Koniec fantomowego imperium. Jak Rosja traci Kaukaz i Azję Centralną
W skrócie
Wszczynając wojnę na Ukrainie, Rosja rozpoczęła finalny okres demontażu obszaru postsowieckiego. Pozostawał on jednym z ostatnich atrybutów jej wielkomocarstwowych aspiracji i stanowi ważny filar legitymacji władz i państwa rosyjskiego. Dekonstrukcja została rozpoczęta programowym przemówieniem Putina z 21 lutego 2022 roku. Wojna nasiliła ten proces i stała się katalizatorem erozji obecnego modelu wpływów Moskwy i porządku, który był nim gwarantowany. Zmierzch świata postsowieckiego wydaje się nieodwracalny, a ryzyko, że Rosja efektywnie przeformułuje ten proces na swoją korzyść, można ocenić jako stosunkowo niewielkie. Bez wątpienia cały obszar, w tym omawiane w niniejszym tekście Kaukaz i Azja Centralna, narażony jest na poważne wstrząsy generowane przede wszystkim przez Rosję.
Niniejszy tekst pochodzi z opublikowanego przez Klub Jagielloński raportu Rozpad starego świata. Próba syntezy po pół roku wojny na Ukrainie. Zachęcamy do pobrania darmowej wersji i zapoznania się z całością publikacji.
Obszar postsowiecki przed wojną
Czy nam się to podoba, czy nie, obszar postsowiecki jest, a w zasadzie był, faktem. Obejmował on państwa sukcesyjne powstałe po rozpadzie imperium sowieckiego, z wyłączeniem państw bałtyckich od blisko 20 lat będących integralną częścią UE i NATO. W niniejszym tekście pominięte zostaną Ukraina, Białoruś i Mołdawia ze względu na ich szczególne uwarunkowania bieżące.
Sytuacja poszczególnych republik jest oczywiście różna, ale łączy je szereg konstytutywnych cech wspólnych. Wszystkie swoją legitymację i kształt terytorialny wywodzą z sowieckich republik związkowych. W większości przypadków podobne doświadczenia okresu sowieckiego i czasu jego rozpadu są udziałem co najmniej części elit i społeczeństwa.
Dla wszystkich Rosja jest podstawowym (negatywnym albo pozytywnym) punktem odniesienia w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, gospodarce oraz licznych aspektach kulturowych i społecznych. Część z republik aktywnie uczestniczy w sojuszach i „uniach”, których centrum stanowi Rosja. Należą do nich m.in. Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) i Eurazjatycka Wspólnota Gospodarcza. Ich członkami są Białoruś, Kazachstan, Armenia, Kirgistan i Tadżykistan (tylko OUBZ). Kraje, które nie należą do tych formatów, w praktyce mają niemal zamkniętą drogę do alternatywnych względem Rosji bloków lub partnerstw.
Faktem pozostaje, że Rosja dość skutecznie zablokowała próby zainstalowania się w regionie geopolitycznych rywali. Efektywnie wyparła USA z Azji Centralnej (silna niegdyś obecność związana z misjami w Afganistanie), zablokowała drogę Gruzji do NATO oraz powstrzymała polityczną i militarną ekspansję Chin w Azji Centralnej, w ostatnim przypadku wypracowywała efektywne kondominium przy zachowaniu politycznej przewagi Moskwy.
Faktami definiującymi obszar postsowiecki zostają rosyjska dominacja w sferze stabilności regionu i decydujący głos w regulowaniu sfery bezpieczeństwa. Na Kaukazie Rosja agresją przeciw Gruzji zablokowała proces reintegracji państwa. Przy okazji umocniła swój protektorat nad Abchazją i Osetią Południową w 2008 roku. W 2014 roku inkorporowała Krym i stworzyła marionetkowe republiki ludowe. Efektywnie gwarantowała odrębność Górskiego Karabachu i skutecznie wyznaczyła granice zwycięskiej armii Azerbejdżanu w 2020 roku. W Azji Centralnej Rosja odgrywa rolę gwaranta bezpieczeństwa wobec zagrożeń płynących z Afganistanu. Tonuje strach przez ekspansją Chin. Wreszcie, pełni rolę rozjemczą w napięciach między państwami regionu i arbitra w sporach wewnętrznych. Spektakularnym przykładem była styczniowa interwencja w Kazachstanie, która natychmiast – przy zdumiewającej bezradności Chin – wygasiła protesty społeczne i ostrą walkę w ramach elit.
Niezależnie od tego, co o polityce Moskwy myśli się w Tbilisi, Baku, Taszkencie lub chociażby w Erywaniu, reguły są dosyć spójne i jasne, a granice (zarówno te dosłowne na mapie, jak i manewru poszczególnych państw) pozostają czytelne.
Obok wymiaru politycznego Rosja pozostawała ważnym punktem odniesienia gospodarczego i społecznego. Była niebagatelnym rynkiem (nawet dla Gruzji), oknem na świat (np. dla kazachskiej ropy), inwestorem i źródłem technologii, a także atrakcyjnym rynkiem pracy (dochody migrantów zarobkowych z Tadżykistanu i Kirgistanu stanowiły niemal połowę oficjalnego PKB tych gospodarek) i niezastępowalnym partnerem elit polityczno-biznesowych we wszystkich republikach.
Niebagatelną rolę odgrywała Rosja (a jeszcze bardziej ZSRR) jako punkt odniesienia cywilizacyjnego w tożsamości zbiorowej poszczególnych krajów swoją siłą języka i wpływem mediów podtrzymujących wybrane elementy wspólnej wizji świata, np. w Gruzji akcentowała konserwatywne prawosławie, a w Azji Centralnej mit świeckiej modernizacji.
Pozycja Rosji na obszarze postsowieckim nie była optymalna, bezproblemowa i niezagrożona, a jednocześnie zdecydowanie silna i konstytutywna dla regionu. Była też fundamentalnie ważna dla Rosji, zarówno w jej bieżących interesach, jak i w legitymizowaniu jej jako sukcesorki imperium. Cały ten postimperialny (postkolonialny?) system zdawał się działać znacznie bardziej efektywnie niż analogiczne systemy kilka dekad temu praktykowane przez niektóre państwa europejskie.
Putinowska „rewolucja” lutowa
Istniejący porządek paradoksalnie zanegował sam Putin w swoim programowym i zapowiadającym wojnę na Ukrainie przemówieniu z 21 lutego. Po pierwsze, w sposób skoncentrowany i dosadny na przykładzie Ukrainy podważył zasadnicze filary porządku politycznego na obszarze postsowieckim. Zakwestionował podstawy suwerenności republik związkowych, z których wyrastają obecnie niepodległe państwa. W jego narracji suwerenność była efektem błędu bolszewików, którzy nadawali ją zwykłym jednostkom administracyjnym ZSRR. Nie naprawiono tego podczas próby reformy ZSRR w latach 80. Związek Radziecki zakwestionował granice poszczególnych republik ustalane kosztem historycznej Rosji.
Zdyskredytował narodowe podstawy poszczególnych państw jako idee wąskich grup nacjonalistów, których bolszewicy chcieli sobie zjednać, i realizowane dziś wbrew społeczeństwu przez ukraińskich w tym przypadku radykałów. Wreszcie zaakcentował groźbę wykorzystywania obszarów republik postsowieckich do działań wymierzonych bezpośrednio w Rosję.
Innymi słowy, Putin przekreślił sowieckie dziedzictwo jako negatywny epizod w historii rosyjskiego imperium, a tym samym fundamenty legitymacji państw, granic i samych narodów wyrastających w swojej obecnej formie z ZSRR.
Zasadniczo nie było to coś nowego. Putin i media rosyjskie, akcentując krajowe przywództwo, wielokrotnie zgłaszali wątpliwości co do historyczności i granic poszczególnych państw, np. Putin w 2014 roku mówił, że Kazachstan został stworzony przez Nazarbajewa. Rosja przyznawała sobie prawo do interwencji w Gruzji, samodzielnego uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej czy inkorporacji Krymu. Tutaj jednak wywód został przedstawiony w sposób głęboki, spójny i kompleksowy. Jego konkluzją było uznanie marionetkowych „DNR” i „LNR”, które w przeciwieństwie do np. Abchazji i Osetii nie miały nigdy własnej autonomii, ustalonej odrębności etnicznej lub historycznej. Słowa potwierdziły działania – inwazja na Ukrainę z bardzo daleko zakrojonymi ambicjami ingerencji w kwestie wewnętrzne kraju.
Po drugie, rosyjska „operacja specjalna” na Ukrainie szybko okazała się brutalną i przedłużającą się wojną toczoną wobec narodu nazywanego bratnim. Niezależnie od popularności suflowanych przez rosyjskie media narracji, która w znacznej części społeczeństw centralnozjatyckich stała się faktem, jest jasne, że to właśnie wojna napastnicza stanowi instrument polityki rosyjskiej. O ile dotąd Moskwa mogła prezentować się jako decydujący czynnik stabilizacyjny, o tyle teraz jest państwem, które realizuje swoje cele metodami militarnymi. Jednocześnie o ile niegdyś w hipotetycznym konflikcie z udziałem Rosji bezpieczniej było stać po jej stronie, o tyle dziś rachunek nie jest oczywisty. Stale przelicza go chociażby Białoruś.
Po trzecie, wojną na Ukrainie Rosja doprowadziła do zmiany układu sił (a przynajmniej dała do tego podstawy) na własną niekorzyść. Zarówno obraz „braku zwycięstwa” w wojnie z Ukrainą, jak i w konfrontacji z Zachodem (jeśli iść śladem propagandy rosyjskiej) podważają niekwestionowaną dotąd militarną omnipotencję Rosji.
W obu optykach cios w autorytet Moskwy jest ogromny. Zakwestionowany zostaje nie tylko historiozoficzny determinizm faworyzujący Rosję, ale i bardziej namacalne nadzieje na skuteczność rosyjskich gwarancji bezpieczeństwa (przyczynkiem do tego jest całkowita bierność OUBZ).
W parze z wątpliwościami co do militarnej skuteczności Rosji idą te związane z gospodarczymi podstawami jej ambicji. Widoczna jest technologiczna niesamodzielność, a nawet faktyczny regres w tym obszarze, będący efektem wojny. Kryzys majaczy przed rodzinami postsowieckich gastarbeiterów pracujących w Rosji. Widać dziesiątki tysięcy Rosjan na stałe przenoszących swoje biznesy do Tbilisi, Taszkentu czy Erywania i Rosjan przyjeżdżających wymieniać pieniądze lub robić zakupy towarów luksusowych. To Moskwa staje się petentem zabiegającym o pomoc w omijaniu sankcji. Nie sposób wreszcie nie dostrzec Chińczyków próbujących omijać zamknięte szlaki biegnące przez Rosję.
W kalkulacjach postsowieckich „statystów” potęga Rosji została zakwestionowana. Obśmiewany Zachód ze skompromitowanymi Amerykanami na czele bynajmniej nie uległ zakładanej degeneracji. A przecież jest jeszcze Turcja, Iran i wielu innych graczy, których pozycja na tle Rosji wzrosła.
„Kontrrewolucja” na (byłym) obszarze postsowieckim
Ani „mała stabilizacja” okresu postsowieckiego, ani neoimperialna dominacja Rosji na tym obszarze nie były stanem statycznym i wolnym od napięć przed 24 lutego. Wojna na Ukrainie nadała im jednak zdecydowanie inną dynamikę i ciężar gatunkowy. Oczywistą rzeczą jest, że radykalnie wzrósł strach przed Rosją, a szerzej konsekwencjami wstrząsów, które niosą wojna i opisana wyżej „rewolucja”. Strach dotyka wszystkich na obszarze postsowieckim. Niekoniecznie oczywistą sprawą są owoce tego niepokoju. Podstawową sprawą jest docenienie i zaakcentowanie swojej podmiotowości, suwerenności i integralności terytorialnej.
Żadne z państw Kaukazu i Azji Centralnej nie poparło rosyjskiego ataku na Ukrainę. Żadne nie dało nadziei na zaangażowanie sił własnych jednostronnie czy w ramach OUBZ. Żadne nie uznało DNR i LNR ani nie udzieliło Rosji innego wyraźnego wsparcia.
Spektakularnym ciosem w osobisty autorytet Putina była jego wspólna konferencja z prezydentem Kazachstanu, Kassym-Żomartem Tokajewem („namaszczonym” przez Rosję w styczniowych protestach na następcę Nazarbajewa), w której Tokajew otwarcie zasugerował bezprawne działania Rosji. Bezpośrednią reakcją prezydenta Kazachstanu na wojnę, ale też na problemy wewnętrzne, był projekt wielkiej modernizacji armii, reakcją mediów kazachskich zaś akcentowanie kazachskości północnych regionów kraju, gdzie żyje znaczna mniejszość rosyjska, o którą otwarcie upomina się Moskwa.
Brutalna pacyfikacja przez władze tadżyckie niepokornego Badachszanu w maju bieżącego roku była jednocześnie pacyfikacją formalnej autonomii, bo dziś (tak jak na początku lat 90.) może ona oznaczać separatyzm.
W tym samym świetle stanęła próba likwidacji formalnej autonomii karakałpackiej przez władze uzbeckie, co doprowadziło do krwawo stłumionych protestów w czerwcu bieżącego roku. Warto zaznaczyć, że ten region jeszcze w 1936 roku (podobnie jak Kazachstan) był częścią Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Sowieckiej, a więc nie tylko Uzbekistanu, ale i Moskwy. Zarówno Uzbekistanie, jak i w Kazachstanie wyraźny jest zwrot w stronę nastrojów narodowych z co najmniej delikatnym akcentem antyrosyjskim. Uzbekistan wciąż rozwija kampanię upamiętniania ofiar represji stalinowskich.
Kolejnym elementem jest intensyfikacja poszukiwań alternatywy dla Rosji. Tutaj najbardziej konsekwentny jest Azerbejdżan od lat związany z Turcją. Ankara w dużym stopniu zawdzięcza zdolność do przeprowadzenia zwycięskiej wojny z Ormianami o Karabach w 2020 roku. Od wybuchu wojny na Ukrainie Azerbejdżan trzykrotnie naruszał gwarantowane przez Rosję zawieszenie broni, w tym zajmował tereny na linii zawieszenia broni, które kontrolowane były przez Rosjan.
Rewolucyjne jest w ostatnich miesiącach armeńskie przyspieszenie na rzecz normalizacji stosunków z Azerbejdżanem i Turcją przy jednoczesnej otwartej krytyce sojuszniczej wiarygodności Rosji i gotowości do faktycznego (a przy tym kosztownego i ryzykownego) zawierzenia swojego bezpieczeństwa raczej Ankarze (i aktywnie mediującej UE) niż Moskwie.
Zdecydowanie kontrintuicyjna wydaje się polityka Kazachstanu ściśle powiązanego z Rosją, osłabionego kryzysem wewnętrznym i szczególnie narażonego na presję Moskwy. Reakcją na co najmniej trzykrotne blokady (lub groźby blokady) głównego, biegnącego przez Noworosyjsk szlaku eksportu ropy do Europy było bowiem z jednej strony podjęcie działań na rzecz budowy infrastruktury omijającej Rosję, w czym wtóruje Kazachstanowi ostrożny i bezbronny Turkmenistan, a z drugiej strony nawiązanie współpracy wojskowej z Turcją. W Ałmatach otwarcie spekuluje się, że następnym – nie daj, Boże – razem o bratnią pomoc w razie niepokojów wewnętrznych proszona byłaby nie Moskwa, a właśnie Ankara.
Nowy aktor – społeczeństwo
Przyspieszenie i nerwowość w polityce państw postsowieckich – prócz samej wojny na Ukrainie i gabinetowych kalkulacji – wynikają jeszcze z jednego, bardzo ważnego elementu, wobec którego Rosja jest bezradna: z rosnącej roli społeczeństwa. Podstawową kwestią są oczywiście zmiany pokoleniowe wzmocnione zazwyczaj dużym przyrostem demograficznym, ale też przemianami tożsamościowymi. Drugi czynnik stanowią rosnące aspiracje polityczne i coraz większa zdolność społeczeństw do wywierania wpływu na korektę kursu politycznego.
Wagę tej rosnącej siły obserwujemy oczywiście już od kilkunastu lat. Pokazała ją Gruzja, ukraińskie „majdany”, nieco karykaturalnie, ale z dużą regularnością Kirgistan (w latach 2005 i 2010), Mołdawia, od 2020 roku nawet Białoruś. Uwadze wielu umknąć mogła długo lekceważona „rewolucja” w Armenii, za którą szła m.in. nieufność wobec Rosji.
Paradoksalnie dotyczy to również Kazachstanu. Krwawo stłumione protesty w 2011 roku stworzyły pewne know how do protestów styczniowych w 2022 roku. Te zaś pomimo ich rozegrania przez elity i ostatecznie interwencji rosyjskiej dały Kazachom poczucie sprawczości. Odsunęli Nazarbajewa, wymusili reformy, w zachodniokazachstańskim mateczniku protestów nikt nie został po styczniu uwięziony.
Ludzie wyszli na ulice w uzbeckim Nukusie mimo skrajnie represyjnego do niedawna charakteru reżimu. Protesty rozstrzelano, ale prezydent „przeprosił” i wycofał projekt likwidacji autonomii. Tym samym w specyficzny sposób dał znać, że chce być po stronie społeczeństwa, a nie przeciw niemu.
Ten przełom społeczny to fakt. Mniej ważne jest to, czy zapalnikiem są kwestie socjalne, czy zmęczenie lokalnymi albo centralnymi władzami. Wciąż ramy dla niego wyznacza państwo i za każdym razem podmiotem jest „naród”, choć czasem pojawia się np. demokracja lub islam. Oczywiście taką energię różne grupy i sama Rosja mogą rozgrywać, kanalizować i instrumentalizować, ale nie mogą jej lekceważyć.
Na pewno zaś putinowska wizja restauracji imperium nie jest dla niej naturalnym ujściem. Pozostają elity polityczne (i jednocześnie gospodarcze) obszaru postsowieckiego. Przez dekady one również się zmieniały, ale silne i żywe pozostawały wśród nich sowiecki rodowód, strach przed Moskwą, interesy, które z Rosją lub dzięki niej można było robić i ukrywać, i nadzieja, że Moskwa zginąć nie pozwoli. Ta kombinacja czynników decydowała również o sile i wartości Rosji.
Przykład Ukrainy, zwerbalizowana przez Putina wizja korekty porządku regionalnego i podstawowych zasad i mechanizmów oraz słaba oferta pozytywna stymulują remanent całego biznesu. Poważną, jak widać na podstawie sporej listy przykładów, hipotezą jest poczucie zdecydowanie ujemnego bilansu dotychczasowych zależności. Poważną alternatywą zdaje się dziś zdystansowanie i przeczekanie, szukanie kontaktów między państwami regionu z pominięciem Rosji, testowanie ofert zewnętrznych i kokietowanie własnego społeczeństwa, będące poszukiwaniem nowej w tym obszarze formy legitymizacji.
W nieznane
Rosyjska agresja na Ukrainę rozpoczęła ostatni etap demontażu systemu postsowieckiego opartego na miękkiej dominacji Rosji nad obszarem postsowieckim, który zbudowano na firmowanej przez Rosję złożonej siatce powiązań, mechanizmów, reguł i ograniczeń. Wojna stała się katalizatorem potężnych procesów delegitymizujących i rozsadzających dotychczasowy porządek.
Tym samym jest zapowiedzią poważnych wstrząsów dla regionu, ale też epokowych szans dla tamtejszych państw. Dla Rosji oznacza to egzystencjalne zagrożenie zarówno w wymiarze jej pozycji międzynarodowej, jak też wewnętrznego systemu politycznego.
Na poziomie niemal wszystkich państw regionu Kaukazu i Azji Centralnej należy się spodziewać kontynuacji i nasilenia działań mających zminimalizować wpływy Rosji na politykę własną, osłabić jej pozycję „arbitra” w sporach międzypaństwowych, a także ograniczyć zależność gospodarczą od Rosji.
Bez najwyższej konieczności procesy te powinny zachodzić niekonfrontacyjnie – raczej poprzez erozję niż otwarte zerwanie. Tradycyjnie powyższe procesy będą najtrudniejsze w wymiarze gospodarczym. Obecne problemy Rosji są wymierną szansą na bogacenie się jej kosztem. Równolegle należy spodziewać się systematycznych działań na rzecz dywersyfikacji szlaków handlowych i rynków (w tym przede wszystkim w kierunku zachodnim, z uwzględnieniem Turcji i być może Iranu).
Palącą sprawą pozostaje kwestia neutralizacji istniejących konfliktów. Tutaj szczególną rolę odgrywa konflikt karabachski i problem zdolności normalizacji relacji Armenii z Azerbejdżanem i Turcją, który wytrącałby główny instrument polityki bezpieczeństwa Moskwie.
Mniej spektakularne, ale istotne dla Azji Centralnej, pozostają próby utworzenia formatów poziomych niwelujących napięcia, w tym szczególnie bezprecedensowa życzliwość wzajemna dwóch głównych państw regionu, tj. Kazachstanu i Uzbekistanu, która powinna spotkać się z konkretnym wsparciem różnego rodzaju ze strony Turcji i Chin oraz – miejmy nadzieję – systemowym ze strony Zachodu.
Zdecydowanie więcej niepewności niesie sytuacja wewnętrzna w poszczególnych krajach. Obiektywnie rosnące problemy socjalne (potencjalnie katastrofalne dla Tadżykistanu i Kirgistanu), groźba napięć etnicznych i regionalnych oraz perspektywa przetasowań w elitach politycznych i gospodarczych będą stanowić poważne zagrożenie dla stabilności konkretnych państw i całego obszaru. Otwartą kwestią pozostaje sprawność poszczególnych państw w utrzymaniu i przebudowie własnej legitymacji społecznej (vide obecna sytuacja w Kazachstanie i Uzbekistanie) wobec ujawnionych przemian pokoleniowych, ale też przewartościowań tożsamościowych (w różnych krajach chodzi o aspiracje modernizacyjne, demokratyczne, narodowe i nacjonalistyczne, ale też islamskie).
Na Kaukazie, głównie w Gruzji i Armenii, istnieją silne (formalne i nieformalne) mechanizmy wymiany władzy i korekty kursu politycznego. Czytelny jest również prozachodni kierunek przemian. Nie daje to jednak poczucia bezpieczeństwa obecnym ekipom rządzącym. Jeszcze większe ryzyko istnieje w Azji Centralnej. Z jej pamięci nigdy nie powinna zniknąć arabska wiosna i realne problemy, jakie generuje zmitologizowany Afganistan.
Kaukaz i Azja Centralna stanowią bez mała egzystencjalne zagrożenie dla samej Rosji. Pozycja międzynarodowa Moskwy, jej zdolność do prowadzenia transregionalnej polityki i w dużym stopniu legitymacja wewnętrzna władz i tożsamość państwa rosyjskiego od ponad 200 lat są nierozerwalnie związane z dominacją w tych regionach. Zarówno legitymacja, jak i podstawowe mechanizmy kontroli tych regionów zostały przez wojnę na Ukrainie, jak się wydaje, nieodwracalnie naderwane.
Dotychczasowy porządek nie przetrwa nawet w czysto hipotetycznym wariancie zwycięstwa Rosji na Ukrainie czy ustawienia nowej żelaznej kurtyny na Zachodzie. Pozytywnych instrumentów gospodarczych, politycznych i ideologicznych obecna Rosja dziś nie ma i mieć nie będzie. Pozostają jej tradycyjne elementy militarne i destabilizacyjne. To jednak zdecydowanie za mało, by powstrzymać erozję, a w szczególności zbudować coś nowego.
Mimo koncentracji na Ukrainie Moskwa ma – jak się wydaje – wciąż możliwość przeprowadzenia militarnej, „specjalnej” operacji na Kaukazie i zwłaszcza w Azji Centralnej. Posiada również szerokie spektrum możliwości rozbudzenia konfliktów etnicznych (zwłaszcza w Kazachstanie), walk w elitach, protestów społeczno-politycznych, wywołania załamania gospodarczego itp. W żadnym wariancie nie dają one jednak nadziei na odzyskanie pełnej kontroli.
Niemożliwy wydaje się do powtórzenia sukces styczniowej operacji w dzisiejszym Kazachstanie, a także rejterada wojsk azerskich przez Rosjanami (w 1979 roku zajęcie pałacu prezydenckiego w Kabulu bynajmniej nie oznaczało końca problemów). W dużo lepszych dla Rosji czasach bolszewicy posiadający większą przewagę i pozytywną agendę modernizacyjną przez blisko dekadę pacyfikowali Kaukaz, a dwie dekady Azję Centralną (z brutalną wojną domową, ludobójstwem, kolektywizacją i dwukrotną anihilacją elit, tj. tuż po przejęciu władzy i w 1937 roku). Podobna próba zachowania imperium z końca lat 80. zajęła blisko 10 lat i zakończyła się sukcesem połowicznym.
Galopująca erozja porządku postsowieckiego generuje wielorakie wyzwania dla międzynarodowej pozycji Rosji. Niebagatelną rolę odgrywa perspektywa utraty wiarygodności międzynarodowej Rosji i formatów, które firmowała. Dawno zapomniano o WNP. Dziś „rosyjskie NATO”, tj. OUBZ, czy rosyjska Unia Eurazjatycka (EaUG), a w pewnym sensie nawet Szanghajska Organizacja Współpracy, są pustymi dźwiękami.
Aktualnie Turcja (współpracująca z Rosją, ale strzelająca do jej żołnierzy i klientów w Syrii, Libii, Karabachu; dostarczająca osławione bayraktary na Ukrainę;), Iran, ale też długo lekceważony Zachód nie dają Rosji nadziei na bierność. Paradoksalnie groźny dla Rosji może być dżin, z którym się długo bawiła – Państwo Islamskie lub podobny mu twór.
Warto przypomnieć, że dzisiejszy sojusz rosyjsko-chiński rodził się w Azji Centralnej. Tam Moskwa i Pekin uczyli się zaufania do siebie, tam stworzyli efektywne kondominium, którego uzyskiem dla Chin było powierzenie stabilizacji zachodniego pogranicza w ręce Rosji. Jeśli nie dziś, to jutro Rosja stanie się czynnikiem destabilizującym to zaplecze. Będzie zatem dla Pekinu obciążeniem, a nie atutem.
Czy jest możliwa Rosja bez imperium?
Na koniec rzecz najbardziej dyskusyjna, ale też chyba najważniejsza. Idea imperialna (wielkoruska czy komunistyczna) jest immanentna dla rosyjskiej idei państwowej. Stanowi podstawę legitymacji władz w oczach elit i społeczeństwa rosyjskiego. Sąsiedztwo i prowincja rosyjskiego imperium zawsze były wyostrzonym obrazem samej Rosji – jej natury i kondycji, stanu państwa i metod zarządzania.
Objawy wypalenia i zapaści systemu sowieckiego można było dostrzec (i bagatelizować), gdy trwał z całym majestatem w Polsce w 1989 roku w korowodzie krwawo tłumionych protestów albo konfliktach i dintojrach komunistycznych kacyków w republikach związkowych. Każda udana interwencja, prowokacja lub przewrót organizowane wówczas przez Moskwę na prowincji były przejawem ostrej walki na Kremlu. Stanowiły zapowiedź puczu Janajewa i czołgów na ulicach Moskwy.
Słabość Rosji, fasadowość sukcesu putinowskich reform, osamotnienie, kryzys spersonalizowanego przywództwa, arogancję i krótkowzroczność elit, a wreszcie pustkę ideologiczną, której imperium nie zastąpi eksluzywistyczny wielkoruski nacjonalizm, widać dziś przede wszystkim na Ukrainie, ale szereg trudnych pytań generuje cały obszar postsowiecki.
Skala wyzwań, jakie stworzyła Rosja inwazją na Ukrainę, dalece przerasta kwestię przyszłości Ukrainy i relacji Zachodu z Moskwą. Nie wyczerpują jej długofalowe zmiany dla globalnej gospodarki i porządku międzynarodowego. Rosja wygenerowała szereg napięć żywotnych dla obszaru postsowieckiego, ale też dla niej samej.
Strategicznym interesem Zachodu i Polski jest utrzymanie stabilności poszczególnych państw Azji Centralnej i Kaukazu oraz przede wszystkim zarysowanie prozachodniej alternatywy dla obecnych wpływów rosyjskich, chińskich lub scenariusza pogrążenia się regionu w chaosie.
Tradycyjnie wyższa konieczność i możliwości dotyczą Kaukazu, którego państwa realizują (z mniejszym lub większym sukcesem) kurs prozachodni w wymiarze instytucjonalnym (aspiracje unijne Gruzji, Partnerstwo Wschodnie), polityki wewnętrznej (Gruzja i Armenia), gospodarczym (Azerbejdżan i jego sektor energetyczny) i bezpieczeństwa (pronatowska Gruzja, proturecki Azerbejdżan, poszukująca alternatywy dla Rosji Armenia). W sytuacji sprowokowanego przez Rosję kryzysu energetycznego ponownie nabierają znaczenia region kaspijski i Kaukaz jako obszar tranzytowy (ang. connectivity).
W perspektywie najbliższych miesięcy kluczowe dla polityki zachodniej, w tym polskiej, pozostają: deeskalacja napięć wewnętrznych (dotyczy to głównie Gruzji w ostrym konflikcie politycznym), wsparcie dla procesu normalizacji relacji Armenii z sąsiadami i efektywne udrożnienie połączeń komunikacyjnych z Kaukazem i przez Kaukaz.
Zdecydowanie trudniej oddziaływać na Azję Centralną. Tutaj kluczowe znaczenie mają wsparcie dla stabilności i realizacji deklarowanych reform w Kazachstanie oraz rozbudowa kontaktów z Uzbekistanem, oczywiście z uwzględnieniem autorytarnej specyfiki tego kraju. Wymierną i obopólną dla regionu i Zachodu korzyścią jest stymulacja rozwoju alternatywnych wobec Rosji szlaków komunikacyjnych (głównie przez Kaukaz). W tym przypadku można liczyć na taktyczne wsparcie ze strony Chin.
Niniejszy tekst pochodzi z opublikowanego przez Klub Jagielloński raportu Rozpad starego świata. Próba syntezy po pół roku wojny na Ukrainie. Zachęcamy do pobrania darmowej wersji i zapoznania się z całością publikacji.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.