Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Kobieta-heros czy matka-ladacznica? Popkultura wciska nam szkodliwe stereotypy kobiecości

Kobieta-heros czy matka-ladacznica? Popkultura wciska nam szkodliwe stereotypy kobiecości Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Współczesna popkultura na swych sztandarach umieściła walkę ze stereotypami. Niewiasty nie miały już być wrażliwe, zwiewne i subtelne, lecz na równi z mężczyznami radzić sobie ze wszelkimi kłopotami i przeżywać przy tym fantastyczne przygody. Popkultura wciąż jednak nie potrafi się pozbyć dwóch wielkich mitów w przedstawianiu kobiet. Wizja anioła lub ladacznicy ma się bardzo dobrze, zmieniły się jedynie typy bohaterek przypisywanych do tych dwóch kategorii. W centrum tych zmian znalazła się zaś postać matki.

Dwa stereotypy

Aktualnie aniołem jest kobieta samodzielna, która z pasją realizuje własne ambicje, często nie zważa na innych, stawia na pierwszym planie samą sobie i z tej perspektywy patrzy na świat. Cechuje ją niezwykła inteligencja bądź siła, opcjonalnie niekonwencjonalne podejście do rozwiązywania problemów. Dzięki temu może aktywnie uczestniczyć w świecie, przeżywać niesamowite perypetie i oczywiście znaleźć najlepszego faceta pod słońcem, przystojnego i bogatego nie tylko w pieniądze, lecz także we wszelkie cnoty i zalety.

Nie oszukujmy się. Każdy heros, niezależnie od płci, w nagrodę za swoje wysiłki musi dostać spełniony romans, gdyż chyba nie dorośliśmy jeszcze do tego, aby relacje damsko-męskie rozpatrywać w kategorii przyjaźni czy kumplowania się. Naturalnie związki romantyczne wciąż świetnie się sprzedają, toteż nawet najbardziej wyzwolone postacie ostatecznie kończą w miłosnym uścisku, choć jego definicja z pewnością nie będzie już klasyczna.

Natomiast ladacznica z konieczności musi być jej całkowitym przeciwieństwem, czyli kobietą mdłą, bez charakteru, pędu do samorealizacji i większych zainteresowań. Maślanymi oczami wodzi za mężczyznami, których nigdy nie zdobędzie, gdyż jak powszechnie wiadomo, stanowią oni nagrodę za jakieś osiągnięcia (jeśli nie za ratowanie świata, to przynajmniej za jakieś zawodowe ambicje).

Oczywiście jest też rozpustna, ale jej seksualna swoboda nie może zostać zaakceptowana z pewnego szczególnego względu. Seks jest dla niej tylko środkiem do celu – posiadania dzieci. Dlatego też będzie kusić i uwodzić (o zgrozo!) nie dla samej przyjemność, lecz aby zostać matką i żoną. A jak już tą matką zostanie, to będzie sfrustrowana, na jaw wyjdą jej ukryte traumy, skaże na cierpienie dzieci i męża, rodzinną sielankę zamieni w koszmar. Tak to jest, kiedy pragnienia stawia się w centrum swojego świata, jak poucza nas popkultura grożąca swoim palcem.

Matka rozpustna

Niech za przykład posłuży nam serial Alienista opowiadający o początkach psychologii i kryminologii. Jedną z głównych bohaterek jest Sara Howard, niestrudzenie walcząca z konwenansami epoki, w której przyszło jej żyć.

Od samego początku czuje miętę do Johna Moora, pełniącego w serialu funkcję „normalnego człowieka”, który zderza się z geniuszami, zbrodniarzami i tym wszystkim, co przeczy zdrowemu rozsądkowi. Niemniej ich romans od samego początku rozbija się o odmienne aspiracje. Sara stawia na karierę, a John na życie rodzinne. Szczęśliwy finał ich relacje staje się możliwy dopiero w drugim sezonie.

Jednakże los daje im tylko krótką scenę pościelową, gdyż na horyzoncie pojawia się złowroga Violet Hayward. Violet to kobieta głupiutka, nieposiadająca żadnych zainteresowań, skoncentrowana na ploteczkach i dobrej, towarzyskiej zabawie. Na opowieści o zawiłych meandrach życia psychicznego zbrodniarzy wzdryga się z niesmakiem, a jej egzystencja zostaje sprowadzona do ładnych sukienek oraz szybkiego zamążpójścia. Jednocześnie jest sprytna i przebiegła.

Wie, że jej narzeczeństwo z Johnem może szybko się skończyć, jeśli Sara wykaże choć odrobinę zainteresowania jego osobą. Violet kupuje seksowną bieliznę, zaciąga narzeczonego do łóżka i zachodzi w ciążę (jakie to wszystko proste!). I tak prawdziwa miłość musi się ugiąć przed odpowiedzialnością za rodzinę. Na szczęście Sara będzie mogła przeżywać wiele fascynujących przygód, a Violet będzie zajęta zmienianiem pieluch (tzn. delegowaniem służby do tego mało przyjemnego zadania).

Oczywiście jest to niezwykle skrajna ilustracja wzorca matki-ladacznicy. Nawet gdy weźmiemy pod uwagę, że w serialach często stawia się na radykalne przeciwstawienia bądź wyostrza pewne tendencje. Archetyp matki-ladacznicy nie ogranicza się wyłącznie do sfery seksualnej. Nieczęsto też występuje w tak przerysowanej formie.

W każdym razie stereotyp na temat niecnych, mało mądrych kobiet, których jedyną szansą na zdobycie odpowiedniego faceta jest złapanie go na dziecko, powoli staje się nie tylko mało lotną fabularną perypetią, lecz także wyrazem krytyki społecznej wobec konkretnych życiowych postaw.

Dawno odeszliśmy już od seriali czy filmów, które w oparach gagów naśmiewały się ze wszystkich możliwych życiowych wyborów, jak było to chociażby w serialu Przyjaciele, gdzie po równo dostawało się każdemu, niezależnie od płci czy orientacji seksualnej. Obecnie śmiech musi ustąpić światłemu przekazowi, który mówi nam, w jaki sposób mamy myśleć. Matka-ladacznica jest przedmiotem krytyki nie tyle za stosowanie seksu jako narzędzia, o ile za swoją ogólną mentalną konstrukcję.

Nie zapominajmy, że nie ma ona przecież zainteresowań, niczym się nie wyróżnia, nic ciekawego nie może powiedzieć. Ot, tylko dzieciaki jej w głowie. Ratunkiem dla mężczyzny może okazać się niezwykle inteligentna heroina, składająca się tylko z samych pasji i sukcesów. Ona również może pragnąć potomstwa, jednak nie jest to dla niej priorytetem. Macierzyństwo będzie dla niej kolejną okazją do ujawnienia jej niezwykłego potencjału. Bez osiągnięć w innych dziedzinach nie ma co nawet myśleć o dzieciach.

W rzeczywistości to wszystko nie jest takie proste, gdyż doktorat z fizyki bądź chemii, nie wspominając już o rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, wcale nie musi przekładać się na świadome rodzicielstwo. Jednak rzadko kiedy twórcy potrafią wyjść poza ten schemat. Chlubny wyjątek stanowi tutaj np. Wąż z Essex, serial AppleTV, w którym paleontologiczne zainteresowania bohaterki nie skutkują wcale dobrymi relacjami z synem czy właściwym podejściem do relacji damsko-męskich.

Matka traum pełna

Należy zdecydowanie pochwalić tendencję do stopniowego odchodzenia od cukierkowej wizji macierzyństwa. Pokazywanie trudności pojawiających się przy narodzinach potomka może mieć zbawienny wpływ na oczekiwania społeczeństwa wobec matek, o ile nie przybiera karykaturalnej postaci. A tak dzieje się często w przypadku straumatyzowanej matki-ladacznicy odpowiedzialnej za wszelkie porażki swoich dzieci.

Jeszcze w latach 80. i 90. obraz problemów mogących dotknąć każdą rodzinę był o wiele bardziej zniuansowany. Wystarczy wspomnieć takie produkcje, jak Kochane kłopoty, Stalowe magnolie lub Przystanek Alaska. Nawet w sitcomach, chociażby w Zwariowanym świecie Malcolma, mimo zastosowanej konwencji kryło się więcej „prawdziwego” życia niż w dzisiejszych obrazach, gdzie za rozpad rodziny często odpowiada stan psychiczny matki.

Chociaż współczesny świat tyle mówi o możliwościach oraz potencjalnych drogach rozwoju kobiet, to przecież one dalej pozostają główną podporą szczęśliwego domowego ogniska. Jedynym czynnikiem, który destrukcyjnie wpływają na otoczenie, są ich problemy, zwłaszcza te psychiczne. Inaczej jest z kłopotami, z którymi zmaga się ojciec. Może być trudno, ale rodzina jest w stanie to wytrzymać. Trudności dotykających kobietę już nie zdzierży.

Rodzinie Sporano depresja Tony’ego ma wiele negatywnych skutków, lecz wszyscy mimo trudności wciąż trzymają się razem. Ulega to zmianie, gdy w jednym z ostatnich sezonów liczne zdrady bohatera przestają być tolerowane przez jego żonę. Owszem, i tę kwestię można sprowadzić do nieprzepracowanych problemów psychicznych, jednakże koniec końców Sopranowie się nie rozpadają. Ojciec w filmowych obrazach dezintegruje rodzinę głównie przez swoją nieobecność, gdy osamotniona matka ugina się pod ciężarem piętrzących się zmartwień.

Porównajmy z tym serialem te produkcje, które kreują wizję stramatyzowanych matek. Na przykład w Ostrych przedmiotach narcystyczne zachowanie rodzicielki doprowadza główną bohaterkę do samookaleczania. Otoczenie też nie radzi sobie lepiej. W serialu występuje cała plejada pań, które doprowadzają swoje potomstwo do szaleństwa.

Inna produkcja zatytułowana Ku jezioru ukazuje matkę Irę, straszniejszą od zarazy nawiedzającą świat, gdyż sama jak wirus zabija w swoim dziecku poczucie własnej wartości, niszczy przy okazji jego relację z ojcem. Oczywiście znów są to przedstawienia skrajne, jeszcze trochę nam brakuje do tego, aby każda z filmowych matek odtwarzała schemat znany z Carrie.

A jednak wciąż ma się dobrze odtwarzanie tej samej struktury postaci kobiecych – niewiele z nich potrafi radzić sobie ze swoimi dziećmi, nawet jeśli chce uciec od ram matki-ladacznicy i stać się aniołem. Alex z The Morning Show krzyczy do córki: „Oddałam ci miłość, życie i całe ciało”. Nie może pogodzić się z tym, że ta nie akceptuje jej zawodowych wyborów.

Katarzyna Zawieja z Odwilży mówi o tym, jak drażni ją i denerwuje własna córka. I tak powoli wpadamy w schemat macierzyństwa jako jednej wielkiej traumy zarówno dla matek, jak i dla ich dzieci. Zwłaszcza dla córek, bo jakoś tak się filmowcom utarło, że chłopaki to często mniejszy problem.

Na szczęście wciąż istnieją bardziej pokrzepiające obrazy, w tym takie, gdzie można pogodzić walkę z traumą i troską o rodzinę. Warto wspomnieć o Joyce ze Stranger Things, potrafiącej na jakiś czas odstawić na bok swoje problemy, aby wszelkimi środkami walczyć o uratowanie syna.

Dobrym przykładem jest także Mare z Mare z Eastown, która mimo ogromnej tragedii nadal potrafi troszczyć się o innych (co naturalnie nie zawsze się jej udaje), destrukcyjne zachowania wymierza w siebie, a nie w innych (przynajmniej się stara) i wciąż usiłuje dbać o swoją patchworkową rodzinę.

W porównaniu z nimi matki z Wielkich kłamstewek wypadają niezwykle blado, choć w założeniu serial miał walczyć z obrazem idealnej rodzicielki. Skończyło się na powtarzaniu banałów o tym, że na sielskiej prowincji zawsze czai się zło, każdy dusi się w gorsecie społecznych oczekiwań, a najprzystojniejszy i najbogatszy mąż zawsze będzie bił swoją żonę trwającą z nim dla dobra dzieci.

Ponownie zatem twórcy zaprzeczają założeniom, które legły u podstawy ich produkcji. Najpierw słyszymy od nich miłe i słuszne słowa o tym, jak przyklejanie łatek i próby wpisywania się w idealne obrazy są czymś niestosownym. Szkoda jednak, że po takim światłym apelu twórcy seriali znów przedstawią nam w innej produkcji jakąś straumatyzowaną matkę-ladacznicę.

Przynajmniej nikt jeszcze nie karmi nas wszem i wobec postaciami matek-aniołów, którym zawsze wszystko się udaje. Od wychowywania licznego potomstwa przez karierę zawodową po posiadanie licznych pasji oraz szczęśliwego życia uczuciowego. Taki obraz stanowi co najwyżej wstęp do kolejnej komedii. Z przykrością trzeba przyznać, że takie oczekiwania można spotkać na licznych forach i grupach internetowych, gdzie łatwo kobiety mogą wpaść w pułapkę licytacji na bycie lepszą matką.

Niestety przemysł filmowy wpadł z jednej skrajności w inną, gdyż teraz twórcy zaczęli wyolbrzymiać ciemne strony macierzyństwa. Popularność tych produkcji świadczy o tym, że publiczność z chęcią przyklaskuje takim fabułom, ponieważ mroczne historie nie tylko lepiej się sprzedają, lecz także w jakiś sposób sprawiają nam przyjemność. Czyż nie ma wdzięczniejszego obiektu krytyki niż matka, która sobie nie radzi?

W kontrowersyjnym filmie Porozmawiajmy o Kevinie postawiono mocną tezę, że niektóre dzieci po prostu rodzą się złe i żadne wysiłki wychowawcze nie zmienią ich natury. Mimo to większość komentujących ten obraz odpowiedzialnością za mordercze skłonności Kevina i tak obarczyło matkę. Szukano nawet najdrobniejszych detali świadczących o jej winie. W końcu źródło naszych problemów nie może tkwić w nas samych, prawda? Zawsze należy szukać go na zewnątrz, aby ocalić nasze kruche „ja”.

Matka zawsze taka sama i typowa

W jednym z odcinków WandVision tytułowa postać walczy z czworgiem innych bohaterów – z dwójką kobiet i dwoma mężczyznami. Oczywiście mężczyźni padają po jednym ciosie, a panie przez dłuższy czas popisują się znaną im magią i sztukami walki. Przekaz jest jasny – kobiety też mogą być silne, widzicie?! Owszem mogą, ale kiedy zostaje to wyłożone w tak toporny sposób, to możemy jedynie uśmiechnąć się z zażenowaniem.

I wcale nie chodzi o to, żeby nie pokazywać silnych fizycznie kobiet i nie wpadać przy tym w stereotyp, że muszą sobie radzić przede wszystkim sprytem i intrygami. Niech po prostu nie będą lustrzanym odbiciem mężczyzn, kreowanym w zgodzie z ich perspektywą na to, jak powinna być pokazywana siła fizyczna. Nadpisanie stereotypu poprzez ubranie go w nową szatę wcale nie spowoduje jego zniknięcia. Raczej utrwali go i zwiększy jego wpływy.

Podobnie nie wystarczy wypełnić archetypów kobiety-anioła i kobiety-ladacznicy nowymi treściami, aby je przezwyciężyć. Po prostu wpadniemy wtedy w nowe pułapki myślenia, a także wyidealizujemy pewne postawy, stworzymy sobie nowe wzory (do naśladowania i podziwiania), których i tak żadna kobieta nie będzie potrafiła w pełni zrealizować. I w tej idealizacji kryje się niebezpieczeństwo.

Nie każdy z nas może się szczycić wyrafinowanymi pasjami, nietuzinkowymi umiejętnościami, dyplomami wyższych uczelni. Niekoniecznie ominą nas z tego powodu ekscytujące przygody lub wielka miłość. Podobnie charakteryzowanie się powyższymi cechami i zdolnościami nie gwarantuje zdrowego podejścia do macierzyństwa. Samo posiadanie potomstwa nie musi być pasmem sukcesów, ale raczej nie będzie też nieustannym znojem, udręką. W końcu stawianie na rodzinę wcale nie jest wyrazem marginalizowania innych aspektów naszego życia.

Zadziwiające, że zawsze w tym względzie mamy więcej wyrozumiałości dla mężczyzn, tak jakby rodzicielstwo nie miało na nich aż tak wielkiego wpływu. A może chcemy w serialach i filmach podziwiać tylko takie kobiety, które przeżywają niesamowite historie, a w przerwach między zwrotami akcji czytają mądre i trudne książki, bo tak naprawdę uważamy, że dzieciaki to przede wszystkim babska sprawa? Że to kobiety powinny zajmować się potomstwem i same są sobie winne, jeśli pojawią się błędy wychowawcze? Ostatecznie są matkami, prawda?

To oczywistości. Szkoda, że filmowcy tak często o tym zapominają, gdy tworzą kolejne schematy, stereotypy, nieprzystające do rzeczywistości wizje oraz toporne zmiany konwencji, które zamiast walczyć z obiegowymi przesądami, jedynie utrwalają ich nową formę.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.