Dorn był wzorem polityka-państwowca, o którego dorobku powinniśmy pamiętać [VIDEO]
W skrócie
„Postać Ludwika Dorna symbolizowała szereg istotnych postaw oraz istotnych procesów. Po pierwsze, jego biografia uosabiała pewną specyficzną, wyjątkową i wspaniałą drogę polskich inteligentów w opozycji antykomunistycznej. Po drugie, był niezwykle istotną postacią w historii Prawa i Sprawiedliwości. Jego odejście z tej formacji było przełomem w historii partii. Po trzecie, Dorn był wzorem polityka-państwowca, który pozostawił po sobie konkretny dorobek, o którym powinniśmy pamiętać i którego znaczenie powinniśmy doceniać. Po czwarte, jego losy, co najsmutniejsze, pokazują, że dla takich ludzi, jak Ludwik Dorn w polskiej polityce było coraz mniej miejsca” – mówi Piotr Trudnowski, prezes Klubu Jagiellońskiego, o życiu i działalności politycznej Ludwika Dorna.
„Życie Ludwika Dorna z czasów PRL, jego zaangażowanie w opozycje, a potem w życie polityczne początków transformacji ustrojowej było z jednej strony reprezentatywne dla dużej grupy osób. Od uwikłanego w komunizm domu przez harcerstwo, gdzie Dorn zawiązał pierwsze przyjaźnie, zaangażowanie w Komitet Obrony Robotników, ukrywanie się przed SB aż do dojrzałej dorosłej polityki od samego początku III RP. Z drugiej strony wyjątkowość biografii Dorna polegała na tym, że był on jedną z nielicznych osób o takich korzeniach, które związały się trwale i konsekwentnie z polską prawicą. Większość osób o takim pochodzeniu trzymało się z obozem lewicowo-liberalnym, środowiskiem Gazety Wyborczej, Unii Demokratycznej, Unii Wolności. Dorn zaś od samego początku był bliski prawicy i głośno mówił bardzo krytycznie o antyprawicowości polskiego establishmentu” – mówi Trudnowski.
„Relacja Dorna z braćmi Kaczyńskimi zaczęła się na poważnie w roku 1990 w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Współredagował czasopismo „Nowe Państwo”, które było intelektualnym i poniekąd finansowym zapleczem Kaczyńskich w trudnych czasach, gdy Porozumienie Centrum nie weszło do Sejmu, a oni sami znaleźli się oni na zupełnym politycznym marginesie. Mimo to Dorn cały czas z nimi blisko współpracował. Wrócił do Sejmu w 1997 r., kiedy powstała Akcja Wyborcza „Solidarność”. Już na samym początku dokonał symbolicznego aktu wyjścia z posiedzenia klubu AWS, co było protestem przeciwko wybraniu Hanny Suchockiej na ministra sprawiedliwości, której Dorn zarzucał, że jako premier pozwalała na słynną inwigilację prawicy, którą dziś możemy pamiętać pod hasłem „szafy Lesiaka”. Pod koniec tamtej kadencji nastroje zmieniły się. Ministrem sprawiedliwości został Lech Kaczyński. Kiedy AWS się rozpadał, a rząd Jerzego Buzka dogorywał, było widać, że powstaje potencjał dla nowej partii prawicy, a nową szansę uosabia minister Lech Kaczyński. To był moment, gdy postanowiono o tym, że Porozumienie Centrum zostanie zamienione na zupełnie nową, inną partię, choć opartą o te same struktury i tych samych ludzi. Ludwik Dorn wymyślił jej nową nazwę – Prawo i Sprawiedliwość” – komentuje Trudnowski.
„Chociaż często Dorn był nazywany trzecim bliźniakiem i współarchitektem PiS, to na podstawie jego wspomnień można powiedzieć, że droga z braćmi Kaczyńskimi od czasu powstania partii wcale nie była łatwa. Dorn od samego początku chciał nieco innej partii niż Kaczyńscy. Chciał partii zarządzanej kolegialnie, gdzie funkcje wiceprezesów będą funkcjami realnymi, a nie tylko symbolicznymi. Marzył o partii, o czym mówił w rozmowie z Robertem Krasowskim, w której będzie miejsce dla notabli, a nie tylko dla dworzan. Okazało się, że było to rozumowanie mocno pod prąd, bo w tym samym czasie Jarosław Kaczyński i Donald Tusk tworzyli partie typu wodzowskiego, w których tylko dla dworzan było miejsce” – mówi Trudnowski.
„Dorn był też uważany za jednego z twórców idei IV RP, jednak Jarosław Kaczyński nie był z niego zadowolony. Uważał, że sposób, w jaki Dorn zarządzał Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji, był zbyt mało radykalny. Dorn nie chciał przynieść Kaczyńskiemu na srebrnej tacy głów układu, w który przecież wierzył, ale zupełnie inaczej go sobie wyobrażał niż Kaczyński. Ostatecznie Ludwik Dorn został z funkcji ministra spraw wewnętrznych i administracji odwołany. Odejście Dorna z PiS w 2014 r. było przełomowe.” – opowiadał prezes KJ.
„Prawo i Sprawiedliwość z inteligenckiej partii klasy średniej zaczęło zamieniać się w partię w dużo większym stopniu ludową. Dorn nie stał w ostrej opozycji do tego kursu, dość dobrze rozumiał ten proces, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że obranie takiego kursu pociągnie za sobą zmianę funkcjonowania tej formacji politycznej. Tam nie będzie już miejsca na wewnętrzną dyskusję, na wewnętrzną demokrację i ścieranie się stanowisk. Z tego powodu jego drogi z Kaczyńskimi się rozeszły”- uważa Trudnowski.
„Dorn był bez wątpienia państwowcem, politykiem niezwykle merytorycznym, który potrafił wgryzać się w szczegóły, rozumiał państwo i potrafił spajać kilka różnych perspektyw. Łączył w tym doświadczenie polityczne, spojrzenie na szersze procesy społeczne, na co pozwalało mu wykształcenie socjologiczne i znajomość polskich elit. Jego działalność publiczna pozostawiła po sobie trwały pomnik. W 2000 r. przygotował cały pakiet ustaw reformujących funkcjonowanie polskich partii politycznych.
Stworzył wówczas przepisy dotyczące finansowania partii, które od tej pory miały być dotowane z budżetu państwa, ale będą obarczone obowiązkiem rozliczania się ze środków, które wydadzą na kampanię wyborczą. Od samego początku Dorn przekonywał, że robimy to za późno, ponieważ zbyt długo w polskiej rzeczywistości tolerowano różnego rodzaju patologie związane z działalnością partii politycznych. Przygotowywał te przepisy, aby w polskiej polityce nie było miejsca na korupcję, na wpływy oligarchów i na różnego rodzaju szemrane źródła finansowania, a to wszystko w latach poprzedzających projekt Dorna było codziennością polskiego życia publicznego” – przekonuje Trudnowski.