tożsamością Polaków, brutalnie stłumioną przez chrystianizację. Przedstawiając poganki jako mądre wieszczki i wytrawne polityczne agentki, Cherezińska pozwala czytelnikom niejako odzyskać tą mityczną odebraną przeszłość i dokłada kolejny „nasz, polski” element, z którego możemy być dumni.

Natomiast motywy chrześcijańskie, choć również silnie obecne, wypadają w porównaniu z tym jasełkowo. Brakuje im mistycyzmu i wzniosłości, jakie cechują wielki mit Polski czy nawet religię pogańską z jej wizjami Matek wyłaniających się z puszczańskiego mroku. Świętość księżnej Kingi objawia się m.in. wesołym lewitowaniem i tym, że w gniewie włosy skręcają się jej w kędziorki, a Jezus najczęściej objawia się Śwince obcesowym huknięciem, które przywołuje przyszłego arcybiskupa do porządku, kiedy jego myśli zmierzają w niewłaściwym kierunku.

Sacrum chrześcijańskie jest więc w dużej mierze zdesakralizowane. Jest to czwarta różnica w porównaniu z Sienkiewiczem, który wprawdzie też postawił ojczyznę ponad Bogiem (jak mu to zarzucał Gombrowicz), ale ponieważ realizował mit Polaka-katolika, duchowość i religia były przez niego przedstawiane z zachowaniem pewnego patosu.

Piątą różnicą jest wspomniana już świadoma rezygnacja przez Cherezińską ze stylizacji językowej. Jest oczywista i na pozór powierzchowna, ma jednak skutki bardziej dalekosiężne, niż się może na pierwszy rzut oka wydawać. Poprzez włożenie w usta postaci historycznych języka współczesnego, i to nieraz bardzo potocznego, Cherezińska dokonuje ich radykalnego (choć iluzorycznego) przybliżenia do XXI-wiecznego czytelnika, co zresztą od początku było jej zamiarem.

Konsekwencją wszystkich tych elementów jest ostatnia, najważniejsza z różnic, jakie oddzielają współczesną pisarkę od Sienkiewicza. Abstrakcyjny, deklaratywny patriotyzm, chwyty atrakcyjne dla współczesnego czytelnika, tolerancja religijna bohaterów zbliżona do obojętności oraz potoczny język składają się na poczucie, które jest paradoksalnym odwróceniem przesłania Sienkiewicza. To nie my możemy być jak nasi przodkowie – to nasi przodkowie byli dokładnie tacy jak my.

My, Polacy, też jesteśmy fajni tak jak Zachód

Patriotyczna i wspólnototwórcza wizja Cherezińskiej wykracza poza prostą popularyzację faktów historycznych. Najbardziej interesującym jej elementem jest zapewne akcent położony na współpracę ponad podziałami dla wspólnego, ogólnonarodowego dobra. Ideały albo jednak zostają uproszczone, spłaszczone i przystrojone w jasełkowe szatki, jak np. religia i duchowość, albo też pozostają na deklaratywnej i abstrakcyjnej płaszczyźnie pięknych słów, jak wielki mit Królestwa Polski.

Jeśli zresztą wierzyć recenzjom (np. na lubimyczytac.pl), do przeciętnego czytelnika mocniej przemawiają proste podniety i atrakcyjne chwyty stosowane przez Cherezińską, takie jak erotyka, silne postaci kobiece, skłonność bohaterów do alkoholu i potoczny język. Dają one kojące poczucie, że my, Polacy, jesteśmy i zawsze byliśmy fajni, mamy fajną historię i nie musimy się niczego wstydzić przed Zachodem z jego Henrykiem VIII i Grą o tron. Okazuje się zatem, że Odrodzone królestwo pełni przede wszystkim funkcję konsolacyjną, leczy kompleksy.

To z kolei może rodzić konsekwencje, jakich sama Cherezińska pewnie by nie chciała. Oto bowiem historia przestaje uczyć, a zaczyna wyłącznie pocieszać. Z tym zaś może się wiązać niebezpieczeństwo gnuśnego samozadowolenia. Bo skoro nasi przodkowie byli tacy jak my i tak świetnie im szło, to po co my mielibyśmy się zmieniać?

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.