„Stranger Things 4”. Kiedyś to było, czyli epidemia nostalgii [PODCAST]
Stranger Things to idealna ilustracja stanu współczesnej popkultury. Już nikt nie wymyśli E.T., nikt nie nakręci Nocy żywych trupów, nie stworzy Niekończącej się opowieści, nie napisze Władcy pierścieni. Jedyne co możemy dziś robić, to powracać do przeszłości. Retromania podbiła naszą wyobraźnię, a jedyne co mogą dziś robić twórcy, to udoskonalać swoje nostalgiczne produkty. W kolejnym odcinku „Kultury Poświęconej” Konstanty Pilawa, Piotr Kaszczyszyn i Bartosz Brzyski mówią w kontekście serialu „Stranger Things” o utracie naszych zdolności do tworzenia w kulturze czegoś nowego i nostalgii za przeszłością.
„Dzisiaj, gdy oglądamy Stranger Things lub podobne produkcje, konsumujemy przetrawione klisze z przeszłości: poprzednie epoki, style, nurty. W tej chwili, gdy już strawiliśmy tak wiele rzeczy, zaczynamy odtwarzać obrazy, które w naszej pamięci jako trzydziestolatków są częścią naszej dawnej przeszłości. Można powiedzieć, że przeszłość zaczyna nas niejako doganiać. Być może nastał czas, żeby wreszcie sobie powiedzieć: »Dość! Już nie mam ochoty tego robić – oglądać rzeczy, które zostały przetrawione. Chcę natomiast sięgnąć do przeszłości, żeby odnaleźć źródło sensu tego, co tu i teraz«?” – mówił Brzyski.
„Stranger Things 4 nie odkrywa niczego nowego, a jedynie doprowadza wszystkie retromańskie strategie narracyjne do perfekcji. Wydaje mi się, że ten trend było już powszechny za czasów naszych rodziców. Przecież już w 1981 r. Baudrillard w swojej książce „Symulakry i symulacja” pisał, że utraciliśmy zdolność do odróżniania oryginału od kopii, a jedynie, co potrafimy, to naśladownictwo, któremu towarzyszy zagubienie umiejętności orientowania się w kulturze. Nazwał to precesją symulakrów” – mówi Pilawa.
„Chcąc to wyjaśnić, Baudilliard odwołał się do opowiadania Borgesa o kartografach pracujących nad mapą pewnej krainy. Ci kartografowie wykonali ją tak dokładnie, że mapa rozrosła się do niebywałych rozmiarów, stając się odwzorowaniem 1:1. Ostatecznie ta kraina upada – to już jest interpretacja Baudilliarda – ponieważ jej mieszkańcy nie są w stanie odróżnić mapy, czyli czegoś tworu kulturowego, od rzeczywistości. Reakcją na to jest nostalgia” – komentuje Pilawa.
„Skoro nie wiemy, co jest, i nie potrafimy odróżnić teraźniejszości od kultury, to naturalnym odruchem jest powrót do czasów, gdy istniało jakieś zakorzenienie w namacalnej rzeczywistości. Wiedzą o tym twórcy Stranger Things, którzy celowo odwołali się do lat 80. – czasów, które są nam na tyle bliskie, że wciąż wydają się nam realne. Jednocześnie była to epoka ogromnego dobrobytu w USA, ostatniej fazy walki ze Związkiem Radzieckim, pierwszych utworów nagranych przez Metallicę. Natomiast dziś, gdy mamy już któryś set z kolei album Tribute to Metallica, widać tę nostalgię za tym prawdziwym doświadczeniem tamtej rzeczywistości i prawdziwą Metallicą” – uważa Pilawa.
„Stranger Things to flagowy serial końca historii: już nic się nie wydarzy, przeżyliśmy wszystko i nie wiemy, dokąd iść dalej. Choć mówi się, że Zachód znowu wkroczył w fazę schyłkową, moim zdaniem jesteśmy raczej w momencie zawieszenia. Z jednej strony nie mamy pomysłu na przyszłość, ale z drugiej strony charakter naszej pracy, to ile czasu w niej spędzamy i co w niej wytwarzamy, sprawia, że łakniemy doświadczenia rodem z dzieciństwa, gdy wydało nam się, że dzień był trzy razy dłuższy niż w rzeczywistości. Czas był wtedy znacznie bardziej nasycony. Dziś natomiast, gdy kończymy pracę, widzimy, że w zasadzie skończyliśmy też dzień. Dlatego wydaje mi się, że Stranger Things to obraz przetworzonego dzieciństwa, czyli tego momentu w życiu człowieka, gdy sens był prostszy, a przez to sprawczość dużo większa” – wskazuje Kaszczyszyn.