Rokita: Kolejną areną starcia Rosji z Zachodem może być Polska
Coraz wyraźniej zarysowuje się podział na tzw. realistów i romantyków w debacie o roli Polski w konflikcie na Ukrainie i konsekwencjach rozwoju działań wojennych dla naszego bezpieczeństwa. Głos w tej sprawie zajął również Jan Rokita, który w najnowszym felietonie z cyklu „Z podbieszczadzkiej wsi” kreśli kilka scenariuszy rozwoju sytuacji na Ukrainie. Były szef Urzędu Rady Ministrów uważa, że tylko pełne zwycięstwo Zachodu na Ukrainie może przynieść pokój.
W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.
Według Rokity istnieje pięć wariantów rozwoju wydarzeń w trwającej wojnie. Trzy z nich, przedstawione przez publicystę tuż po wybuchu wojny, są jednoznacznie negatywne: „Od okupacji Ukrainy i terroru, jaki musiałby być tego skutkiem, poprzez upokarzający dla Kijowa rozejm, pozbawiający to państwo podmiotowości i części terytorium, aż po rozbiór Ukrainy i suwerenność jakiejś kadłubowej „lwowskiej republiki”.
Pierwsze tygodnie wojny doprowadziły Rokitę do uzupełnienia tej listy o dwa dodatkowe scenariusze. „Jeden – to perspektywa ciągnącej się z różnym nasileniem wojny pozycyjnej na wschodzie, która uczyniłaby z Ukrainy de facto państwowość upadłą, tak jak to stało się z Syrią. I drugi – klęska Rosji, albo w formie układu z Zełeńskim, na mocy którego armia rosyjska opuściłaby Ukrainę za jakąś symboliczną cenę ze strony Kijowa, albo po prostu – jak niegdyś w Afganistanie – ucieczki z podwiniętym ogonem zmęczonych wojną i nie dających sobie rady wojsk rosyjskich” – przekonuje autor.
„Wariant wojny pozycyjnej o niejasnym wyniku, można paradoksalnie uznać za trochę mniej wybuchowy, ale jest to tylko różnica niuansu. Paradoks bierze się stąd, iż póki trwa wojna o nierozstrzygniętym militarnie wyniku, trwać będą również polityczne zabiegi o jej nierozlanie się poza Ukrainę. […] im dłużej pustoszone będą miasta ukraińskie, a świat będzie oglądać ciągle nowe obrazy zbrodni, tym szybciej narastać będzie rozedrganie i nerwowość globalnej polityki. A wtedy zwykła prowokacja, albo i nawet wojskowa pomyłka może przenieść wojnę o te pięćdziesiąt kilometrów dalej, czyli do Polski. Każdy widzi i rozumie, że im dłuższa wojna, tym bardziej trzeba się liczyć z taką możliwością. Nasza „czwórka” nie jest zatem o wiele bezpieczniejsza od „jedynki”, „dwójki” i „trójki”.” – kontynuuje Rokita.
„Tylko scenariusz zwycięstwa Zachodu na Ukrainie daje Polsce nadzieję na utrzymanie pokoju. Rozpoczynając zbrojny podbój demokratycznej i sprzymierzonej z Zachodem Ukrainy, Moskwa tak dalece odmieniła polityczną konfigurację na kontynencie, że rosyjska wojenna klęska stała się warunkiem sine qua non pokoju w Europie. […] Dlatego nie ma ani takiego ryzyka, ani takiej ceny, której nie warto by zapłacić za pobicie Rosji teraz, na Ukrainie, bo potem będzie to nie tylko trudniejsze, ale na dodatek dziać się będzie zapewne w Polsce. Ta ostatnia okoliczność winna być – jak sądzę – rozstrzygająca dla polskich polityków” – konkluduje były premier.
Powyższe fragmenty pochodzą z felietonu pod tytułem „Doktryna Cichockiego” opublikowanego pierwotnie na łamach „Teologii Politycznej”.