Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Koniec Roe vs. Wade? Nie, to początek decydującej bitwy w walce demokracja vs. liberalizm

Wydaje się, że w rozpoczynającej się decydującej bitwie między nieliberalną demokracją a niedemokratycznym liberalizmem ostatecznie możliwe będą tylko dwa scenariusze. Pierwszy to droga tzw. populistów: odebrać sędziom sądów konstytucyjnych, a więc najwyższym kapłanom merytokracji, prawo ostatniego słowa. Druga ścieżka to marzenie tzw. liberałów – uchronić świętość kapłanów przed zgubnym wpływem tłumów. Z pistoletem przystawionym do głowy wybieram jednoznacznie pierwszy scenariusz.

Nie będę pisał o płodach. Poświęciliśmy im właśnie ważny, jak widać trafiający w swój czas, numer czasopisma Klubu Jagiellońskiego „Pressje”. Do kogo nie trafiają naigrywanki AszDzienników, Tygodników NIE i innych MakeLifeHarderów – niech sięgnie po teksty on-line albo zamówi papierowe pismo. Dość wspomnieć tylko, że po latach zaklinania rzeczywistości etykietami „tematów zastępczych” i „sporów światopoglądowych” – w Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa okazuje się, że sercem zachodniej polityki pozostaje spór o Życie.

Czeka nas déjà vu. Globalno-lokalny miks zachodniej rewolucji ruchu Black Lives Matter z lata 2020 roku i naszego rodzimego Strajku Kobiet z jesieni tegoż roku. Pro-liferzy otwierają butelki z szampanem, zwolennicy aborcji ostrzą widły. Będzie gorąco.

W tle nadchodzącej gorącej, ulicznej walki czeka też ta z pozoru zimna, gabinetowa, „instytucjonalna”. Walka, w której dzieło rozpoczęte przez Kaczyńskich, Orbanów i innych niepoprawnych „populistów” wieńczyć będą najpoprawniejsi z poprawnych liberałów. Walka o ostateczne obalenie autorytetu sądów konstytucyjnych.

Nie wiemy jeszcze, jaką drogą się to potoczy. Pewne jest, że opinia publiczna na całym świecie będzie teraz słuchać o „sędziach Trumpa i Busha” niczym my o „Trybunale Julii Przyłębskiej”. Propozycje poszerzania składu, podważanie kompetencji, wzywanie do kompleksowej reformy, wykazywanie luk argumentacyjnych „na które porządni sędziowie by sobie w życiu nie pozwolili”.

Ale tak naprawdę na naszych oczach kończy się system polityczny, w którym przyszło nam funkcjonować. „Cały system kapitalizmu regulacyjnego, który po II wojnie światowej, a zwłaszcza od końca lat 70., spokojnie i niezauważalnie, ale w bardzo poważnym stopniu ograniczył demokrację na rzecz merytokracji. (…) Jeśli demokratyczny ład jest przez regulatorów usztywniony tak mocno, że nie umie się dostosować, a za demokratyczną formą kryje się już w istocie autorytarna władza merytokratów, zaczyna się rewolta” – pisał w 2015 roku Jacek Żakowski. Nie spodziewał się pewnie, że rewolta zatoczy tak szerokie kręgi, że przeciw najwyższej, kapłańskiej kaście merytokratów, a więc sędziom sądów konstytucyjnych, zwrócą się obie strony plemiennych wojen obejmujących zachodnie społeczeństwa.

Jeśli śmiertelny cios merytokracji zadadzą liberałowie, to szybko zaczną mówić o konieczności restauracji. „Pogoniliśmy przebierańców, czas przywrócić kapłanom należny szacunek”. Ale obywatele, śmiem twierdzić, już tego nie kupią.

Na polskim gruncie pisałem o tym obszernie jesienią ubiegłego roku zwracając uwagę, że oto w Polsce manifestujący demos poczuł się w obowiązku upomnieć o swoją suwerenność wskazując, że to on, a nie sędziowie-kapłani liberalnej merytokracji, ma ostateczne prawo głosu. Czynił to, dodajmy dla porządku, nie demos pisowski, ale ten drugi.

Czeka nas decydująca bitwa między dwiema siłami – niedemokratycznym liberalizmem a nieliberalną demokracją. Pierwsza oparta jest o skostniałe instytucje i hegemoniczną rolę elit odwołujących się do liberalnych wartości – sędziów, mediów i technokratów. Druga siła napędzana jest gniewem ludu dotychczas odsuniętego od głosu. Ostatecznie możliwe są tylko dwa scenariusze.

Tymczasowo, rzecz jasna, amerykańscy republikanie będą się pewnie stroić w piórka obrońców niepodważalnego autorytetu Sądu Najwyższego, ale minie im to dziwactwo równie szybko, jak rodzimym „obrońcom Trybunału”, gdy już legalną większość zyskali w nim w Polsce nominaci Prawa i Sprawiedliwości.

Pierwszy scenariusz to droga proponowana w Europie przez tzw. populistów: odebrać kapłanom prawo ostatniego słowa, oddać ostateczne decyzje ludowi. Niech on decyduje, w wyborach czy referendach. Również o prawach, wartościach, wolnościach. Druga ścieżka to marzenie tzw. liberałów – uchronić świętość kapłanów przed wpływem tłumów. Umocnić władzę kooptacji, zabetonować elity, „mądrze zabezpieczyć” się przed zgubnymi werdyktami demokracji.

Z pistoletem przystawionym do głowy wybieram jednoznacznie pierwszy scenariusz. Choćby dlatego, że oddala widmo antyliberalnej rewolucji. Demokratycznej, ale krwawej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.