Sobuniewska: Po inwazji Putina to nie neutralność klimatyczna jest najważniejsza
W skrócie
Wojna na Ukrainie jest wielkim niebezpieczeństwem, ale też – jak każdy kryzys – szansą na zmianę zasad gry. W tym przypadku: unijnej polityki klimatycznej. Polska ma tu szansę zyskać większe pole manewru.
W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.
Materiał stanowi wybrane fragmenty z wywiadu udzielonego przez autorkę weekendowemu wydaniu Gazety Krakowskiej i Dziennika Polskiego. Zachęcamy do pełnej lektury wywiadu.
Oczywiście dziś nie chcę wyrokować, bo to dopiero początek wojny. Wojny, która z jednej strony jest bardzo dużym niebezpieczeństwem, ale też – jak każdy kryzys – może zmienić warunki gry. W tym przypadku: warunki transformacji klimatycznej. Być może z powodu agresji reżimu Putina Komisja Europejska zdecyduje się zwolnić z polityką klimatyczną, o co Polska bardzo długo zabiegała. Nie łudzę się, że Polska stanie się teraz kompasem moralnym Europy w kontekście bezpieczeństwa energetycznego, ale realnym jest scenariusz, że będzie miała większe pole manewru. W obliczu wojny zmieniają się priorytety energetyczne.
Polityka klimatyczna rozważa trzy wartości: bezpieczeństwo energetyczne, ochronę środowiskową i opłacalność finansową. Jeszcze nieco ponad tydzień temu dla Komisji Europejskiej priorytetem w tej triadzie wartości była ochrona środowiskowa. Dla nas, Polaków, ona również była i jest ważna, ale jeszcze ważniejsze było bezpieczeństwo energetyczne i opłacalność finansowa.
Mówiąc krótko: nas na rozwiązania zaproponowane przez Brukselę zwyczajnie nie stać. Dzisiaj jest czas, żeby te kosztowne programy zrewidować. Nie możemy dziś mówić o polityce energetyczno-klimatycznej wyłącznie w kontekście realizowania strategii klimatycznej; to nie neutralność klimatyczna jest dzisiaj najważniejsza. Ona mogła być najważniejsza do czasu wojny, ale w ostatnich dniach sytuacja się zmieniła i naszym priorytetem powinno być dziś bezpieczeństwo energetyczne.
W 2020 roku 32 procent gazu ziemnego w Unii Europejskiej pochodziło z Rosji, choć sytuacja oczywiście różni się w poszczególnych państwach członkowskich. Patrząc jednak w skali całego kontynentu: Europa dała się zamknąć w putinowskim szachu – Kreml przez 10 lat uzależnił nas od gazu, Europa podjęła niewystarczające wysiłki, żeby to zmienić, w związku z czym Putin ma teraz przeciw nam świetny argument polityczny. Powtórzę za minister Anną Moskwą, z którą w tym przypadku się zgadzam: powinniśmy teraz jak najszybciej zadbać o derusyfikację europejskiej polityki. Bo, po pierwsze, nie robi się biznesów z morderczym reżimem. Po drugie: absolutnie wymaga tego nasz instynkt samozachowawczy.
Polska jest w dość dobrym położeniu. Nasza zależność od Rosji w ostatnich latach znacząco się zmniejszyła. Mamy zapasy gazu, ale przede wszystkim w ostatnich latach stworzyliśmy infrastrukturę: terminal LNG w Świnoujściu (takie terminale zajmują się przeładunkiem i regazyfikacją skroplonego gazu) i – w przygotowaniu – Baltic Pipe, system gazociągów, którymi do Polski popłynie gaz ze Skandynawii. Duńczycy właśnie wznowili prace przy budowie lądowych odcinków Baltic Pipe. Ma być gotowy w październiku tego roku, a w pełni przepustowy – od początku kolejnego.
Co oznacza, że od 1 stycznia 2023 roku nie będziemy już w żaden sposób związani z rosyjskim gazem. To jest fantastyczna sytuacja, daje nam niezależność. W tym przypadku Polska – choć możemy narzekać na opóźnienia czy niespójną politykę informacyjną w obszarze energetyki – zdała egzamin rewelacyjnie. Niemcy są w zupełnie odwrotnej sytuacji: oni zdecydowali o wygaszaniu swoich elektrowni atomowych, po to, żeby zastąpić je rosyjskim gazem.
Plan jest taki: w 2050 roku Unia Europejska jest neutralna klimatycznie – to znaczy nie używa ani węgla, ani gazu, a w dodatku nie produkuje nadwyżki emisji w żadnym ze swoich sektorów (np. w budownictwie czy transporcie). W lipcu zeszłego roku wyszedł pakiet Fit For 55, który mówi, że europejska gospodarka do 2030 roku ma zredukować o 55 procent, względem roku 1990, emisję dwutlenku węgla. Pierwsze elementy pakietu mają obowiązywać już od 2024 roku.
Ale już dzisiaj wiemy, że w toku bardzo namiętnych negocjacji w Brukseli, Komisja zdecydowała się zastosować wobec niektórych państw, w tym Polski, taryfy ulgowe. Mówiąc konkretniej: zdecydowała dopuścić do tego, by za pieniądze unijne tworzyć „brudną” infrastrukturę – gazową lub atomową, która ma pomóc najbardziej potrzebującym krajom przejść przez transformację klimatyczną bez bardzo bolesnych kosztów ponoszonych przez zwykłych obywateli.
Troska o nich powinna być jedną z osi dyskusji – moim zdaniem najważniejszej w III RP – o transformacji klimatycznej. Tu potrzeba nam czegoś, co nazywamy realizmem klimatycznym, który trzeźwo postrzega rzeczywistość i bardzo dobrze widzi i szanse, i koszty procesu – nie tylko finansowe, ale również polityczne czy społeczne. Wszystkie za i przeciw.