Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Brak czasu, zasobów i uprawnień. Jak wygląda nadzór nad bezpieczeństwem żywnościowym w Polsce? 

Brak czasu, zasobów i uprawnień. Jak wygląda nadzór nad bezpieczeństwem żywnościowym w Polsce?  Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Niewątpliwie bezpieczeństwo żywnościowe Polski zostało nadwątlone w wyniku wojny na Ukrainie. Z tego samego powodu wzrosło również ryzyko działań o charakterze quasi-wojennym, w tym hybrydowym, wobec tego sektora. Które instytucje państwowe odpowiadają za bezpieczeństwo żywności w Polsce? Czym się różnią?

W Polsce tak naprawdę za nadzór nad bezpieczeństwem żywności, czyli urzędowej kontroli żywności, odpowiadają cztery instytucje: Państwowa Inspekcja Sanitarna – podporządkowana Ministerstwu Zdrowia oraz trzy instytucje, które podlegają Ministerstwu Rolnictwa i Rozwoju Wsi, tj. Inspekcja Weterynaryjna, Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORiN) i Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS).

Do grona instytucji odpowiadających za kontrolę żywności można było do niedawna zaliczyć jeszcze Inspekcję Handlową, która podlegała pod Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ale kompetencje IH zostały przeniesione do IJHARS. W takim wypadku mamy do czynienia tak naprawdę z czterema wspomnianymi przeze mnie podmiotami.

W wydanym niedawno przez Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej raporcie stwierdza pan, że wymienionym instytucjom nie są obce problemy, z którymi mierzyć muszą się również inne inspekcje, jak choćby Państwowa Inspekcja Pracy. Jakie są charakter, skala i źródła tych problemów?

Zacznijmy od tego, że specyfika funkcjonowania każdej z wymienionych inspekcji jest inna. Inspekcja Weterynaryjna zatrudnia lekarzy weterynarii, co sprawia, że ma ona inny charakter niż PIORiN czy IJHARS. Jednakże pomimo tych różnic można znaleźć pewne podobieństwa.

Najważniejszym z nich, biorąc pod uwagę wyzwania i problemy, które stoją przed inspekcjami w Polsce w ogóle, w tym również przed inspekcjami odpowiedzialnymi za urzędową kontrolę żywności, jest coraz mniejszy potencjał ludzki. Coraz mniej osób chce pracować w tym zawodzie. Wynika to z dwóch przyczyn.

Po pierwsze: pracę w tych instytucjach traktuje się jako coś tymczasowego. Nawet jeżeli chętni się znajdują, to idą do PIORiN czy IJHARS tylko po to, by zdobyć doświadczenie zawodowe i po 10 latach wejść na rynek. Po tych dziesięciu latach mamy osoby 30-kilkuletnie, które mają swoje know-how i mogłyby rozwijać te inspekcje, ale niestety z nich uciekają z powodu braku możliwości awansu oraz kiepskich warunków finansowych. Sprawia to, że praca w inspekcji dla osoby po studiach może być atrakcyjna, jednakże dla pracownika z 10-letnim stażem już taka nie jest.

Exodus pracowników skutkuje koniecznością „przytrzymania” tych, którzy powinni już przejść na emeryturę, co z kolei przyczynia się do wzrostu średniej wieku inspektorów czy lekarzy weterynarii. Również te osoby, które zbliżają się do granicy wieku emerytalnego usilnie zachęca się  do pozostania w inspekcji. Problem więc polega na tym, że zadań stawianych przed inspekcjami jest coraz więcej, natomiast pracowników zdolnych do ich wykonywania jest coraz mniej.

Drugim problemem jest niska dotkliwość sankcji, które inspektorzy mogą nałożyć. Głównie są to kary fiskalne – zbyt małe jednak, aby podmioty, które mogłyby zostać ukarane, poczuły, że łamanie prawa zwyczajnie się nie opłaca. W efekcie inspektorzy nie cieszą się szacunkiem i nie odgrywają jakiejś istotnej roli, co sprawia, że bardzo łatwo jest ich obejść.

Wydaje się, że zważywszy na wielowymiarowy charakter procesu kontroli żywności, szczególnych szans na zwiększenie jego wydajności można upatrywać w cyfryzacji. Jak przebiega ona w inspekcjach? Czy cyfryzacja może choć częściowo skompensować deficyty kadrowe?

Mamy tutaj dwa główne wymiary. Pierwszym z nich jest fakt, że w Polsce kontroli jest relatywnie dużo w porównaniu do innych państw. Jednakże problem polega na tym, że nie są one celowane.

Obecnie nie posiadamy systemów informatycznych, które zbierałyby dane i umożliwiały ich weryfikację, pomagając w ten sposób w typowaniu podmiotów naruszających przepisy, których przestrzeganie ma podlegać kontroli. W rezultacie kontrole są obecnie w głównej mierze przypadkowe, w związku z czym mają coraz niższą skuteczność.

Oczywiście cyfryzacja może pomóc w zwiększeniu celowości kontroli, co doskonale widać w przypadku Krajowej Administracji Skarbowej po wprowadzeniu Jednolitego Pliku Kontrolnego czy w ogóle cyfryzacji całego procesu fiskalnego. Dzięki temu fiskus jest w stanie o wiele lepiej celować kontrole, co prowadzi do wykrywania nieprawidłowości na coraz większe kwoty. Taka efektywność kontroli przekłada się pozytywnie w sensie finansowym dla państwa.

Należy również pamiętać o tym, że produkcja żywności to ogromny rynek i łamanie przepisów w tym obszarze może przynosić zyski porównywalne np. z rynkami narkotyków. Są to naprawdę ogromne pieniądze. To pokazuje również, że kontrolerzy często nie mają narzędzi, żeby sobie poradzić z tymi naruszeniami, łamaniem prawa czy nawet przestępczością zorganizowaną w tym obszarze. Stąd też postulat stworzenia tzw. „policji żywnościowej”, gdyż skala oraz szkodliwość społeczna tych negatywnych zjawisk jest naprawdę ogromna i przepuszczamy je przez palce.

Drugi wymiar polega na tym, że wiele procesów wykonywanych przez kontrolerów jest zbędnych i niepotrzebnie zajmuje im czas, który można by skrócić, np. umożliwiając producentom żywności wprowadzanie danych do systemu – dzisiaj kontrolerzy sprawdzają je ręcznie. Mam tutaj na myśli np. ilość antybiotyków czy nawozów użytych do produkcji żywności na jakimś konkretnym terenie czy w zakładzie. Dzięki temu można dokonać swego rodzaju „wirtualizacji” pracy.

Obecnie w niektórych rejonach Polski liczba pracowników inspekcji odpowiedzialnych za urzędową kontrolę żywności jest niewystarczająca w stosunku do liczby producentów żywności. Z kolei w innych obszarach urzędnicy są, jednak zmagają się z natłokiem różnych obowiązków, przez co nie mają czasu na kontrolowanie wszystkich producentów.

Wystarczyłoby jednak, żeby chociaż część danych została scyfryzowana. Wtedy w tych powiatach, gdzie lekarze weterynarii czy inspektorzy ochrony roślin są zbyt obciążeni bądź mają zbyt wielu producentów żywności do skontrolowania, część zadań mogłaby zostać przeniesiona na mniej obciążone inspektoraty powiatowe. Zatrudnieni w nich inspektorzy mogliby wesprzeć swoich kolegów i koleżanki, którzy pracują w bardziej obłożonych powiatach. Taka dystrybucja podziału pracy jest konieczna z tej racji, że produkcja rolno-spożywcza nie jest w Polsce równo rozłożona na terytorium całego kraju.

Relatywnie nowym zjawiskiem jest dynamiczny wzrost sprzedaży żywności – w tym suplementów diety – przez Internet. Czy władza inspekcji w ogóle tam sięga? Czy możemy kupować żywność przez Internet w poczuciu elementarnego bezpieczeństwa?

Inspektorzy, którzy byli ankietowani w trakcie prac nad raportem, stwierdzali, że tak naprawdę w dużej mierze są bezradni wobec handlu internetowego. Nie potrafią sobie wyobrazić, w jaki sposób miałyby przebiegać kontrole internetowe, ponieważ te, które się dzisiaj toczą, mają charakter terytorialny, tzn. odbywają się w miejscach produkcji żywności.

Natomiast handel internetowy jest oderwany tak naprawdę od miejsca produkcji. Ponadto sam ten łańcuch jest nie do końca przejrzysty i czytelny. Inaczej sytuacja wygląda w handlu tradycyjnym. Gdy sprawdzamy w jakimś sklepie żywność pod kątem jakości handlowej, to wiemy, że ona tam trafiła od jakiegoś producenta i potrafimy tę nitkę odtworzyć.

Jednak w przypadku sprzedaży internetowej często trudno jest zidentyfikować ten łańcuch, co powoduje, że niektóre elementy, które wchodzą w jego skład, są dla inspekcji niewidoczne. Np. produkcja żywności może odbywać się w innym kraju niż podawany przez producenta, a osoba, która zajmuje się jej dystrybucją, może nie posiadać wiedzy o miejscu jej rzeczywistej produkcji.

Wśród pańskich rekomendacji szczególnie oryginalny wydał mi się pomysł powołania „policji żywnościowej”, tj. specjalistycznych grup wydzielonych w komendach wojewódzkich Policji. Skąd taka potrzeba? Czym miałaby się zajmować „policja żywnościowa”?

Najpoważniejszym powodem dla powołania tzw. „policji żywnościowej” – rzecz jasna, nazwa jest na razie hasłem, które wymaga dopracowania – jest wspomniana przeze mnie bezradność inspekcji wobec handlu żywnością w Internecie, która często nie jest w stanie zweryfikować, kto jest producentem danej żywności, a kto jest sprzedawcą.

Dzisiaj inspekcje nie posiadają realnych narzędzi do tego, żeby wykrywać i kontrolować sprzedaż żywności w Internecie. Wynika to z braku posiadania kompetencji śledczych, co jest niezwykle problematyczne. Mówimy przecież o dużym obszarze rynku, który po pandemii bardzo się rozwinął. Uregulowanie tej sfery i jej kontrola są koniecznością, którą da się zrealizować jedynie przy wykorzystaniu innych instytucji publicznych, w tym tzw. „policji żywnościowej”, która miałaby być predysponowana do tego zadania.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.