Piwo w jednej ręce, wino – w drugiej. Kultura picia w Polsce to łatwa droga do alkoholizmu
W skrócie
To, że alkoholizm jest jedną z głównych chorób polskiego społeczeństwa, mówi się od dawna. Wspominał o tym ostatnio Jan Śpiewak, podkreśla to również polski Kościół. Episkopat w ramach walki z pijaństwem ogłosił kilka lat temu sierpień miesiącem trzeźwości i zachęcił wiernych, by w tym czasie powstrzymywali się od spożywania alkoholu. O tym, jak pomagać osobom borykającym się z chorobą alkoholową, czy alkohol jest zły sam w sobie i czy katolik może od czasu do czasu „zajarać sobie blanta”, z dyrektorem Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu, br. Dawidem Napiwodzkim OFMCap, rozmawia Cezary Boryszewski.
Cezary Boryszewski: Kiedy powstał Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości? Co było inspiracją do jego utworzenia?Br. Dawid Napiwodzki OFMCap: Ośrodek powstał w 1968 roku z inicjatywy mojego współbrata kapucyna, ojca Benignusa Sosnowskiego. Był bardzo ciekawą postacią, bo miał za sobą doświadczenie obozów koncentracyjnych. Ojciec Sosnowski działał w trudnych czasach, gdy ludzie nie mieli świadomość, czym jest alkoholizm. Z jednej strony fenomen pijaństwa był czymś powszechnym. Z drugiej strony nikt nie traktował tego jak choroby. Uważano raczej, że ludzie mający problem z nadużywaniem alkoholu to po prostu pijacy, którzy powinni wziąć się w garść i przestać pić. Skoro piją, to znaczy, że nie chcą z tym skończyć, więc po co im pomagać? Nie było opracowań na ten temat, AA wówczas w Polsce raczkowało, Monar powstał dopiero w latach 90.
OAT (Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości) był jednym z pierwszych miejsc w Polsce, w którym zaczęto pomagać alkoholikom. Inspiracją dla ojca Benignusa była postać założyciela naszego zakonu, św. Franciszka z Asyżu. Ojciec Benignus traktował wyjście z pomocną dłonią do alkoholików jak wyjście do trędowatych. Myślę, że miał bardzo dobre wyczucie Ewangelii. Tak jak św. Franciszek chciał po prostu być z tymi, którym nikt nie chciał pomagać i dawać nadzieję, że ich sytuacja może ulec zmianie. Spotykało go przez to duże niezrozumienie w zakonie, bo tak jak wspomniałem, świadomość tego, czym jest alkoholizm, była wówczas bardzo niewielka.
Osobom uzależnionym ojciec Benignus dawał przede wszystkim wsparcie duchowe. Nie było wtedy dostępu do opracowań psychologicznych na temat alkoholizmu. Ojciec Sosnowski organizował dni skupienia dla alkoholików, a więc pewien rodzaj rekolekcji. Zaczął też gromadzić literaturę na temat choroby alkoholowej w bibliotece w Zakroczymiu. Przecierał szlaki wszystkim tym, którzy później zawiązywali różne inicjatywy mające przeciwdziałać alkoholizmowi.
C.B.: Na czym dziś polega działalność waszego ośrodka? Czego może spodziewać się osoba, która do was przyjeżdża?
D.N.: Naszą misją jest udzielanie wsparcia duchowego osobom, które wychodzą z uzależnienia. W trakcie zdrowienia z alkoholizmu zwracanie uwagę na sferę duchową jest bardzo ważne. Na tym opiera się przecież najsłynniejsza wspólnota, jaką są Anonimowi Alkoholicy (AA). Ich filar to dwanaście kroków, które stanowią program duchowy. Mówią o „Sile Wyższej” jako ogólnej idei Boga niezwiązanej z żadną konkretną religią. Do nas przyjeżdżają osoby, dla których „Siła Wyższa” przybiera dość konkretną postać – Boga Trójjedynego.
Nie jesteśmy ośrodkiem terapeutycznym. Kontynuujemy pomysł ojca Benignusa – organizujemy dni skupienia dla alkoholików, ale także dla innych ludzi dotkniętych chorobą alkoholową, jakimi są osoby współuzależnione (tzw. Al-Anon) oraz dzieci alkoholików (DDA). Na takie dni skupienia składają się konferencje tematyczne, Eucharystia, homilie oraz zamknięte mityngi grup wsparcia – AA, Al-Anon czy DDA. Tematyka konferencji i homilii dość często nawiązuje do treści dwunastu kroków bądź jakichś tematów specyficznie związanych z duchowością osób wychodzących z uzależnienia, choć nie jest to regułą. Dużo zależy od indywidualnej preferencji danej grupy.
Szczególnie silnym elementem takich dni skupienia jest czas na indywidualną rozmowę z kapłanem lub spowiedź. Niektóre potrafiły trwać nawet kilka godzin! Chcemy dać każdemu przestrzeń na „wylanie swej duszy”. Niektórzy po tylu latach cierpienia związanego z chorobą naprawdę mają co wylewać. To silne doświadczenia.
Oczywiście nie jest tak, że z ignorancją patrzymy na psychologię, to wielkie narzędzie. W wielu przypadkach np. terapia zamknięta jest niezbędna. Nie jesteśmy ani ośrodkiem medycznym, ani terapeutycznym. Duchowość nie może zastąpić pomocy psychologicznej lub medycznej. Niektórzy alkoholicy dramatycznie przeżywają okres odstawienia i część z nich potrzebuje hospitalizacji. Duchowość jest bardzo ważnym elementem zdrowienia i szczególnie pomocnym narzędziem w nauce, jak żyć bez alkoholu.
C.B: Czym się różni (z perspektywy kapłana) towarzyszenie osobie dotkniętej problemem alkoholowym od towarzyszenia komuś, kogo ten problem nie dotyczy?
D.N.: Podstawa jest taka sama jak w każdej posłudze kapłańskiej – umieć słuchać. Alkoholicy są osobami, które odczuwają szczególny głód bycia wysłuchanymi. Bardzo często chcą opowiedzieć swoją trudną historię. Słuchając ich, ma się czasami wrażenie, że chcą usprawiedliwić swoje błędy, ale chodzi im raczej o znalezienie zrozumienia. Tu bym upatrywał różnicy – słuchać, tylko że bardziej.
Co ważne, alkoholicy często w sposób radykalny odczuwają poczucie własnej bezwartościowości. Mają bardzo duże poczucie winy wobec Boga czy rodziny, którą swoim pijaństwem realnie skrzywdzili. My, jako kapłani czy zakonnicy, chcemy im pokazywać, że Jezus – Bóg, który stał się człowiekiem – nie przyszedł do tych, którzy dobrze się mają, ale do tych, którzy borykają się z problemami; że nie oddał życia tylko za tych, którzy już się poprawili, ale ze swoją miłością wyprzedza wszystko, co człowiek może zrobić.
Chcemy dawać nadzieję, że Bóg nikogo nie skreśla. Niektórzy alkoholicy przyjeżdżają tu od lat 90. jak do domu, gdzie na nowo odkryli swoja godność. To naprawdę wzruszające obserwować tych ludzi, gdy odzyskują sens i szacunek do siebie. To była też główna misja ojca Benignusa. Kiedy alkoholicy spotykają się na mityngach, to pierwsze, co mówią o sobie, to np. „Dawid, alkoholik”. Natomiast ojciec Sosnowski chciał im przypomnieć, że są przede wszystkim ludźmi, a nie alkoholikami. I my tę misję staramy się kontynuować.
Trochę inaczej wygląda towarzyszenie duchowe małżonkom alkoholików. Mówię o kobietach, bo w przeważającej części to mężczyźni są alkoholikami, więc większość osób współuzależnionych, które spotykam w swej praktyce kapłańskiej, to właśnie kobiety.
Głównym problemem takich osób jest to, że ich cały wysiłek życiowy nastawiony jest na kontrolowanie picia swojego partnera. Paradoks polega na tym, że skutkiem tego jest „chronienie” alkoholika przed doświadczeniem konsekwencji swej choroby, co pozwala zachować mu komfort trwania w alkoholizmie. Jest to bardzo destrukcyjne dla całej rodziny.
W takim przypadku trzeba towarzyszyć osobie współuzależnionej w drodze do zrozumienia, że najbardziej pomoże alkoholikowi, kiedy pozwoli mu doświadczyć wszelkich bolesnych konsekwencji swojego nałogu. Tylko w ten sposób pomoże nie tylko jemu, ale też sobie i dzieciom. Czasami jedynie w sytuacji, gdy żona pozwoli przenocować „zaszczanemu” mężowi na klatce schodowej, zamiast go po raz setny „ogarniać”, alkoholik może rzeczywiście dotknąć dna i zrozumieć, że chyba jednak coś jest nie tak.
C.B.: Jakie są według brata najczęstsze przyczyny alkoholizmu? Czy to kwestia samego faktu, że alkohol jako substancja jest tak uzależniająca, czy może za uzależnieniem stoją przede wszystkim deficyty emocjonalne, np. trudne dzieciństwo?
D.N.: To bardzo indywidualna kwestia. Nie jestem psychologiem, lecz kapłanem, więc nie chciałbym wypowiadać się tutaj jako specjalista. Trudno mi powiedzieć, na ile uzależnia substancja jako taka, a na ile wpływają na to inne czynniki. To, co mogę, to podzielić się obserwacjami przypadków ludzi, którzy odwiedzają nasz ośrodek.
Wśród niektórych z nich była to kwestia wzorców – gdy były problemy w domu, dziadek pił, potem ojciec. Tak z pokolenia na pokolenie przekazywany jest pewien model radzenia sobie z trudnościami. Picie alkoholu jest prostym i niestety społecznie akceptowalnym w Polsce sposobem na odreagowanie i ucieczkę od rzeczywistości. Pojawia się też kwestia deficytów z dzieciństwa – uzależnienie często kompensuje brak bliskości z rodzicami. Na to szczególną uwagę zwracają psychologowie.
Ciekawy jest też wątek poczucia niezrozumienia jako przyczyny sięgania po alkohol. Jest to jeden z częstszych motywów wśród osób konsekrowanych. Zakonnik czuje się niezrozumiany i osamotniony we własnym środowisku, więc ucieka w picie. Alkoholizm nie dotyczy jakiegoś marginesu społeczeństwa. W OAT-ie spotkałem ludzi z każdej warstwy społecznej: osoby świeckie, zakonników, duchowieństwo, ludzi z wykształceniem podstawowym i wyższym, od piętnastego do setnego roku życia. Jest to więc dość egalitarna choroba.
W ośrodku spotkałem także osoby, które zaczęły pić alkohol dopiero na emeryturze. Nigdy w życiu nie nadużywały tej substancji, w rodzinie się tego nie robiło, a później zaczęło się od lampki wina i poszło. Bardzo często w Polsce myślimy, że alkoholizm zaczyna się od ostrego picia wódki lub bimbru. Niskoprocentowe napoje alkoholowe też mogą uzależnić! Niestety część Polaków zdaje się zawężać pojęcie alkoholu do napoi wysokoprocentowych.
Oczywiście w tym wszystkim trzeba oddzielić chorobę alkoholową od szkodliwego i niebezpiecznego picia. Co niektórzy jadą ostro po bandzie, ale ostatecznie się nie uzależniają. To samo dzieje się z innymi używkami. To komplikuje sprawę. Najważniejszym probierzem uzależnienia jest jednak to, że dana osoba nie jest w stanie przestać mimo świadomości, że szkodzi sobie i innym. Jak więc widać, jest to skomplikowana i złożona kwestia, a przyczyny uzależnień potrafią być bardzo indywidualne.
C.B.: Poruszył brat kwestię przyzwolenia społecznego na picie alkoholu jako sposobu na odreagowywanie problemów. Uważa brat, że istnieje w Polsce coś takiego jak kultura picia?
D.N.: Oczywiście! To chociażby kultura wychodzenia na piwo. Jeżeli się spotykamy, to najczęściej przy tym trunku. Tak jak wspominałem, część Polaków w ogóle nie traktuje niskoprocentowych alkoholi poważnie. To bardzo zwodnicze myślenie, bo od picia piwa też można zostać alkoholikiem. Ludzie przyjeżdżający do ośrodka niejednokrotnie opowiadali mi, że wszystko zaczynało się np. od wychodzenia z kumplami po pracy do pubu. Skończyło się alkoholizmem, zawalaniem obowiązków rodzinnych i zawodowych oraz, mówiąc brutalnie, zasypianiem „zaszczanym” pod domem.
Co prawda, istnieją na świecie regiony, np. kraje śródziemnomorskie, gdzie alkohol stanowi nieodłączny element codzienności, natomiast sposób picia i ilości, jakie tam się wypija, rzadko przyjmują patologiczne formy. Gdy Polacy jadą do Włoch, są zaszokowani, że „jak to, tylko pół lampki wina? Tak mało?”. Można się z tego śmiać, ale to pokazuje skalę problemu, który jest zakorzeniony w polskiej mentalności.
Kolejna kwestia kulturowa, która sprzyja uzależnieniom, to ta, że nie potrafimy rozmawiać ze sobą otwarcie (zwłaszcza mężczyźni) bez alkoholu. Ten powoduje, że pewne hamulce, które są w nas, naturalnie puszczają. Silna jest także w Polsce presja środowiskowa związana z alkoholem. Jeszcze kiedyś można było się spotkać z przekonaniem, że jeżeli ktoś nie pije, to na pewno kapuje. Niejednokrotnie trzeba się nagimnastykować, by wyperswadować swemu środowisku, że „ja to jednak na tej imprezie pić nie będę”. To problem, że czymś domyślnym jest raczej picie, a z abstynencji trzeba się tłumaczyć.
C.B.: Co mówi nauka Kościoła o alkoholu? Ile można wypić, by nie zgrzeszyć?
D.N.: Nie jestem teologiem moralnym, ale Kościół od starożytności przyjmował konkretną antropologię, że człowiek jest istotą rozumną. Trzeba więc tak żyć, by tego rozumu nie stracić. W ocenie, ile można wypić, warto zadawać sobie następujące pytania: jak wypity alkohol wpływa na moje zdrowie? Ile mogę wypić, by pozostać „trzeźwym”, tj. w pełni władz umysłowych i kontrolującym samego siebie? Jeżeli po alkoholu np. włącza się we mnie agresja lub każdorazowo wypoczynek spędzam z piwem, to coś jest nie tak. Nie da się tu wyłożyć jasnych kategorii ilościowych. To pytanie o moje zdrowie oraz wolność rozumianą jako postępowanie zgodne z rozumem.
C.B.: Czyli tą granicą jest wprowadzenie się w stan upojenia?
D.N.: Tak. Gdy alkohol wprowadza w stan lekkiego rauszu, lekko poprawia humor, nie ma w tym nic złego. Inaczej, gdy człowiek najzwyczajniej w świecie się upije. Trzeba więc bardzo uważać. Alkohol nie może stać się jednym z głównych środków gratyfikacji, np. po trudnym dniu w pracy. Wszędzie tam, gdzie twoja świadomość, czyli twoja wolność, zaczyna być ograniczana, zawsze jest to sytuacja moralnie wątpliwa.
Pamiętajmy jednak, że alkohol sam w sobie nie jest czymś złym. W Biblii mamy różne opisy z nim związane. Z jednej strony istnieje słynny opis cudu w Kanie Galilejskiej, jest też fragment, który mówi, że Bóg daje „wino, co rozwesela serce człowieka” (Ps 104,15). Ale znajdziemy też fragment z Noem, który po opuszczeniu Arki upił się i został nieuszanowany przez swojego syna Chama. Biblia wskazywałaby więc na to, że ocena moralna zależy od sposobu używania, tego, czy zachowujesz godność i wolność. Osoby ze skłonnościami do uzależnień powinny minimalizować ryzyko wejścia w nałóg.
C.B.: A jak z innymi używkami, np. z marihuaną? Cytując klasyka, czy katolik może zapalić lolka? (śmiech)
D.N.: Do tego trzeba podejść podobnie jak do alkoholu – indywidualnie i zgodnie z rozumem. Na pewno są takie osoby, która raz na jakiś czas zapalą i nic się nie wydarzy, ale są też tacy, dla których jeden czy drugi kontakt wystarczył, żeby wciągnąć się w regularne palenie, i ludzie, którzy poszli w tym dalej. Tu znowu powracają te same kwestie: czy marihuana nie odbiera mi świadomości i zdolności do podejmowania decyzji zgodnie z rozumem, czy nie ma negatywnego wpływu na moje zdrowie i jak duże jest ryzyko uzależnienia? Wszystko rozbija się o te dwie kwestie: zdrowie i zachowanie wolności.
C.B.: W jaki sposób można skorzystać z oferty waszego ośrodka?
D.N.: Jeżeli ktoś chciałby uczestniczyć w dniach skupienia przez nas organizowanych, to zachęcam do odwiedzenia naszej strony internetowej, gdzie został umieszczony terminarz najbliższych dni skupienia alkoholików, Al-Anon bądź DDA. Wystarczy do nas zadzwonić i zapisać się na takie wydarzenie.
To miejsce dla wszystkich. Nieważne, czy ktoś ma sakramentalnie uregulowaną sytuację i jak bardzo jest pokiereszowany życiowo. Nawet jeśli ktoś nie może uczestniczyć w pełni w sakramentach, to wystarczy, że po prostu był.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
Cezary Boryszewski
br. Dawid Napiwodzki