Chrześcijaństwo ogranicza ludzką wolność? Jest wręcz przeciwnie
„Wiarę w Boga, jak pisał Romano Guardini, można określić jako trzecią drogę pomiędzy zupełną autonomią a tzw. heteronomią, czyli podążaniem za zasadami moralnymi, których jedyną racją jest zewnętrzny autorytet. Chodzi mi przede wszystkim o tę myśl, która została wyrażona w dokumentach Soboru Watykańskiego II, że mianowicie Chrystus objawił człowieka samemu człowiekowi. Wynika z niego, że naśladując Chrystusa, jestem tak naprawdę w pełni sobą, gdy zaś oddalam się od Chrystusa, popadam w coraz większe zniewolenie. Niestety ta prawda jest niezwykle trudna do komunikacji i wciąż się zastanawiam, jak ją dobrze sformułować, żeby móc ją opowiedzieć ludziom, którzy albo są poza Kościołem, albo są wręcz do Kościoła uprzedzeni” – mówił Cezary Boryszewski, szef działu „Nowa chadecja”, w rozmowie z Kacprem Kitą na kanale Nowy Ład o tym, jak zwalczyć obraz chrześcijaństwa jako religii odbierającej wolność.
„Warto przywołać tutaj rozróżnienie na bios i dzoe, którego użyłem w swoim tekście. Są to dwa greckie terminy na życie, które można znaleźć w Ewangelii według św. Jana. Bios to określenie na życie, które zostaje przekazane w sposób biologiczny przez naszą matkę i ojca. Wiąże się z nim całą sfera naturalna, do której należy zdobywanie pokarmu, zapewnienie sobie bytu, przedłużanie gatunku. Ta sfera jest dobra, gdyż według teologii katolickiej została powołana do istnienia przez Boga, jednak na skutek grzechu pierworodnego została związana też ze śmiertelnością. Wszyscy przecież zmierzamy ku śmierci, gdyż śmierć jest tym horyzontem, który czeka każdego z nas. To doświadczenie naznaczone jest jednak lękiem przed biologicznym końcem naszego życia. Te dwa elementy – śmierć i obawa przed nią – składają się na zasadniczą charakterystykę kondycji człowieka żyjące po grzechu pierworodnym, która powoduje, że nie jesteśmy w stanie żyć w wolności. Tak wygląda nasza egzystencja z punktu widzenia bios – życia biologicznego” – mówi Boryszewski.
„Dzoe tłumaczone jest najczęściej jako życie wieczne. Jednak małżeństwo Gajdów w swojej książce Świątynia. Wprowadzenie do kontemplacji zauważa, że nie chodzi tutaj o życie wieczne, które zaczyna się po śmierci, lecz o życie, które jest nam udzielane w momencie chrztu. Można zatem powiedzieć, że dzoe to życie w znaczeniu uczestnictwa w życiu Boga i zjednoczenie z Nim. Wzorem takiego życia jest Chrystus, który żyjąc przekonaniem, że ma w niebie Ojca, który jest źródłem jego życia, miał dzięki temu pewność, że w ostatecznym rozrachunku nikt nie jest mu w stanie tego życia odebrać. Jezus był przez to na tyle wolny, że mógł aż do ostatniej chwili żyć w zgodzie ze sobą, co jak wiemy, skończyło się na krzyżu. Dlatego uważam, że proces wchodzenia w dzoe powoduje, iż zdobywamy wolność, ponieważ lęk przed śmiercią nas ostatecznie nie determinuje, bo mamy życie w Bogu” – wskazuje Boryszewski.
„Uczestnictwo w życiu Boga oznacza uczestnictwo w życiu Trójcy Świętej, która sama jest wieczną ofiarą i wieczną wymianą darów. Pięknie to wyraził Sergiusz Bułgakow, prawosławny teolog, który pisał, że dynamika życia Trójcy Świętej polega na tym, że Ojciec odwiecznie zradza Syna, Syn odwiecznie daje życie, a tym życiem zradzanym i oddawanym jest Duch Święty. Dlatego jeśli spojrzymy przez pryzmat Objawienia, które potraktujemy jako klucz interpretacyjny do rozumienia rzeczywistości, i uznamy, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, dojdziemy do wniosku, że człowiek najpełniej realizuje siebie jako dar. Niektórzy podnoszą przeciwko takiej tezie zarzut, że chrześcijaństwo, chociaż wprost nie głosi pochwały cierpiętnictwa, to ostatecznie jednak je uzasadnia. Nie zgadzam się z tym. W chrześcijaństwie nie chodzi przecież o to, żeby szukać cierpienia dla samego cierpienia, ale o to, by znalazłszy się w sytuacji granicznej, w której muszę wybierać miedzy miłością do drugiego człowieka a ucieczką, będę zdolny wybrać miłość” – uważa Boryszewski.