Kędzierski: Nie każdy, kto dostrzega realne wyzwania związane z uchodźcami, jest „ruską onucą”
W skrócie
Nie jesteśmy gotowi na przyjęcie 5 milionów uchodźców. I trzeba już teraz kalkulować, że za miesiąc, może za dwa, nasz narodowy entuzjazm się skończy. Zaczną się schody. Nie można dopuścić, żeby koszty przyjęcia takiej liczby ludzi przerzucono na barki klasy pracującej. To byłby przepis na wybuch społecznego niezadowolenia i antyukraińskich nastrojów.
Materiał stanowi wybór fragmentów z wywiadu Grzegorza Sroczyńskiego z Marcinem Kędzierskim opublikowanym na łamach serwisu next.gazeta.pl. Zachęcamy do pełnej lektury rozmowy.
Są trzy grupy, które najbardziej dostaną po głowie i będą najbardziej sfrustrowane. Pierwsza to Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski przed 24 lutego 2022 roku, bo będą traktowani jednak inaczej – gorzej. Nie dostaną tych świadczeń i tej pomocy, co uchodźcy wojenni. Patrząc na doświadczenia Polonii amerykańskiej czy niemieckiej, te wewnętrzne napięcia mogą być bardzo silne.
Druga ogromna grupa to Polacy z klasy pracującej, których nie stać na ucieczkę z systemu usług publicznych. Klasie średniej i wyższej czasem trudno to sobie wyobrazić, ale naprawdę w Polsce wielu ludzi nie może sobie pozwolić na jednorazowy wydatek 300 zł na prywatną wizytę u kardiologa. Jak wydadzą, to nie zapłacą za prąd czy gaz.
Przyjęcie dwóch milionów uchodźców z potężnymi problemami zdrowotnymi – bo im dalej na wschód, tym społeczeństwa bardziej zaniedbane zdrowotnie – drastycznie zwiększy kolejki do lekarzy. Ty i ja sobie poradzimy, ale wielu Polaków będzie miało jeszcze bardziej pod górkę.
Dodaj do tego zagęszczenie w szkołach publicznych, które już teraz robią bokami i brakuje w nich nauczycieli. Dodaj wzrost cen najmu, który najbardziej uderzy w ludzi mniej zamożnych, skazanych na najem. Dodaj inflację i potężny wzrost cen żywności z powodu wojny. To gotowa pożywka do wybuchu niechęci.
Trzecia grupa, która dostanie mocno po głowie, to młodzi. Oni już zostali mocno uderzeni pandemią, a teraz wojna uderzy ich jeszcze raz. Zwłaszcza tych, którzy chcą się usamodzielnić, wyprowadzić od rodziców, a trafią na rynek pracy, gdzie będzie mocna konkurencja tanich pracowników, więc pozycja przedsiębiorców bardzo wzrośnie. No i dodatkowo będą mieli jeszcze większy niż dotąd problem z mieszkaniami.
Pojawiają się miliony nowych rąk, więc jest okazja, żeby ciąć koszty pracy, a państwo niech przymknie oko. Firmy mają droższą benzynę, droższy prąd i gaz, ale za to dostaną dopływ tanich rąk do pracy i niech sobie radzą. To jest wygodna sytuacja także dla państwa, bo nie musi robić żadnych skomplikowanych hocków-klocków, wdrażać jakiejś strategii, tylko może się zachować biernie: zatrudniajcie ich na czarno i za połowę stawki, my was za bardzo kontrolować nie będziemy.
Na razie są to głównie kobiety, ale potem może przyjadą też mężczyźni. Oczywiście ty i ja raczej nie będziemy na tym cierpieć, i nie wielkomiejska klasa średnia, specjaliści, dziennikarze czy informatycy. Nacisk tańszej siły roboczej poczują natomiast ludzie na stanowiskach produkcyjnych, ekspedienci, ekspedientki, kasjerzy, kasjerki, ochroniarze i sprzątaczki.
Szkoły w Ukrainie ciągle działają, oni mają doświadczenia z pandemii w edukacji zdalnej i wiele dzieci, które schroniły się w Polsce, wciąż może się uczyć zdalnie w swoich ukraińskich szkołach. Poza tym uciekła też jakaś grupa nauczycieli, więc można tworzyć ukraińskie oddziały szkolne, a na szybko – ukraińskie świetlice.
Jeśli rodzice idą tu do pracy i muszą gdzieś wysłać dzieci, to mogą to być zajęcia świetlicowe, żeby dzieci miały kontakt z innymi dziećmi, ale niekoniecznie w trybie lekcyjnym. Nie umrą od tego, że nie będą się uczyć przez kilka miesięcy. A od września – wciąż tak zakładamy – pójdą do szkół w Ukrainie. Nie wpychajmy ich na siłę do naszych szkół, nie róbmy z nich Polaków, bo to może spowodować więcej szkód niż pożytku.
Masz całe pokolenie wyżu demograficznego z lat 50., które właśnie dobiega siedemdziesiątki i potrzebuje opieki, a ich dzieci albo wyjechały do Anglii, albo do dużych miast, przyjeżdżają do rodziców raz na trzy miesiące. I nie ma się nimi kto zająć. Zostaje wdowa, która statystycznie traci męża w wieku 70 lat i żyje jeszcze 15 lat.
Uchodźcy z Ukrainy to teraz przede wszystkim matki z dziećmi, bo mężczyźni na razie zostają. „Droga seniorko, mieszkasz w domu dwupiętrowym, masz ogródek, przyjmij na piętro matkę z dwójką dzieci, ona ci pomoże w zakupach, a jeszcze dostaniesz dodatek do emerytury od państwa”. Dla takiej babci to jest dobry deal.
W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.