Flirt Moskwy z Pekinem na ukraińskich gruzach. Jaką rolę w europejskiej wojnie odgrywają Chińczycy?
W skrócie
Chiny są najbardziej tajemniczym graczem w wojnie pomiędzy Rosją a Ukrainą. Jednoznacznie popierają Rosję propagandowo, politycznie i gospodarczo, ale jaka będzie cena tego wsparcia? Czy jest ono faktycznie bezwarunkowe? Czym w ogólne dla Chin jest ta wojna? Gościem audycji Raport o stanie świata Dariusza Rosiaka jest Jakub Jakóbowski, współautor raportu Klubu Jagiellońskiego Rozpad starego świata. Próba syntezy po pół roku wojny na Ukrainie.
Pierwsze dni po rosyjskiej inwazji na Ukrainie uformowały spójne stanowisko Pekinu wobec wojny w Europie. Dla Chińczyków to wojna została sprowokowana przez NATO i Amerykanów i patrzą na Ukrainę przez pryzmat tego, co sami robią na Pacyfiku i na Tajwanie. Takie bezpośrednie wypowiedzi słyszeliśmy ze strony wysoko postawionych chińskich dyplomatów.
Narracja jest prosta: nie możemy pozwolić Amerykanom zrobić tego, co zrobili na Ukrainie, na obszarze Pacyfiku. Jest w tym pewna kalkulacja strategiczna – jeśli Amerykanie uporają się z konfliktem w Europie, to w następnej kolejności skupią się na Azji. W logice chińskiej nie ma sensu zatem pomagać Zachodowi.
Jest to powszechne myślenie w kręgu azjatyckim, by wojnę w Europie traktować w kategoriach globalnych. Jeśli spojrzymy na narrację koreańską, japońską, tajwańską czy australijską, która jednoznacznie popiera militarnie i politycznie Ukrainę, to widzimy, że dla Azji wojna w Europie jest odbiciem tego samego medalu. Nie zmienia to faktu, że pomiędzy Moskwą a Pekinem nie jest różowo i rywalizują ze sobą od lat, jednak Chińczycy wspierają Rosję, bo w grę wchodzi wspólnota interesów i antyamerykanizm.
Przywykliśmy myśleć, że Chiny są wielkim wygranym globalizacji, ale nie do końca tak jest. Chińczycy nie są gotowi postawić wszystkiego na jedną kartę, bo wiedzą, jak bardzo ekonomicznie i technologicznie zależni są od Zachodu. W Chinach od lat narasta przekonanie, które dziś przekuwane jest na konkretne polityki, że ich obecność w globalizacji staje pod znakiem zapytania. Są świadomi, że ich rozwój zaczyna tworzyć bezpośrednie zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych i dla Zachodu. Dlatego dziś Chińczycy próbują niejako odłączać się od świata, żeby posiadać jakąś formę autonomii.
Jeśli traktujemy na serio strategiczne partnerstwo Chin i Rosji, to z pewnością powinniśmy zakładać, że ofensywa Chin na Pacyfiku będzie miała miejsce dopiero w sytuacji, gdy Pekin będzie na to gotowy. Na razie Pekin nie sprawdził swojej armii, ma serię wewnętrznych kłopotów i wyzwań, jak kolejna fala COVID – 19 czy nadchodzący zjazd Komunistycznej Partii Chin. Wszystkie problemy skumulowane razem sprawiają, że Pekin hamuje swoje zapędy polityczne na Pacyfiku.
Współpraca Rosji i Chin opiera się na kilku płaszczyznach. To odwieczna dyskusja, czy wrogość wobec USA to silne czy słabe spoiwo. Moim zdaniem ma ono solidne podstawy, jak np. kwestie strategiczne. Chiny z wielką ulgą przyjęły słowa Putina komentujące przyjazd Nancy Pelosi na Tajwan. Ale obok kwestii strategicznych są jeszcze kwestie ideologiczne. Zarówno reżim Putina, jak i Komunistyczna Partia Chin podzielają wspólne stanowisko w sprawach społecznych – boją się kolorowych rewolucji, mówiły wspólnym głosem np. wobec protestów na Białorusi.
Zarówno w Pekinie jak i na Kremlu jest żywa obawa przed obaleniem rządów przez zachodni świat demokratyczny. A z drugiej strony dzielą ich kwestie gospodarcze, bo od wielu lat Rosjanie konsekwencje nie wpuszczają Chińczyków na swój rynek. Jednak mimo to wojna pokazała, że kwestie ideologiczne i strategiczne są na tyle silne, żeby traktować siebie nawzajem jako sojuszników.
Zachód dał Chinom bardzo wyraźne ultimatum. Nie ma dziś opcji na pomoc Rosji w omijaniu sankcji i Chińczycy się z tym liczą. Sprawa Huaweia pokazała Pekinowi, że Amerykanie naprawdę są w stanie zagrać wszystko jedną kartą. To dlatego po nałożeniu sankcji na Rosję Chińczycy nie rzucili się z pomocą; ale to nie znaczy, że nie wspierają ich nieoficjalnie.
Najnowsze dane pokazują, że eksport chińskich procesorów do Rosji wzrósł o 200% w stosunku do zeszłego roku, podczas gdy z całego świata spadł aż o 90%. Tego typu prób uzyskania silniejszej pozycji na rosyjskim rynku i wkupienia się do rosyjskich elit będzie więcej, tyle tylko, że będzie to rozłożono na lata. Nie ukrywajmy, że rosyjskie elity nadal są wobec Chińczyków bardzo podejrzliwe.
Chińczycy wychodzą z założenia, że Rosja nie potrzebuje jeszcze pomocy. Zakładam, że z Moskwy płyną sygnały, że na razie są sobie w stanie poradzić. Nieoficjalnie wiadomo, że Chińczycy w obecnych warunkach nie będą ani dołączać się do sankcji, ani wspierać militarnie Rosji. Pytanie tylko, co oznaczają te „obecne warunki” i co miałoby sprawić, że Chińczycy jednoznacznie opowiedzą się po stronie rosyjskiej. Pamiętajmy, że sam Xi Jinping bardzo inwestował w Putina jako partnera ideologicznego.