Rosja i Ukraina zbożowymi spichlerzami świata. O ile podrożeje chleb w osiedlowym sklepie?
W skrócie
Ukraina i Rosja od lat utrzymują się w ścisłej światowej czołówce producentów i eksporterów zboża. Wojna na Wschodzie dodatkowo pogłębi problem drożejącej żywności nad Wisłą, jednak silny sektor rolniczy i struktura importu pozwolą nam przetrwać obecny kryzys bez turbulencji po stronie podaży. Większym problemem będą ceny nawozów, przekładające się na rosnące koszty polskich producentów.
W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.
Wojna na Ukrainie spowodowała niemałe zawirowania na światowych rynkach zboża. Z dnia na dzień wyceny kontraktów terminowych na dostawę pszenicy wystrzeliły wysoko. Do takiej sytuacji nie doszło nigdy wcześniej w Europie, ale także za Atlantykiem i w Chinach. Polscy rolnicy wstrzymali sprzedaż w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, a analitycy Goldman Sachs pisali o zagrożeniu największego kryzysu żywnościowego na świecie od przeszło pół wieku.
Ukraina i Rosja to rolniczy zawodnicy wagi ciężkiej. Tak nerwowa reakcja na giełdach dla wielu analityków może być szokiem. To, w jaki sposób na stress-test zareaguje polski sektor produkcji rolnej, będzie punktem odniesienia dla krajowych producentów w nadchodzących latach, bo choć w naszych sklepach żywności nie zabraknie, to wiele państw świata jest zależnych od importu zbóż zarówno z Ukrainy, jak i z Federacji Rosyjskiej.
Rosja i Ukraina – rolniczy potentaci
Rosję bez najmniejszych wątpliwości można dzisiaj nazwać rolniczą potęgą, lecz nie zawsze tak było. W czasach ZSRR na skutek nieefektywnego zarządzania sektorem kraj był importerem netto zboża. Skolektywizowany system rolnictwa w połączeniu z rosyjską kulturą organizacyjną, mimo że nakłady inwestycyjne były ogromne, a powierzchnia orna liczona w setkach tysięcy hektarów, nie był w stanie zaspokoić potrzeb żywnościowych swojej ludności, czego efektem była konieczność zakupu dziesiątek milionów ton zboża rocznie na rynkach zagranicznych.
Historia rosyjskiego rolnictwa po upadku ZSRR jest dziś opowieścią o spektakularnym sukcesie. W latach 90. podejmowano wysiłki na rzecz poprawienia kondycji tego segmentu gospodarki, ale dopiero XXI wiek i uwolnienie obrotu ziemią przyniosły Rosji sukces. W 2001 roku rosyjska pszenica stanowiła ok. 1% światowego eksportu. Nawet nieco ponad dekadę temu Rosja nadal więcej zboża sprowadzała z zagranicy. Po 20 latach stała się największym na świecie eksporterem pszenicy. W 2020 roku odpowiadała za niemal 1/5 jego światowej wartości liczonej w miliardach dolarów. Oprócz tego jest drugim na świecie producentem oleju słonecznikowego i zajmuje trzecią lokatę w eksporcie jęczmienia, słonecznika i oleju rzepakowego.
Również Ukraina może pochwalić się sukcesami w sektorze rolnictwa. Posiada ponad 40 mln hektarów gruntów rolnych (dla porównania: w Polsce to ok. 19 mln hektarów) i jest największym na świecie eksporterem oleju słonecznikowego (ponad 60% globalnego eksportu). Odpowiadała też za ponad połowę (55%) pozaunijnych dostaw kukurydzy do UE w 2020 roku. Zajmuje również silną pozycję na rynku gryki, pszenicy i jęczmienia.
1 lipca 2021 roku weszła w życie ustawa zakładająca stopniowe uwalnianie handlu gruntami rolnymi na Ukrainie, co miało dodatkowo pobudzić sektor rolnictwa. Już teraz stanowi on kluczową gałąź naddnieprzańskiej gospodarki i główny motor jej eksportu – w 2020 roku wartość eksportu produkcji rolniczej wyniosła ponad 20 mld dolarów, co stanowiło niemal połowę ukraińskiego eksportu ogółem.
Można więc śmiało powiedzieć, że Rosja i Ukraina są spichlerzami świata. Odpowiadają razem za około 20% światowego handlu zbożem. Jednakże mimo bliskości geograficznej najważniejszymi rynkami zbytu w tym segmencie zarówno dla Rosji, jak i Ukrainy nie jest Unia Europejska, lecz kraje Bliskiego Wschodu. Bezpieczeństwo żywnościowe tego regionu opiera się głównie na imporcie zboża z obu państw.
Szczególnie jaskrawym przypadkiem jest Egipt, którego populacja liczy ponad 100 mln ludzi. Rosja i Ukraina zaspokajały ponad 85% potrzeb importowych pszenicy tego kraju w 2020 roku. Z kolei dla Turcji ten wskaźnik wyniósł w tym samym roku 75%. Pokazuje to stopień zależności krajów regionu od tego kierunku dostaw zboża, a jednocześnie tłumaczy zainteresowanie kapitału saudyjskiego inwestycjami w ukraiński sektor rolny.
Eksport zbóż z obu państw od momentu wybuchu wojny praktycznie zamarł. Jeżeli wojna na Ukrainie będzie się przedłużała, istnieje realne ryzyko zagrożenia bezpieczeństwa żywnościowego krajów Bliskiego Wschodu. W Egipcie ceny chleba wzrosły już o 25%, mimo że Kair dysponuje rezerwami strategicznymi pszenicy wystarczającymi na cały bieżący rok. Wszystko będzie zależeć od sposobu zakończenia konfliktu, skali sankcji wobec Rosji oraz sytuacji w portach czarnomorskich, odpowiedzialnych za ponad 90% eksportu ukraińskiej pszenicy.
Ukraina płonie, ceny zbóż szaleją
Ceny zbóż zareagowały bardzo gwałtownie na wieść o rozpoczęciu przez Rosję działań wojennych nad Dnieprem. Chociaż już przed wojną dochodziło do znaczących wzrostów cen wynikających z obaw przed wybuchem konfliktu, to prawdziwy rajd cenowy rozpoczął się dopiero po wkroczeniu rosyjskich wojsk na terytorium Ukrainy.
Jeszcze 23 lutego, dzień przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji, na paryskiej giełdzie MATIF cena pszenicy kształtowała się na poziomie 287 euro za tonę. Dzień później było to już 316,50 euro, tydzień od rozpoczęcia działań wojennych – 381,75 euro, zaś 7 marca ceny osiągnęły maksima na poziomie 422,5 euro za tonę, co stanowi wzrost o prawie 50% w ciągu półtora tygodnia. Podobny, choć nieco mniej spektakularny, rajd na europejskiej giełdzie zaliczyły ceny kukurydzy (około 1/3 w analogicznym okresie). Eksport na światowe rynki ponad 14 mln ton pozostałej ze zbiorów kukurydzy z Ukrainy został wstrzymany przez trwającą inwazję.
Szokujące wzrosty cen pszenicy (63% w tym samym czasie do najwyższego od 14 lat pułapu) zostały odnotowywane również na chicagowskim CBOT. Wahania cen były dodatkowo potęgowane przez napływ kapitału spekulacyjnego, który w toczącej się wojnie na Ukrainie dostrzegł okazję do szybkiego zysku. W kolejnych dniach cena spadła w okolice 400 d za tonę, co wciąż stanowi znaczny wzrost względem cen z końca lutego.
Ceny gwałtownie poszybowały w górę także w polskich portach. Na początku roku ceny pszenicy konsumpcyjnej na wybrzeżu kształtowały się na poziomie 1300 złotych za tonę, zaś 7 marca było to już ponad 2000 złotych. Analogicznie wzrastały także ceny innych zbóż, efekt ten jest wzmacniany przez słabnącą w ostatnich tygodniach złotówkę.
Chociaż kolejne dni przyniosły korektę, to jednoznacznie widać, że od początku wybuchu wojny na Ukrainie mamy do czynienia z cenowym wstrząsem na światowych rynkach zboża. W zależności od tego, jak będzie kształtować się sytuacja nad Dnieprem, ceny z dnia na dzień mogą notować ogromne wahania. Rynek obawia się szoku podażowego. Będzie to miało niebagatelny wpływ na inflację i ceny żywności na całym świecie.
Wahania cen zagrożeniem dla Polski?
Zasadnym jest uważne monitorowanie turbulencji na światowych rynkach, ale warto mieć na uwadze, że wpływ wojny na Ukrainie na bezpieczeństwo żywnościowe będzie zróżnicowany w zależności od specyfiki sektora rolniczego w danym kraju. Najbardziej zagrożone są państwa niebędące w stanie zaspokoić swoich potrzeb siłami własnej produkcji rolnej, a co za tym idzie, posiłkujące się importem towarów, których dotyczą istotne wahania cen.
W Polsce produkcja zboża należy do najważniejszych gałęzi krajowego rolnictwa. Jesteśmy trzecim największym producentem zbóż w Unii Europejskiej, zaś areał zasiewów pszenicy nad Wisłą oscyluje w okolicach 2,5 mln hektarów, co daje drugie miejsce w UE. W sezonie 2020/2021 zbiory zbóż w Polsce wyniosły rekordowe 33547 tys. ton, zaś nasz kraj od dekady notuje dodatnie saldo w handlu zagranicznym ziarnem pszenicy.
To właśnie polskie zboża stanowią główną bazę surowcową dla rodzimego sektora zbożowo-młynarskiego, co czyni go to w dużej mierze odpornym na wahania cen surowca na rynkach światowych. Powyższe kwestie sprawiają, że nie należy się obawiać większych turbulencji na polskim rynku zboża po stronie podażowej.
Warto również wskazać, że tak jak Ukraina z jej imponującą produkcją słonecznika i produktów pochodnych, tak też Polska ma swoją specjalizację w sektorze rolniczym. Jesteśmy bowiem największym na świecie producentem pszenżyta. Odpowiadamy za 1/3 światowej i ponad 40% unijnej produkcji. Eksport pszenżyta w sezonie 2019/2020 wyniósł 662 tys. ton, trzykrotnie więcej niż 10 lat wcześniej.
Nie oznacza to jednak, że wojna na Ukrainie nie wiąże się z żadnym ryzykiem po stronie podażowej dla Polski. Głównym powodem do niepokoju dla krajowego przetwórstwa jest potencjalne zagrożenie dostaw śruty słonecznikowej, która stanowi ważny komponent pasz dla drobiu. Ewentualne zakłócenia dostaw z Ukrainy mogą się wiązać ze wzrostem kosztów dla polskich producentów drobiu, w linii prostej będzie oddziaływało to na jego ceny w Polsce. Możliwy jest scenariusz, w którym import śruty pozostanie niezagrożony, gdyż odbywał się on w większości drogą lądową – blokady szlaków czarnomorskich mają więc mniejszy wpływ na import tego towaru.
Nawozowy armagedon i opłacalny eksport
Wojna na Ukrainie ma niebagatelny wpływ na ceny gazu ziemnego. Chociaż jego ceny same w sobie nie stanowią bezpośredniego czynnika determinującego koszty produkcji rolnej, to mają ogromny wpływ na ceny nawozów niezbędnych przy produkcji zbóż. To właśnie w cenach nawozów oraz polityce rządu i Komisji Europejskiej należy upatrywać głównego czynnika, jaki będzie miał wpływ na ceny żywności w Polsce.
Polska jest znaczącym producentem nawozów azotowych (głównie za sprawą Grupy Azoty), jednakże nie ustrzegło to krajowego rynku przed skokowymi wzrostami cen. Gaz ziemny stanowi bowiem ogromną część kosztów produkcji nawozów, w przypadku mocznika wynosi nawet 80%. Polska mimo znaczącej produkcji krajowej jest importerem netto nawozów sprowadzanych przede wszystkim z Rosji, która 4 marca wstrzymała ich eksport.
Na początku marca Anwil (producent nawozów będący częścią grupy kapitałowej Orlen) opublikował cennik nawozów, w którym tona saletry amonowej kosztuje 6100 złotych. Dla porównania rok wcześniej było to 1200 złotych – wzrost jest więc ponad czterokrotny. Z kolei 10 marca Agrochem Puławy (spółka Grupy Azoty) podała wartość 4100 złotych za tonę. Pokazuję to skalę wyzwań, z jaką muszą się obecnie mierzyć polscy producenci.
Pojawiła się już odpowiedź ze strony rządu, dotycząca wsparcia polskiego rolnictwa w formie dopłat do nawozów w ramach tzw. tarczy antyputinowskiej. Wsparcie w wysokości 500 złotych miałoby być przyznawane za każdy hektar, co w przybliżeniu daje 1000-1500 złotych za tonę nawozu. Jest to jednak forma pomocy publicznej, której zatwierdzenia dokonuje Komisja Europejska. Dopłaty nie zrekompensują jednak w pełni dodatkowych kosztów polskich producentów, wobec czego wzrost cen płodów rolnych na rynku krajowym jest nieunikniony.
Realnym scenariuszem jest wzrost cen pieczywa o co najmniej 20%-30% w najbliższym czasie. Kolejnym krokiem powinno być wprowadzenie tymczasowego zakazu eksportu nawozów z Polski. To rozwiązanie odbiłoby się jednak na wynikach finansowych Anwilu i Grupy Azoty, gdyż osłabiona złotówka jest czynnikiem zachęcającym do sprzedaży na rynki zagraniczne z powodu korzystnego dla polskich producentów kursu wymiany walut (za tą samą wartość liczoną w euro eksporter otrzymuje więcej w przeliczeniu na złotówkę).
Pokusa kierowania produkcji na eksport nie dotyczy tylko producentów nawozów. Wojna na Ukrainie może spowodować zwiększony popyt na część produktów polskiego sektora rolnego. Gdy dodamy do tego drastyczne wzrosty cen zbóż na światowych giełdach i sprzyjającą eksportowi słabą złotówkę, to będziemy mogli pokusić się o stwierdzenie, że dla części producentów obecna sytuacja może stanowić okazję do pomnożenia zysków dzięki sprzedaży zagranicznej. Wszelkie szczegółowe prognozy są jednak niepewne i zależą od rozwoju sytuacji na Ukrainie, ale z jednym wyjątkiem – polscy konsumenci powinni się przygotować na wzrost cen żywności.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.