Moje „włochate maleństwo”. Dlaczego Amerykanie wolą wychowywać zwierzęta zamiast dzieci?
W skrócie
W 2021 r. Amerykanie wydali 123,6 mld na zwierzęta domowe – o 20 mld więcej niż rok wcześniej. Taki wzrost, wyższy niż w latach poprzednich, świadczy o tym, że mieszkańcy Stanów są skłonni poświęcać coraz więcej uwagi psom i kotom. Millenialsi deklarują, że bardziej kochają pupila niż członków rodziny. I nie mówimy tu o wujkach, których widują tylko na weselu, ale o ich własnym rodzeństwie. Aż 58% millenialsów stwierdza, że woli posiadać tzw. fur baby niż niemowlę. Dla większości respondentów ważniejsze jest mieszkanie w okolicy przyjaznej zwierzętom niż blisko swoich znajomych.
Amerykanie wolą zajmować się zwierzętami niż ludźmiWysokie przywiązanie emocjonalne do pupili – większe niż do rodziny i przyjaciół – sprawia, że właściciele są w stanie zapewnić swojemu psu i kotu bardzo wiele. Rośnie więc rynek usług dla zwierząt i ilość pieniędzy wydawanych na weterynarza, przedszkole czy hotel dla ukochanego Burka.
Koszty leczenia zwierząt są duże i trudno je przewidzieć. Czasem nawet cena tej samej usługi wykonanej u zwierzęcia jest wyższa niż u człowieka, ponieważ wykonuje się mniejszą liczbę badań. Weterynarz ustala więc cenę tak, by zakup urządzenia się zwrócił. W związku z tym rośnie liczba zbiórek na chore zwierzęta. Aż 46% respondentów zadeklarowało, że gdyby zabrakło im pieniędzy na leczenie, założyliby zbiórkę na GoFundMe. Ten portal crowdfundingowy opublikował nawet instrukcję, jak zdobyć środki na leczenie zwierzęcia.
Według raportu fundacji Nonprofit Tech for Good z 2020 r. zwierzęta były czwartym celem donacji w USA i Kanadzie przed dziećmi i młodzieżą, środowiskiem czy organizacjami pomocowymi (human and social services). Z kolei w Polsce dużą popularnością cieszyła się akcja OLX, w której można było nakarmić psy po kliknięciu na specjalnie przygotowane kości. W tym przypadku internauci zareagowali około 3 600 000 razy.
Częścią tej wielkiej machiny są quasi-ludzkie usługi dla zwierząt. Psie przedszkola, fryzjerzy i hotele brzmią absurdalnie. Usługi te są w większości niezbędne, jednak samo brzmienie tych słów może wywołać konsternacje. Przekładamy bowiem ludzkie nazewnictwo na opiekę nad zwierzętami, podczas gdy cel i funkcja tych świadczeń są różne.
Szczególnie w przypadku psów adoptowanych z problemami behawioralnymi takie świadczenia są niezwykle pomocne, wręcz niezbędne, by przygotować je do życia w stabilnym gospodarstwie domowym. Przedszkole może nauczyć je zostawania samodzielnie w domu czy odpowiedniej reakcji na obcych. Hotel zaś pozwala odpocząć właścicielom bez obciążania znajomych lub rodziny koniecznością zostania z psem. Gwarantuje on jednocześnie odpowiednie standardy opieki. Część właścicieli przesadza jednak z dbałością o pupili.
Niektórzy „psi rodzice” mówią, że częściej sprawdzają stan zdrowia swojego psa niż dziecka. W badaniu o rodzicielstwie międzygatunkowym (interspecies parenting) właściciele deklarują, że zagwarantowaliby swojemu pupilowi wszystko. Czytamy bowiem: „Yeah, I’m his dad, definitely. I mean, I take care of him, whatever he needs. Take him to the doctor, feed him, water, let him out. If there was cat school, I’d take him”. Co więc nadmierna opieka nad zwierzęciem mówi o właścicielach?
Tak duża dbałość o zdrowie i potrzeby zwierzęcia sugeruje bardzo emocjonalną relację. Niektórzy traktują swoich pupili nawet jak członków rodziny lub jak własne dzieci. Kwestia nazewnictwa wiąże się czasem z bardzo silnymi emocjami.
Podczas badania jedna z respondentek tak opisywała sytuację, gdy ktoś umniejsza jej rodzicielskiej relacji ze zwierzęciem: „It makes me sad almost. I’m like, ‘How could you say that?’ I love my dog… It’s sad, like she’s not good enough or something compared to kids, having a baby. Which I get it, but she is my baby”.
Zmiana modelu rodziny, a co za tym idzie, większe przywiązywanie się do pupila, stała się bardziej gwałtowna po pandemii. Wzrosła adopcja i kupno zwierząt domowych, które były dobrym substytutem relacji międzyludzkich. Często jednak pozostały pierwszym i jedynym źródłem zaspokojenia emocjonalnego, substytutem kontaktu z drugim człowiekiem.
Kudłate maleństwo zamiast dziecka
Decyzja, by wychować zwierzę w ten sam sposób, jak wychowuje się człowieka, jest w znaczącej większości przypadków wyborem łatwiejszym i ostatecznie mniej satysfakcjonującym niż dziecko. Oczywiście, gdy para nie może mieć z różnych przyczyn potomstwa, posiadanie pupila jest dobrym rozwiązaniem. Traktowanie go zaś jak niemowlęcia może pomóc poradzić sobie z brakiem pociech. Niemniej nie zawsze można zrozumieć, dlaczego wybieramy namiastkę rodzicielstwa, jaką zyskujemy, gdy decydujemy się na posiadanie psa, którego awansujemy do rangi fur baby (ang. kudłate maleństwo).
Respondenci wyjaśniają, że często traktują opiekę nad zwierzęciem jak przygotowanie do wychowania dziecka. Byłaby to przekonująca odpowiedź, gdyby nie fakt, że nie podejmują później działań w kierunku posiadania potomstwa biologicznego czy adoptowanego. Być może nie są pewni, nawet po stosunkowo długim okresie zajmowania się pupilem, czy są gotowi na dziecko.
Ta odpowiedź nie przekonuje również dlatego, że to samo badanie wykazało, że uznanie się za rodzica swojego zwierzaka nie pociągnęło za sobą intensywniejszej troski w opiece nad nim. Mówiąc inaczej, samo identyfikowanie się jako rodzic swojego psa nie sprawia, że będziemy się nim lepiej zajmować.
Inaczej przedstawia się nastawienie do swoich zwierząt u osób, które angażują się w ruchy na rzecz praw zwierząt. Tej rodzicielskiej potrzeby próżno wśród nich szukać. Przeciwnie, są to ludzie, którzy z powodu swoich poglądów nie chcą uznawać się za istoty o wyższym statusie niż pupil, a także nie chcą redukować celu posiadania na przykład psa dla przyjemności właściciela. W ich wizji zwierzak staje się przyjacielem i z tego względu jest równy swojemu właścicielowi. Niektórzy nie mówią także o zwierzęciu jako o swojej własności, lecz raczej o tym, że towarzyszy im ono w codziennym życiu. Ta grupa nie stawia się wyżej od pupili tylko z tytułu dbania o ich potrzeby.
Najbardziej radykalny głos, który pojawia się w badaniu, mówi nie tylko o podmiotowym uznaniu emocji zwierzęcia, ale o jeszcze bardziej egalitarnej perspektywie. Jeden z respondentów tak wypowiadał się w tej kwestii: „I almost think of it like I’m one of them, I guess. Because I don’t treat them as pets, but I make sure they have food and everything. […] I try to interact with them on a cat level, rather than just an adult, I guess. So I just try to be one of them. So it’s not really a parent thing, I just happen to be the one that can pour the food for them”. Badania potwierdzają, że zwierzęta mają zdolność do odczuwania emocji w ludzkim rozumieniu tego słowa, jednak bariera komunikacyjna między ludźmi a zwierzętami stanowi przeszkodą w pełnym emocjonalnym zaspokojeniu człowieka przez zwierzę.
Trzeba jednak zaznaczyć, że trend uczłowieczania zwierząt nie jest pozbawiony dwuznaczności. Swoistym tego przykładem może być amerykańskie Pet Lemon Law, które funkcjonuje między innymi w stanie Nowy York. W teorii na mocy jego przepisów uznaje się zwierzę za członka rodziny. W praktyce jednak prawo polega na tym, że w wypadku choroby lub zgonu zakupionego pupila konsument ma prawo otrzymać zwrot środków za leczenie lub nawet zastępczego psa i kota, jeżeli złoży „reklamację” w okresie 2 tygodni od sprzedaży. Niby pies lub kot mają status podmiotowy, ale w istocie zwierzęta wciąż są traktowane jak towar, który łatwo można wymienić na inny.
Zachęcamy do wysłuchania podcastu Kultury Poświęconej, w którym identyfikujemy postępujące od lat zjawisko uczłowieczania, mieszkających z nami, psów i kotów.
Wychowanie psa substytutem rodzicielstwa
Nie mamy oddzielnego języka, by opisać opiekę nad zwierzęciem, więc czerpiemy z takiego, jakim określamy wychowywanie dziecka. Macierzyństwo i ojcostwo nie są jednak w tym przypadku adekwatne. Używamy bowiem tych słów często, by określić bezwarunkowe zaspokajanie zachcianek zwierzęcia, których ono nie odróżnia od potrzeb, bądź tresowanie go tak, by sztuczki, które wykonuje, nas cieszyły.
W narracji o rodzicielstwie pojawiają się różne modele wychowania. Większość właścicieli, szczególnie takich, którzy mają doświadczenie z „ludzkimi dziećmi”, stawia na akceptujący i permisywny styl relacji, który trudno porównywać z uczeniem dziecka moralności i właściwego zachowania. Cel takiej opieki jest również zupełnie inny niż wychowania dziecka. Latorośl przygotowujemy bowiem do samodzielnego życia, a psa uczymy po to, by żył z nami jak najdłużej i zawsze słuchał naszych poleceń.
We wspomnianym już badaniu o rodzicielstwie międzygatunkowym największą różnicę między wychowaniem potomków a psa podkreślają rodzice małych dzieci. Właściciele wraz z pojawieniem się w rodzinie niemowlęcia odsuwają na nieco dalszy plan opiekę nad pupilem. Mimo pojawiającego się niekiedy poczucia winy z tego powodu respondenci określali się jako dobrzy rodzice właśnie ze względu na priorytetyzowanie potrzeb dziecka. Właściciele podkreślali głębszą miłość, większe zaangażowanie i bogatszą więź w stosunku do potomka. Rodzice „ludzkich dzieci” w każdym wieku stawiają na akceptację zachowań zwierząt, nie uczą ich raczej odpowiednich odruchów w miejscach publicznych i w stosunku do obcych.
Dywersyfikacja modelu rodziny sprawia, że coraz częściej jej członkowie są wybrani i nie łączą nas z nimi więzy krwi. Dlaczego więc nie mogą być nimi zwierzęta? Z tymi przecież jeszcze łatwiej utworzyć tzw. czyste relacje, które można zerwać, gdy przestaną nam przynosić wymierne korzyści. Psa można na dodatek ukształtować i wytresować zgodnie ze swoimi potrzebami – przecież to raj na ziemi. Pułapką jest brak pełnego emocjonalnego zaspokojenia i jedynie namiastka odpowiedzialności i przywiązania.
Od relacji przyjacielskiej i partnerskiej możemy oczekiwać zrozumienia i wysłuchania naszych emocji i potrzeb. Z człowiekiem możemy również dzielić pasje, zamiłowania i nienawiści – ten aspekt jest wykonalny także z własnym dzieckiem. Pies dzięki odczuwaniu w jakimś stopniu emocji jest w stanie empatyzować ze swoim panem – zauważyć i zareagować na przykład na smutek właściciela. Przytulenie się do zwierzęcia nie jest jednak równoznaczne z wyrażeniem swoich emocji, co w pełni możemy zrobić tylko w relacji międzyludzkiej.
Problem jednak polega na tym, że niezaspokojenie emocjonalne nie ma jakiejś konkretnej treści. Zazwyczaj jest to produkt zawiedzionych oczekiwań, które wytworzyli ojciec i matka wobec swoich pociech. Rodzice starszych dzieci wskazują na to, że ich wychowanie nie daje tak wymiernej satysfakcji, jak wychowanie zwierzęcia.
Wnioski, które płyną ze wspomnianego już wyżej badania o rodzicielstwie międzygatunkowym, mówią, że wychowanie psa jest bezwarunkowo satysfakcjonujące. Potomstwo może wyrosnąć na dorosłych, którzy nie spełnią oczekiwań, nie będą się opiekować matką i ojcem ani nawet ich odwiedzać – pupila łatwiej nauczyć zachowań, które przynoszą wymierną korzyść. Dodatkowo również nie jesteśmy odpowiedzialni za system wartości, kręgosłup moralny czy naukę podejmowania decyzji.
Gdyby rozwój psa porównać do wzrostu człowieka, to zostaje on w zasadzie cały czas na poziomie bobasa. Pod wieloma względami jest to łatwiejsze. Satysfakcja, stopień przywiązania i zaspokojenia są większe w stosunku do latorośli, ponieważ mamy wpływ na znacznie więcej aspektów zachowania.
Między przedmiotowym a podmiotowym traktowaniem zwierzęcia
Dwuznaczny stosunek do zwierząt – ani całkiem podmiotowy, ani całkiem przedmiotowy – można zaobserwować wśród właścicieli „kudłatych maleństw”. Choć dla psich opiekunów traktowanie swoich pupili jak dzieci oraz wychowywanie ich jest wygodne i satysfakcjonujące, to wybierając fur babies, nie dają sobie nawet szansy na znacznie pełniejszy wymiar odpowiedzialności i relacji. Mówiąc wprost, zwierzę jest w tym układzie protezą bogatych i prawdziwych relacji, która można by mieć z ludźmi. Posiadanie psa lub kota staje się sposobem udawania, że założyło się rodzinę, do czego służy również zapożyczanie słownictwa charakterystycznego dla wychowywania „ludzkich dzieci”.
To specyficzne uczłowieczanie zwierząt jest szkodliwe również dla nich samych. Włochaty pupil potrzebuje bowiem lidera i jego poleceń, a nie rodzica, który spełni każdą zachciankę. Szczególnie szkodliwe jest wychowanie permisywne. Wśród pupili, których opiekunowie spełniali ich zachcianki oraz rzadko wydawali stanowcze polecenia, zaobserwowano wyższą otyłość niż u reszty. Dlatego też nazywanie takich zachowań wychowaniem jest z gruntu błędne, ponieważ może jedynie wywołać chwilową radość u obydwu stron, a nie długofalowe, pozytywne skutki. To pokazuje, że również zwierzak jest w tym układzie instrumentem, który służy zadowoleniu właściciela.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.