Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Daria Dugina niewinną ofiarą? Kolejny akt bezradności Franciszka wobec wojny na Ukrainie

Daria Dugina niewinną ofiarą? Kolejny akt bezradności Franciszka wobec wojny na Ukrainie Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Papież Franciszek po raz kolejny wywołuje burzę. Tym razem w kontekście śmierci Darii Duginy, córki słynnego rosyjskiego ideologa Aleksandra Dugina. Papież podczas audiencji nazwał ją „niewinną ofiarą wojny”. To nie pierwsza wypowiedź, która zdaje się relatywizować kwestię tego, kto jest sprawcą, a kto ofiarą w konflikcie toczonym od 24 lutego. I choć Ojciec święty wspomina o tragedii narodu ukraińskiego, to ciężko nie ulec wrażeniu, że papież unika nazywania rzeczy po imieniu, a taka postawa w mojej ocenie jest po prostu błędna.

Daria Dugina niewinną ofiarą wojny?

Wypowiedź, o której mowa padła podczas środowej audiencji ogólnej. Franciszek, po wezwaniu do modlitwy za „umiłowany naród ukraiński, który od sześciu miesięcy doznaje okropieństw wojny” wypowiedział następujące słowa:

„Wojna to szaleństwo i nikt kto prowadzi wojnę nie może powiedzieć: «Nie jestem szalony». Szaleństwo wojny. Myślę o tej biednej dziewczynie, która została zabita przez bombę umieszczoną pod siedzeniem samochodu w Moskwie. Niewinni ludzie płacą za wojnę, niewinni”.

To nie pierwsza wypowiedź, która zdaje się sugerować jakiegoś rodzaju równość w krzywdzie pomiędzy Rosjanami i Ukraińcami. Wcześniej papież mówił o „rosyjskich żołnierzach biedakach”, których wymienił jako ofiary w jednym szeregu z „ukraińskimi żołnierzami, młodymi kobietami, chłopcami i dziewczynkami”.

Ojciec święty unikał też jasnego nazwania agresora po imieniu, mówiąc jeszcze na początku wojny, że „wszyscy jesteśmy winni”. Zaś w wypowiedzi z dnia 3 maja co prawda przyznał, że to Putin zainicjował agresję, ale dodał też, że przyczyną decyzji o inwazji wojsko rosyjskich mogło być „ujadanie NATO pod drzwiami Rosji”.

Powyższe wypowiedzi papieża uważam za błędne z kilku powodów. Idąc po kolei, od najświeższych wydarzeń: Daria Dugina nie była po prostu niewinną osobą, neutralną wobec konfliktu na Ukrainie. Od początku wojny popierała zbrojną inwazję Rosji, usprawiedliwiając ją, zgodnie z linią kremlowskiej propagandy, jako wojnę z „faszyzmem zachodu”. Była więc – jako intelektualistka – aktywną stroną w konflikcie i to jednoznacznie występującą po stronie agresora.

Nie oznacza to jednak, że powinniśmy zamienić jej śmierć w śmieszny „mem”. Z perspektywy chrześcijańskiej nie powinniśmy cieszyć się z niczyjej śmierci. Katolicka doktryna o wojnie sprawiedliwej nie oznacza afirmacji zabijania, lecz uzasadnia obronę konieczną swoich bliskich, narodu i państwa w przypadku agresji innego państwa.

Zabijanie jest tu skutkiem ubocznym i jest stosowane wtedy, gdy wszystkie inne formy obrony zostały wyczerpane. Stąd „radosne” reakcje wielu środowisk na śmierć Duginy oraz dehumanizowanie rosyjskich żołnierzy poprzez określanie ich jako „orków” uważam za zjawiska negatywne, nie do pogodzenia z katolicką wizją świata (szerzej o zjawisku banalizacji śmierci pisał na naszym portalu Kamil Wons).

Wypowiedź Franciszka na temat zamachu na córkę rosyjskiego ideologa zdaje się być naturalną konsekwencją stwierdzenia, że „wszyscy jesteśmy winni”. Parafrazując, w tym przypadku mogłoby ono brzmieć: „nikt nie jest winny” bądź „wszyscy jesteśmy ofiarami”. Neutralizuje to jakiekolwiek zróżnicowanie odpowiedzialności poszczególnych ludzi czy grup. Granica między katem a ofiarą zostaje zamazana.

Takie podejście prowadzi do bardzo niebezpiecznych konsekwencji, które trafnie w innym kontekście opisała Hannah Arendt: „Wszyscy wiemy, że wśród «białych liberałów» modne jest hasło «wszyscy jesteśmy winni» jako odpowiedź na skargi czarnoskórych, a ruch Black Power skwapliwe wykorzystał to «wyznanie» dla rozniecania irracjonalnej «czarnej wściekłości». Jeśli wszyscy są winni to nikt nie jest winien; wyznanie zbiorowej winy najlepiej chronią przed wykryciem winowajców, a ogrom zbrodni jest najlepszym uzasadnieniem bezczynności”.

I być może prawdą jest, że agresorzy są do pewnego stopnia ofiarami zła, które sami wyrządzają. Jednak bez jasnego wskazania, że to przede wszystkim Ukraińcy cierpią z powodu działań konkretnych osób oraz stawianie ich na równi z agresorami (nawet jeśli to tylko zabieg retoryczny), jest z gruntu fałszywe. Co ważniejsze – wcale nie prowadzi też do usunięcia przyczyn zła, jakim jest wojna. A w tym przypadku bezpośrednią przyczyną są po prostu działania władz Federacji Rosyjskiej.

Bezradność papieża wobec wojny

Chcę to jasno podkreślić: zakładam dobrą wolę ojca świętego. Wymienione powyżej działania nie są dla mnie też przesłankami dyskwalifikującymi jego potencjalną, osobistą świętość. Nasuwa się wobec tego pytanie: z czego wynika taka, a nie inna postawa papieża?

Po pierwsze, motywy ojca świętego mogą być czysto pedagogiczne. Papież Franciszek przez podkreślanie „krzywdy” rosyjskich żołnierzy niestety niejednokrotnie kosztem krzywdy żołnierzy ukraińskich, chce zrównoważyć antyrosyjskie nastroje na Zachodzie, które prowadzą do ogólnej wrogości wobec Rosjan jako takich. Być może papież robi to ze względu na świadomość, że za wojnę nie można winić każdego Rosjanina, a część żołnierzy na froncie jest po prostu marionetkami w rękach Putina.

Oczywistym jest, że winy za wojnę nie ponosi każdy poszczególny obywatel Federacji Rosyjskiej. Jednak rozmywanie odpowiedzialności nie jest sposobem radzenia sobie z potencjalną wrogością wobec Rosjan – jest nią precyzyjne wskazanie winnych. Tylko tak można uniknąć stosowania zbiorowej odpowiedzialności. Jeżeli więc taka byłaby motywacja papieża, to efekt jest odwrotny do zamierzonego.

Drugą możliwą przyczyną postawy Franciszka wobec wojny jest podanie przez niego w wątpliwość koncepcji wojny sprawiedliwej (szerzej pisał o tym Tadeusz Matuszkiewicz). Jeżeli Kościół rezygnuje z racjonalnych kryteriów oceny tego, kto jest katem, a kto ofiarą oraz kiedy zbrojna obrona przed niesprawiedliwym najeźdźcą jest słuszna, pozostaje nam jedynie czysto pacyfistyczna poetyka w stylu „wszyscy jesteśmy winni”. Obecna sytuacja pokazuje, że zanegowanie tej doktryny prowadzi do bezradności – ojciec święty nie jest w stanie udzielić adekwatnej odpowiedzi na problem wojny.

Oczywiście Ukraina i Europa sobie poradzą. Wszyscy dobrze wiemy, kto w tym konflikcie jest najeźdźcą, a kto ofiarą. Z perspektywy katolika jednak smutne jest to, że w takiej sytuacji papież nie zdaje egzaminu jako autorytet. Świecka wspólnota okazuje się być obdarzona lepszym zmysłem moralnym niż wikariusz Chrystusa na ziemi. Z perspektywy postępującej sekularyzacji i upadku autorytetu Kościoła jest to bardzo niepokojące.

Być może papież unika opowiedzenia się jasno po którejś stronie konfliktu, bo ciągle żywi nadzieję na pełnienie roli mediatora pomiędzy jego stronami. Jednak jak na razie to nie nastąpiło i póki co nie zapowiada się, by kiedykolwiek miało nastąpić.