Tajwan i Ukraina to dwie strony tej samej monety. Dlaczego Ameryka nie może odpuścić?
W skrócie
Wojna sprawiła, że antyrosyjska polityka jeszcze silniej zakotwiczyła się w Waszyngtonie nie tylko jako forma odpowiedzi na rosyjską agresję, ale również powstrzymywania Chin. Kiedy Rosja utraciła impet i zaczęła ponosić strategiczne porażki, USA dostrzegły unikatową szansę trwałego zniszczenia rosyjskiego potencjału, pozwalającą w przyszłości skupić się na rywalizacji z Chinami. Po 24 lutego ostatecznie ukształtowała się nowa oś podziału świata, wokół której coraz silniej będzie się obracać globalna polityka. Polska jednoznacznie sytuuje się w skupionym wokół USA obozie Zachodu i globalnej Północy. Pozycja naszego kraju w jego obrębie jest niezwykle silna. Być może najsilniejsza w historii.
Niniejszy tekst pochodzi z opublikowanego przez Klub Jagielloński raportu Rozpad starego świata. Próba syntezy po pół roku wojny na Ukrainie. Zachęcamy do pobrania darmowej wersji i zapoznania się z całością publikacji.
Rosyjska inwazja na Ukrainę wywołała głębokie rozdarcie w zglobalizowanym świecie, który trzeszczał w szwach już od dłuższego czasu. Wyłoniła nową oś konfliktu, wokół której coraz silniej będzie się obracać globalna polityka. To starcie koalicji broniącej globalnego status quo i przewodzonej przez USA wraz z sojusznikami w Europie i na Pacyfiku z rewizjonistycznie nastawionymi Rosją i Chinami, a także podmiotowym globalnym Południem w roli języczka u wagi.
Tempo i moc sankcji nałożonych na Rosję pokazały, że inercję globalnego systemu ekonomicznego można przełamać, co przyspieszy rozpad znaczących połaci światowej gospodarki na mniejsze fragmenty. Wywołana tym inflacja jest kosztem, jaki wszyscy ponosimy, by lepiej przygotować się na globalną konfrontację i uniezależnić od państw po drugiej strony barykady. Dziś od Rosji, a jutro być może od Chin.
Reakcja łańcuchowa i strategiczna kalkulacja
Globalny charakter wojny na Ukrainie najlepiej pokazuje krótkie spojrzenie na polityczną reakcję łańcuchową, którą wywołała na Pacyfiku. Niedługo po rozpoczęciu rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, z Tokio w kierunku Waszyngtonu zaczęły dobiegać wyraźne sygnały: zdecydowana reakcja USA będzie niezbędna, by Ameryka utrzymała swoją wiarygodność na Indo-Pacyfiku. Sama Japonia bardzo szybko przystąpiła do wdrażania bezprecedensowych sankcji na Rosję. Wkrótce dołączyli do niej inni gracze obszaru zachodniego Pacyfiku, tacy jak Korea Południowa, Tajwan, Singapur, Australia i Nowa Zelandia.
Sukcesywnie – we współpracy z USA – odcięły one Rosję od kluczowych dostaw technologii (w tym procesorów) i źródeł finansowania. Zaczęły wysyłać również bezpośrednie wsparcie humanitarne dla Ukrainy i sprzęt wojskowy. Brutalny atak na wartości wyznawane przez wiele demokratycznych społeczeństw Pacyfiku doprowadziły do wielkiej społecznej presji. Nowa Zelandia uchwaliła specjalne prawo umożliwiające samodzielne nałożenie sankcji na państwa trzecie. Chwilę później inaugurowała je poprzez uderzenie w Rosję.
Transporty australijskich haubic na Ukrainę i sankcje grzebiące raz na zawsze japońskie nadzieje na porozumienie z reżimem Putina trudno tłumaczyć jedynie przywiązaniem do wartości czy nawet dyplomatycznymi zachętami ze strony Waszyngtonu. Stoi za tym strategiczna kalkulacja i postępujące zrozumienie lokalnych elit co do rosnącego powiązania europejskiego i pacyficznego teatru wojny.
Pod wieloma względami rosyjska inwazja na Ukrainę i chińskie roszczenia na Pacyfiku to dwie strony tej samej monety. Państwa zachodniego Pacyfiku zdecydowały się zainwestować w relację z Europą poprzez sankcjonowanie Rosji i wspieranie Ukrainy. Liczą na zwrot długu przez Europejczyków w sytuacji eskalacji na Oceanie Spokojnym.
Paradoksalnie powiązanie polityki na dwóch krańcach Eurazji nie było wynikiem zabiegów europejskich lub amerykańskich dyplomatów, ale ostentacyjnej deklaracji strategicznej współpracy Pekinu i Moskwy. Nic dobitniej nie udowodniło istnienia osi chińsko-rosyjskiej niż wizyta Władimira Putina na rozpoczęciu olimpiady w Pekinie w przededniu inwazji. W czasie, gdy Rosja gromadziła już wojska inwazyjne i wysyłała do Europy swoje ultimatum, Putin i Xi Jinping ogłosili w stolicy Chin partnerstwo „bez limitów” i wspólną pracę na rzecz prawdziwie „demokratycznego” ładu światowego.
Obie strony wyłożyły i poparły wzajemnieswoje roszczenia terytorialne – odpowiednio w odniesieniu do „zjednoczenia z Tajwanem” oraz rosyjskich „uzasadnionych żądań” rewizji europejskiego porządku bezpieczeństwa. Budowane od wielu lat i niezwykle bogate relacje chińsko-rosyjskie wzniesione zostały z poziomu dwustronnego do partnerstwa o prawdziwie globalnym charakterze. Wojna sprawiła, że antyrosyjska polityka jeszcze silniej zakotwiczyła się w Waszyngtonie nie tylko jako forma odpowiedzi na rosyjską agresję, ale również powstrzymywania Chin.
Po pierwsze, inwazja zakończyła zasadniczo wszystkie amerykańskie dyskusje o ewentualnym „obracaniu” Rosji przeciwko Chinom kosztem Europy, które wywoływały w Polsce wiele kontrowersji. Co więcej, heroiczna i skuteczna obrona Ukraińców w pierwszych dniach wojny wyzwoliła zupełnie nową dynamikę, w której USA dostrzegły szansę rozwiązania jednego z najważniejszych strategicznych wyzwań: perspektywy równoczesnego konfliktu w Europie i na Pacyfiku, grożącego zbytnim rozciągnięciem amerykańskich zasobów.
Kiedy Rosja utraciła impet i zaczęła ponosić strategiczne porażki, USA dostrzegły unikatową szansę trwałego zniszczenia rosyjskiego potencjału, pozwalającą w przyszłości skupić się na rywalizacji z Chinami. Proces nakładania sankcji na Rosję stał się też sposobem na komunikowanie Pekinowi potencjalnych gospodarczych konsekwencji siłowego podważania systemu bezpieczeństwa Azji Wschodniej. Obrona Ukrainy stała się wreszcie dowodem na determinację w obronie istniejącego ładu, tak ważną dla ochrony Tajwanu i wiarygodności sojuszniczej na Indo-Pacyfiku.
Przebudzenie Europy?
Europa, dotąd najbardziej wzbraniająca się przed jasnym opowiedzeniem się po którejś ze stron w rywalizacji amerykańsko-chińskiej, sukcesywnie redukuje swoje powiązania z Rosją i płaci za to wysoką cenę. 1 kwietnia 2022 r., po nieudanych próbach przekonania Pekinu do mediowania w wojnie Rosji z Ukrainą, Unia Europejska postawiła wyraźne ultimatum również Chinom: dalsze losy relacji chińsko-unijnych zależeć będą od chińskiej polityki wobec wojny na Ukrainie, a wsparcie Rosji trwale zatrzyma dialog.
To ważny, symboliczny krok, choć można mieć wątpliwości, czy Europa, a w szczególności Niemcy, ma obecnie apetyt na utratę wielomiliardowych zysków z chińskiego rynku lub otwieranie nowego frontu wojen gospodarczych.
Amerykańska koalicja ma więc nierówne brzegi i musi okrzepnąć. O powstrzymywaniu Chin i Rosji oraz wzmacnianiu zdolności Zachodu do konkurowania dyskutuje się od G7 przez formaty nowych mechanizmów koordynacji gospodarczej na Pacyfiku (IPEF) i Atlantyku (TTC) aż po NATO, gdzie na historycznym szczycie w Madrycie pojawili się przywódcy Japonii, Korei Płd. i Australii.
Oś Moskwa-Pekin pod presją
Pierwsze tygodnie rosyjskiej inwazji stały się również jednym z największych testów dla rodzącej się osi Pekin-Moskwa. Testem trudnym, ale jak na razie zdanym. Zarówno Xi Jinping, jak i zapewne sam Władimir Putin nie spodziewali się serii strategicznych porażek, których doznała Moskwa: heroicznego oporu Ukrainy, szerokiego zagranicznego wsparcia, a także wyjątkowej, politycznej spójności Zachodu. Kiedy skala rosyjskiej porażki pierwszego etapu wojny zaczęła być widoczna, Pekin miał paradoksalnie najlepszą szansę, by zdystansować się od Moskwy. To ruch, który antycypowało wielu zachodnich obserwatorów i polityków.
Mimo początkowo dwuznacznych wypowiedzi chińskich dyplomatów tworzących wrażenie neutralności Pekinu, stawanie po stronie Moskwy stało się jednak coraz bardziej widoczne. Pekin zaczął wskazywać na agresywną politykę USA jako główny powód „konfliktu” na Ukrainie i werbalnie atakować NATO jako „zimnowojenny przeżytek”.
Chiny skrytykowały również sankcje wobec Rosji, a także zrealizowały szereg wspólnych ćwiczeń marynarki wojennej i przelotów bombowców strategicznych wokół terytorium Japonii. Wydaje się, że Pekin nadal wierzy w strukturalną słabość USA i Zachodu oraz patrzy na Ukrainę jak na amerykańskie narzędzie uderzania w Rosję, analogicznie do Tajwanu.
Nie bez znaczenia jest również presja niezwykle prorosyjskiego chińskiego społeczeństwa. Przede wszystkim opiera się to na podstawowej, wyrażanej głośno przez chińskie elity kalkulacji: jeśli USA poradzą sobie teraz z Rosją, będą w stanie skierować pełnię sił na konflikt z Chinami.
Partnerstwo – jak widać – ma jednak swoje granice. Chińskie banki i korporacje nie rzuciły się na pomoc Rosji, bo zostały ostrzeżone przez USA i UE przed poważnymi konsekwencjami takich działań. Jednocześnie sukcesywnie zdobywają nowe przyczółki na rynku rosyjskim i skupują przecenioną rosyjską ropę. Biorąc pod uwagę, jak silne jest wpięcie Chin w globalne rynki technologiczne, należy stwierdzić, że groźby ewentualnych sankcji na chińskie podmioty są najmocniejszą kartą, jaką posiada obecnie Zachód chcący zapobiec odbudowie rosyjskiego potencjału przemysłowego.
Gwałtownie odcięta od Zachodu Rosja coraz silniej będzie wpadać w chińską orbitę. Elity rosyjskie wydają się zaciskać zęby. W swojej propagandzie wskazują Chiny jako cudownego sojusznika – wystarczającego, by wesprzeć je w konfrontacji z USA. Wypięcie Rosji z globalizacji zmusi jednak Pekin i Moskwę do zdefiniowania na nowo wzajemnych relacji.
Od lat Moskwa stara się zachować maksymalną autonomię w relacji z Chinami, chroni swój rynek, bazę surowcową i sektor zbrojeniowy przed zakusami Pekinu. Chińczycy zapewne będą próbowali wykorzystać rosnącą asymetrię do wynegocjowania nowych, korzystniejszych dla siebie warunków współpracy, a być może wykorzystania Rosji do własnych celów politycznych. Tak dotychczas traktowano Koreę Północną. Moskwa może mieć również pokusę wykorzystywania dla rozgrywek z Pekinem swojego ostatniego atutu, czyli siłowej destabilizacji otoczenia.
Obie strony mają jednak poczucie, że w konfrontacji z USA, którym podporządkowane są strategiczne cele obu państw, są one dla siebie najbliższymi partnerami wojskowym, surowcowym i technologicznym. Reżimy Putina i Komunistycznej Partii Chin, coraz silniej ideologicznie zrośnięte w walce z „kolorowymi rewolucjami” i „zewnętrznymi wpływami”, wzajemnie wspierają swoją stabilność.
Południowy języczek u wagi
Choć w relacjach między Chinami a Rosją pozostaje kilka istotnych znaków zapytania, a spoistość Zachodu czeka wielkie: „sprawdzam” nadchodzącej zimy, to ostatnie 6 miesięcy ukazało nowe, globalne linie podziału. Nie należy jednak przyjmować, że w globalne bloki będzie można łatwo wpisać całą społeczność międzynarodową. Ostatnie miesiące wyraźnie wyłoniły ogromną, skupioną na globalnym Południu grupę państw Afryki, Bliskiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej i Azji, które wyraźnie opierają się przed byciem wpisanym w którykolwiek z bloków.
Tamtejsze społeczeństwa często nie czują, by spory w odległej Europie bezpośrednio ich dotyczyły. Nierzadko nie mają również oporów wobec rozgrywania po swojemu interesów USA, Europy, Rosji i Chin.
Skojarzenia z zimną wojną i państwami Trzeciego Świata byłoby jednak nietrafione. Kalka ta nie oddaje obecnej, nowej sytuacji. Globalne Południe, dynamicznie rosnący region z ogromną populacją i coraz większymi ambicjami, pełni obecnie funkcję języczka u wagi, a nie jedynie areny starcia mocarstw z Północy.
I tak prezydent USA, Joe Biden, musiał udać się do krytykowanej wcześniej przez niego Arabii Saudyjskiej, by negocjować efektywne narzędzia uderzania w rosyjski sektor naftowy. Unia Europejska, widząc niechęć Indii do odcinania się od tradycyjnie bliskiej im Rosji, stara się zaoferować New Delhi atrakcyjną ofertę rozwoju infrastruktury.
Z kolei od indonezyjskiego prezydenta, Joko Widodo, wizytującego ostatnio w zarówno w Kijowie, jak i w Moskwie, zależeć będą w dużej mierze losy członkostwa Rosji w G20. Odmawiających jednoznacznego opowiedzenia się po którejś ze stron nie trzeba zresztą daleko szukać. Niejednoznaczną pozycję wobec Rosji i zachodniego reżimu sankcyjnego obrała chociażby Turcja, kluczowe państwo NATO.
Rywalizacja o globalne Południe już się rozpoczęła, szczególnie na polu informacyjnym i dyplomatycznym. Od początku wojny na Ukrainie zarówno Moskwa, jak i Pekin intensywnie starają się dotrzeć do społeczeństw Afryki, Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej. Przedstawiają USA i NATO jako agresorów i wskazują na wymierne koszty dla społeczeństwa globalnego Południa.
Ostatnią odsłoną tego procesu była blokada ukraińskich portów czarnomorskich, generująca globalny kryzys żywnościowy, który jest przez Moskwę i Pekin prezentowany jako bezpośredni skutek agresywnej polityki USA. Częściowo narracje te padają na żyzny grunt antyamerykanizmu lub resentymentu wobec Zachodu. Pekin i Moskwa kują żelazo, póki gorące, i próbują wciągnąć Indie – nieufne wobec Chin, ale bliskie Rosji – do trójstronnego dialogu. Starają się ożywić ospały format BRICS i rozszerzyć Szanghajską Organizację Współpracy.
Rosyjska wyrwa w globalizacji
Mając już przed oczami przybliżone kontury nowego światowego podziału na bloki z całą płynnością ich granic, należy zadać sobie pytanie, jak dalej będzie toczył się konflikt.
Jedną z oczywistych i szeroko dyskutowanych opcji jest scenariusz III wojny światowej – globalnej konfrontacji militarnej. Choć nie można go wykluczyć, jak dotąd wojna na Ukrainie wydaje się raczej osłabiać globalne apetyty na siłową rewizję granic.
Szybkie stępienie ostrza rosyjskiej ofensywy i skala zachodniego wsparcia mogą skłonić chińskie przywództwo, o ile ma ono bliższy kontakt z rzeczywistością niż Władimir Putin w lutym, do gruntownego przemyślenia ewentualnych planów siłowego przyłączenia Tajwanu (samego wyciągającego wnioski z praktyki obrony stosowanej przez Kijów).
Trudno też wyobrazić sobie, by dzisiejszy konflikt wszedł wprost w koleiny zimnej wojny – ciągłej groźby atomowej anihilacji, konfrontacji ideologii zdolnych mobilizować ogromne rzesze ludzi czy nieustannych zagranicznych interwencji mocarstw. Naturalnym kandydatem na arenę globalnego starcia jest jeszcze więcej tego, co dotychczas, czyli wykorzystania zglobalizowanej gospodarki jako pola bitwy oraz kolejnych regionalnych wojen zastępczych.
Ostatnie kilka lat przyzwyczaiło nas do prób rozplątywania lub wręcz wykorzystywania przeciwko sobie złożonej sieci globalnych powiązań gospodarczych przez państwa po obu stronach barykady. Chińsko-amerykańskie wojny handlowe, wzajemne odcinanie od kluczowych technologii, próby skracania łańcuchów dostaw, autonomie w produkcji procesorów, dywersyfikacje i szantaże energetyczne – wszystko to przyrównać można do coraz silniejszego szarpania za płótno globalizacji.
Światowa gospodarka umie jednak bronić się przed tego typu próbami i ma zadziwiającą skłonność do wracania na stare tory. Nawet najbardziej zdeterminowani i nieobliczalni politycy, jak np. Donald Trump, musieli zmierzyć się z ogromnym sprzeciwem potężnych korporacji, niezadowoleniem konsumentów, oporem sojuszników żyjących z handlu z Rosją lub Chinami czy powstawaniem globalnych schematów omijania sankcji.
Wojna na Ukrainie wniosła do globalnych zmagań zupełnie nową jakość. Błyskawiczne odcięcie Rosji od światowych technologii, rynków zbytu dla energii, przewozów lotniczych, systemów komunikacji bankowej, rynków finansowych, internetu, a także szerokie bojkoty korporacyjne i konsumenckie – wszystko to pozostawiło znaczącą wyrwę w globalnej gospodarce, co musi doprowadzić do jej przemeblowania.
Przede wszystkim ostatnich kilka miesięcy pokazało, że przy odpowiedniej mobilizacji zachodnich społeczeństw pogrążony w globalnej inercji system może zostać gwałtownie przecięty. Ceną, którą za to płacimy, jest ograniczony dostęp do dóbr i wzrost cen. Nasze portfele odczuwają koszt doniosłych politycznych decyzji, jakie wspólnie podejmujemy.
Sankcyjny karnawał wobec Rosji kończy się, a przed Zachodem stoi obecnie trudne zadanie wytrwania w podjętych decyzjach, przetrwania kryzysu energetycznego i podwyższonej inflacji. Ogromnym wyzwaniem będzie również efektywne odcięcie rosyjskiej bazy przemysłowej od finansowania, zawansowanych komponentów i technologii.
W złożonym systemie hydraulicznym globalnego handlu zaczynają one z powrotem płynąć do Rosji przez państwa trzecie, łańcuszki pośredników, centra offshore. Jeśli jednak Zachodowi się powiedzie, to do elit rosyjskich, ale i chińskich, dotrze potężny sygnał polityczny, że ich dalsze uczestnictwo w globalizacji odbywać się będzie na amerykańskich, europejskich i japońskich warunkach.
Sygnał ten dotarł już zresztą do kluczowych odbiorców w Pekinie. Jedną z pierwszych reakcji Chin na kolejne salwy sankcji nakładanych na Rosję było uruchomienie potężnego programu badawczego, mającego zmierzyć wpływ analogicznych uderzeń na gospodarkę Chin. Choć Pekin może liczyć, że Zachodowi trudniej będzie się porwać na konflikt tej skali, to świadomość zagrożenia przyspieszy na pewno chińskie działania na rzecz gospodarczej autonomii, np. w ramach tzw. programu podwójnej cyrkulacji lub utworzenia własnego łańcucha produkcji półprzewodników.
Podobnie jak Zachód Chiny są świadome, że pełne odłączenie – decouping – jest obecnie niemożliwe. Skupiają się więc na najbardziej newralgicznych sektorach. Należy stwierdzić, że szok odczuwany po wypięciu gospodarki rosyjskiej z systemu globalnego jest kilka razy słabszy niż potencjalne analogiczne działania wobec Chin.
Odcięcie świata od chińskiej bazy przemysłowej i określonych rodzajów kluczowych surowców, a coraz częściej również chińskich technologii (np. 5G czy baterii), wywołałoby globalny kryzys o trudnej do przewidzenia skali. Dla niektórych zachodnich gospodarek z Niemcami na czele oznaczałoby to w zasadzie załamanie całego dotychczasowego modelu gospodarczego. Czynnik ten przejściowo stabilizuje świat i przynajmniej do czasu efektywnego „rozplątania” złączonych globalnie gospodarek studzi zakusy na zbrojną rywalizację między nowymi blokami.
Rosyjska agresja wprowadziła nas w nową rzeczywistość, w której wojny i gwałtowne rozdarcia w globalizacji, chociażby oparte na błędnych kalkulacjach, stają się możliwe. Sukcesywne wypinanie się Chin, a także odcinania Zachodu od tego państwa, przyspieszy i będzie generowało dalsze napięcia wewnątrz amerykańskiej koalicji.
Nowa dynamika dla polskiej polityki
Polityka Polski wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę jednoznacznie pozycjonuje nas w skupionym wokół USA obozie Zachodu i globalnej Północy. Co więcej, pozycja naszego kraju w jego obrębie jest niezwykle silna (być może najsilniejsza w historii) ze względu na szczególną rolę w mobilizowaniu Europy do działań, organizację logistycznego i materialnego wsparcia dla Ukrainy, a także niezwykle ciepło przyjętą na Zachodzie pomoc dla milionów ukraińskich uchodźców.
W pewnym sensie nowy podział świata i prująca się globalizacja, o ile nie doprowadzą do bezpośredniej rosyjskiej napaści czy głębokiego kryzysu gospodarczego w Polsce, stanowią dla nas również szansę.
W tak zmiennej i płynnej sytuacji międzynarodowej przyspieszającej rozpad starego świata przed Polską stoi kilka fundamentalnych pytań:
- W jaki sposób podtrzymać spójność Zachodu i efektywnie odciąć reżim Putina w Rosji od korzyści z globalizacji, trwale pozbawiając Rosję potencjału zbrojnej eskalacji w Europie?
- W jaką stronę należy ukierunkować proces integracji i polityk Unii Europejskiej, tak by realizowały one strategiczne interesy RP w ujęciu globalnym, a także pozwalały lepiej pozycjonować się w nowym układzie na świecie?
- W którą stronę zmierzać powinny relacje Polski z Chinami, gdyby wziąć pod uwagę zarówno zawiązanie osi Pekin-Moskwa i znaczenie antychińskiej polityki dla relacji z USA i Pacyfikiem, jak i głęboką zależność Niemiec od chińskiego rynku i technologii?
- W jaki sposób – jako Polska, ale i cały obszar Trójmorza – wykorzystać możemy szanse płynące z częściowej deglobalizacji, skracania łańcuchów dostaw i konieczności budowy autonomii technologicznej Europy?
- W jaki sposób zdyskontować nową, pozytywną dynamikę z sojusznikami na Pacyfiku – Japonii, Korei Płd. i Australii – do wzmocnienia polskiego bezpieczeństwa i gospodarki?
- Jak na nowo zdefiniować relacje z globalnym Południem, które jest kluczowe dla procesu światowej przebudowy i dywersyfikacji, ale nie podziela często polskiej optyki na konflikt z Rosją?
Znalezienie odpowiedzi na te pytania jest jednym z najważniejszych zadań, jakie stoi przed polskimi elitami politycznymi, gospodarczymi i intelektualnymi pół roku po 24 lutego 2022 roku.
Niniejszy tekst pochodzi z opublikowanego przez Klub Jagielloński raportu Rozpad starego świata. Próba syntezy po pół roku wojny na Ukrainie. Zachęcamy do pobrania darmowej wersji i zapoznania się z całością publikacji.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.